Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

# 20

~ POV Sakura ~

Gapiłam się na Akiteru z szeroko otworzonymi oczami i ustami. W tym czasie kiedy on opowiadał wszystko bardzo szczegółowo, ja zamówiłam sobie tylko wodę mineralną, bo nic innego przez gardło by mi nie przeszło.

Wsłuchiwałam się w każde wymawiane przez niego słowo. Nigdy nie sądziłam, że Kei tak się zachowywał po moim wyjeździe. Myślałam nawet przez pewien czas, że było mu beze mnie lepiej. Teraz wiedziałam całkowicie, że dwa lata temu dokonałam największego błędu w całym moim życiu.

Jednak nie nie przebije ostatniej sceny, którą opisał mi bardzo dokładnie. Od razu przed oczami zobaczyłam mojego Kei'a zakrwawionego na ulicy. A właśnie tego chciałam uniknąć. To dowodzi tylko tego, że przeznaczenia nie da się oszukać.

- I co było dalej? - zapytałam zachrypniętym głosem. Serce podeszło mi do gardła od tych emocji. Naprawdę martwię się o okularnika, chociaż wiem, że nic mu już nie jest.

- Karetka przyjechała bardzo szybko, chociaż dla mnie w tamtej chwili minuty mijały strasznie wolno. Każda chwila przeradzała się w godzinę. Sprawdzili puls i wykonali też inne procedury. Wtedy dla mnie to była strata czasu. Chciałem tylko, aby specjalistyczni lekarze się nim zajęci.

Akiteru wyglądał na przejętego. Nie jest mu łatwo opowiadać o tym wszystkim.

- Pojechałem razem z nim. Sanitariusze zajęli się nim bardzo starannie. W mgnieniu oka dotarliśmy do szpitala. Tam zabrali go od razu na badania, aby sprawdzić, czy nie doszło do uszkodzenia mózgu czy rdzenia kręgowego. Nie mogłem go początkowo odwiedzać, nawet po jego wybudzeniu. Lekarze twierdzili, że nie może nikogo na razie znajomego widzieć. Dopiero po kilku dniach mi pozwolili. Muszę przyznać, że był w opłakanym stanie. - Po tych słowach żałośnie się roześmiał. - Był przypięty do kroplówki, miał bladą cerę i podkrążone oczy. W ogóle nie wyglądał jak mój mały braciszek. - Kiedy on go tak nazywa miałam ochotę się popłakać, przez co oczy zaczęły mnie piec. Ale starałam się być silna.

-  Ale do rzeczy. Na początku nie wiedziałem, czy w ogóle mnie poznaje, ale okazało się, że pamięta wszystko. Dopiero, kiedy pytałem o list, okazało się, że nie ma o nim zielonego pojęcia. Nie wspominając już o tym, że nie pamięta ciebie. Zgłosiłem to lekarzowi. Powiedział, że to zrozumiałe, że nie przypominać sobie ostatnich wydarzeń. Trochę zdziwiło go to, że zapomniał tylko o jednej, konkretnej osobie, ale medycyna zna różne przypadki.

- A Ayako? - Tylko jej brakuje mi w tej całej opowieści.

- Znasz ją? - zapytał pełen zdziwienia.

Przytaknęłam.

- Na początku tylko z widzenia. Ale potem... mieszkamy w jednym pokoju w akademiku - wypaliłam.

Po jego minie zobaczyłam, że jest zaskoczony tą informacją.

- O, tego się nie spodziewałem. - Uśmiechnął się ze zdenerwowaniem, po czym odchrząknął. - Ayako... Hmm... To był dzień jak co dzień. Poszedłem do Kei'a, ona już przy nim siedziała. - W tej chwili dostałam deja vu. Tadashi mówił prawie to samo. - Patrzyła się na niego, coś szeptał i trzymała go przy tym za rękę. Kiedy się jej przyjrzałem uzmysłowiłem sobie, że pierwszy raz ją widzę. Ona, kiedy tylko mnie zobaczyła wstała, uśmiechnęła się nieśmiało i powiedziała, że jest przyjaciółką mojego braciszka. Ale to było niemożliwe. - Pokręcił głową. - Znam wszystkich jego przyjaciół, przynajmniej z widzenia. Jej nie kojarzyłem. - Znowu to samo. Yamaguchi też mówił, że jej nie zna. Dziwne. - Ale w początku. Przychodziła codziennie, coś tam mu przynosiła. Po jakiś czasie wyszedł ze szpitala, a około po dwóch tygodniach później oznajmił, że Ayako to jest jego dziewczyna. - Kiedy słucha się o tym samym cały czas w kółko, to już nawet ta informacja mnie nie zmartwiła. W pewnym sensie już się pogodziła z tą myślą. - I to by było na tyle. Masz jakiś pytanie?

Przemyślałam wszystko to, czego się dowiedziałam.

- Nie, nie mam. Przynajmniej na razie.

- W porządku, ale jakby coś cię trapiło, albo miałabyś jakąś prośbę, to śmiało dzwoń. - Podał mi małą karteczkę, na której był zapisany jego numer telefonu.

Uśmiechnęłam się i przyjęłam ten drobny prezent.

- Dziękuję. Nie sądziłam, że Kei może mieć takiego miłego brata.

Akiteru machnął ręką.

- Bez przesady. To raczej ja powinienem być zaskoczony tym, że braciszek miał taką ładną i sympatyczną dziewczynę. Ale oczywiście o wszystkim muszę dowiadywać się ostatni.

- Nie byłam jego dziewczyną - odparłam speszonym głosem. Chociaż było bardzo blisko, abym nią została, pomyślałam.

- Nie? W takim razie, kim dla niego byłaś?

Zaskoczył mnie tym pytaniem. Muszę przyznać, że sama się nad tym nigdy nie zastanawiałam. Nie byłam jego przyjaciółkę, bo mi się nie zwierzał. Od tego miał Tadashiego. Może koleżanką? Chociaż jak na tą funkcję za bardzo go lubiłam. On mnie chyba też.

- Nie musisz odpowiadać. - Wyrwał mnie tymi słowami z rozmyśleń. - Ja już muszę iść. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.

- Ja również mam taką nadzieję.

Blondyn ostatni raz się uśmiechnął, po czym wstał i powoli idąc, po jakimś czasie wmieszał się w tłum. Ja również dłużej nie siedząc, odeszłam spod kawiarni.

***

Nie wróciłam od razu do akademika. Postanowiłam jeszcze pospacerować i zaczerpnąć świeżego powietrza.

Rozmyślałam przede wszystkim o monologu Akiteru. Nie zdziwił mnie za bardzo, bo taki ciąg wydarzeń był bardzo prawdopodobny. Spodziewałam się tego, że miał wypadek, bo Tadashi już mi o tym mówił. O nagłym przybyciu Ayako też słyszałam od przyjaciela. Blondyn tylko złożył to wszystko w jedną, logiczną całość.

Nie czułam się po tym spotkaniu specjalnie przygnębiona. Przyzwyczaiłam się, że Kei mnie nie zna, chociaż ten wisiorek na szyi - prezent od niego - ciąży mi, kiedy przypomnę sobie, od kogo go mam.  Teraz przychodzi mi na myśl tylko jedno pytanie: Pomóc mu odzyskać pamięć czy nie?

Zaczęło się ściemniać. Zaczął powiewać chłodny wiatr. Byłam lekko ubrana, więc zaczęło być mi zimno. Siedziałam na ławce w pobliskim parku. Latarnie oświetlały aleje, po których już prawie nikt nie spacerował. To chyba znak, że powinnam wracać. Przez ten cały czas, ani razu nie spojrzałam na zegarek, więc zaciekawiłam się, jak długu już tu tkwię. Wyjęłam komórkę z torebki, po czym spojrzałam na wyświetlacz.

Co!? Kiedy ujrzałam godzinę, telefon prawie wypadł mi z ręki. Już piętnaście po dziesiątej. Jak ten czas mógł tak szybko minąć? Szybko zerwałam się z ławki, po czym popędziłam aleją prosto w stronę akademika. Wypadłam na chodnik biegnąc ile sił w nogach powtarzając w myślach: Nie zdążę, kurde nie zdążę. 

Dotarłam do celu w rekordowym czasie i szybko dotarłam do drzwi wejściowych. Szarpnęłam raz, drugi... Zamknięte! Wiedziałam, że zamykają akademik o dziesiątej, ale sądziłam, że to tylko takie gadania, aby przychodzić na czas. Poza tym spóźniłam się tylko piętnaście minut. To tak wiele? I co ja mam zrobić? Gdzie będę nocować?

Pierwsze co wpadło mi do głowy to, aby zadzwonić do Eri. Niezły pomysł. Wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer do przyjaciółki. Po trzech sygnałach odebrała.

- Gdzie jesteś, co jasnej cholery! - krzyknęła.

- Uspokój się. Stoję przed akademikiem - wyjaśniłam.

Przez chwilę panowała cisza.

- To wejdź do środka. Nie będę cię dłużej kryć. Byli przed chwilą na kontroli u nas. Jak zobaczyli, że cię nie ma to skłamałam, że jesteś w łazience. - Eri mówiła o wykładowcach, którzy przychodzą co wieczór i sprawdzają, czy wszyscy są. Niby ba być to dla bezpieczeństwa, żeby nikt nie wymykał się na imprezy w środku semestru i takie tam.

- Jesteś kochana, wiesz? Ale niestety wejść nie mogę, bo drzwi są zamknięte.

- Jak to? - zdziwiła się. - Chodź tu pod okno, do naszego pokoju, bo ci nie wierzę.

Przewróciłam oczami.

- Dobra - burknęłam i się rozłączyłam.

Zaczęłam iść na prawo. Wydaje mi się, że nasze okno znajduje się gdzieś niedaleko. Robiło mi się coraz chłodniej. W takiej chwili żałuję decyzji pójścia na to spotkanie z Akiteru. Jak sobie pomyślę, że teraz mogłam siedzieć w cieplutkim pokoju, to aż mi się słabo robi. Chociaż nie, nie żałuję, że go spotkałam. Niepotrzebnie szłam na ten durny spacer, trzeba było od razu wracać do akademika.

Po paru chwilach chodzenia po chodniku, doszłam pod odpowiednie okno. Nie domyśliłabym się, które to, ale tylko jedno było otwarte, a z niego wychylała się Eri. Palców u nóg już nie czułam, ale lepiej przestanę myśleć, co mi odmarza, a co nie, bo to mi nie pomaga.

- Czyli naprawdę nie możesz wejść!?

- Nie, stoję tutaj dla przyjemności! - odkrzyknęłam lekko zdenerwowana jej postawą.

- Nie ironizuj teraz! Jeśli opiekunka dowie się, że cię nie ma, to obie mamy przechlapane!

- A gdzie Ayako!? - Dopiero teraz jakoś tak przypomniałam sobie o jej istnieniu. Przecież ona może wygadać wszystkim, że nie ma mnie. 

- Nie ma jej na razie w pokoju! Poszła coś kupić do picia z automatu! Ale coś długo nie wraca! Może się zgubiła!? - rozmyślała na głos.

- A co mnie ona obchodzi! Niech znika, a nawet niech utonie w toalecie! Zapytałam się tylko dlatego, że myślę, że ona może powiedzieć opiekunom o moim zniknięciu!

Eri przez chwilę myślała.

- Na razie nie wie, że cię nie ma!

To dało mi o myślenia. Muszę wymyślić jakieś kłamstwo, dla wykładowców i Ayako. Bo coś czuję, że do akademika nie wejdę.

Moje przemyślenia przerwał krzyk przyjaciółki.

- Już wiem, jak dostaniesz się do środka! Zwiążę wszystkie kołdry i prześcieradła razem, przerzucę je na zewnątrz i będziesz się po nich wspinać! Tak jak na filmach, w których więźniowie uciekają z więzienia! Tylko na odwrót! - Wyglądała na szczęśliwą ze swojego pomysłu. Ja już mniej.

- Oszalałaś!? Wiesz jaką ja mam kondycję! Szybciej się zabiję, niż podciągnę się choć odrobinę!

Nagle światło zaświeciło się piętro wyżej, nad oknem do mojego pokoju. Wspaniale obudziłam kogoś. Teraz już naprawdę po mnie. Okno otworzyło się szybko i już po chwili spojrzała ma mnie znajoma mi osoba.

- Przestańcie się drzeć! Ludzie chcą spać!

Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok, bo jego się tutaj nie spodziewałam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro