Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

Ezra

- Widziałyście tego chłopaka?

- No raczej. Myślicie, że ma dziewczynę?

- Gdyby miał, to pewnie byłaby tu razem z nim…

- Nie wiem, ale zaprosić go na kawę to chyba żadna zbrodnia, co?

- Ale może nie wypada… To w końcu pacjent…

- Daj spokój. Jeśli ktoś ma mieć u niego jakieś szanse, to tylko ty.

- Tak myślisz?

- Ciekawe co mu się stało. Dlaczego nikt wcześniej nie zoperował mu tej nogi?

- Nie mam pojęcia. Dziwna sprawa. Ale, cóż chętnie bym się nim zaopiekowała – zachichotała Bella.

- Aha. Czyli już wiem o kim mówicie – wtrąciłem się z rezygnacją, stojąc w samym środku płotkowego tsunami i popijając gorzką kawę.

- Cały czas asystowałeś wujkowi, i w trakcie diagnozy i podczas operacji – wtrąciła się Cassie.

- Tak.

- Znasz go?

- Znam.

- Jak on ma na imię? I dlaczego brakuje jego dokumentacji?

- Bo to mój… przyjaciel. Obyło się bez papierologii.

- Doktor mówił że ma na imię… Elia?

- Ilia.

- Ilia. To jak Elia, tylko że po rosyjsku?

- Yhym. Chyba tak.

- Ładnie. To znaczy, że jest… Rosjaninem? Nie wygląda. I z tego co zauważyłam, nie ma rosyjskiego akcentu.

- Bella, możesz nie być taka ciekawska? – zerknąłem na nią, na co wywróciła oczami.

- Aleś ty nudny, Ezra. A co się stało, że asystowałeś?  Postanowiłeś spełnić marzenie wujka idąc na medycynę? – trąciła mnie w ramię z irytującym uśmieszkiem.

- Nie. Ale Ilia chciał być przytomny, a nie lubi szpitali, więc zostałem z nim żeby czuł się bardziej komfortowo – zakomunikowałem, a dziewczyny zerknęły na siebie jakoś dziwnie. – No co?

- Nic. W takim razie musicie być naprawdę blisko, co?

- Blisko.

- A wiesz czy ma dziewczynę? Nie chcę się wygłupić zapraszając go na kawę – Cassie odgarnęła do tyłu brązowy kosmyk włosów, rumieniąc się uroczo.

Przełożona pielęgniarek, Eva, miała rację – jeśli któraś z nich miała mieć u niego szanse to właśnie Cassie. Była prześliczna. Niebieskie oczy, ciemne włosy, pełne usta w kształcie serca do tego miła, dobra i mądra. Cóż. Byłaby dla niego idealna, nieprawdaż?

- Dziewczynę? Nie. Ale z tego co wiem, on raczej… No wiesz, ma nieco inny gust - unisonem brew do góry, zerkając na nią porozumiewawczo.

- Słucham? – zmrużyła oczy, najwyraźniej nie mając pojęcia o co mi chodzi.

- Wydaje mi się, że nie podobają mu się kobiety – kłamałem jak z nut, byłem okropny i pewnie będę się za to smażył w piekle.

- Ale… Jak to? – Cassie najwyraźniej nie mogła pojąć znaczenia moich słów, Bella za to zaśmiała się głośno.

- To twój chłopak?! – spytała, znowu uderzając mnie w ramię.

- Tego nie powiedziałem – wysączyłem kawę do końca i odstawiłem kubek do zmywarki.

- Ale zasugerowałeś. No, no… Ładna z was para – gderała Bella, Cassie rozchyliła usta i patrzyła na mnie z  konsternacją, Eva zareagowała podobnie.

- Przestań pieprzyć.

- Dobra, dobra. Zaraz się tu zapowietrzysz z zazdrości

- Jesteś nienormalna – umyłem dłonie i wytarłem je w ręcznik jednorazowy wyrzucając go po chwili do kosza. -  Idę, bo on tych waszych plotek i idiotycznych domysłów rozbolała mnie głowa – zakomunikowałem i wyszedłem z socjalnego kierując się do sali pooperacyjnej. Po drodze wziąłem z automatu butelkę wody, a kiedy zobaczyłem mojego ulubionego truskawkowego lizaka uśmiechnąłem się do siebie wrzucając kolejną monetę.

Cóż - przyda się.

Wszedłem niemal bezszelestnie do pokoju Ilii, chociaż po tak mocnych lekach powinien spać jeszcze jakąś godzinę.  Usiadłem na krześle stojącym przy szpitalnym łóżku i zacząłem wpatrywać się w jego profil. Spał tak spokojnie. Popijałem wodę zerkając co jakiś czas na zegarek. Wyciągnąłem orzeszki z kieszeni jeansów bo znowu zachciało mi się palić i zacząłem je przeżuwać, a kiedy zjadłem całą paczkę rozpakowałem lizaka i wsadziłem go do ust. Wyciągnąłem nogi przed siebie przeciągając się lekko, i zauważyłem że kończy mu się kroplówka. Już miałem naciskać guzik wzywający pielęgniarkę, kiedy do sali weszła Cassie. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało po czym zerknęła na niemal pustą buteleczkę.

- Powinien się niedługo obudzić… Wychodzi dzisiaj, tak?

- Tak. Wracamy do domu jak tylko dojdzie do siebie.

- Mieszkacie razem?

- Tak wyszło.

- Ezra, nie chciałam abyś mnie źle zrozumiał. Zauważyłam, że się zdenerwowałeś, ale ja nie widzę nic złego w waszym związku… - zaczęła Cassie, a ja schowałem twarz w dłoniach.

Czułem się podwójnie niezręcznie, ponieważ kiedyś ze sobą flirtowaliśmy – delikatnie mówiąc. Całowaliśmy całe godziny, byliśmy też na paru randkach, no i prawie wylądowaliśmy w łóżku. Było bardzo miło, ale Cassie wyjechała na kilka tygodni, a później poznałem Tess i tak jakoś… Rozeszło się bez echa.

Nic sobie nigdy nie obiecywaliśmy, zrobiliśmy sobie parę razy dobrze i właściwie to od początku oboje traktowaliśmy naszą relację jako coś luźnego i niezobowiązującego. Gdy spotkaliśmy się po tym wszystkim zaczęliśmy rozmawiać i śmiać się jak gdyby nigdy nic. Ja powiedziałem jej o Tess, ona natomiast zaczęła umawiać się z jakimś lekarzem, ale najwyraźniej teraz była sama. Przynajmniej wszystko na to wskazywało, skoro chciała umówić się z Ilią.

- Nie zdenerwowałem się. I nie jesteśmy w żadnym związku – odparłem z rezygnacją.

Wtedy usłyszałem ciche westchnienie. Ilia odchrząknął i skrzywił się lekko, a ja od razu wstałem z krzesła i kucnąłem przy jego łóżku – Hej… - powiedział, bardzo powoli otwierając oczy. -  Zostałeś...

- A miałeś jakiekolwiek wątpliwości?

- Nie… Chyba nie. Cholera… Boli.

- Domyślam się… Może jednak wolałbyś tu dzisiaj zostać? Pielęgniarka zaraz zmieni ci kroplówkę i dostaniesz kolejne leki…

- Nie – przerwał mi – Nie chcę.

- Nie musisz, ale zostałabym z tobą na noc…

- Nie. Dzięki, ale wolę wrócić do ciebie, do domu - w końcu udało mu się całkowicie otworzyć oczy i spojrzał na mnie ze zmęczonym uśmiechem. – Szybko poszło – dodał skupiając uwagę na moich ustach.

No tak - idiotyczny lizak. Wyciągnąłem go i uśmiechnąłem się pocieszająco.

- Tak… dałeś radę i teraz będzie już tylko lepiej…

- Przepraszam ale muszę zmienić kroplówkę – wtrąciła się Cassie, więc zrobiłem jej miejsce patrząc jak podczepia mu drugą, pełną buteleczkę z lekami i elektrolitami  – Ezra podłączysz Ilii w domu kroplówkę, tak? – zapytała zerkając na mnie podczas wykonywania swojego zajęcia.

- Tak… Jeśli zajdzie taka potrzeba. Antybiotyk będzie przyjmował doustnie, i zamierzam podawać mu zastrzyki przeciwzakrzepowe. Ale jeszcze pogadam o tym z wujkiem

- Dobrze – uśmiechnęła się ciepło do Ilii,  a on niemiało odwzajemnił jej uśmiech  -  I po wszystkim. Kiedy kroplówka się skończy możesz ją odłączyć i złapać doktora Skotta, żeby o wszystko wypytać.

- Okej. W razie czego do niego zadzwonię – w momencie kiedy to powiedziałem usłyszałem swój telefon, więc wyciągnąłem go z kieszeni i zerknąłem na wyświetlacz. Leo. – Dzisiaj nie mogę – zakomunikowałem od razu na wstępie, po czym usłyszałem głośne westchnienie.

- Potrzebuję cię. Mam cholernie ważną sprawę.

- Moja jest ważniejsza.

- Ja pierdolę. Zakochałeś się, czy co? Stary! Ogarnij się, wróciłeś już z tej Syberii i musisz też wrócić do rzeczywistości. Sprawa w której cię wzywam to nie tylko przyjacielska prośba, ale też twoja praca.

- Leo. Nie. Dzisiaj.

- Co tak ważnego robisz, że postanowiłeś mnie olać?

- Jestem w szpitalu

- … Coś ci się stało?

- Nie. To moja prywatna sprawa. Nie pytaj, tylko po prostu zrozum że naprawdę nie mogę.

- Nie do wiary… Kto jest w szpitalu? Przecież obracamy się w tym samym towarzystwie i możesz mi chyba powiedzieć…

- Czy ja, do cholery, nie mogę mieć namiastki życia prywatnego? – przerwałem mu ostro -  To ty wysłałeś mnie na Syberię, a ja musiałem rzucić WSZYTSKO, dosłownie wszystko i spędzić długie miesiące na totalnym końcu świata. Wróciłem z pracy nie z urlopu. I uwierz, nie wspominam pobytu tam jako czegoś przyjemnego.  Robię co  mogę, ale ja też mam prawo do własnego życia, rozumiesz to? – dodałem surowo, a w słuchawce nastała cisza.

- Masz rację. Przepraszam…

- W porządku. Jutro się do ciebie odezwę – rozłączyłem się i zerknąłem na Cassie i Ilię. – Wybaczcie.

- P-problemy? -  Ilia zająknął się lekko, co znaczyło że chyba trochę się zestresował. Ostatnio podczas rozmów ze mną niemal się nie jąkał i zauważałem że z każdą naszą dyskusją mówienie idzie mu coraz lepiej.

- Nie. Żadnych problemów – uśmiechnąłem się do niego uspakajająco. Właściwie to naprawdę się cieszyłem, że w końcu miałem namiastkę życia prywatnego. Odkąd rozstałem się z Tess byłem niemal na każde skinienie Leo, aż do punktu kulminacyjnego którym było wysłanie mnie na tę nieszczęsną Syberię.

Prawdę mówiąc wciąż przeżywałem to co się tam działo i potrzebowałem chwili oddechu, mimo że chciałem pomagać Leo i liczyłem się z jego problemami.

Domyślałem się o co mu chodziło. O Santoro i Kirę. Z tego co słyszałem - w ciągu ostatnich dni, trzech ludzi Luigiego zginęło podczas wykonywania z pozoru banalnego zlecenia. Ale mimo że wszystko wskazywało jedynie na niefortunny zbieg okoliczności, ja wiedziałem kto stał za śmiercią tych ludzi i byłem niemal pewien, że właśnie w tej sprawie wzywał mnie mój przyjaciel.

Alessandro Moretti.

Tommaso Ferrara.

Andrea Caruso.

Dokładnie ci sami mężczyźni, którzy kilkanaście lat temu uczestniczyli w Wielkiej Czystce i zastrzelili pewnego nożownika, oraz jego żonę - osieracając tym samym malutką dziewczynkę, której życie od tamtego momentu zamieniło się w istne piekło.

Teraz ta dziewczynka była już dorosła. Stała się żoną Leo Castarisa – syna jednego z najbardziej wpływowych ludzi na zachodzie. No i co gorsza była też przybraną siostrą Antona Arisotova – który z pewnością, gdyby tylko powiedziała mu choć słowo, wyrżnąłby cały oddział Nostry w zamian za to co zrobiono jego najlepszej przyjaciółce.

Jednak przecież Kira nie potrzebowała pomocy w dokonaniu swojej zemsty. Sama umiała zrobić to lepiej niż ktokolwiek inny. Cicho – niczym cień, bezszelestnie, niezauważalnie.

Ci idioci pewnie nawet się nie domyślili, że są już martwi.

Kira nie była Antonem, który słynął ze swego okrucieństwa i wykonywania krwawych egzekucji w imię zemsty.

Chciała tylko sprawiedliwości, nie łaknęła krwi. No i pozbyła się trzech naprawdę paskudnych dupków, jednych z tych którzy torturowali niewinnych dla chorej satysfakcji. Zasłużyli na znacznie gorszy koniec, ale to była jej wojna.

Choć była to nie do końca dobre słowo. Wojna nadal trwała i miała trwać dopóki zemsta nie dosięgnie również Luigiego Santoro, który zlecił wybicie tak wielu niewinnych rodzin – w tym rodziny Bianchi.

Ślub Daniell Narrano i Santiego Santoro – syna Luigiego, zbliżał się wielkimi krokami, co oznaczało tylko jedno – Luigi już niebawem zapłaci za swoje grzechy.

Rozumiałem, że to faktycznie poważna sprawa, ale naprawdę nie mogłem się tym dzisiaj zajmować.

- Ezra? W porządku? – spytał Ilia, więc wcisnąłem telefon do kieszeni spodni i usiadłem na krześle przy jego łóżku – Masz przeze mnie  k-kłopoty…

- Skąd taki pomysł – odparłem patrząc w jego jasne, niebiesko-szare oczy.  – Cieszę się, że mogę tu być. Nie jestem na każde skinienie mojego szefa. Mam prawo mieć życie prywatne.

- Więc jestem twoim życiem prywatnym? – odwzajemnił mój uśmiech, unosząc jedną brew.

- Jesteś moim życiem prywatnym – zaśmiałem się cicho, dotykając jego ramienia.
- Okej. Pora na mnie… I życzę ci zdrowia, Ilia – Cassie musnęła jego przedramię i wyszła z sali, on natomiast odprowadził ją zaciekawionym spojrzeniem.

- Ale jest ładna – oznajmił, a ja poczułem się jak największy idiota na świecie.

Cholera, dlaczego zasugerowałem dziewczynom, że Ilia woli facetów? Co było ze mną nie tak?! Gdybym nie nakłamał, całkiem możliwe że już byliby umówieni na randkę podczas której spędziliby naprawdę miły czas, a przecież Ilia tak bardzo potrzebował teraz normalności i jakiejś miłej dziewczyny u swojego boku.

Biedak, całe życie spędził w zamknięciu, z dala od ludzi, nie mając przyjaciół, taki samotny i wyobcowany. Najprawdopodobniej nigdy z nikim nie był w intymny sposób… a właściwie to na pewno z nikim nie był, o ile nie zrobiono mu krzywdy… Zdawał się być najbardziej niedoświadczoną osobą jaką spotkałem. Pewnie nawet się nie całował. Nigdy nie dotykał żadnej kobiety. Nie uprawiał seksu.

A ja właśnie zaprzepaściłem idealną okazję na to, aby poznał wartościową dziewczynę, nie tylko piękną ale i dobrą.

I to dlaczego? Bo chciałem go dla siebie. Mimo tego, że jeszcze wczoraj musiał wysłuchiwać jak zarzekam się, że nie jest w moim typie. Byłem obrzydliwy.

Cholerny idiota.

Musiałem to odkręcić.

- Ezra? – zerknąłem na niego uświadamiając sobie, że znowu mnie odcięło.

- Przepraszam… A co do tej pielęgniarki, to zgadzam się z tobą. Jest śliczna. I słyszałem, że chce zaprosić cię na kawę. Chyba naprawdę się jej spodobałeś – wypaliłem zastanawiając się jak wytłumaczyć Cassie dlaczego jej nakłamałem.

- Poważnie? – założył pasmo przydługich włosów za ucho i zmrużył brwi z niedowierzaniem.

Rany. Czy on zdawał sobie sprawę z tego jak wyglądał? Był doskonały, a jego oczy to najpiękniejsze co w życiu widziałem. Nic dziwnego, że Cassie go chciała. No bo, serio – kto by nie chciał kogoś takiego jak on? Z pewnością nikt przy zdrowych zmysłach.

- Poważnie.

- O… To miłe. Ale chyba nie mam na razie ochoty na randki. Muszę dojść do siebie po operacji. Ale później…  W sumie czemu nie – powiedział cicho, odgarniając włosy do tyłu. Wyraźnie mu przeszkadzały, więc ściągnąłem z nadgarstka gumkę recepturkę którą lubiłem strzelać w przegub swojej dłoni i mu ją podałem. Niedbale związał część swoich włosów – tylko na tyle, aby nie wchodziły mu do oczu i z jakiejś przyczyny wyglądał w ten sposób jeszcze lepiej, chociaż rzecz jasna dla jego własnej wygody powonieniem zaciągnąć go do fryzjera.

- Fajnie. Pasowalibyście do siebie. Cassie jest urocza.

- Yhym… - odpowiedział zamyślając się lekko.

- I ma naprawdę ładne ciało – dodałem na co zerknął na mnie z uniesioną brwią.

- Możliwe.

- Jest w twoim typie? – brnąłem wyciągając z kieszeni pestki dyni, bo szczerze mówiąc miałem ochotę wykopcić całą ramę szlugów.

- Raczej tak… Chociaż chyba nie do końca wiem jaki jest mój typ. Możliwe, że spotkałem w swoim życiu za m-mało ludzi i mam za małe doświadczenie w kontaktach międzyludzkich, żeby to ocenić.

- Ale powiedziałeś mi kiedyś, że no wiesz… - popatrzyłem na niego wymownie, on natomiast zrobił minę sugerującą że nie ma pojęcia o co mi chodzi - …Wtedy kiedy rozcięli mi twarz – dodałem czując się sobą ekstremalnie zażenowany, ale… Okej zamierzałem go o to wypytać i przy okazji spróbować rozszyfrować co dzieje się w jego głowie, ponieważ była to jedna z najmilszych rzeczy jakie usłyszałem w swoim życiu. I to nie z powodu tego co usłyszałem, tylko tego, że to właśnie on ją powiedział.

Chłopak patrzył na mnie z uwagą i dość długo milczał.

- Masz na myśli to jak powiedziałem, że masz najładniejszą twarz jaką widziałem?

Kiwnąłem tylko głową, na co wzruszył ramionami.

- Bo to prawda. Obiektywnie – dodał jakby chciał to uściślić. - Widziałem wiele osób w telewizji i Internecie. Co prawda nie na żywo, ale miałem tego rodzaju kontakt ze światem. W szpitalach też spotykałem sporo osób, przynajmniej jak na moje standardy, chociaż zazwyczaj przebywałem w izolatce…

- Przykro mi…

- Nie. Nieważne, nie o tym mówimy. Po prostu nie jestem ślepy. I może źle się wyraziłem. Mam jakiś tam swój gust. Tylko jeszcze do końca nie wiem jaki… Poza tym umiem ocenić czy ktoś jest obiektywnie atrakcyjny. A ty poświęciłeś się dla mnie… Teraz masz szramę, i uznałem że to szkoda, bo wcześniej twoja twarz była idealna. Pewnie dlatego powiedziałem coś takiego.

- Okej – aha. Czyli nie chodziło mu o to że mu się podobam, tylko obiektywnie może nazwać mnie atrakcyjnym. Lub mógł mnie tak nazwać wcześniej, zanim moją twarz zaczęła szpecić ta paskudna rana. Ponad to był mi wdzięczny i chciał być miły. To byłoby na tyle. Uśmiechnąłem się sztucznie starając się zlekceważyć zawód jaki poczułem. – No tak…

- A jaki jest twój gust?  - zapytał beztrosko, spoglądając na mnie z umiarkowanym zainteresowaniem.

- Jasne włosy i oczy. Zawsze mi się to podobało. Ale z Cassie flirtowałem dość długo. Uważałem, że dla niej mógłbym zrobić wyjątek – zaśmiałem się głupkowato, w myślach waląc swoją głową o szafkę. Matko, ależ byłem idiotą.

- Aha – odpowiedział krzywiąc się lekko.

- Boli cię? – spytałem z niepokojem.

Albo go bolało, albo miał dość wysłuchiwania tych żenujących bzdur którymi go zasypywałem.

Albo jedno i drugie.

- Boli. Ale możemy rozmawiać. Wtedy jakoś mniej o tym myślę. Chyba, że masz coś do zrobienia…

- Nie. Dzisiaj jestem cały twój – powiedziałem zanim zdążyłem się zastanowić.

- To jutro będziesz kogoś innego? – zaśmiał się biorąc jedną pestkę z mojej paczki.

- Nie. Nie będę…

- To mogę cię zarezerwować dla siebie na dłużej? – żartował sięgając po kolejną pestkę.

- Możesz mnie zarezerwować na ile tylko chcesz – odparłem, a on znowu spojrzał na mnie jakbym był dziwny. – Zresztą przyjaciele nie muszą się nawzajem rezerwować, prawda? Przyjaźń ma to do siebie, że można mieć wielu przyjaciół i starać się nie zaniedbywać żadnego z nich…

- Yhymmm. Tak. Chyba. Nie żebym miał wcześniej przyjaciół. Ale skoro tak mówisz…

Po tym zdaniu zapadła między nami cisza. To co zdążyłem dostrzec przez te kilka wspólnych dni to fakt, że Ilia ewidentnie lubił ciszę, a nawet zdawał się nią cieszyć, za to ja… Nienawidziłem ciszy. I to każdego jej rodzaju – i kiedy przebywałem w samotności, i kiedy byłem między ludźmi. Nie umiałem siedzieć w ciszy i  szczerze zazdrościłem ludziom którym nie przeszkadzała, bo przez to że tak panicznie się jej bałem, oraz to jak bardzo nie potrafiłem jej znieść, zazwyczaj pakowałem się w kłopoty, albo mówiłem idiotyczne rzeczy których później cholernie żałowałem.

Tak jak teraz.

- A… byłeś już kiedyś z kobietą? -  nie miałem pojęcia jak te słowa mogły przejść mi przez usta, ale moje wścibstwo najwyraźniej nie znało granic. Aby nie zobaczył jak strasznie się stresuję wsypałem pokaźną garść pestek prosto do gardła.

- A jak myślisz? -  zaśmiał się zerkając na mnie jakby nie rozumiał po co w ogóle o to pytam -  Byłem zamknięty w pokoju przez cale życie.

- No tak… Ale jakieś pielęgniarki w szpitalu, albo…

- Nie. Nic z tych rzeczy. Nie byłem nigdy z kobietą – zakomunikował.

- Jesteś ciekawy?

- Nie wiem…

- Z kobietami jest… Fajnie – błagam niech ktoś mnie zabije! – Nawet… Bardzo. Inaczej. Ale miło, naprawdę miło.

- Inaczej niż co? – zmrużył oczy spoglądając na mnie jakbym mówił do niego po grenlandzku. Albo gorzej.

- Inaczej niż z mężczyznami. Ale to przecież oczywiste…

- A ty skąd to wiesz? – uniósł brew, więc wzruszyłem ramionami, po raz pierwszy stawiając między nami na szczerość.

- Bo ja w przeciwieństwie do ciebie mam duże doświadczenie. Żeby nie powiedzieć… bardzo duże. Serio. Przez moje łóżko przewinęło się naprawdę sporo osób. Mężczyzn. Kobiet. Mężczyzn i kobiet jednocześnie…

Ilia rozchylił usta z konsternacją wypisaną na twarzy.

- Żartujesz, czy mówisz serio? – spytał po chwili milczenia.

- Mówię serio. Nie żebym był z tego dumny, jednak czego jak czego, ale doświadczania w tej kwestii akurat mi nie brakuje. Więc jeśli chciałbyś kiedyś o coś zapytać, albo… cokolwiek, to śmiało.

- Ale… dlaczego? Po co ci było tyle kobiet i facetów i… no wiesz. Ich wszystkich? – zapytał jakby nie mógł tego pojąć, a ja nie do końca wiedziałem co mu odpowiedzieć.

Bo próbowałem zapomnieć? Zmyć za pomocą dotyku obcych ludzi, dotyk który tak bardzo mnie bolał? Bo liczyłem, że to pomoże? Że dzięki temu zapomnę? Na dodatek podobały mi się blond włosy i jasne oczy, bo człowiek który kiedyś mnie zranił był czarnookim brunetem i nie chciałem aby cokolwiek, dosłownie cokolwiek, kojarzyło mi się z tamtą chwilą…

Cóż. Gówniany temat. Nic do czego można było się ot tak przyznać.

Zresztą… Nigdy nie potrafiłem o tym mówić.

- Chyba… Chyba mam ze sobą sporo problemów – wydusiłem w końcu, uśmiechając się sztucznie, ale Ilia popatrzył na mnie jakoś tak… inaczej. Jakby zobaczył coś czego nie chciałem mu pokazać.

- Myślę, że problem nie tkwi w tobie – odpowiedział ze spokojem.

- A jednak – zaśmiałem się próbując zapanować nad całą gamą moich tików nerwowych. Miałem ich zdecydowanie zbyt dużo.

- Jeśli ty kiedyś będziesz chciał pogadać czy cokolwiek… to śmiało – powtórzył po mnie.

- Dziękuję… - odpowiedziałem cicho, ale chyba nie chciałem już o tym mówić, więc zerknąłem na  kończącą się powoli kroplówkę – Chyba możemy ją odłączyć i jechać do domu… To co? Gotowy?

- A dasz radę dotaszczyć mnie do samochodu? - parsknąłem śmiechem i wziąłem się za odpinanie kroplówki.

- Zaniósłbym cię z czystą przyjemnością, ale chyba dostaniemy wózek – mrugnąłem do niego, a po godzinie byliśmy już w domu.

Nie zastaliśmy Antona i Liv, bo wróciliśmy wcześniej niż przewidywaliśmy. Livia miała spotkać się z Daniell i pewnie się zasiedziały, a Anton miał tyle spraw do załatwienie że najprawdopodobniej nie wróci przed nocą.

Ilia był drobny, może dość wysoki ale za to bardzo szczupły, więc nie ważył wiele, a że nie mógł przeciążać nogi, musiałem pomóc mu dostać się do jego pokoju.

- Będę uziemiony na tym łóżku przez kilka tygodni  - westchnął.

W między czasie przygotowałem zastrzyk z lekiem przeciwzakrzepowym.

- Mogę ci zsunąć spodnie?  - zerknął na mnie, a potem na trzymaną  w mojej dłoni strzykawkę – Albo możesz jakoś… udostępnić mi swoje udo? Muszę ci się wbić. Mam ci to podawać codziennie przez jakiś czas…

- Jasne… - obsunął dresy więc zrobiłem mu zastrzyk i przetarłem ukłucie środkiem dezynfekującym.

- Kiedy będę mógł wziąć prysznic? – zapytał podciągając spodnie.

- Jutro? Myślę, że dzisiaj powinieneś odpocząć.

- Okej. A tak w ogóle… jak miałbym to zrobić?

- Pomogę ci. - Przyjrzał mi się przez chwilę, a potem wzruszył ramionami.

- Jeśli to nie będzie dla ciebie problem…

- Żaden. Nie dasz rady sam. A obiektywnie jestem od ciebie sporo większy i chyba sobie poradzimy. Wiem jak ogarnąć to w bezpieczny sposób. Teraz najważniejsze jest, abyś nie przeciążał tej nogi. Nie możesz na niej stawać i to pod żadnym pozorem, okej?

- Okej…

- Możesz chodzić do łazienki i tak dalej ale tylko o kuli i musisz bardzo uważać.

- Wiem. Zresztą, mam doświadczenie w chodzeniu o kuli – odparł, więc kiwnąłem głową i przysiadłem koło niego na parę chwil.

- A te tygodnie… Szybko miną. Postaram się spędzać z tobą dużo czasu, jeśli nie będziesz miał mnie dość.

- Nie będę – uśmiechnął się do mnie ciepło, ale widziałem że jest strasznie śpiący. Przymykał oczy i ziewnął więc przykryłem go kołdrą.

- Dobranoc. Jeśli źle się poczujesz, to będę obok.

- Tak bez Queen? – uniósł brew, a ja parsknąłem śmiechem.

- Chcesz moje Queen?

- Marzę o wspólnym Queen – odpowiedział z sennym uśmiechem przez który poczułem jak moje serce bije zdecydowanie zbyt szybko

Ilia z każdym dniem zachowywał się normalniej oraz swobodniej, a ja odkrywałem jak bardzo mi się podoba. Nie tylko jego wygląd ale też charakter. Był cichy. Spokojny. Ale kiedy już coś mówił, to było to coś naprawdę wartościowego. Wolał słuchać, ale nie oceniał mnie i mojego chorobliwego gadulstwa. Przy nim było mi jakoś łatwiej. Uzupełniał mnie.

I właśnie wtedy coś zrozumiałem.

Potrzebowałem Ilii bardziej niż on potrzebował mnie.

I nie chodziło mi o cokolwiek romantycznego.

Potrzebowałem jego spokoju. Ciszy jaką sobą reprezentował. Potrzebowałam jego milczącego wsparcia i tej równowagi jaką mi dawał.

- W takim razie idę po słuchawki – odparłem widząc jego szeroki, śnieżnobiały uśmiech odznaczający się na tle mroku pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro