Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Anton

Dobrze było być z Livią.

Po naszej rozmowie poszliśmy do mojej sypialni i pomogła mi się umyć – chociaż tym razem nie skończyło się na seksie. Natomiast nie pamiętam kiedy tyle mówiłem. Mówiłem i mówiłem, a ona słuchała. Położyliśmy się na łóżku, leżała naprzeciwko mnie i patrzyła mi w oczy.

Opowiadałem jej o mojej mamie. O tym jaka była wspaniała. O tym, że kochałem ją jak nic na świecie. Opowiedziałem jej o dniu w którym ojciec mi ją odebrał i o tym co było potem – o Rosji – obcej i zimnej. O bólu i strachu. O tym jak poznałem Kirę – moją jedyną przyjaciółkę, o tym co musiałem robić, aby ją chronić i że bardziej bałem się o nią niż o siebie, a Ildar zawsze wykorzystywał to przeciwko mnie.

Mówiłem o tęsknocie za mamą. I w końcu o Alyssie. O tym co mi zrobiła. O tym jak przychodziła do mojej sypialni i czego chciała. Miałem wtedy czternaście lat mimo, że zapewne wyglądałem na więcej. Od zawsze byłem zbyt wysoki, dojrzały fizycznie, ale w sercu pozostawałem dzieciakiem. Jedyne co mogłem zrobić, aby przestała przychodzić to zadać jej ból. Widziałem co ojciec robił z prostytutkami. I ot tak po prostu zrobiłem jej krzywdę, aby ona przestała robić krzywdę mnie. Kiedy zraniłem ją najmocniej jak umiałem, wyszła z mojej sypialni zapłakana.

 „Jesteś potworem. Diabłem w ludzkiej skórze - gorszym niż twój ojciec. Ildar z pewnością będzie z ciebie dumny…” – powiedziała do mnie. Szkoda tylko, że kiedy wcześniej to ona krzywdziła mnie, nie widziała powodu, aby nazywać siebie „potworem”…

Nie wiedziałem czy żałuję, czy po prostu czuję ulgę, że zostawiła mnie w spokoju.

Livia słuchała. I płakała. Bardzo często płakała. No i mocno mnie przytulała. Po wszystkim czułem się jakbym był po spowiedzi. Oczyszczony i zaskakująco spokojny.

W końcu opowiedziałem jej o Ilii. O moim bracie. Livia nie mogła uwierzyć, że mam bliźniaka, podobnie jak ona. Uznała to za przeznaczenie.

„Musisz z nim porozmawiać” – powiedziała. „Musisz mu opowiedzieć. Ma prawo wiedzieć, że ma brata. A ty masz prawo mieć kontakt ze swoją jedyną rodziną… Obaj na to zasłużyliście”  - mówiła, a ja uznałem że ma rację.

Nie spaliśmy całą noc. Dotykaliśmy się, ale nic poza tym. Było czule. Spokojnie. Jednak tym razem nie potrzebowałem niczego więcej.

Nie potrafiłem się zrozumieć, ale przy niej wszystko było łatwiejsze.

 Noc zamieniła się w dzień, który przeleżeliśmy w łóżku.  Nie wiedziałem kiedy zacząłem ją całować, ale nie potrafiłem się powstrzymać, mimo że miałem wyrzuty sumienia. Całowaliśmy się naprawdę długo, aż zaczęły szczypać mnie usta. Potem usiadła na mnie. Zdjęła koszulkę nocną, a ja zaciskałem palce na jej biodrach i czasami nadawałem szybszy i gwałtowniejszy rytm jej ruchom, czasami poddawałem się temu cudownemu uczuciu, kiedy po prostu leżałem pod nią pozwalając się jej na wszystko.

Gdy minęły kolejne godziny i wróciliśmy do żywych w końcu wstając  z łóżka, Livia stwierdziła, że musi porozmawiać z Ezrą.

Zniknęła w jego pokoju na kilka godzin. Rozmawiali naprawdę długo. Z sypialni nie dochodziły do mnie żadne dźwięki – żadnych podniesionych głosów, żadnej kłótni. Tylko cisza i powoli mijający czas.

Wyszła od niego wieczorem, dziwnie spokojna, z załzawionymi, przekrwionymi oczami.

Popatrzyłem na nią z niezrozumieniem. Płakała przez cały ten czas, kiedy u niego była?

- Co się stało?

- Nic. Rozmawialiśmy.

- Livia, wiem że spieprzyłem, ale… Dlaczego jesteś aż taka zapłakana?

- Bo mieliśmy szczerą rozmowę. Sporo mi o sobie opowiedział. I na razie chyba muszę to wszystko przetrawić, bo… - wzięła głęboki oddech i pokręciła głową – Bo on też wiele przeszedł. Więc ty i on… Sporo smutnych historii i łez jak na jedną dobę. Także daj mi chwilę…

Sporo smutnych historii… Więc jego historia również była smutna?

Zawsze był taki uśmiechnięty i pogodny. Wydawało mi się, że ktoś z takim nastawieniem musiał mieć naprawdę niezłe życie.

A co jeśli to były tylko pozory?

- O czym ci opowiadał?

- Anton, to była prywatna rozmowa. Jemu też nie powiedziałam o tym co spotkało ciebie, ale może kiedyś obaj szczerze porozmawiacie. Macie więcej wspólnego niż ci się wydaje…

- Co masz na myśli? – spytałem czując dziwny niepokój.

- Nic. Przepraszam, nie chcę powiedzieć za dużo. A on nie mówił mi oczywiście o wszystkim, tak jak ty. Ale trochę się przed sobą otworzyliśmy.

- Livie… Przepraszam… - powiedziałem, bo widziałem że wciąż czuje się zraniona i było mi z tego powodu naprawdę źle.

- A jego? Jego przeprosiłeś? – zapytała dotykając mojego policzka.

- Ja… - nie. Nie przeprosiłem.

- Wiesz… Myślę, że to co się stało kosztuje go znacznie więcej niż myślisz. Dostał nie tylko fizycznie, a biorąc pod uwagę to co przeszedł w swoim życiu, ma prawo czuć się po tym wszystkim po prostu okropnie. Uważam, że jego też powinieneś przeprosić.

- W porządku. Przeproszę.

- Teraz.

- Okej…

Bez zbędnych komentarzy wziąłem coś z szuflady, wyszedłem ze swojej sypialni i ruszyłem do pokoju Ezry. Serce biło mi zaskakująco szybko. Nie potrafiłem zrozumieć  tylko – dlaczego. Kiedy zapukałem usłyszałem niski, zachrypnięty głos.

- Tak?

- Mogę wejść?

- Po co?

- Pogadać?

- Jeśli musisz.

- Właściwie to tak – odpowiedziałem i otworzyłem drzwi wchodząc do środka.

W pokoju było ciemno, a Ezra leżał na swoim łóżku odwrócony do mnie tyłem. -Hej… Jak się czujesz?

Odpowiedziało mi milczenie. Podszedłem więc do niego i przysiadłem na materacu.

- Przyszedłem cię przeprosić. I sprawdzić jak się czujesz.

- Chujowo. Daruj sobie. Zostaw mnie w spokoju.

- Ezra, ja… Przepraszam. Byłeś… Jesteś… jedyną osobą, która zdawała się o mnie zupełnie bezinteresownie martwić. Tak po prostu. Uratowałeś mi życie. Postanowiłeś mi pomóc. Polubiłem cię. Wiem co zrobiłem, mimo to… nie chciałem cię skrzywdzić.

- Okej. W porządku. Ale idź już. Wróć jeśli znowu zapałasz żądzą krwi i będziesz chciał komuś przywalić. A póki jesteś spokojny… Po prostu mnie zostaw.

- Pokaż mi się – powiedziałem czując w stosunku do niego dziwną słabość. Z jakiejś niezrozumiałej przyczyny chciałem go zobaczyć.  Złapałem więc jego ramię i pociągnąłem w swoją stroną, a on westchnął z irytacją, ale po chwili przekręcił się i pokazał mi swoją twarz.

- I co? Zadowolony? – warknął, a ja przełknąłem ślinę skupiając uwagę na jego poranionych wargach.

- Nie – odpowiedziałem. Wyciągnąłem z kieszeni jeansów tubkę maści, którą przed wyjściem wyjąłem z szuflady i którą zawsze smarowała mnie Kira po karach od ojca. Wycisnąłem odrobinę na palec. Posmarowałem nim jego usta i rozciętą kość policzkową. Patrzył na mnie z takim zdziwieniem, że prawie się uśmiechnąłem.

Prawie.

Zsunąłem palec w dół, po policzku i zatrzymałem go na brodzie, na której miał kolejną ranę, ale raczej niewielką. Rozsmarowałem na niej maść kciukiem.

- Przestań – szepnął, więc zdjąłem dłoń z jego twarzy. – Nie jestem zły o to, że obiłeś mi twarz. Mam w dupie ten ból. Jestem zły, że przez to wszystko czuję się jak zdrajca. Kocham Livię. Wiesz jak to jest zdradzić kogoś, kogo się kocha?

- Też ją kocham…

- To inna miłość. Ona jest dla mnie jak rodzina. Jak siostra. Kocham też jej brata. Zdradziłem więc całą waszą trójkę. I siebie samego.

- Zbyt surowo się oceniasz…

- Nieprawda. To ty traktujesz to zbyt łagodnie. Oboje z Livią traktujecie to… - pokręcił głową i spuścił wzrok jakby nie wiedział co dodać. – …Ale nie ja. Ja wiem co zrobiłem. Anton, muszę odejść. Wiesz o tym, prawda?

Skupiłem uwagę na jego czarnych oczach.

- Nie musisz…

- Muszę – usiadł na łóżku i odgarnął włosy ze swojej twarzy. – Dla siebie. I dla Livii. Nie mogę… Tak dłużej. Bo ty nic nie rozumiesz. I nie wiesz co dzieje się w mojej głowie. Nie masz pojęcia, mimo to… I tak jestem na ciebie wściekły. Bo nie potrafię udawać i dobrze o tym wiesz. Chciałeś prawdy. Znasz prawdę. Ale nie całą. Nie całą, bo nie możesz zdawać sobie spraw z… siły moich uczuć. To coś, czego nie mogę ci pokazać.

Pokiwałem głową czując ucisk w gardle.

- Rozumiem… Rozumiem, że nie chcesz być z nami.

- Nie mogę być z wami. Bo oszaleję. Ale jednocześnie uważam, że nie możesz zostać z Livią tutaj sam… Powinniście jak najszybciej wyjechać stąd w jakieś cywilizowane miejsce, abyś miał możliwość codziennie i systematycznie wyładowywać swoje potrzeby w przeróżny sposób. Nie wiem dokładnie czego potrzebujesz, ale domyślam się. Wróćcie ze mną do Kalifornii. Livia będzie z przyjaciółkami, rodziną, ty masz tam Kirę, i jak cię poznałem… wiem, że razem z  Leo jeszcze możecie zostać przyjaciółmi. Tam będziesz miał ręce pełne roboty. Aż za dużo wrażeń. A Livia pozostanie bezpieczna. Chociaż mimo to uważam, że lepiej, aby na początku, przynajmniej przez pierwsze tygodnie, był z wami jakiś ochroniarz, abyście mogli być pewni, że to się nie powtórzy…

- Ale nie ty?

- Nie. Nie ja – odparł z żalem i oparł się o poduszkę odwracając ode mnie wzrok, jakby już ze mną skończył.

- Tam mógłbym cię widywać.

- Sporadycznie. Tak rzadko, że nawet mnie nie zauważysz.

- Chyba nie będę umiał cię „nie zauważać”- powiedziałem, a on zmarszczył brwi i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

-  O co ci chodzi?

- O nic… Nie wiem. Po prostu. To nie takie proste. Wiele razem przeszliśmy.

- To bez znaczenia. To wszystko… nie ma żadnego znaczenia. Może i będziemy się zauważać, ale nie będziemy się spotykać. To wystarczy.

- Rozumiem, że nie chcesz spędzać ze mną czasu. Naprawdę to rozumiem.  Tylko co z Ilią?

- Nie wiem. Co z nim?

- Pojedziesz ze mną do niego?

- Obiecałem. I zrobię to. Ale potem wracam do Kalifornii, a ty nie możesz zostać  z Livią sam…

- A jeśli będzie z nami też on?

- Myślisz, że twojemu bratu będzie tu dobrze? W zamknięciu, tylko z waszą dwójką, odciętemu od świata? Może na chwilę mu się spodoba, ale potem zacznie świrować jak ty. W Kalifornii będziesz mógł zadbać o jego psychikę, zabrać go na terapię skoro ma problemy. Zresztą, przecież on najpewniej zostanie na Alasce z rodziną.

- A jeśli nie? Musiałbym go najpierw ukrywać…

- Tam też możesz schować go przed ojcem. Nawet skuteczniej.

- Ojciec zawsze wydaje mi rozkazy, których póki co mam obowiązek przestrzegać. Kiedy dowie się gdzie jestem, będzie chciał bym jak najszybciej wrócił do Rosji.

- Niech się pierdoli. Zabiję go. Jebany skurwiel – warknął Ezra, a ja parskałem śmiechem.

- Całkiem uroczo, że aż tak go nienawidzisz.

- Mówię poważnie. Ten stary pojeb zginie z mojej ręki. Jeszcze się przekonasz, zabiję go i osobiście dostarczę ci jego zwłoki – dodał pewnie, zaciskając szczęki.

Czułem się dziwnie, bo wydawało mi się że on chce go zabić dla mnie. Żeby walczyć o mnie. To zawsze ja walczyłem o innych. Wiedziałem, że Ildar zdechnie pod moim butem, ale i tak byłem wdzięczny, że Ezra mimo wszystko uznawał mnie za kogoś, o kogo warto walczyć.

- Tak czy inaczej. Ildar nie pozwala przebywać mi w Stanach na dłużej… - no i musiałem w końcu polecieć do Moskwy, aby go zabić, dodałem w myślach, ale nie było szans, abym wtajemniczał Ezrę w moje plany.

- Nie zostało mu wiele czasu. I pogadam z Leo. Powie, że jesteś mu cholernie potrzebny w Kalifornii. Wymyślimy coś. A twój brat nie jest żadną przeszkodą. Jeśli będziesz musiał lecieć, aby załatwić coś w Rosji na dzień czy dwa, ja się nim zaopiekuję. Albo Kira. Tam będzie ci nawet łatwiej go ukrywać. Nie twierdzę, że nie możesz zabrać go tu na chwilę, aby go poznać i wszystko mu wytłumaczyć. Ale tylko na parę dni. Nie zamykaj się z nimi na dłużej, bo to może skończyć się tragedią, rozumiesz?

Znowu pokiwałem głową. Wiedziałem, że dobrze mi radzi. Jak zawsze.

- Masz rację. Tak zrobię. I, Ezra… chciałem jeszcze tylko dodać, że… Przeprosiłem szczerze. I… Ty i ja. To nie jest tylko złe, wiesz? Nie jest bez znaczenia. Nie dla mnie. Nidy nie czułem się w taki sposób, nigdy nie miałem… -przyjaciela. Chciałem to powiedzieć, jednak z jakieś przyczyny słowo utknęło mi w gardle. Odchrząknąłem i wziąłem głęboki oddech - … przykro mi, że niemal przez cały czas traktowałem cię podle. No i twoje uczucia… Pewnie pamiętasz, że nie jestem w tym dobry, ale… myślę, że gdyby nie… moglibyśmy…

- Nie mów tego – przerwał mi stanowczo – Nie mów.

- Nie wiesz co chciałem powiedzieć.

- Nie chcę wiedzieć.                 

Po raz kolejny kiwnąłem głową i spuściłem wzrok czując się dziwnie.

Czy ja naprawdę zamierzałem mu powiedzieć, że gdyby nie Livia i to że ją kocham, uznałabym go za kogoś odpowiedniego dla mnie? Bo w jakiś niedorzeczny sposób mi się podoba, a kiedy jest blisko czuję się mniej dziwny i mniej gorszy? Że jego uśmiech naprawdę poprawia mi humor i sprawia że sam jestem mniej ponury i znacznie silniejszy? Że wystarczy że jest obok, mówi i mówi, a ja czuję się lepiej? No i jego siła. Czasem tak bardzo jej potrzebowałem.

Ale nie mogłem tego mieć.

I nawet nie wiedziałem czy chciałem, bo naprawdę pokochałem Livię.

No i nie powinienem rościć sobie do niego jakichkolwiek chorych praw.

Miał rację – lepiej, aby odszedł.

- Alaska. I wracasz do domu.  Pomyślę co zrobić aby Livia i Ilia byli bezpieczni, nie musisz się już o to martwić. Jeśli będziesz dzięki temu spokojniejszy pogadam szczerze z Leo – wziąłem jego dłoń w palce i włożyłem w nią tubkę z maścią – Odpoczywaj. I dziękuję.

Wstałem i wyszedłem z jego pokoju nie poznając samego siebie.

Ty i ja – powiedziałem. To nie jest tylko złe. Nie dla mnie…

Stwierdził, że to nie ma znaczenia, ale miało.

Naprawdę miało.

Choćby przez to, że z jakiejś przyczyny bolało mnie serce.

Mimo, że zupełnie nie wiedziałem dlaczego.

Kochani!

To już koniec części pierwszej, ponieważ ten tom będzie składał się z dwóch części. W drugiej wrócimy trochę do żywych. Do Kiry i Leo ( pamiętajmy, że zemsta na Santoro sama się nie dokona!), a do Antona dołączy jego brat, który swoją drogą zostanie jego najukochańszą osobą na świecie (obok Livii, oczywiście).

Druga część będzie inna, myślę że bardziej dynamiczna, lepiej poznamy Ezrę, będziemy częściej wchodzić w jego głowę, no i żeby nie było ciągle tak smętnie – na scenę wróci Danielle. Podejrzewam, że dialogi Dani i Ezry mogą być mocne 😆  Ale oczywiście wciąż będziemy czytać również pov Antona i Livii 😉

Kolejne rozdziały będą wrzucane tutaj – jako normalna kontynuacja, nie będzie rzecz jasna innej książki, ale chciałam zrobić taki podział dla przejrzystości historii.

Jeśli Was nie wynudziłam to zapraszam niebawem na następny rozdział z perspektywy Ezry – już z Kenai na Alasce, w którym poznamy pewnego chłopaka, który również, po wielu latach, w końcu wróci do żywych <3

A no i jeszcze piosenka, która towarzyszy mi podczas pisania tej książki i kojarzy mi się z tą historią - tak na dobry koniec i początek.

Dziękuję!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro