Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

# 39

~POV Kei~

Dwie godziny wcześniej

Włóczyłem się ulicami idąc bez celu. Yamaguchi dzwonił do mnie już kilka razy, ale nie odbierałem. Choć przez chwilę chciałem być sam i pomyśleć o wszystkim i o niczym.

Słońce zaczęło już zachodzić. Chyba pora wrócić do akademika.

Szedłem tak parę minut, kiedy zrozumiałem, że coś jest nie tak. Dyskretnie odwróciłem głowę. Jakiś mężczyzna szedł kilka kroków za mną. Niby nic szczególnego. Skręciłem w kilka przypadkowych uliczek, aby się upewnić. Znowu  lekko odwróciłem głowę. Ten facet nadal był tuż za mną. Chyba nie miał doświadczenia w tym, co robił, bo prawie od razu zrozumiałem, że mnie śledzi. Tylko czego może chcieć?

Próbowałem go zgubić, ale nie było to proste. Kiedy ja przyśpieszałem, on również to robił. Zacisnąłem zęby. Gdybym był silniejszy, pewnie sam bym się z nim uporał. Nie wyglądał na bardzo napakowanego. Nosił normalne jeansy, czarną kurtkę i kaszkietówke spod której nie wystawały żadne włosy, więc musiał być łysy.

Zatrzymałem się. Nie będę uciekać jak jakiś gówniarz. Szybko się odwróciłem. Rozejrzałem się, jednak nigdzie tego faceta nie widziałem. Czyli chyba mi się to tylko musiało wydawać, że za mną idzie. Mam nadzieję, że w żadną paranoję nie popadam. Skrzywiłem się na myśl, że już chciałem się bić z kimś, kto po prostu za mną szedł.

Miałem właśnie z powrotem się odwrócić i ruszyć w dalszą drogę, kiedy nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i przycisnął mi kawałek miękkiej szatki do ust i nosa. Ponad to przycisnął mnie do siebie ramieniem, uniemożliwiając mi ruchy.

Co tu się wyrabia!?

Niepotrzebnie wlazłem w opuszczoną uliczkę. Przez to nikt mnie nie widzi i nie pomoże. Chciałem krzyknąć, a najlepiej się wyrwać, ale po prostu nie mogłem! Facet, bo kobieta to na pewno nie była, wydawał się bardzo silny, więc to pewnie nie była ta sama osoba, co wtedy za mną szła.

Szamotałem się, ale szło mi to coraz bardziej opornie, a poza tym miałem trudności z oddychaniem. Ta szmatka musiała być czymś nasączona. Czułem jakiś lekko słodki zapach. Ale nie dam się tak łatwo.

Nagle pojawił się ten sam facet, którego widziałem wcześniej. Nie będę ukrywać, że adrenalina u mnie podskoczyła. Mężczyzna w kaszkietówce podszedł do mnie, po czym uśmiechnął się przebiegle.

- Całkiem ładniutki z twarzy, nie sądzisz? - Patrzył na mnie, ale ewidentnie to pytanie skierował do osoby stojącej za mną. Ja starałem się na niego nie patrzeć. Za bardzo moje myśli zaprzątała myśl, co chcą ze mną zrobić, no bo chyba nie... zgwałcić. Już wolałbym, aby mnie pobili, albo sprzedali moje organy niż, aby tych dwóch facetów miało mnie dotknąć.

- O czym ty gadasz? Rób co masz robić i wracamy.

Dopiero, kiedy mężczyzna przede mną, zaczął podwijać mi rękaw koszuli zauważyłem w jago ręce strzykawkę. Przeraziłem się. A jeśli to jakaś trucizna? Umrę na miejscu w męczarniach.

Starałem się wyrwać, bo nasączony materiał działał raczej powoli i to było chyba tylko po to, aby mnie osłabić.

Facet w kaszkietówce, kiedy tylko odsłonił moje całe przedramię, nie czekając już dłużej nacisnął delikatnie tłok strzykawki, aby wylało się parę kropli bezbarwnej substancji, po czym wbił igłę w moją skórę. Poczułem ukucie, a następnie ból w tym miejscu.

Po kilku sekundach ogarnęła mnie senność. Obraz zaczął mi się rozmazywać. Nawet nie poczułem, kiedy upadłem na chodnik.

***

~POV Sakura ~

Następnego dnia

Obudził mnie ból w lewej ręce. Nie chciałam jeszcze wstawać, bo dobrze mi się spało. Powoli otworzyłam oczy. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie jestem u siebie. Przypomniałam sobie, że przecież zgodziłam się spać u Yamaguchi'ego.

Przekręciłam głowę w prawo, aby spojrzeć na łóżko Kei'a. Nadal było puste, a pościel idealnie ułożona. Czyli nie wrócił na noc. Nie martwiłabym się nawet tym faktem, gdyby nie ta podsłuchana rozmowa. Nie jestem pewna, ale przeczuwam, że Ayako też nie nocuje u siebie. Choć mogę się mylić.

Spojrzałam na lewo. Już wiem dlaczego mnie ręka boli. Tadashi położył na niej swoją głowę, przez co krew mi do niej nie dociera. Nie ma może aż tak ciężkiej głowy, ale śpi pewnie w takiej pozycji od dłuższego czasu. Nie myśląc długo wyszarpnęłam rękę, dzięki czemu zamiast na moim przedramieniu spał w końcu na poduszce. Nawet się nie obudził. I dobrze, będę mogła spokojnie i po cichu stąd wyjść.

Jak tak teraz o tym pomyślę to dziwne, że opiekunowie z akademika wczoraj tu nie zajrzeli. Może dlatego, że są oficjalnie wakacje i większość studentów wyjeżdża do swoich domów, a im z tej okazji się nie chce łazić bez celu. Choć w sumie, co mnie to obchodzi. Jest dobrze jak jest.

Wzięłam komórkę Yamaguchi'ego, która leżała na biurku, aby sprawdzić godzinę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to tapeta na której miał nasze stare zdjęcie, które zrobiliśmy chyba na początku roku szkolnego, kiedy oboje byliśmy w pierwszej klasie w Karasuno. Nie sądziłam, że jeszcze je ma. Kazałam mu je usunąć, bo wyglądałam na nim jak połączenie wiewiórki i karpia, jeśli ta kombinacja jest w ogóle możliwa. Nie wiem dlaczego akurat takie porównanie.

Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na śpiącego przyjaciela. Teraz nieco zmienił pozycję. Obecnie, dla odmiany, rozciągnął się na całym łóżku, co wyglądem przypominał mi rozgwiazdę.

Jeszcze raz popatrzyłam na wyświetlacz komórki. Była dopiero ósma dwadzieścia, co na moje standardy wakacyjne było zabójczą porą. Cicho westchnęłam i odłożyłam urządzenie. Byłam zdziwiona, bo wcale nie byłam senna ani zmęczona, co zawsze mi się zdarza tak wcześnie. 

Wstałam z łóżka, po czym odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Już miałam je otworzyć najciszej jak tylko dałabym radę, kiedy usłyszałam ciszy głos za sobą.

- Sakura, to ty?

Spojrzałam przez ramię. Tadashi miał lekko uchylone powieki i spoglądał w moją stronę.

- Tak, a kogo się spodziewałeś? Świętego Mikołaja?

- Możesz mówić ciszej? Łeb mi pęka. - Mówiąc to dotknął czoła jakby sprawdzał, czy nie ma gorączki.

Nie wiem, o co mu chodzi. Przecież mówię tak jak zawsze. Chyba, że...

- Chyba nie twierdzisz, że masz kaca? - zażartowałam. - Wypiłeś pół piwa. - Prawie wybuchnęłam śmiechem. Po co mam chodzić do cyrku skoro mam tutaj jednego klauna.

- Nie śmiej się - odrzekł błagalnym głosem. - Ja tu umieram.

- Taaa, akurat. - Założyłam ręce na piersi, przyglądając mu się z rozbawieniem. Oparłam się przy tym o drzwi.

- Nic nie rozumiesz. Cierpię, a ty jeszcze się ze mnie nabijasz. - Słowa te pewnie próbował wykrzyczeć, ale marnie mu to wyszło. Przez to usłyszałam tylko głośniejszy szept. - A tak w ogóle to, co ty tu robisz? - Popatrzył na mnie pytająco.

- Ty nic nie pamiętasz z wczorajszego wieczoru? - Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwieniem. Na serio go wzięło, a ja myślałam, że przesadza.

- Nie, a co?

- Nie, nic. - Machnęłam ręką. Co mu będę tłumaczyć, że sam chciał, abym tutaj się za nim przywlekła. - Przyszłam sprawdzić, czy trafiłeś bezpiecznie do mieszkania.

- Jasne, że trafiłem - oburzył się. - A dlaczego miałbym nie trafić, co? Nie jestem dzieckiem i potrafię o siebie zadbać.

- Taaa... - "Następnym razem będziesz spać na korytarzu przed moimi drzwiami" - pomyślałam, ale wolałam zachować to dla siebie. - To do później.

Odwróciłam się, nacisnęłam klamkę z zamiarem opuszczenia go i pozostawienia tego pijaka samemu sobie.

- Do później - odparł, a po chwili dodał ciszej: - Jeśli dam radę wstać z łóżka.

Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym wyszłam zamykając za sobą drzwi. Nie myślałam, że Yamaguchi potrafi mnie jeszcze zaskoczyć, ale widzę, że jeszcze dużo o nim nie wiem.


Co sądzicie o tym rozdziale? :-)

Muszę przyznać, że zbliżamy się nieubłaganie do końca jego opowiadania i mam nadzieję, że spodoba wam się zakończenie, jakie dla was wymyśliłam. Choć dla pocieszenia powiem, że jeszcze kilka rozdziałów przed nami *^*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro