Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Anton

- Czapka i okulary – powiedział Ezra wsadzając na głowę Ilii swoją czarną bejsbolówkę. No nos założył mu Ray-Bany i zaczął skrupulatnie upychać jego jasne włosy pod materiałem czapki.

- Po co?

- Póki co musimy uważać. Ludzie którzy rozdzielili cię  z twoim bratem kiedy byliście dziećmi, nie mogą się dowiedzieć że wróciłeś. Ale spokojnie, to tylko przejściowe. A w czapce i okularach wasze podobieństwo nie będzie rzucało się w oczy.

- Aha. To okej – odparł niewzruszenie Ilia.

- Cieszę się że tak spokojnie to przyjmujesz. Grunt to dobre nastawienie i pozytywna energia. Serio. Odkąd pogodziłem się ze swoją przeszłością i przyszłością, i żyję ze wszystkimi w symbiozie, wszystko idzie jakoś lepiej.

- Symbiozie?

- Czyli w ścisłym współżyciu.

- Przedstawicieli różnych gatunków – wtrąciła się ze śmiechem Livia.

- Dokładnie.

- Żyjesz w ścisłym współżyciu z przedstawicielami r-różnych gatunków? – zapytał po chwili konsternacji Ilia.

- Jasne – odparł beztrosko Ezra przeczesując palcami swoje włosy.

- Co to z-znaczy „ścisłe współżycie”?

- Wszystko – Ezra klepnął go w ramię, a mój brat wstał powoli i złapał za swoją kulę – Dobra, spadamy stąd. Poprosiłem znajomego, żeby zostawił moje auto na parkingu, więc za niecałą godzinkę powinniśmy być już u mnie.

- Ezra?

- Hm?

- Połamiesz mi dzisiaj tę nogę? – wypalił Ilia, przez co spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem – Chciałbym chodzić n-normalnie i to jak najszybciej.

- Ja… Ja tylko… Słuchaj, nie wiem co się dzieje z twoją nogą i czy to że kulejesz jest faktycznie skutkiem źle zrośniętej kości. To tylko przypuszczenie.

- Umiesz to zrobić, czy n-nie?

- Nie. A na pewno nie sam. Ale znam kogoś kto mógłby nam w tym pomóc. Mam na myśli i diagnozę i ewentualny zabieg. Zorganizuję wszystko u siebie w domu, abyś nie musiał jechać do sz…. Do miejsca na „sz”. Nawet nie wymawiam tej nazwy – Ezra objął go po przyjacielsku ramieniem, a Ilia spojrzał na niego z wdzięcznością.

- Fajnie. Dzięki.

- Jasne, bracie – poklepał go po plecach i uśmiechnął się do ładnej stewardessy, która stała przy wyjściu z samolotu.

Ilia przyjrzał się jej z rezerwą, po czym ruszył za Ezrą.

Faktycznie na parkingu czekało już na nas auto, więc w miarę sprawie przebiliśmy się przez tłum i po chwili już siedzieliśmy w czarnym jeepie jadąc na przedmieścia.

Ilia był zaskakująco spokojny. W aucie zdjął okulary przeciwsłoneczne i przyglądał się wszystkiemu z zimną uwagą.

Zmienił się od wczoraj, kiedy był taki niepewny i zagubiony. Dzisiaj zdawał się czuć znacznie lepiej. Bezpieczniej. Pewnie głównie dlatego, że naprawdę nam zaufał. Zamierzałem zrobić wszystko, aby nigdy go nie zawieść.

Po jakimś czasie wjechaliśmy w wysoką bramę i zaparkowaliśmy pod niewielkim parterowym domem otoczonym całkiem sporą ilością zieleni.

- No i dotarliśmy – westchnął z ulgą Ezra, wysiadł i ruszył w kierunku wejścia, biorąc ze sobą swoje bagaże. Złapałem za walizki swoje i Livii, a Ilia zarzucił plecak na ramię – Nie ma jakoś super dużo miejsca, tak jak u ciebie, Anton, ale chyba jest całkiem przytulnie. Mam dwa pokoje gościnne, a nawet trzy, chociaż jeden jest bardzo mały… Cóż, tak czy inaczej pomieścimy się przez jakiś cza… - przerwał i ewidentnie zamarł na widok bardzo ładnej, wysokiej, długonogiej blondynki z jasnobłękitnymi oczami, która siedziała przed wejściem do jego domu i nerwowo stukała obcasem o kostkę brukową. – Tess?

- A masz jakieś wątpliwości?! – wykrzyknęła wstając z ławeczki i zamarła na widok Ezry – Boże. Co ci się stało z twarzą?

- Wypadek przy pracy.

- Przecież jesteś informatykiem. Jaki można mieć wypadek przy pracy będąc… informatykiem!

- Nie przy tej pracy. Wiesz, że w wolnych chwilach lubię postrzelać na strzelnicy i bawić się nożami. Co się stało? Co ty tu robisz? I skąd wiedziałaś, że tu będę?

- Jak to skąd? Dostałam informacje od Bena, że łaskawie do niego napisałeś aby podwiózł ci auto na lotnisko. Wcześniej byłam u ciebie jakieś sto razy, dupku. Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że wyjeżdżasz na tak długo? I nie odbierać telefonów!

- Sprawy zawodowe. Nie miałem nawet prywatnego telefonu, tylko służbowy, więc nie wiedziałem, że dzwoniłaś. Poza tym o co ci chodzi…? Przecież nie chciałaś mnie widywać po rozstaniu. Nie chciałaś się kontaktować. I to była twoja decyzja, nie moja – powiedział Ezra obronnym tonem, a blondynka poprawiła swoją króciutką sukienkę i spiorunowała go wzrokiem. Miała bardzo kobiece ciało, a przy okazji była naturalna i naprawdę śliczna. No i najwyraźniej była też ex dziewczyną Ezry, co delikatnie mówiąc mnie zdziwiło.

- Mam u ciebie jeszcze sporo swoich rzeczy.

- Co na przykład?

- Moją bieliznę.

- Mówiłaś że jej nie chcesz, bo będzie ci się kojarzyć z tym jak robiłem ci…

- Zamilcz – przerwała mu wyciągając wymownie dłoń – Przemyślałam wszystko. Jakoś przeżyję te skojarzenia. Valentino jest tego wart.

- Valentino? – spytał Ezra z wyraźnym zniesmaczeniem. – Błagam nie mów mi że twój obecny facet ma na imię… Valentino.

- Idioto… To bielizna od Valentino, plus jeden komplet szyty na miarę…

- Rany, okej. Przepraszam. Swoją drogą nie sądziłem, że ktokolwiek ma bieliznę szytą na miarę.

- Wiesz, że to moja słabość. A tak się złożyło, że znalazłam cudownego faceta, który zasłużył znacznie bardziej niż ty na wszystkie moje koronki.

- Tess – Ezra westchnął i przetarł twarz dłonią - Masz rację. Nie zasłużyłem na twoje koronki.

- Właśnie.

- Wybacz.

- Pomyślę.

- Mogę ci w takim razie przynieść twoje rzeczy? Tylko szczerze mówiąc nie wiem gdzie są…

- Wcale się nie dziwię, masz koszmarny bałagan w bokserkach. Na szczęście ja wiem.

- To dobrze. Masz rację. Zresztą jak zwykle. I przepraszam, że cię nie przedstawiłem – odchrząknął, a Tessa, wyraźnie lekko udobruchana zerknęła na nas z umiarkowanym zainteresowaniem lisimi, błękitnymi oczami.

- Mój przyjaciel Anton i jego żona Livia – pokazał na nas, więc przywitałem się sztywno, ale za to Liv uśmiechnęła się słodko i uścisnęły sobie dłonie. Tess też się uśmiechnęła, a potem przeniosła zaciekawione spojrzenie na Ilię. Pochyliła się lekko jakby chciała zajrzeć mu pod daszek czapki.

- A to… Ari. Przyjaciel.

- Hej – uśmiechnęła się do niego zaintrygowana, ale mój brat tylko odbąknął coś w stylu „cześć” i schował się mocniej pod daszkiem, spuszczając głowę.

- Chodźcie – Ezra otworzył drzwi, więc weszliśmy do środka. – Poczekajcie chwilkę, pójdziemy z Tess po te koronki do mojej sypialni i zaraz wracam – zakomunikował i ruszył z blondynką do jednego z pokoi w którym zniknęli zamykając za sobą drzwi.

- Nie sądziłam, że Ezra jest takim fanem koronek – zaśmiała się Livia obserwując z zaciekawieniem jasne, przestronne wnętrze  – Ładnie tu. Tak przytulanie. Zaskakująco zwyczajnie i zielono. Podoba mi się.

- To tylko na chwilę, dopóki nie wymyślę gdzie zatrzymać się na dłużej. Ale podejrzewam, że najlepszym rozwiązaniem będzie kupienie tu domu.

- Tutaj? Mówisz poważnie? – Livia uśmiechnęła się szeroko i złapała mnie za rękę.

- Jeśli tylko chcesz. I Ilia oczywiście… Jeśli oboje będziecie się tu dobrze czuli i zapragniecie tu zostać, zostanę razem z wami…

- A co z Syberią i twoimi zobowiązaniami w Rosji? – zapytała zaplatając ramiona wokół mojej talii.

- Syberia będzie na nas czekała. Jeśli jeszcze kiedyś będziesz miała ochotę się tam ze mną zaszyć, cóż, nie mam nic przeciwko. A obowiązki w Rosji też poczekają. Jeśli ojciec będzie czegoś ode mnie chciał, polecę na dzień lub dwa…

- Ojciec? – Ilia przerwał mi ściągając okulary przeciwsłoneczne – Nasz ojciec?

Otworzyłem usta, ale zupełnie zabrakło mi słów. Jak miałem mu o tym wszystkim powiedzieć?

- To potworny człowiek, Ilia. Ja też go nie znałem, do momentu moich dwunastych urodzin. Wtedy mnie znalazł i zamienił moje życie w piekło. Nienawidzę go i przysięgam że zginie z mojej ręki, przede wszystkim dla ciebie. I dla mnie. I dla całej reszty wszechświata. Nie chcesz go znać. Nie chcesz go widzieć. Uwierz że nawet nie jest wart tego, abyś splunął w jego kierunku – powiedziałem, a Ilia patrzył na mnie wzrokiem wyrażającym zaskakująco mało emocji.

- Mogę ci p-pomóc? No wiesz… Zabić go… - wydawał się mocno zaintrygowany możliwością uczestniczenia w „zabiciu” ojca i mimo, że niektórych mogło to dziwić, akurat ja dobrze go rozumiałem. Odpowiedziałem mu więc to co sam chciałbym usłyszeć na jego miejscu, ponieważ najwyraźniej Ilia był do mnie bardziej podobny, niż pierwotnie zakładałem.

- Myślę że na tę chwilę powinieneś skupić się na dojściu do siebie. Ale kiedyś… Czemu nie.

- Wzięłaś wszystko? – Ezra otworzył drzwi od sypialni wychodząc z niej wraz z długonogą blondynką.

- Tak. Myślę, że tak.

- Miło było cię zobaczyć, Tess. Dzwoń jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała.

- Ty też. I nie znikaj tak więcej. Nie mam kontaktu do nikogo z twoich bliskich, nie masz rodziny, a Ben też nie wiedział co się z tobą dzieje. Tak, nie jesteśmy już razem i owszem, nie chciałam przyjaźni, ale… Mimo to się martwię, okej?

- Rozumiem. I dziękuję za troskę. Mam twój numer. W razie czego odbiorę, jeśli tylko będę mógł, albo oddzwonię.

- W porządku. Uważaj na siebie. I nie rób nic głupiego – musnęła delikatnie jego rozcięty policzek kciukiem, patrząc na niego z uczuciem.

Cóż, najwyraźniej ktoś tu nie umiał pogodzić się z rozstaniem.

Nie żebym się jej dziwił.

- Postaram się.

- Okej… No to… Do zobaczenia?

- Jasne – objęli się lekko na pożegnanie, a Tess ruszyła do wyjścia. Spojrzała jeszcze tylko na Ilię, który podniósł lekko twarz, ale nie na tyle aby mogła zobaczyć ją całą. Zerkała na niego dopóki nie zniknęła za drzwiami, a my w końcu zostaliśmy sami.

- Całe szczęście, że nie widziała mojego ramienia…

- Nieźle ci poszło to „niemieszanie” w nasz przyjazd „osób trzecich” – odparłem z sarkazmem.

- Przecież nikt tu na nas nie czyha, Anton. Ten dom to moja prywatna, bezpieczna przestrzeń, także spokojnie. A Tessa jest zupełnie spoza naszego świata. Nie ma o niczym pojęcia. Poza tym nawet nie widziała całej twarzy Ilii, tylko jej fragment. To normalna dziewczyna.

- Yhym. I ładna.

- Wiem. Mój najdłuższy związek.

- Niepokoi mnie tylko jedno.

- Co znowu – Ezra wywrócił oczami, jakby zaczynał się niecierpliwić.

- Czemu tak patrzyła na Ilię. Gapiła się na niego. Po co?

- Bo ją zaintrygował? Spodobał jej się. Błagam, nie wietrz spisku…

- Zwyczajnie się zastanawiam.

- Ona nawet nie wie czym się zajmuję. Myśli że jestem informatykiem, rozumiesz? -  prasnął śmiechem i pokręcił głową – Nigdy nie chciałem jej mieszać w całe to gówno. A ty, Anton, przyzwyczaj się, że Ilia będzie przyciągał spojrzenia, szczególnie kobiet. Oswój się z tym, bo ludzie będą się na niego ciągle gapić i to nie dlatego, że to twój bliźniak. Po prostu przykuwa uwagę, okej? -  zwrócił się do mnie, więc kiwnąłem głową zerkając na mojego brata. Cholera, Ezra miał rację. Był zbyt atrakcyjny. Wszyscy będą na niego patrzeć, a dopóki żył nasz ojciec to było naprawdę niewskazane. Może przefarbować mu włosy? – Nie myśl o dziwnych rzeczach i nie zamieniaj się w nadopiekuńczego goryla. Wyluzuj się. I Ilia, przepraszam, że gadam o tobie  w sobie trzeciej, ale twój brat chyba jest trochę przewrażliwiony.

- Okej – bąknął Ilia wzruszając ramionami jakby miał to gdzieś.

- To co? Pokażę wam wasze pokoje, ogarniemy się i… Cholera, naprawdę muszę coś zjeść.

*

Livia

- Mogę zadzwonić do Leo?

- Jasne. Tylko nie umawiaj się z nim tutaj. Nie chcę żeby widział Ilię.

- A Kira? Jej chyba ufasz…

- Ufam jej. Ale nie chcę, aby ktokolwiek go widział póki mój ojciec żyje.

- Ale Leo i Kira nigdy by nas nie zdradzili.

- Wiem…

- Więc dlaczego chcesz go trzymać w ukryciu? Całe życie był chowany w ciemności. I to przez co? Przez coś z czego w normalnych okolicznościach mógłby być najbardziej dumny. Przez twarz. Twarz, która jest tak podobna do twojej. Rozumiem, że się martwisz, ale nie możesz go tutaj zamknąć, a nawet jeśli uważasz że powinien tutaj zostać na jakiś czas, przynajmniej dopuszczaj do niego ludzi. Oczywiście nie byle kogo. Ale opowiedz o nim Kirze. Pozwól wtajemniczyć mi też Leo. Wiem że nie ufasz mojemu bratu, ale mogę za niego ręczyć własnym życiem. Daniell też nikomu nie powiedziałby nawet słowa o Ilii. Te trzy osoby mogłyby już zacząć uczestniczyć w jego życiu, oprócz nas, aby nie czuł się wyobcowany, odcięty od świata i osamotniony…

Ilia był przecudownym chłopcem, który przeszedł przez piekło i najbardziej chciałam zrobić coś, cokolwiek, aby przestał się czuć tak potwornie samotny i odrzucony. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy doznałam prawdziwego szoku i to nawet nie dlatego że zobaczyłam na własne oczy bliźniaka mojego męża. Ilia był trochę inny. Delikatniejszy. Mój mąż był bardziej męski, mimo to pozostawali do siebie bardzo podobni, ale ja – jako żona Antona, dostrzegałam w ich twarzach sporo różnić. Poza tym ciężko opisać urodę Ilii słowami, bo była absolutnie niecodzienna. Ale to co uderzyło we mnie najmocniej to poziom tego jak bardzo został zraniony. Mimo to być może naiwnie wierzyłam, że moglibyśmy chociaż spróbować sprawić że zapomni. Tak bardzo mu współczułam. Pragnęłam aby czuł się najbardziej mile widziany i akceptowany jak to możliwe. A obecność w jego życiu osób takich jak Dani czy Kira mogłaby mu naprawdę pomóc.

- Pewnie masz rację. Pomyślę. Ale daj mi chwilę, okej? Wczoraj go odzyskałem, a dzisiaj jestem z nim w domu Ezry, w Kalifornii i serio… Muszę sobie to wszystko poukładać.

- Jasne, że tak. To zupełnie zrozumiałe – dotknęłam ramienia Antona, a on popatrzył na mnie ze smutnym uśmiechem.

- Kocham cię  - szepnął, a ja pocałowałam go w usta. Chyba jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tego, że mówi mi takie rzeczy.

- Ja ciebie też.

- Potrzebuję cię.

- Jestem tu – oparłam się o jego ramię, odgarniając mu włosy z twarzy.

- Potrzebuję cię bardziej. Bliżej.

Nie wiedziałam co powinnam na to powiedzieć. Czułam się dziwnie. Od dłuższego czasu się nie kochaliśmy i o ile moje ciało bardzo pragnęło jego bliskości, o tyle trochę się jej bałam. Było tak dobrze, kiedy nie przekraczaliśmy granic, on zachowywał się tak czule i… inaczej. Być może to niedorzeczne, ale obawiałam się, że jeśli zaczniemy uprawiać seks wszystko znowu się między nami popsuje i skomplikuje.

- Okej… Widzę, że nie chcesz mnie już w ten sposób… - westchnął ze zrezygnowaniem i odchylił głowę do tyłu.

- To nie do końca prawda.

- „Nie do końca”… Liv… Co się dzieje? Chcesz ode mnie odejść?

- Nie o to chodzi.

- Więc o co? Brzydzisz się mną? Przez to, że wtedy… No wiesz. Zraniłem cię. Wykorzystałem Ezrę…?

- Nie…

- Cholera, wiem co zrobiłem. Czuję się podle, przyrzekam, i pójdę na leczenie. Postaram się zrozumieć co się wtedy ze mną działo. Nigdy nie dopuszczę już do takiej sytuacji…

- Anton – przerwałam mu. – Nie o to chodzi. Postanowiłam, że zaczynamy od początku i nie zamierzam ci wypominać tego co się stało.

Popatrzył na mnie z niezrozumieniem. Nawet mu się nie dziwiłam, sama do końca się nie rozumiałam. Ale jednocześnie chciałam jeszcze trochę poczekać.

- Możesz dać mi jeszcze trochę czasu?

- Jasne… Ile tylko będziesz go potrzebowała.

- Ja też wciąż cię pragnę. Ale myślę że i dla mnie i dla ciebie będzie lepiej jeśli jeszcze chwilę poczekamy.

Anton pokiwał głową.

- Rozumiem. Skoro tak uważasz…

- Wiem, że masz duże potrzeby…

- To nie ma znaczenia – przerwał mi stanowczo.

- Ma. Bo tu nie chodzi tylko o twój temperament, ale też o to co dzieje się poza twoją świadomością. Nie chcę dopuścić do sytuacji podczas której znów przestaniesz się kontrolować. Także mimo tego co powiedziałam, chciałabym abyś przede wszystkim był ze mną szczery. Jeśli poczujesz, że zaczyna być ci ciężko bez seksu…

- Zaczyna być mi ciężko bez seksu – znów mi przerwał i wzruszył ramionami. - Skoro mam być szczery. I tak, wiem co masz na myśli: czy wydaje mi się, że może znowu mi odwalić. Odpowiedź brzmi: nie wiem. Nie mam pojęcia. Bo jak słusznie zauważyłaś to dzieje się poza moją kontrolą. Ale to żaden argument. Jeśli nie jesteś gotowa, to nie będziesz się zmuszała do bycia ze mną z takiego powodu. Wiem tylko jedno. Jeśli kiedykolwiek znowu stanie się coś takiego, nigdy nie zrobię ci krzywdy. Nie tobie, okej? Wyżyję się tylko na sobie, bez mieszania w to osób trzecich. Zamknę się na klucz w pokoju. I jakoś dojdę do siebie. Ezra pojawił się w złym miejscu i w złym czasie. Gdyby nie to, zrobiłbym to sam. Ale teraz nie cofnę już czasu…

- Czy jest coś… – wtrąciłam, bo wyglądało na to, że Anton na okrągło będzie biczował się za to do czego doszło na Syberii, a ja naprawdę nie chciałam do tego wracać – …co mogę zrobić? Nie powiedziałam, że wykluczam seks. Lub inny rodzaj… wzajemnej stymulacji.

Anton uniósł brew z zaciekawieniem.

- Wzajemna stymulacja brzmi zachęcająco…

- Wiesz co mam na myśli. Czy jest coś co mogę zrobić, żeby pomóc ci uniknąć robienia sobie krzywdy. Cokolwiek.

- Ty możesz zrobić krzywdę mnie – uśmiechnął się krzywo i rozsiadł w fotelu rozstawiając szeroko nogi. Stałam w niewielkiej odległości od niego i spojrzałam w jego oczy z oczekiwaniem.

- Możesz jaśniej?

Wychylił się w moim kierunku i położył dłonie na moim udzie. Były duże i ciepłe, i robiły ze mną naprawdę dziwne rzeczy. Zresztą jak zwykle. Miałam na sobie krótką sukienkę, ponieważ przebrałam się zaraz po prysznicu. Od zawsze kochałam LA za słońce. To że było tak ciepło i pogodnie. Nie żebym nie lubiła również tych wielkich, ciepłych swetrów w których chodziłam na Syberii, ale mimo wszystko zdecydowanie bardziej wolałam moje letnie sukienki.

- Lubię cię w sukienkach – wyszeptał jakby czytał mi w myślach, zaciskając palce na moim nagim udzie. Przyciągnął mnie do siebie tak, że stałam między jego szeroko rozstawionymi nogami. Przesunął dłonie na tył moich ud i skierował je wyżej. Jednocześnie przycisnął nos do mojego brzucha, a ja odruchowo wplotłam palce w jego włosy. Zaczął muskać opuszkami moje pośladki, a potem ścisnął je mocno, przez co miałam wielką ochotę usiąść na nim i wziąć od niego znacznie więcej – Lubię mieć łatwy dostęp do twojego ciała. No i przypominają mi się wszystkie razy, kiedy tu przelatywałem i widziałem cię ubraną w ten sposób. Dostawałem przez ciebie szału. Mogłem myśleć tylko o tym że sadzam cię na stole, podwijam ją do góry – mówił zsuwając się z fotela i klękając przede mną. – Ściągam z ciebie bieliznę… - zerknął na mnie z dołu po czym zahaczył palce o moje majtki – Robię ci dobrze ustami, a później wchodzę w ciebie naprawdę mocno… - wyszeptał po czym podwinął moją sukienkę i schował się pod nią. Stałam na drżących nogach gdy rozsunął mi lekko uda. Westchnęłam głośno kiedy poczułam jego ciepły język przez moje majtki. Jęknął, chwycił mnie mocniej, zarzucił moje udo na swoje ramię i zaczął pieścić mnie ustami. Jedną nogę wciąż trzymałam na podłodze, ale drugą opierałam się o jego ramię i chyba tylko dzięki temu że ćwiczyłam latami i miałam świetną równowagę nie wylądowałam na tyłku – choć pewnie on by mnie złapał zanim by do tego doszło.

Istniała duża szansa, że za chwilę naprawdę będzie musiał mi pomóc utrzymać się w pionie, bo jego usta robiły się coraz bardziej zachłanne, a przyjemność stawała się coraz większa, więc jęknęłam głośno, szarpiąc mocno za jego włosy. Zamruczał jakby mu się to spodobało, a ja oddychałam coraz głośniej i głośniej. Moje urywane jęki chyba również były zbyt głośne. Naprawdę nie chciałam aby Ilia lub Ezra nas słyszeli, więc zatkałam usta dłonią, a Anton kontynuował. Kręciło mi się w głowie ale było mi tak dobrze, że nie potrafiłam go powstrzymywać. Ani jego, ani siebie. Kiedy poczułam jak dochodzę wbiłam paznokcie w jego ramiona, niemal się w nie osuwając. Pociągnął mnie w dół, tak że zsunęłam się na niego, podczas gdy on wciąż klęczał przede mną. Oddychałam ciężko i czułam się dziwnie, bo nie sądziłam że on mógłby zrobić coś takiego, i że uda mi się skończyć w takich warunkach, jednak jak widać mi też bardzo brakowało naszej bliskości. Przysiadł wciąż w tej samej pozycji, zaplatając moje uda wokół swoich bioder i muskał ustami moją szyję, a ja zaplotłam wokół niego ramiona i przytuliłam się do niego mocno. Zamknęłam oczy wciągając w płuca jego zapach – sosnowego lasu i mrozu. To zabawne że pachniał w taki sposób nawet tutaj – w gorącej Kalifornii, ale z jakieś przyczyny sprawił, że zatęskniłam za śniegiem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam że na mnie patrzy. Uśmiechał się tak czule.

- Ja też o tobie myślałam – wyszeptałam patrząc na jego doskonałe rysy, te pełne usta i błękitne oczy. Wszystko to o czym tyle razy marzyłam. To o co walczyłam. Modliłam się nocami i przeklinałam za dnia, nie mogąc znieść słabości mojego serca i losu, który miał mnie z nim rozdzielić.

- Więc mam więcej szczęścia niż ktokolwiek inny – odparł obejmując mnie ciaśniej. -  Wciąż mnie chcesz? Tak jak wtedy, naszej pierwszej nocy?

- Bardziej…

Westchnął głęboko i przymknął powieki.

- Tym razem pozwól, że zrobię to jak należy.

- Pozwolę. O ile ty powiesz mi co miałeś na myśli wcześniej.

Odsunął się ode mnie i popatrzył w moje oczy, jakby coś analizował.

- Mogę ci pokazać.

- To jeszcze lepiej – odparłam wzruszając ramionami.

- Jesteś pewna?

- Gdybym nie była, to by ci tego nie proponowała.

Przechylił lekko głowę przyglądając mi się z uwagą.

- W porządku. Ale nie teraz.

- Więc kiedy?

- Tej nocy. Jeśli obiecasz, że powiesz mi kiedy przekroczę twoje granice i będę chciał czegoś na co ty nie będziesz miała ochoty. Nie chcę cię zranić. Ani stracić. W porządku?

- W porządku – odpowiedziałam. Chciałam sprawiać wrażenie wyluzowanej i pewnej swego, ale szczerze mówiąc… Trochę się bałam, a czułam zarówno ekscytację jak i niepokój.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro