Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Anton

Wróciłem do domu wieczorem i zastałem całą czwórkę na kanapie w salonie. Śmiali się i rozmawiali. Przyjrzałem się mojemu bratu czując dziwny ucisk w sercu. Uśmiechał się tak szeroko i szczerze, a jego niespotykanie jasne oczy błyszczały.

Kiedy Ezra wyszedł z Daniell, aby zawieść ją do jej domu usiadłem przy Ilii, ponieważ Livia jedynie zgromiła mnie wzrokiem i poszła do naszej sypialni.

Popatrzyłem w jego twarz. Był bardziej podobny do mamy niż ja. Te same pełne usta, te same oczy w kształcie migdałów, delikatna linia szczęki i ten wielki, szeroki uśmiech.

Uśmiechnąłem się do siebie smutno, czując się poruszony. Mogłem się tylko domyślać jak bardzo mama by go kochała…

- Niepotrzebnie tak się zdenerwowałeś. Dani jest bardzo miła. Chętnie zobaczyłbym się z nią jeszcze raz. Poza tym wczoraj w szpitalu też spotykałem wiele osób, lekarzy i pielęgniarki, więc nie rozumiem czemu zareagowałeś w ten sposób akurat na nią – mówił tak płynnie, że brzmiał niemal zupełnie inaczej niż jeszcze jakiś czas temu. Przeczesywał włosy między palcami półleżąc na kanapie.

- Po pierwsze Daniell i pielęgniarki czy lekarze to zupełnie inna bajka. Dani pochodzi z naszego świata, natomiast klinika wujka Ezry jest zupełnie niepowiązana z mafią. Nikt ze szpitala Marcusa nigdy mnie nie widział, więc nikt też nie skojarzyłby cię ze mną. Ale masz rację… Pewnie przesadzam i histeryzuję jak ujął to Ezra. Zdenerwowałem się zbyt mocno, ale to dlatego że tak mocno mi na tobie zależy – odpowiedziałem po prostu, prosto z serca. Kochałem mojego brata nad życie i strasznie się o niego bałem.

Uśmiechnął się do mnie  i płożył dłoń na moim ramieniu.

- Jesteś taki podobny do naszej mamy – wyszeptałem, a jego uśmiech lekko przygasł. Zmrużył delikatnie oczy.

- Zabrał ci ją? – zapytał, a ja jedynie pokiwałem głową. – Przykro mi.

- Nie, to mnie jest przykro. Byłem zbyt mały aby ją uratować, teraz jestem znacznie silniejszy, ale i tak boję się, że teraz kiedy cię odzyskałem… ktoś wyrwie mi cię z rąk. Gdybym cię stracił… Ja… - zawiesiłem się przełykając ślinę.

Do niedawna nie miałem nikogo. A teraz miałem tak wiele do stracenia, i to przerażało mnie zbyt mocno…

- Nie stracisz mnie. Będę silny tak jak ty. I stanę przy tobie, kiedy będzie umierał za to co zrobił nam i naszej matce – uśmiechnął się krzywo, tylko jedną połową ust, przez co jego twarz nabrała mrocznego wyrazu.

- Taka perspektywa cię nie przeraża? – zapytałem ponieważ ja kiedyś byłem bardzo wrażliwym chłopcem. Miałem wrażenie że to co zrobił mi mój ojciec tak bardzo mnie zmieniło, wcześniej raczej brzydziłem się przemocą.

- Taka perspektywa mnie ekscytuje – wzruszył ramionami odchylając głowę do tyłu. – Nie jestem okrutny z natury, przynajmniej tak mi się wydaje. Ale chętnie wyżyłbym się na kimś kto zniszczył mi życie.

- Nikt nie rozumie cię tak jak ja.

Właśnie wtedy drzwi do domu otworzyły się i wszedł przez nie Ezra wzdychając teatralnie.

- Padam na twarz. Twój teść przynudzał dzisiaj tak długo, że prawie zasnąłem – powiedział siadając na fotelu koło nas.

Pokiwałem głową i właśnie wtedy przypomniałem sobie że miałem go o coś zapytać.

- Ezra… Ten Lucjusz, brat Gabriela… - zerknąłem na Ezrę który momentalnie zrobił się blady. – Co jest między wami?

- Między nami? – wyprostował się przeczesując włosy w nerwowym geście.

- Wyczuwam zgrzyty. Patrzy na ciebie jakoś dziwnie. I ogólnie jest jakiś dziwny. Obślizgły i lalusiowaty. Wkurwia mnie. Zrobił ci coś?

- Anton, a czy ja ci wyglądam na dziewicę w opałach? – zapytał strzelając palcami.

- Nie. Ale wyglądasz jak ktoś kto trochę za bardzo przeżywa tę wymianę zdań. Znam cię nie od dzisiaj. Mnie możesz powiedzieć. Coś odjebał? Zrobił coś twojej mamie…?

- Nie. Nie i nie wiem o co ci chodzi.

- Nie rób ze mnie idioty, Ezra. Jestem twoim dłużnikiem. Uratowałeś  mi życie i to nie raz. A co ja zrobiłem dla ciebie? Nic. Nic nigdy dla ciebie nie zrobiłem…

- Najwyraźniej świetnie radzę sobie sam – westchnął wywracając oczami.

- Ale już nie jesteś sam. Mówiłem ci. Podaj mi tylko nazwiska…

- I co? – przerwał mi obcesowo.  – Zabijesz Lucjusza? I myślisz że gdyby to było takie proste, to już nie leżałby martwy? Myślisz że tylko ty jesteś w tym dobry? Myślisz że gdyby… gdybym nie zdawał sobie sprawy z tego, że on jest nietykalny nie pozbyłbym się go już dawno temu? – dodał i wstał a ja jeszcze chyba nigdy nie widziałem go tak zdenerwowanego.

- Co on ci zrobił?

- Gówno.

- Okej. Właściwie nie musisz mówić nic więcej…

- Błagam cię, Anton – przerwał mi z kpiącym uśmiechem, a Ilia przyglądał się nam z uwagą nie wtrącając się w naszą rozmowę. – To rodzony brat Gabriela. Zabicie go jest niemal niewykonalne. To skurwiel i zasłużył na śmierć, ale on naprawdę jest nietykalny. Nawet dla ciebie. Gabriel wyrżnąłby dla niego cały swój oddział…

- Więc może obaj bracia powinni gryźć glebę?

- Och no tak, bo to przecież takie proste. Mają pod sobą rzeszę zaufanych ludzi, wszędzie chodzą z taką obstawa że nawet ty się przez nich nie przebijesz, ale jasne, Anton potrafi. Skoro tak, to dlaczego Ildar wciąż żyje? Na co czekasz?

- Wiesz że dowiedziałem się o Ilii przez co wszystko się opóźniło, ale…

- Ale to nie takie proste! Jestem zwykłym, jebanym żołnierzem. Mogą robić ze mną co chcą, bo jestem dla nich nikim. Umiem walczyć, ale nie mam szans z całym oddziałem ich najlepszych ludzi. Gabriel cię szanuje, podziwia cię, choć umówmy się od jakiegoś czasu zająłeś się prywatą i nie miałeś czasu dla jego interesów. Dopóki jesteś mu potrzebny będzie trzymał cię blisko i udawał twojego przyjaciela, ale to skurwiel jakich mało. A jego brat jest obrzydliwy i znacznie gorszy niż on. Niemniej jednak obaj mają obstawę jak pieprzona Królowa Anglii, także serio, przestań snuć fantazje i składać obietnice których nie dasz rady dotrzymał

Ezra stał tuż przede mną. Był roztrzęsiony i domyślałem się że wiele wycierpiał z rąk tych ludzi. Na swój sposób miał dużo racji. Ale jednocześnie nie wiedział o mnie wielu rzeczy. Na przykład tego jaki potrafię być skuteczny kiedy naprawdę czegoś chcę.

- Założysz się? – przychyliłem głowę w bok, a on zamrugał.

- Anton… - wypowiedział moje imię ostrzegawczym tonem.

- W ciągu najbliższych dni Lucjusz będzie martwy. A przed śmiercią wyśpiewa mi co ci zrobił.

- Nie – Ezra wyraźnie się przestraszył, ale miałem to gdzieś. – Pomijam że cię zabiją zanim się do niego dostaniesz…

- To będzie taka próba generalna przed pozbyciem się Ildara  - zerknąłem na Ilię który patrzył na mnie martwym wzorkiem. – Co ty na to bracie?

- Brzmi jak plan – uśmiechnął się krzywo.

- Nie chcę nawet tego słuchać. Jesteś nienormalny ale jedyne co mogę zrobić to powiedzieć: nie rób tego. Wiem że i tak mnie nie posłuchasz, ale może jednak szanujesz mnie na tyle aby liczyć się choć trochę z moim zdaniem – dodał sucho - Ilia, chcesz wziąć ten prysznic? – wyłamał po raz kolejny palce i skupił wzrok na moim bracie.

- Chciałbym, ale…

- To chodź. Ja potrzebuję zająć czymś myśli, bo twój brat wkurza mnie jak mało kto, poza tym woda będzie zagłuszać awanturę jaką szykuje dla niego Livia.

- Pomóc wam?

- Pomóż sobie. Idź do żony i ogarnij się w końcu – fuknął Ezra.

- Chyba sobie poradzimy – Ilia wstał z kanapy, a Ezra podszedł do niego aby pomóc mu ruszyć do sypialni. Zanim zniknęli w pokoju Ilii pokazał na mnie palcem.

- I przestań pakować nasz wszystkich w kłopoty. Dobrze ci radzę.

- Dobrze, mamusiu  -  wywróciłem oczami, dotknąłem ramienia brata i ruszyłem do mojej sypialni.

Kiedy wszedłem do pokoju zobaczyłem Livię czeszącą włosy przed lustrem. Miała na sobie jasną koszulkę nocną i wyglądała jak tak pięknie. Chciałem ją przytulić, ale wiedziałem, że nie pozwoli mi się do siebie zbliżyć. Przetarłem szczypiące oczy i przysiadłem na fotelu przyglądając się jej z uczuciem.

Po kilku minutach odłożyła szczotkę na komodę i zerknęła na mnie z irytacją.

- Będziesz teraz tam tak siedział przez całą noc? – zapytała zaplatając ramiona na piersi. – Przesadziłeś dzisiaj, wiesz o tym?

Milczałem. Nie miałem w sobie ani siły ani ochoty na to aby się z nią kłócić.

- Wiesz co… W sumie nie chce mi się z tobą gadać – zakomunikowała i położyła się na łóżku, po czym zgasiła światło więc w sypialni nastała niemal zupełna ciemność.

Dzięki niej poczułem się trochę pewniej. Nie widziałem Livii, a cisza była uspakajająca. Westchnąłem głośno i po raz kolejny wróciłem wspomnieniami do tamtej chwili która odmieniła moje życie.

- Przepraszam. Nie chciałem cię zdenerwować, ale…. To był zwyczajny dzień. Dokładnie taki sam jak dzisiejszy. Co prawda wtedy padało i było dość chłodno, ponieważ w Paryżu nadchodziła się jesień. Nasz domek był jednym z wielu w naszej dzielnicy. Było cicho i spokojnie. Nie przypuszczałem że kiedykolwiek spotka nas coś złego. Mama zawsze się bała, wiedziała że on może nas znaleźć, ale ja… ja nie rozumiałem. Nie pamiętałem go, więc jak mogłem rozumieć. Byłem zwykłym chłopcem ze zwykłym życiem. Miałem przyjaciół, pasję, szkołę, zwyczajne, proste problemy. Dziewczyna która mi się podobała umówiła się na lody z innym chłopakiem, sprawdzian z matematyki, kłótnia z kolegą z klasy… Właśnie tak wyglądały moje największe zmartwienia. Błahe. Żałosne. Śmieszne. – Mówiłem zastanawiając się czy ona w ogóle mnie słucha. Nie wiedziałem czy chcę aby słyszała, ale dzięki ciemności było mi łatwiej. – Zjawił się nocą, kiedy spaliśmy. Ulewny deszcz uderzał z łoskotem o moje okno, zagłuszając krzyki. Wyciągnęli ją z jej sypialni, a mnie z pokoju. Doskonale pamiętam moment w którym po raz pierwszy zobaczyłem jego twarz. Była całkiem podobna do mojej, choć jednocześnie tak zupełnie inna. Ilia… Ilia nie ma nic z ojca. Jest podobny tylko do mamy, a ja… Ja mam coś z niego. Natychmiast domyśliłem się kto stoi nade mną. Jak mógłbym się nie domyśleć. Zanim zabił moją mamę kazał mi patrzeć jak cierpi, żebym zrozumiał kim jestem i jak od teraz będzie wyglądało moje życie. Chciałem go zniszczyć, zabić, chciałem sprawić że przestanie istnieć, ale byłem zbyt słaby… Straciłem ją. I to w taki sposób. Ja… Nie umiem być po tym normalny. Nie umiem patrzeć na mojego brata i nie czuć strachu, ponieważ oczami wyobraźni widzę śmierć naszej matki. Nie mogę jednak zamknąć was w klatce abyście pozostali bezpieczni. Czasami myślę że lepiej jest nie mieć nikogo. Utrata tych których się kocha wydaje się być zdecydowanie gorsza niż życie w samotności. Ale jesteś. I on też jest. Pokochałem was. Stało się. I muszę dać wam wolność, tylko naprawdę nie wiem czy potrafię. Ponieważ to był zwyczajny dzień – zakończyłem nie ruszając się z miejsca słuchując się w ciszę i tykanie zegara.

Wziąłem głęboki oddech i postanowiłem wyjść. Nie mógłbym zasnąć tej nocy, jednak byłem taki zmęczony. Przymknąłem oczy czując szczypanie pod powiekami i właśnie wtedy poczułem jej ciepłe palce na mojej dłoni. Otworzyłem oczy i zobaczyłem jej twarz.

- To się nie powtórzy – odpowiedziała cicho, a ja parsknąłem smutnym śmiechem.

- Nie możesz być tego pewna. Nigdy nie wiesz kiedy twoje życie zmieni się na zawsze, ponieważ moment przed tym wydaje się być zupełnie zwyczajny, rozumiesz? – powiedziałem, a ona pokiwała głową i pociągnęła mnie za rękę.

Wstałem niepewnie, pozwoliłem jej się poprowadzić do łóżka. Przytuliłem się do niej chowając nos w zgłębieniu jej szyi. Wziąłem między palce kosmyk jej jedwabistych włosów, i zacząłem nawijać je na palec, dokładnie tak jak robiłem to z włosami mojej mamy.

Jej zapach mnie uspakajał. Pachniała jak kwiaty. Nie byłem pewien czy wciąż potrafiłem wyciszyć się bez tego zapachu. Bez ciepła jej ciała tuż przy mnie.

- Przykro mi – powiedziała cicho, ale nie chciałem aby było jej przykro. Chciałem tylko żeby zrozumiała.

Położyłem dłoń na jej twarzy i przycisnąłem usta do jej ust. Kiedy oddała mi pocałunek westchnąłem z ulgi w jej wargi i postanowiłem dać nam tę kolejną noc. Kolejne wspomnienie. Kolejny raz.

W końcu nie byłem pewien jak wiele nam ich jeszcze zostało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro