# 45
~ POV Sougo ~
Drzwi efektownie się otworzyły. Nie zdziwiło mnie gdy był za nimi długi i wąski korytarz. Wszedłem pierwszy, a reszta ruszyła za mną. Położyłem dłoń na rączce od pistoletu, aby mieć go na wszelki wypadek przy sobie.
Było bardzo cicho, co nie wróżyło nic dobrego. Jedynym dźwiękiem były odgłosy naszych kroków, które odbijały się od ścian.
Kilka chwil później doszliśmy do końca prostego korytarza. Teraz stanęliśmy przed wyborem drogi. Mogliśmy pójść w lewo lub prawo. Rozejrzałem się w jednym jak i drugim kierunku, po czym odparłem:
- Dobra, jest nas sześć osób - zwróciłem się do towarzyszy. - Najlepszym rozwiązaniem jest rozdzielenie się. Trzy osoby pójdą w lewo, kolejne trzy w prawo. Jeśli ktoś coś dziwnego zauważy niech powiadomi resztę przez krótkofalówki. Czy to jasne?
- Tak jest - odpowiedzieli chórem.
Kiwnąłem głową na znak potwierdzenia, po czym ruszyłem korytarzem znajdującym się na prawo. Czułem, że jestem już blisko.
~ POV Sakura ~
Sama już nie wiem jak się czuję. Godzina na wyświetlaczu komórki wskazuje 19:15. Sougo nadal nie zadzwonił więc, nie mam bladego pojęcia, czy mam brać to za dobry czy zły znak.
Chciałam czymś sobie zająć czas, obejrzeć jakiś film, albo coś w tym stylu, ale i tak bez przerwy myślę o Tsukkim. Nie jestem jakoś zbytnio zdenerwowana, może dlatego, że w końcu dotarło do mnie porwanie okularnika, poza tym nie mam teraz wpływu na to, jak zakończy się owa akcja.
Był już nawet u mnie Yamaguchi. Po całym dniu bezczynnego leżenia, postanowił w końcu się ruszyć i do mnie przypełznąć. Do niego też dotarło to całe wydarzenie, tylko, że on w odróżnieniu do mnie, dopiero teraz zaczął poważnie panikować. Jeszcze trochę i pewnie by się rozpłakał na wieść, że Tsukki jeszcze nie wrócił, ale poinformowałam go, że dzięki moim znajomościom incydent ten jest już zgłoszony na policji i sprawa, mam nadzieję, jest w toku postępowania. To go trochę uspokoiło do momentu, kiedy dowiedział się, że zajmuje się tym mój brat. Wtedy na nowo zaczął się denerwować mówiąc, że Tsukki z tego żywy nie wyjdzie. Pocieszałam go, ale sama nie byłam pewna tego, co mówię. Sougo miał zadzwonić, ale tego nie robi. Mam tylko nadzieję, że nic mu się nie starło.
~ POV Sougo ~
Szliśmy korytarzem dobre kilka minut. Już mieliśmy zawracać, bo nic szczególnego nie przykuło naszej uwagi, gdy zobaczyłem kolejne drzwi, które były takie same jak poprzednie. Po sprawdzeniu okazało się, że również były zamknięte. Ale wiadomo było, że nie jest to dla mnie żadna przeszkoda. Lubię, kiedy jakieś wejście nie jest tak od razu otwarte, bo jest wtedy jasne, że to, co się za nimi znajduje, jest ważna na tyle, aby fatygować się, aby je zamknąć. Na przykład sejfy, one nigdy nie są otwarte.
Ale kończąc te rozmyślenia, znowu wyważyłem drzwi. Jestem jedynym, który tak potrafi, więc zawsze ja muszę to robić.
Drzwi ustąpiły. Uśmiechnąłem się pod nosem na widok za progiem, bowiem znajdowały się tam schody prowadzące w dół. Hmm... Czyli piwnica. Uwielbiam piwnice. Zazwyczaj w takich miejscach ukrywa się zwłoki. Od razu pomyślałam o siostrze, która na pewno zbeształaby mnie za to, że znowu w myślach chcę uśmiercić jej chłopaka, ale nie jest to celowe. Po prostu wolę zawsze być przygotowanym na najgorsze.
Nie wiedząc, co mnie czeka na dole, wyjąłem broń z kabury i odbezpieczyłem go. Spojrzałem na towarzyszący mi podwładnych. Myśleli pewnie tak samo jak ja. Według mnie nie było tu nikogo innego poza nami. Przecież tym wyważaniem drzwi narobiłem tyle hałasu, że zmarłego bym obudził. No dobra, koniec myślenia o zwłokach, pora się w końcu ruszyć.
Jak zawsze to ja prowadziłem zespół. Zszedłem po schodach na sam dół już z przyzwyczajenia zachowując ostrożność i ciszę.
Będąc na miejscu rozejrzałem się po pomieszczeniu. Moi koledzy uczynili to samo zatrzymując się obok mnie. Muszę przyznać, że to miejsce też jest dosyć zwyczajne. Nawet nie znajdowało się tu dużo rzeczy. Przy ścianach pełno półek, w większości pustych. Przy suficie zauważyłem tylko małe okienka, pewnie służyły po to, aby od czasu do czasu przewietrzyć ten pokoik. Czyli co, kolejny ślepy zaułek?
Już miałem dać rozkaz do opuszczenia pomieszczenia, kiedy nagle zobaczyłem kolejne drzwi znajdujące się pomiędzy dwoma ogromnymi półkami. Były prawie niewidoczne, przez co łatwo je przeoczyć. Zaciekawiły mnie, więc sięgnąłem za klamkę.
Ku mojemu zaskoczeniu ustąpiły bez większego problemu. Otworzyłem je. To, co za nimi ujrzałem, przerosło moje oczekiwania jakie miałem wobec finału tej sprawy.
Pomieszczenie okazało się malutkim pokoikiem, coś na kształt składziku. Wewnątrz nie było nic oprócz jednego - osoby leżącej na podłodze w kałuży krwi.
"Nie żyje" - pomyślałem przez chwilę, ale postanowiłem to najpierw sprawdzić.
- Dowódco, znalazł pan coś? - zapytał jeden z podwładnych, który stanął za mną. Od razu kiedy to zobaczył wydał cichy jęk. Pewnie on też pomyślał o śmierci tej osoby.
Podszedłem, po czym przystanąłem w krwi poszkodowanego i przykucnąłem przy nim. Leżał na brzuchu, więc nie widziałem jego twarzy. Jedyne, czego byłem pewny to tego, że jest to mężczyzna. Gdyby nie to, że miał krótkie włosy, nawet to nie byłoby jednoznaczne. Był ubrany w spodnie i koszulkę. Wszystko nasiąknęło krwią, więc nie był oczywisty kolor ubioru. Kolor włosów tak samo.
Postanowiłem odwrócić go na plecy. Kiedy to uczyniłem, byłem prawie pewny, że znalazłem tego, kogo szukałem od paru godzin. Nie miał rzecz jasna okularów, ale i tak był bardzo podobny do rysopisu, który podała mi siostra. Tylko, że buzi nie miał już takiej ślicznej. Przez jego policzki i czoło ciągnęły się krwawe pręgi. Twarz była cała w zaschniętej krwi.
Sprawdziłem mu puls, mając nadzieję, że może jednak, jakimś cudem żyje. Przyłożyłem dwa palce na jego szyi próbując wyczuć tętno. Zamknąłem przy tym oczy modląc się w duchu, bo wiedziałem, że jeśli nie przeżyje, Sakura będzie załamana i nie wiadomo czy zwykły psycholog by jej pomógł.
Nagle otworzyłem szeroko oczy nie mogąc w to uwierzyć. Puls. Czuję puls!
- Dzwońcie po pogotowie! On żyje!
- Już zadzwoniłem - odpowiedział szybko jeden z towarzyszów.
Odetchnąłem. Może jednak choć raz mi się coś uda i kogoś uratuję. Sięgnąłem dłonią do jego twarzy, aby choć trochę ją przetrzeć. Kiedy dotknąłem jego policzka wydawało mi się, że zobaczyłem ledwo zauważalny grymas na jego ustach. Chyba, że to wyobraźnie płata mi figle.
***
Po dziesięciu minutach pogotowie było już na miejscu. Zbadali go, po czym przenieśli na nosze. Zrobili mu parę zastrzyków, po czym zaczęli go przewozić do karetki. Jeden z sanitariuszy powiedział mi, że ten chłopak miał dużo szczęścia. Gdyby choć odrobinę dłużej się nad nim znęcali pewnie by już nie żył. Poza tym miał ogromnego farta, że go tak szybko znaleźliśmy.
W drodze do karetki nawet otworzył oczy, co dla mnie było nie do pomyślenia. Jest na granicy między życiem a śmiercią, a ma tak dużo siły by przeżyć.
Szedłem w pośpiechu tuż za sanitariuszem, który prawie biegł obok noszy, na których leżał chłopak. Po chwili spostrzegłem, że patrzy prosto na mnie. Po pewnym czasie zaczął poruszać ustani jakby chciał coś do mnie powiedzieć.
Błyskawicznie dotarliśmy do karetki, by następnie włożyć go z noszami do wnętrza pojazdu.
W międzyczasie powiadomiłem o wszystkim Hijikatę przez krótkofalówkę, który przybył w chwili, kiedy ambulans odjechał.
- Dobra robota Sougo - pochwalił mnie.
Nawet na niego nie patrząc, odparłem:
- To było po prostu moje zadanie. Nic więcej.
~ POV Sakura ~
Wychodziłam już z siebie. Był późny wieczór, a Tadashi siedział bez przerwy w moim pokoju czekając razem ze mną na jakąś wiadomość.
- Jak myślisz, kiedy zadzwoni? - zapytał mnie po raz kolejny.
- Nie wiem - odpowiedziałam tak samo jak poprzednio.
Siedzieliśmy na podłodze oparci o łóżko, kiedy zadzwoniła moja komórka, którą trzymałam w dłoniach. Spojrzałam na wyświetlacz.
- O kurde. To Sougo! - krzyknęłam, po czym szybko odebrałam. - I co?!
- Nie drzyj się tak, bo ogłuchnę - przywitał mnie ciepło jak zawsze. - Jest w miarę dobrze.
- Czyli? Znaleźliście go? - Podekscytowanie wzięło nade mną górę.
- Tak. Właśnie jedzie karetka do szpitala.
- Którego? - W mgnieniu oka wstałam z podłogi i podbiegłam do szafy, aby wziąć jakąś bluzę. Na zewnątrz o tej porze może być chłodno.
- Ty chyba nie chcesz...
- Chcę! Który szpital?! - Wyjęłam bluzę i już stałam przy drzwiach, aby jak najszybciej wyjść. Dałam jeszcze tylko znak Yamaguchi'emu, aby szedł za mną.
Usłyszałam ciche westchnięcie po drugiej stronie słuchawki.
- Proszę bardzo: Tokioidai Hospital, 6-7-1 Nishishinjuk. Ale nawet jeśli tam pojedziesz, lekarze cię nie w...
- Dzięki. To pa - rzuciłam, po czym, razem z przyjacielem, ruszyliśmy korytarzem w stronę wyjścia z akademika.
Podoba mi się ten rozdział. Muszę nawet przyznać, że jest moim ulubionym ;-) A wy co o nim sądzicie?
Dopiero teraz, czytając go po raz pierwszy od dłuższego czasu, znalazłam tu fajny cytat: "Lubię, kiedy jakieś wejście nie jest tak od razu otwarte, bo jest wtedy jasne, że to, co się za nimi znajduje, jest ważna na tyle, aby fatygować się, aby je zamknąć." Sama się dziwię, że to wymyśliłam. Chyba, je sobie gdzieś zapiszę :-D
Do końca opowiadania zostały dwa rozdziały i epilog
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro