# 15
Przeniosłam wzrok z okna na Pana Otsu. Wpatrywał się we mnie wyczekująco z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie mam pojęcia od czego zacząć. Większość mojej historii już zna. Opowiedziałam mu wszystko, co takiego zdarzyło się w moim życiu. Wszystko, co było związane z Keiem.
Moje pierwsze spotkanie z psychologiem nie było zbytnio udane. Rodzice bez mojej wiedzy zapisali mnie do niego widząc, że w nowej szkole nie mogę skupić się na lekcjach, nie potrafię dogadać się ani z nauczycielami, ani resztą uczniów. Dopiero kilka dni przed wizytą poinformowali mnie o tym fakcie. Dopiero po wielu namowach, dla świętego spokoju, postanowiłam jednak pójść.
Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie dlatego, że nie był miły, uśmiechnięty, czy zainteresowany moją osobą. Po tych wszystkich rozmowach z nim nawet go polubiłam, ale kiedyś miał ze mną urwanie głowy. Kiedy przypomnę sobie te tygodnie, z którymi miał do mnie do czynienia, uzmysławiam sobie, że ja sama bym z sobą nie wytrzymała.
Pierwsze kilka dni po prostu siedziałam i nic nie mówiłam. To Pan Otsu mówił do mnie. Ale co dziwne, nie wypytywał mnie o przeszłość, tylko opowiadał jak ostatnio spóźnił się na pociąg, albo jak zapomniał o rocznicy ślubu, przez co spał w pokoju gościnnym przez tydzień. Teraz rozumiem, że chciał mnie tym co siebie przyzwyczaić, abym lepiej go poznała.
Potem było już lepiej. Najpierw mówiłam tylko o nowej szkole, rodzicach i Sougo. On słuchał mnie uważnie, co jakiś czas zadając pytania. Cieszyło mnie to nawet, bo wiedziałam, że uważnie skupia się na wszystkim co opowiadałam.
Dopiero, po jakiś dwóch miesiącach powiedziałam mu Tsukkim. Rozpoczęłam od tego, jak napisałam do niego po raz pierwszy. Potem już jakoś się potoczyło. Powiedziałam wszystko od początku do końca. No właśnie. Końca.
Kiedy psycholog usłyszał już większość mojej żałosnej historii, nie pocieszał mnie. Już wystarczająco się nasłuchałam. Powiedział, że postąpiłam bardzo dojrzale, bo potrafiłam dla bezpieczeństwa ukochanej osoby zrezygnować z niego. Chociaż był zdziwiony, że nie powiadomiłam policji o tym incydencie z napaścią na mnie. Przecież mój brat jest policjantem. Odpowiedziałam tylko, że nie chciałam zwracać na siebie jeszcze większej uwagi. Przecież wyjeżdżałam do Tokio, więc zostawiłabym Keia samego. Z tego też powodu z nim się rozstałam, w tak bezduszny sposób.
Po mniej więcej pół roku, przestałam tutaj przychodzić. Czułam się znacznie lepiej. Teraz znowu muszę się komuś wygadać, kto nie będzie mnie osądzał, a przynajmniej nie jawnie. Wiem, że to co powiem, zachowa tylko dla siebie.
- Dawno cię tu nie było. Musiało się coś stać. Chciałabyś mi o tym opowiedzieć? - Jego głos jak zawsze jest uspokajający.
- Jakbym nie chciała rozmawiać, to bym nie przyszła - odpowiedziałam wesoło. On na te słowa również się uśmiechną.
- Masz rację. W takim razie, słucham. - Oparł się łokciami o biurko, a dłońmi podtrzymał brodę. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić:
- Ostatnio spotkałam jednego z moich znajomych z Karasuno.
- Keia? - zapytał bez ogródek.
- Tak, zgadł pan. No i on, hmm... - Zamyśliłam się na chwilę, szukając odpowiedniego słowa. - Nie pamięta mnie.
- Jesteś pewna? - Psycholog odchylił się, po czym oparł się plecami oparcie krzesła. - Może cię nie poznał. Nosisz teraz okulary i...
- Tak, jestem pewna - przerwałam mu. - Poza tym ma teraz nową dziewczynę.
Pan Otsu nie wyglądał na zdziwionego tą informacją.
- Znasz ją?
To jest właściwe pytanie. Tadashi wspominał, że widział ją po raz pierwszy, więc pewna nie jestem, czy była w Karasuno.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, mogłabym przysiąc, że pierwszy raz zobaczyłam ją w Tokio, trzymającą jego za rękę.
Od razu przed oczami staną mi obraz tej dziewczyny. Szczupła, brązowe włosy. Muszę przyznać, że trochę podobna do mnie. Oczywiście nie licząc wzrostu, bo jest wyższa ode mnie.
- Może po prostu stracił nadzieję, że do niego wrócisz, więc pokochał kogoś innego? Takie rzeczy się zdarzają. - Jego szczerość mnie czasami dobija.
- Dowiedziałam się od Yamaguchiego, że miał wypadek. Potracił go samochód. Miał pewnie jakiś uraz głowy, ale nie wiem nic konkretnego. To tylko moje domysły. Wydaje mi się, że ma amnestie. I właśnie w tej sprawie do pana przychodzę.
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Czyli w jakiej, bo nie rozumiem.
Dlaczego mężczyźni nie mogą być bardziej domyślni. Wszystko trzeba im tłumaczyć.
- Właśnie w tej. Ma chyba amnestie i chciałabym się o tym więcej dowiedzieć. Znaczy się o tej... - Próbowałam znaleźć odpowiednie słowo. - Chorobie?
Nadal chyba nic nie rozumiał, bo przez chwilę nic nie mówił. Westchnął, po czym założył dłonie na piersi.
- Cieszę się, że pomyślałaś o mnie w takiej sprawie, ale ja jestem psychologiem i się nie znam na amnestii.
Przewróciłam oczami.
- Ale uczył się pan na studiach medycznych, prawda? Niech pan mi powie cokolwiek. Jak można to leczyć? - rzekłam już lekko błagalnym głosem.
Pan Otsu już chyba trochę miał mnie dosyć. Miałam tylko nadzieję, że nie wymyśli na poczekaniu jakieś wymówki, aby tylko nie odpowiadać.
- Raczej trudno jest mi powiedzieć cokolwiek, bo każdy pacjent jest inny - podsumował. Jednak, kiedy zobaczył moją błagalną minę smutnego pieska, odparł: - Nie rób takiej miny. Wszechwiedzący nie jestem.
- Naprawdę nic pan nie wie? Jak pan mi powie, co mi pomoże, to obiecuję się odczepić.
Patrzył na mnie przez chwilę, po czym odwrócił wzrok.
- Dobrze. - Te słowa znacznie mnie ożywiły, a przede wszystkim, ucieszyły. - Chcesz wiedzieć, czy da to się wyleczyć, tak? -Przytaknęłam. - I nie pamięta tylko ciebie, tak? - Znowu potwierdziłam. - Tylko jedna przyczyna przychodzi mi do głowy. Miał wypadek. Uderzył się w głowę. To zrozumiałe, wystąpiła chwilowa amnestia. A, że nie pamięta ciebie przez tak długi czas może być spowodowane tylko tym, że on nie chce o tobie pamiętać.
- Nie rozumiem - powiedziałam zaciekawiona słowami psychologa.
- Jakby to ci wytłumaczyć. Podczas wypadku, kojarzyłaś mu się raczej z cierpieniem. Więc, jego mózg tak jakby automatycznie zapomniał o tobie.
- A czy jest jakiś sposób, aby sobie o mnie przypomniał? - dopytywałam.
- Jak już wspomniałem, to trudne. Trzeba się konsultować z specjalnym lekarzem, a jedyne co mogę ci poradzić, to możesz często się z nim widywać, zabierać go w miejsca, gdzie bywaliście. Po prostu musi sobie o tobie przypomnieć.
Chyba rozumiałam, o co chodziło panu Otsu. Muszę niestety przyznać, że jest to trudne zadanie do wykonania. Przecież on nie chce mnie widzieć i na pewno nie ma zamiaru nigdzie ze mną chodzić.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Nie czekając na pozwolenie do gabinetu weszła ta sama pielęgniarka, co stała przy recepcji.
- Przepraszam panie doktorze, ale dzwoniła do pana dyrektorka jednej ze szkół. Chciałaby pilnie z panem porozmawiać.
Odwróciłam się od kobiety i z powrotem spojrzałam na psychologa, który szybko wstał, obszedł biurko, po czym podszedł do mnie.
- Dziękuję, że przyszłaś, ale musimy się na dzień dzisiejszy pożegnać. - Czyli w końcu znalazł powód, abym sobie poszła. Dobra, i tak dowiedziałam się wszystkiego, czego chciałam. Również wstałam, podziękowałam mu, że w ogóle chciał ze mną mówić, a następnie wyszłam.
Kenmy już nie było. Nie dziwię się. Mi też nie chciało by się czekać. Mam nadzieję, że Kuroo go nie dopadł.
Wyszłam na świeże powietrze. To naprawdę będzie trudne chociaż rozmowa z Tsukkim. Nic o nim aktualnie nie wiem. Mogłabym się zapytać Ayako, ale do niej zaufania nie mam za grosz. Ale najpierw muszę zastanowić się nad najważniejszą sprawą. Czy on w ogóle chce o mnie pamiętać.
***
Powrót do akademika zajął mi więcej czasu. Chciałam pospacerować i przy okazji pomyśleć. Nie wymyśliłam nic. Jak zwykle. I jeszcze te głupie schody, które prowadzą na drugie piętro. Mogliby zamontować windę.
Stopień za stopniem, krok za krokiem jakoś wlokłam się do swojego pokoju. Po kwadransie - które w rzeczywistości okazały się pięcioma minutami - dotarłam do celu. Chwyciłam za klamkę, która ku mojej uciesze ustąpiła. To znaczy, że Eri jest w pokoju, a ponad to nie muszę szukać klucza po kieszeniach.
- Hej, dawno wróciłaś? - zapytałam, zamykając za sobą drzwi. Przyjaciółka siedziała na łóżku, trzymając w dłoniach jakąś kopertę.
- Nie, dopiero weszłam - odpowiedziała, po czym wstała i podeszła w moja stronę. Wyciągnęła biały papier w moją stronę. - To do ciebie. Była wetknięta między drzwi, a futrynę.
Odebrałam rzecz z dłoni Eri. Rzeczywiście z przodu koperty było odręcznie napisane: Do Sakury. Zaciekawiło mnie to, bo kto w dzisiejszych czasach pisze listy, chociaż może być w środku coś innego. Byłam zaskoczona, że nie ma ani nadawcy, ani adresu. Obróciłam ją jeszcze prę razy w dłoniach, jakbym chciała znaleźć jakąś wskazówkę. W końcu postanowiłam ją otworzyć.
Wybaczcie, że znowu nie ma Tsukkiego i dodatkowo rozdział tak późno. Ale niestety zbliża się koniec semestru, a zaczynają się egzaminy. Trzymajcie za mnie kciuki ;-)
I teraz pytanie do was pytanie. Jak myślicie, co jest w kopercie? Ciekawe, czy ktoś zgadnie ^_^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro