Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Anton

Rozejrzałem się po pokoju w którym zostałem ulokowany i wyciągnąłem z kiszeni spodni paczkę papierosów. Usiadłem na parapecie i odpaliłem jednego zaciągając się nim głęboko, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Popatrzyłem z irytacją w tamtym kierunku wyobrażając sobie Castarisa, albo co gorsza mojego ojca, ale kiedy zobaczyłem uśmiechającą się do mnie Kirę poczułem jak uśmiech rozciąga i moje usta.

- Witaj ptaszku – przywitałem się wstając z parapetu, a on weszła do pokoju, zamknęła za sobą drzwi, podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno. Ściskała mnie przez dłuższą chwilę po czym odsunęła się lekko, spojrzała w górę i wzięła moją twarz w dłonie, dotykając jej z troską, przyglądając mi się z uwagą, jakby próbowała coś dostrzec.

- Wszystko z tobą dobrze? Jak się czujesz? – spytała przesuwając palcem od mojego policzka w stronę brody. Wyglądała bardzo ładnie. Inaczej niż wtedy kiedy byliśmy razem. Kiedy to ja mogłem ją dotykać i oboje byliśmy więźniami Ildara. Teraz ona była wolna, i ta wolność rozświetlała jej oblicze.

- Wolność ci służy ptaszku – odpowiedziałem po francusku, patrząc w jej ciemnoniebieskie oczy i znowu się uśmiechnąłem. Dobrze było widzieć ją w tak dobrej kondycji, szczególnie po tym przez co przeszła.

- Przyszłam z tobą porozmawiać, i muszę wiedzieć czy wszystko u ciebie dobrze… - powtórzyła, a ja pokiwałem głową.

- Na tyle na ile może być. Wciąż muszę sprzątać bo Castarisach, ojciec wkurwia mnie jak zawsze, jestem cholernie zmęczony i jeszcze ten ślub – odrzuciłem głowę to tyłu i poczułam jak Kira ściska moje dłonie. Ta bliskość była dość niespodziewana, ponieważ odkąd związała się z Leo unikała mnie jak ognia, i z pewnością nie chciała mnie dotykać.

To zmieniło się trochę po dniu kiedy ledwo uszła z życiem podczas ataku na dom Brandona Narrno. Gdy odwiedzałem ją w szpitalu dotykała moich rąk, patrzyła na mnie z czułością, no i zaczęła się o mnie wręcz przesadnie troszczyć.

Kiedy zapytałem ją dlaczego zaczęła traktować mnie inaczej, mówiła tylko że jestem jej najlepszym przyjacielem i mnie kocha, że pamięta jak wiele dla niej robiłem przez te wszystkie lata, gdy byliśmy skazani na siebie w zamku Aristova i nigdy mi tego nie zapomni. I że zawsz będę miał w niej wsparcie.

Oczywiście nie była już mną zainteresowana jako kochankiem, chociaż wcześniej, zanim poznała Leo, zawsze szukała ze mną kontaktu fizycznego.

Najpierw niewinnego, kiedy przytulaliśmy się do siebie nocami i pozwalałem jej na różne rzeczy -  na dotykanie mnie, całowanie, czy właśnie przytulanie – pozwalałem jej, mimo że nikt inny nie mógł tego robić, ponieważ była śliczna i skrzywdzona i wziąłem za nią odpowiedzialność w chwili kiedy Ildar przyprowadził ją do mnie pewnego wieczora – chudą dziesięciolatkę, poobijaną, wygłodzoną, zniszczoną życiem równie mocno co ja.

Dawaliśmy sobie czułość, i było to raczej niegroźne, do momentu kiedy staliśmy się dorośli i zaczęliśmy dotykać się inaczej.

Pamiętałem dość dobrze ten dzień. Ildar wysłał nas do wykonania z pozoru prostego zadania, które skończyło się masakrą. Kira była naprawdę dobra, ale tamtego wieczoru przeżyła tylko dzięki mnie.

Byłem poobijany, obolały i cały we krwi kiedy wróciliśmy do domu. Oberwałem mocniej ponieważ wziąłem na siebie więcej, aby jej nic się nie stało. Udało mi się ją ocalić i tylko to się liczyło, ale właśnie wtedy… wszystko się między nami zmieniło.

Od relacji jaka dzieliła dwoje zagubionych, wrzuconych w brutalny i okrutny świat dzieciaków, którzy wspierali się jakby byli rodziną, nagle staliśmy się kim więcej.

Kira płakała obmywając moje rany wodą i swoimi łzami. Usiadłem pod prysznicem pozwalając jej zmywać krew z mojego ciała. Zdjęła mi ubranie, później zaczęła się rozbierać, wciąż płacząc. Szeptała że mnie kocha, że tak bardzo jej przykro, że nie powinno tak być… „Ucieknij ze mną…” szeptała. „Ucieknijmy razem, tam gdzie nigdy więcej nas to nie spotka. Nie zniosę dłużej twojego bólu, nie mogę patrzeć jak on cię rani, tak bardzo cię kocham…” mówiła  dotykając mnie tak jak wcześniej, a jednocześnie tak bardzo inaczej. Jej dłonie drżały, były niecierpliwe, sunęły po moich mięśniach brzucha i klatki piersiowej, ciekawe i roztrzęsione. Jej oddech był przyspieszony, urywany, jej pełne piersi unosiły się w jego rytmie, patrzyła na mnie zamglonym wzrokiem i powtarzała: „Kocham cię, ucieknij ze mną…”. I wtedy zrozumiałem, że zawsze czuła do mnie więcej, że chciała więcej, że patrzyła na mnie właśnie w ten sposób, tylko po prostu wcześniej tego nie dostrzegałem. Pragnęła mnie tak jak niemal wszystkie kobiety, dokładnie tak samo jak inne - jak ktoś kogo fascynuje moje ciało.

To było tak bardzo typowe. Wiele osób pragnęła mnie w ten sposób. Ciekawiłem ich. Ludzie się mną interesowali, pociągała ich moja powierzchowność, kobiety chciały mnie dotykać, całować, patrzeć na mnie i bywało to zarówno irytujące jak i chwilami przydatne.

Zastanawiałem się czy to dobry pomysł, abym robił to z Kirą, ale kiedy docisnęła do mnie swoje piersi, rozchylając pełne czerwone usta tak jakby marzyła tylko o tym abym je pocałował… Cóż, po prostu się temu poddałem.

Kira była bardzo piękna, to na pewno, jej ciało zmysłowe, podniecające i mieliśmy coś jeszcze – więź. Powinno wyjść, w sumie wszelkie warunki pozostawały spełnione, prawda? Tylko, że chyba nie wyszło.

 Kiedy nasze języki się spotkały, czułem się dziwnie, ale dość przyjemnie.

Z reguły nie całowałem kobiet, ojciec uważał takie gesty za słabość, ponad to twierdził że nie całuje się prostytutek, a tylko z takimi kobietami się pieprzyłem.

Kirze jednak chciałem dać więcej. Całowałem ją – głęboko i mocno, a ona jęczała w moje wargi, zaplatając wokół mnie swoje ciało. Zaczęła się na mnie poruszać, zachłannie penetrując usta. Jej dłonie były ciekawskie, niecierpliwe, nieco brutalne. Dotykała mnie, a ja dotykałem ją. Poruszaliśmy się na sobie, byliśmy nadzy, ocieraliśmy się o siebie w poszukiwaniu spełnienia. Nie mogłem w nią wejść, ponieważ według tych niedorzecznych standardów wyznaczanych przez nasz świat musiała zostać nietknięta do ewentualnego ślubu, ale mieliśmy całkiem sporo innych opcji.

Tak wiec oddaliśmy się temu. Pierwszy raz był ciekawy. Trwał długo, doprowadziłem ją do orgazmu kilka razy zanim sam osiągnąłem spełnienie, ponieważ jak zwykle miałem z tym problem, ale udało się.

Później zaczęliśmy robić sobie dobrze ustami. Kira była bardzo wrażliwa, nie robiłem tego żadnej innej kobiecie ale zaspakajanie jej w ten sposób było przyjemne i proste. Ona jednak chyba nie lubiła zaspakajać mnie, zapewne dlatego, że byłem zbyt duży i aby dojść potrzebowałem brutalnego dotyku, więc zawsze musiała robić to mocno i długo.

Znaczy – nie musiała. Ale robiła. Chciała to robić, mówiąc że skoro ja dałem orgazm jej, ona do orgazm mnie.  Nie zamierzałem sprawiać jej bólu, mimo że nie miałem nic przeciwko temu aby ona sprawiała ból mnie, ale chyba to również mi nie wyszło.

Z pewnością byłem beznadziejnym kochankiem, szczególnie w porównaniu do tego lalusiowatego kochasia Leo, ale nie umiałem być inny. Nikt nigdy nie dał mi szansy na bycie innym.

Moje kochanki dochodziły podczas seksu. Czy im się podobało? Nie mam pojęcia, sprawiały wrażenie zaspokojonych, a pod koniec wręcz prosiły mnie abym już przestał. Dlatego musiałem mieć w sypialni więcej kobiet – minimum dwie, aby gdy jedna skończy i zacznie ją boleć, wziąć następną. Kobiety miały różny próg bólu i wytrzymałości. Jedne mogły uprawiać seks całą noc, i dochodziły w tym czasie wiele razy, inne po godzinie czy dwóch były już obolałe. Dlatego zawsze musiałem mieć rozwiązanie dodatkowe i nie nadawałem się do związków z jedną kobietą.

Nie wiem dlaczego z takim trudem osiągałem spełnienie. Może przez Alysse, może przez to co ojciec zrobił mojej mamie, lub przez to że kazał mi patrzeć jak brutalnie pieprzy swoje dziwki kiedy byłem zbyt młody.

Ale tak czy inaczej, seks kojarzył mi się z przemocą i krwią. Z czymś bolesnym i brudnym. I nie umiałem tego zmienić, nawet dla kogoś takiego jak Kira.

- Tony? – zagadnęła muskając palcami skórę na moim karku. Bawiła się moimi włosami patrząc w moje oczy z troską – Martwię się o ciebie…

- Jeśli obawiasz się, że zapieprzę twoją przyjaciółkę na śmierć w czasie nocy poślubnej to możesz być spokojna. Nie tknę jej…

- A szkoda, bo powinieneś. Tylko delikatnie – powiedziała uśmiechając się lekko – Obiecaj, że będziesz dla niej delikatny…

Westchnąłem ze zmęczeniem i pokiwałem głową. Nie zamierzałem jej pieprzyć, więc co mi tam.

- Będę dla niej delikatny. Obiecuję – Kira uśmiechnęła się szerzej i wtuliła twarz w moją klatkę piersiową.

- Zawsze pachniesz tak samo. Tak rześko i dziko, jak śnieg i mróz, nawet tutaj w gorącej Kalifornii. Jak lasy sosnowe i góry. Uwielbiam ten zapach – westchnęła uśmiechając się do mnie smutno, a ja znów poczułem się dziwnie.

- Czemu mnie tak tulisz, ptaszku? Coś się stało? Ten dupek cię zranił i mam go zabić? – zapytałem z niepokojem, zaplatając wokół niej ramiona.

- Między nami wszystko dobrze. Jestem z nim bardzo szczęśliwa…

- Więc czemu mnie tak dotykasz?  - spytałem skołowany.

- Nie dotykam cię w niestosownym sposób. Przytulam cię…

- Okej… - odpowiedziałem skonsternowany i nagle poczułem, że Kira zaczyna delikatnie drżeć w moich ramionach. Nie rozumiałem co jej się działo. Zawsze miałem problem z tym aby ją zrozumieć. – Kira… Co się dzieje?

- Boję się o ciebie. Miałam potworny sen… - powiedziała i spojrzała na mnie z dołu.

- Sen? Kira, oszalałaś? – zaśmiałem się z niedowierzaniem.

- Ildar trzymał w swoich lochach, krwawiłeś, byłeś tak okropnie zmasakrowany…

- Przecież to rzeczywistość. Wiele razy robił mi krzywdę i kazał ci na to patrzeć. To tylko złe wspomnienia, które wracają gdy śpisz, spokojnie – dotknąłem jej policzka chcąc ja jakoś uspokoić.

- Nie, Anton. On cię mordował. Powoli i obrzydliwie brutalnie. Boję się, że… że to się stanie. Że kiedy nadejdzie moment na który czekasz... – złapała mnie za twarz i pociągnęła ją w dół przyciskając usta do mojego ucha - … Gdy będziesz realizował swój plan, że ci się nie uda. On cię złapie, zamknie cię, będzie cię mordował tygodniami, a ja nie będę mogła ci pomóc – dodała drżącym głosem, wtuliła twarz w moją szyję i to było zupełnie nie w jej stylu…

- Kira… Czy ty jesteś w ciąży?

- A co to ma do rzeczy?

- Zachowujesz się dziwnie.

- Anton, to nie są żarty – odsunęła się odrobinę – On cię zniszczy. Nie zniosę twojego cierpienia. Umrę, przysięgam…

- Kira, błagam cię uspokój się. Nic mi nie będzie…

- Odpuść, Anton. Odpuść tę zemstę, przynajmniej na razie. Weź Livię i wyjedź z nią na Syberię. Ona cię kocha, da ci szczęście i spokój którego potrzebujesz. Daj sobie szansę na normalne życie, zasłużyłeś na to jak nikt inny.  Po prostu chcę żebyś był szczęśliwy… Tylko dzięki tobie przeżyłam w Rosji. Opiekowałeś się mną przez te wszystkie lata, obrywałeś za mnie, troszczyłeś się o mnie… Gdyby nie ty umarłabym i jeśli on cię zbije, ja też umrę. Zrób to dla mnie, proszę. Zostań z Livią. Pokochasz ją z łatwością, jest piękna dobra i mądra. Nacieszcie się sobą, kochajcie się całymi nocami, wyjedzcie gdzieś, staraj się unikać ojca, załóż rodzinę, Livia będzie cudowną matką dla twoich dzieci…

- Kira – przerwałem jej bo nie mogłem tego słuchać. Co ona mówiła? Oczywiście ze gdzieś w głębi marzyłem, aby być w ten sposób z Livią, ale dla mnie już nie było normalnej przyszłości. Normalnej rodziny. Pozostał mi tylko ból, mrok i zemsta. Jak Kira mogła tego nie rozumieć? – Przecież ty też chcesz pomścić rodziców i zabić Santoro – pochyliłem się w jej stronę i wyszeptałem z żalem. – Ildar zamordował moją matkę i to on będzie zdychał za to tygodniami. On, nie ja…

- Anton… Rozumiem cię. I dostaniesz swoją zemstę, zapłaci nam obojgu za każdą kroplę twojej krwi, za każdą moją łzę, za twoją mamę i to wszystko co nam robił, ale jeszcze nie teraz. Ildar póki co jest zbyt silny, a ty…

- A ja? Jestem zbyt słaby?

- Jesteś zbyt porywczy… Możesz popełnić błąd, a on nie okaże ci litości. Ten sen, Tony, prześladuje mnie od wielu dni… to co on ci robi… - pokręciła głową krzywiąc się z bólu – Nie da się tego opisać. – dotknęła palcami mojej twarzy i jakaś część mnie była jej wdzięczna za to, że wciąż się tak o mnie troszczy, ale druga cześć była tym poirytowana i zmęczona. Nie zamierzałem jednak jej odpychać, tylko spróbować uspokoić. – Nie chcę tego dla ciebie. Chcę tylko twojego szczęścia. Zasługujesz na nie, proszę…

- Kira, przestań…

- Pukałam, ale chyba nie słyszeliście – lekko roztrzęsiony głos Livii sprawił, że odskoczyliśmy od siebie i popatrzyliśmy w jej kierunku. Stała z zaniepokojonym, zdziwionym wyrazem twarzy. Przeskakiwała spojrzeniem ze mnie na Kirę i z powrotem, a ja uzmysłowiłem sobie jak to musiało wyglądać. Pochylałem się w kierunku Kiry, ona przytulała się do mnie, szeptaliśmy do siebie zaledwie kilka centymetrów od swoich ust, ona płakała dotykając mojej twarzy, ja wycierałem palcami jej łzy z policzków.

- Ja… Przyszłam z wami porozmawiać przed jutrem – Kira uśmiechnęła się sztucznie i spojrzała na mnie najwyraźniej myśląc sobie to samo co ja.

- O… to miło. A jest też Leo? – zapytała Livia jakby starała się znaleźć coś co sprawi, że to co wiedziała nie będzie aż tak dziwne i niestosowne.

- Musiał zostać dłużej w pracy… - Kira wytarła wilgotne policzki, a Livia spojrzała na nią z troską.

- Kira, czy coś się stało? Dlaczego płaczesz…?  - zapytała i weszła do mojego pokoju, a ja jak zwykle przykleiłem do niej oczy i nie potrafiłem przestać patrzeć.

- Martwię się o Antona. – podniosła dłoń i dotknęła mojej twarzy w geście w jakim matki dotykają swoich nieposłusznych synów – Uwielbia pakować się w kłopoty, a ja… Miałam zły sen. To głupie ale i tak się martwię…

- Rozumiem – przerwała jej Livia uśmiechając się uroczo – Ja też cały czas zamartwiam się o Leo. To normalne w naszym świecie, nasi przyjaciele, bracia i mężowie są ciągle narażeni na niebezpieczeństwa, i to sprawia że czasami jesteśmy tak przewrażliwione…  – dotknęła ręki Kiri, a ona spojrzała na Liv z wdzięcznością.

- Tak się cieszę, że od jutra będziecie mieli siebie – Kira przytuliła Livię i westchnęła wycierając wciąż wilgotną twarz – Pilnuj go, w tobie moja nadzieja – odpowiedziała, a Livia znowu się uśmiechnęła.

- Zrobię co w mojej mocy.

- Właściwie przyszłam aby powiedzieć Antonowi, że za pół godziny będzie kolacja… - zerknęła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, więc szybko spuściłem wzrok.

- Nie będę jadł…

- A właśnie, że będziesz – żachnęła się Kira. – Myślisz, że nie widzę jak wyglądasz? Nie jestem ślepa. Kiedy coś jadłeś, kiedy spałeś?

- Kira… - odezwałem się, powoli tracąc cierpliwość.

- Musisz coś zjeść. Rozumiem, że nie chcesz siedzieć z ojcem przy jednym stole, ale przynieśmy ci z Livią coś do pokoju – powiedziała i popatrzyła na przyjaciółkę, która pokiwała głową i znowu spojrzała w moje oczy.

- Nie jestem dzieckiem. Nie musisz mi nic przynosić. I w ogóle, co ci jest? To nie w twoim stylu, wiesz o tym, prawda?

- Zmieniłam się i tobie też radzę – zwróciła się do mnie – Kocham cię i liczę, że w końcu zaczniesz o siebie dbać. Teraz masz dla kogo żyć. Od jutra będziesz mężem, zapamiętaj to – pokazała na mnie palcem i zerknęła na Livię, która spoglądała na mnie zmieszana, ale po chwili wyszła za Kirą z mojego pokoju.

Pokręciłem z niedowierzaniem głową i schowałem twarz w dłoniach zastanawiając się jakim cudem znalazłem się w tak niedorzecznej sytuacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro