Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Livia

Siedziałam w salonie i czekałam. Dłonie drżały mi z nerwów. W końcu drzwi od piwnicy otworzyły się gwałtownie. Pierwszy przeszedł przez nie Ezra. Wytrzeszczyłam na niego oczy, zakrywając usta dłonią. Wstałam z kanapy i podbiegłam do niego, dotykając z troską jego w twarzy. Wyglądał okropnie. Był cały we krwi.

- Ezra… Mój Boże, mogę ci jakoś pomóc…?

Nie odezwał się tylko odsunął ode mnie i pokazał dłońmi gest sugerujący, abym go nie dotykała.

- Ale…

- Jestem brudny. Przepraszam… Przepraszam… – wyszeptał załamującym się głosem i minął mnie ze spuszczoną głową. Włosy zasłaniały mu twarz, przykleiły się do zakrwawionej skóry na policzkach i ustach. Wyglądał jak zbity pies, taki smutny i skrzywdzony… Jak nie on.

No ale w sumie w jakim miał być nastroju po czymś takim, do cholery?

Jak Anton mógł mu to zrobić?

Kochałam go, ale Ezrę również. Był moim przyjacielem i nie mogłam pozwalać go krzywdzić.

Zacisnęłam dłonie w pięści i stanęłam przy drzwiach do piwnicy patrząc ze wściekłością jak Ezra próbuje wdrapać się po schodach na piętro.

- Anton, albo ty przyjdziesz tutaj, albo ja zejdę do ciebie. I osobiście skopię ci dupę, słyszysz? Mam gdzieś w jakim jesteś nastroju, rozumiesz? I lepiej żebyś był gotowy na… - nie dokończyłam bo zobaczyłam go na schodach. Zamrugałam  z niedowierzaniem.

Cóż, Ezra musiał się bronić. To chyba oczywiste.

I widać było, że bronił się naprawdę mocno…. Cholera, nie wiedziałam czy Anton nie jest w gorszym stanie niż mój przyjaciel.

Wtoczył się na górę i minął mnie opierając się o ścianę. Ledwo szedł.

- Co ty zrobiłeś? – zapytałam z żalem.

Nie zamierzałam płakać. Byłam wściekła. Owszem, wcześniej bałam się Antona, bo zachowywał się przerażająco, sprawiał mi ból i wyglądał dziwnie, ale teraz? Czułam się jak matka, której ktoś pobił syna.

Naprawdę kochałam Ezrę i widziałam że on nigdy nie zacząłby tej bójki z własnej woli. Był zbyt łagodny, zbyt empatyczny, aby zrobić komuś krzywdę ot tak - bez powodu.

- Co mu zrobiłeś? I dlaczego? On na to nie zasłużył! Był dla ciebie dobry… Jak mogłeś?  Nie możesz tak traktować ludzi, do cholery!

Anton nic nie odpowiedział. Wszedł do salonu zataczając się lekko.

- Słuchaj… Wiem, że masz problemy ze sobą, nie jestem ślepa. Ale nie pozwolę żebyś robił mu takie rzeczy, żebyś prowokował go do czegoś takiego… On nie jest taki! Przestań go ranić!

Anton upadł na kolana i złapał się za głowę, gapiąc się martwo w dywan z dziwną miną, a ja popatrzyłam na niego zastanawiając się, czy on w ogóle mnie słyszy.

- Livia – Ezra zawołał mnie z półpiętra. Usiadł na schodach i patrzył na mnie smutnym wzrokiem – Nie krzycz na niego.

- Słucham? – zamrugałam z  niedowierzaniem.

Czy oni obaj powariowali?

- Nie krzycz. Chodź na chwilę. Podejdź jak możesz… - zerknęłam na Antona, który wciąż klęczał na dywanie i pochylił się do przodu chowając twarz w dłoniach. Poczułam współczucie, naprawdę - współczułam mu tego, cokolwiek się z nim działo, ale jednocześnie nie mogłam pozwalać, aby masakrował przy tym kogoś niewinnego. Wypuściłam ciężki oddech i podeszłam do Ezry na półpiętro. Kucnęłam przy nim i popatrzyłam na niego z rezygnacją.

Co powinnam robić?

- Przykro mi, że…

- Nie. To mi jest przykro.  I nie mówimy o tym. Chodzi mi o niego. Proszę, bądź delikatna.

- Delikatna? Czy ty się widzisz?

- A czy ty widzisz? On jest chory. Odwaliło mu przez to co robił mu ojciec. On nie myśli jak ty czy ja. Krzykiem nic nie zdziałasz, tylko pogorszysz sytuację. Przepraszam, nie chcę cię pouczać, ale po prostu… Pogadaj z nim…

- Próbowałam, ale on…

- Kochasz go?

- Słucham?

- Czy go kochasz? To dla mnie cholernie ważne w tym momencie… Naprawdę… Bo jeśli nie…. jeśli to co do niego czujesz, to tylko zauroczenie… powinnaś dać mu odejść. Chyba, że go kochasz. Dlatego pytam.

- Kocham go – odparłam zgodnie z prawdą.

Ezra pokiwał głową wzdychając z rezygnacją i wytarł krew wyciekającą mu z nosa.

- Okej. Więc musisz wiedzieć, że to co się tam stało. W tej piwnicy… To wszystko tylko i wyłącznie moja wina – powiedział stukając nerwowo stopą o schodek. – Wszystko. On nie był sobą. Powinienem zachować się inaczej. Powstrzymać go inaczej. Teraz żałuję i… Chcę żebyś wiedziała też, że… Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym. Uwielbiam cię. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, wierzysz mi? I nigdy nie przestanę się nienawidzić za to, że… że cię skrzywdziłem – dodał, a w oczach miał łzy więc złapałam jego dłoń.

- Ezra… Spokojnie. Cokolwiek zrobiłeś, zrobiłeś, bo musiałeś. Wiem, co się z nim działo, zauważyłam to już na górze w jego sypialni, ja…

- Nie. On był w jakimś amoku, psychozie, nie wiem… Może ma zaburzenia osobowości, może ma schizofrenię, nie znam się na tym . Ale najwyraźniej ma duże problemy. Jest chory. Nie możesz wkurzać się na niego… bo jest chory. Na mnie tak. Wyżyj się na mnie, proszę. Ja na to zasłużyłem, nie on, rozumiesz? – pokręciłam głową, bo nie miałam pojęcia jak miałbym się na niego wściekać za to, że mi pomógł. Ścisnęłam mocniej jego rękę, bo brakowało mi słów – On zupełnie się nie kontrolował. Nie wiedział co robi. To przerażające, ale takie epizody mogą się powtarzać. I albo w to wchodzisz, mimo tego co się stało, albo tchórzysz. Ale jeśli w to wejdziesz, to cała, i musisz liczyć się z wszelkim ryzykiem z tym związanym.

- Chciałabym mu pomóc, ale nie mam pojęcia co mogłabym zrobić…

- Pogadać z nim. Wyciągnąć go do porządnego psychiatry, bo psycholog już tu nic nie pomoże. Zabrać go stąd. Gdzieś, gdzie będzie miał kontakt ze światem, ale z dala od ojca i całego tego gówna. Pomóż mu… – popatrzył na mnie błagalnie, a ja kiwnęłam głową. – I kiedy ci powie… Powie ci co musiałem zrobić, żeby go uspokoić, proszę nie znienawidź mnie. Przynajmniej na zawsze.  Ja… naprawdę nie wiedziałem co robić. Bałem się. O niego, o ciebie… Nie o siebie, przysięgam. Oddałbym życie za ciebie. Rozumiesz, tak? – pojedyncza łza spłynęła po jego policzku mieszając się z krwią.

- Rozumiem – odparłam zastanawiając się co tam się do cholery stało.

- Kocham cię, Livie. Mimo, że popełniłem błąd…

- Poczekaj, bo nie rozumiem… Chodzi ci o to, że go pobiłeś? – przerwałam mu zupełnie skołowana.

Ezra popatrzył na mnie jakoś dziwnie i pokręcił głową.

- Nie. Nie o to mi chodzi… - wstał i wytarł zakrwawione dłonie w spodnie  - Pogadaj z nim. I zachowaj spokój – rzucił i ruszył na górę. Wzięłam ciężki oddech i zeszłam ze schodów. Zobaczyłam Antona wciąż  w tej samej pozycji na dywanie. Podeszłam do niego i dotknęłam jego pleców.

- Anton… - powiedziałam spokojnie – Już dobrze. Już po wszystkim. Jestem tu…

- Nie powinnaś mnie dotykać…

- Powinnam. Anton, mógłbyś ze mną porozmawiać? Nie wiem jak mam ci pomóc, kiedy jesteś taki zamknięty w sobie. Posłuchaj zrobiłabym dla ciebie wszystko i choćby nie wiem co, nie zrezygnuję z ciebie. Postaram się za nas oboje, ale musisz dać mi cokolwiek.

- Zmusiłem Lewisa, żeby doprowadził mnie do orgazmu. Tam w piwnicy. Pobiłem go, a potem zacząłem go molestować – wypalił bezceremonialnie, a ja zaniemówiłam.

Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, ale właściwie nie wiedziałam co. Nic nie mogło przyjść mi do głowy. Nie wiedziałam też co czuć.

Tego się nie spodziewałam. I najwyraźniej byłam w szoku.

- Doszedłem, on zresztą też. Wolę żebyś wiedziała – dodał więc usiadłam na dywanie i zaczęłam analizować to co on do mnie powiedział.

Że co?

Spróbowałam to sobie wyobrazić… Rany, nie za bardzo potrafiłam.

- Wiem co zrobiłem i nie liczę, że po czymś takim będziesz wciąż chciała być ze mną.

Nie miałam pojęcia co zrobić. Ezra przed chwilą płakał na schodach zapewniając że oddałby za mnie życie i przy okazji walnął mi kazanie że Anton jest chory, miał atak niekontrolowanej agresji i psychozy spowodowany potwornymi traumami które od dzieciństwa serwował mu ojciec i mam być delikatna, ale przecież mój mąż właśnie powiedział mi, że mnie zdradził...

Miałam ochotę dać mu w twarz – to pewne.

Właściwie niemal to zrobiłam, nawet uniosłam dłoń, aby go uderzyć.

Ale po chwili stwierdzałam, że to nie miałoby najmniejszego sensu.

Siedział przede mną cały we krwi. Co dałby ten kolejny policzek? Ulżyłabym sobie? Nie – raczej nie. Nie sprawiłoby mi to żadnej satysfakcji.

- I tak spokojnie mi o tym mówisz? – spytałam czując, że do oczu napływają mi łzy.

- Nie mówię o tym spokojnie. Jestem pieprzonym wrakiem – zerknął na mnie przekrwionymi oczami, a po chwili przymknął powieki i spuścił głowę - I nawet nie wiem jak to się stało…

- Mężczyźni zazwyczaj mówią coś podobnego, kiedy zdradzają – powiedziałam zimnym tonem, a Anton znowu popatrzył na mnie przeszkolonymi oczami.

Otworzył usta ale nic nie powiedział. Potem jeszcze raz i kolejny. A potem schował twarz w dłoniach i zaczął drżeć jakby się śmiał lub płakał. Nie wiedziałam co się z nim dzieje.

- Anton… Nie zachowuj się tak… - dotknęłam jego ramienia, bo nie miałam pojęcia co mu jest, ale wyglądało to naprawdę źle. – Anton?

Zsunął zakrwawione dłonie z twarzy rozcierając krew, a ja widziałam przed sobą już tylko chorego człowieka.  Żadnego księcia w srebrnej zbroi, tylko zniszczonego przez życie chłopca, który był tak nieskończenie nieidealny i skrzywdzony, że aż zabrakło mi słów.

- Nie wiem kim jestem – powtórzył – Nie wiem czym jest to coś co patrzy na mnie z lustra. Boję się, że kiedyś już nie wrócę… I na zawsze utknę gdzieś pomiędzy, rozumiesz? – zapytał patrząc na mnie z przerażeniem, drżąc coraz mocniej. Stwierdziłam, że muszę coś z tym zrobić.

- Powinieneś się uspokoić, rozumiesz? – powiedziałam stanowczo i chwyciłam jego twarz w dłonie, zmuszając, aby na mnie spojrzał. Po dłuższej chwili kiwnął głową, zerkając mi w oczy z dezorientacją.

Myślę, że właśnie wtedy zrozumiałam, że klęczy przede mną niemal obcy mężczyzna. Ktoś kogo zupełnie nie znam. Ktoś o kim nic nie wiem.

No bo co nas łączyło? Trzy noce podczas których poznawaliśmy swoje ciała? A co z poznaniem siebie? Przecież byliśmy sobie niemal obcy. Nazywałam go swoim mężem, ale kim był tak naprawdę? Mąż powinien być dla mnie kimś kogo znam, z kim rozmawiam, kimś kogo chociaż w minimalnym stopniu rozumiem. A jedyne co zrozumiałam w tym momencie to fakt, że Anton był złudzeniem.

 Idealizowałam go. Wyobrażałam sobie że to pożądanie, że ta miłość, nasze ciała, że to wystarczy. W głowie uznałam go za kogoś doskonałego, a przed sobą miałam tylko przerażonego i potwornie zagubionego człowieka, robiącego rzeczy których nie rozumie i które go przerażają. Widziałam człowieka zniszczonego życiem, złamanego. To bolało, ponieważ zrozumiałam też, że mimo wszystko wciąż go kocham. Pytanie brzmiało czy wciąż kochałam tylko złudzenie, pamiętając tego pięknego mężczyznę z obierającym oddech spojrzeniem, czy również tego zniszczonego chłopca przede mną?

Popatrzyłam w skupieniu w jego błękitne, dojmująco smutne oczy i już wiedziałam.

- Możesz mi przynajmniej spróbować to wytłumaczyć? – zapytałam zaskakując samą siebie.

Być może powinnam się wściekać, rzucać rzeczami i wrzeszczeć że obaj mnie zdradzili. Owszem – może właśnie tak było. Ale to naprawdę była sytuacja inna niż wszystkie. Nie powiem żebym nie była zła, jednak chciałam zachować się racjonalnie.

Co dałaby moja histeria? To, że miałam ochotę wrzeszczeć nie znaczyło że powinnam. Tym bardziej, że nie miałam pojęcia co może stać się z Antonem jeśli zacznę robić awanturę. Wciąż wydawał się mocno niestabilny. A jeśli znowu mu odbije? A jeśli znowu będzie próbował zrobić mi krzywdę? Jeśli znów wpadnie w dziwny stan i nie będzie się kontrolował? Ten kto nie widział jego oczu w momencie, w którym zaczął mnie dusić, nie mógł zrozumieć…

Ezra miał rację. Powinnam odpowiedzieć sobie na pytanie jak silna jest moja miłość. I pozostać delikatna. Również dla własnego dobra.

No i zadał mi też kolejne dobre pytanie – czy mam odwagę w to wejść.

Bo dopiero zaczynałam rozumieć to, przed czym mnie ostrzegano. Przed czym ostrzegała mnie Kira – „Nie wiesz na co się piszesz” – mówiła. „Chciałabym wierzyć w to, że go zmienisz, ale traktuję cię jak siostrę i chcę żebyś wiedziała, jak mało jest to prawdopodobne.” „Kiedy zrozumiesz kim on jest, spróbujesz uciec. Ale wtedy będzie już za późno”

Pozostawałam głucha, ale już zrozumiałam.

O dziwo jednak nie czułam strachu.

Tylko żal. I współczucie. Miłość, która mimo wszystko była silniejsza niż nienawiść.

W porównaniu do Antona, byłam po prostu normalną osobą z normalnym życiem. Może nie zawsze było idealnie, ale nie narzekałam i miałam naprawdę dobre dzieciństwo. Kochającą mamę i brata. Jedynie ojciec był dupkiem, ale całe zło jakie mi wyrządził polegało na tym, że traktował mnie przedmiotowo. Nikt mnie nie gwałcił, nie bił, nie głodził… Bóg jeden wie co spotkało Antona. Pewnie wszystkie z wymienionych okropieństw i znacznie więcej.

Chciałam go poznać. Chciałam zacząć od zera, ponieważ wcześniej zaczęłam źle. Pragnęłam seksu, a jego atrakcyjna powierzchowność sprawiła że skupiłam się głównie na tym aspekcie. Teraz sama się zastanawiałam – dlaczego? Powinnam wszystko zrobić inaczej.

Anton to coś więcej niż widzisz na pierwszy rzut oka – mówiłam, mimo że sama nie wiedziałam co to znaczy. O dziwo – mimo że byłam w błędzie, jednocześnie miałam też rację.

Anton to naprawdę był ktoś inny niż się wydawało. Jednak nie w takim sensie jaki pierwotnie zakładałam. Wtedy chodziło mi o jego wyidealizowany obraz – silnego i honorowego mężczyznę. Doskonałego i onieśmielającego. Okrutnego tylko wobec tych złych, a czułego i wrażliwego dla biskich.

Nie odbierałam mu tego całkowicie – po części właśnie taki był.  Ale przede wszystkim pozostawał skrzywdzonym dzieckiem, chorym chłopcem który nigdy nie miał szansy na normalne życie. Kimś potwornie trudnym, zniszczonym, kimś kto bywa agresywny gdy się nie kontroluje – również w stosunku do niewinnych. Kimś kto nigdy nie dostał od nikogo pomocy, mimo tego przez co przeszedł.

I czy mieliśmy być razem, czy nie – zamierzałam mu jej udzielić.

Ponieważ jak nie ja, to kto?

Chciałam z nim to ustalić - miłość czy przyjaźń. A może jedno i drugie?

Jak powinna wyglądać relacja między nami? Już nigdy nie zamierzałam go do niczego zmuszać – zbyt wiele osób w jego życiu na okrągło go do czegoś zmuszało, zresztą podobnie jak mnie. Jeśli stwierdzilibyśmy, że nie chcemy tego związku - zamierzałam się z tym pogodzić. Ale to miała być NASZA decyzja. Ponieważ mieliśmy do niej prawo. I ja i on.

Nie my zadecydowaliśmy o tym by być razem. Ale właśnie teraz mogliśmy o tym zadecydować. I dlatego chciałam abyśmy oboje mieli czystą kartę. I być może zaczęli na nowo – od teraz.

Ponad to zgadzałam się z Ezrą w jeszcze jednej kwestii – czy miałam prawo się na nim wyżywać, za to jak koszmarne było jego życie i za opłakaną kondycję psychiczną po tym wszystkim co go spotkało?

Czy mogłam nazywać się jego prawdziwą partnerką, czy byłam jedynie obcą dziewczyną z którą kazano mu się ożenić? Ostrzegał mnie że będzie ciężko, że nie chce się wiązać bo nie umie być w związku. Kim dla siebie byliśmy, jeśli nie dwojgiem zagubionych młodych ludzi wrzuconych w świat którego zupełnie nie rozumieliśmy?

Czy powinnam postawić na nas krzyżyk i zakończyć to co nawet się jeszcze nie zaczęło?

Zgadzałam się też z tym, że jeżeli go kochałam – musiałam być silna. Zastanawiałam się przez chwilę czy mam w sobie aż tyle siły.

I po chwili stwierdziłam, że mam jej wystarczająco. A zdobędę jej jeszcze więcej.

- Nie rozumiem – odpowiedział patrząc na mnie tymi swoimi nieskończenie pięknymi, błękitnymi oczami.

- To proste pytanie… Mogłeś mi powiedzieć czego potrzebujesz…

- Pokazałem ci tylko odrobinę i błagałaś, abym przestał…

- Nie. Chciałam porozmawiać.

- Nie mogłem wtedy rozmawiać.

- Okej, rozumiem, ale nie miałam na myśli jakiś wielkogodzinnych dyskusji. Mogłeś mi powiedzieć czego chcesz i pozwolić mi się przygotować, mogłabym polubić dla ciebie brutalny seks, tylko…

- Widziałeś w jakim stanie Ezra wyszedł z piwnicy?

- A robiłeś to wcześniej z mężczyznami w taki sposób?

- Nie – odpowiedział kategorycznie. – Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mógłbym zrobić cokolwiek z facetem. Ale byłem w dziwnym stanie, a on jest… - popatrzył na mnie jakby nie wiedział czy może to powiedzieć.

- Spokojnie. Rozmawiamy jak przyjaciele. Tylko przyjaciele. Dopóki nie ustalimy czy mimo wszystko oboje chcemy zacząć od nowa i być razem. Nie jestem wściekła. Na razie czuję się bardziej jak osoba, która chce cię w końcu poznać. Żoną jestem tylko na papierze. Chcę tyko wiedzieć co czułeś. Co czujesz teraz. Możesz powiedzieć mi wszytko, okej?

- Dlaczego?

- Anton, przestań pytać. Bo tak i już. Jeśli mamy być tak naprawdę razem, chcę w końcu zacząć tak jak powinniśmy to zrobić już dawno temu. Chcę być twoją powierniczką. Jesteśmy razem cholernie krótko. Prawie się nie znamy.  Chcę zrozumieć…

Anton kiwnął głową i zamyślił się dłuższą chwilę.

- On jest… Inny.

- Podoba cię się? – spytałam czując jak robi mi się trochę gorąco. Cóż, jeśli Anton nagle przestawi się na facetów…

- Tak. Podoba mi się. Jest… aż za bardzo atrakcyjny. Ale nie chodzi tylko o to. Jest silny. Zarówno jego ciało jak i umysł. I… Chyba go lubię? Lubię z nim rozmawiać. Rozśmiesza mnie. Rozprasza wszystkie mroczne myśli. Za dużo mówi, ale chyba nawet to  w nim lubię…  - Anton patrzył w martwy punkt, a ja zamrugałam żeby się nie rozkleić.

- Zakochałeś się w nim…?

- Nie. Zdecydowanie nie. Zakochałem się w tobie. Ale lubię go. Naprawdę. Nie obrzydza mnie. Czuję się przy nim dobrze, a bycie dotykanym przez niego nie wydaje się być straszne… Nie wiem co miałbym dodać. Teraz nie wiem… sam nie wiem jak do tego doszło.

- Rozumiem… - właściwie to niewiele rozumiałam. Ale cieszyłam się, że przynajmniej próbuje ze mną pogadać, że próbuje się przede mną choć minimalnie otworzyć. – I uważasz że ja bym sobie z tym nie poradziła, tak? Ezra jest silny, ja jestem za delikatna?

- Właściwie to… Tak. Pragnąłem cię, ale pragnąłem też bólu.

- Może mogłabym ci go dać? Przynajmniej na miarę swoich możliwości?

- Nie umiem się kontrolować podczas takich stanów.

- Ale mówiłeś że wcześniej nie byłeś z mężczyzną. Seks uprawiałeś z prostytutkami… chyba nie biłeś się z nimi, a wasze zbliżenia nie wyglądały jak walka w klatce…

- Krew, gryzienie, noże i bicie na przykład przy pomocy różnych narzędzi… było na porządku dziennym. Każda kobieta z którą się spotykałam na seks, wiedziała czego się spodziewać.

- A te dziewczyny, które brałeś do siebie po walkach?

- W moim pokoju zawsze czekała przynajmniej jednak prostytutka. Prezentowałem im na niej co lubię robić.  Część zostawała, część uciekała. Zawsze byłem szczery w tej kwestii. Ne lubię zadawać bólu kobietom, które ten ból nie kręci. Wolę obopólne korzyści. Ale to nie zamienia faktu, że to co z nimi robiłem pozostawało krwawe i skaranie brutalne. Poza tym zawsze było ich więcej, abym mógł rozładować się na kilku kobietach, aby żadnej nie uszkodzić zbyt mocno…. – przerwał i schował twarz w dłoniach – Wiem jakie to obrzydliwe…

- A Kira?

- Kira…? Domyślam jak to zabrzmi, ale z nią tylko się dotykałem. Czuła się samotna. Chciała żebym jej pokazał… cokolwiek. Pragnęła mnie. Jest piękna i bardzo ją kochałem. Miałem wobec niej instynkt opiekuńczy. Starałem się jej nie krzywdzić, a później okazało się że po tym co jej robiłem miała potworną traumę, którą udało się pokonać dopiero twojemu bratu, więc to brzmi naprawdę mało obiecująco.

- Anton, ja… - co miałam na to odpowiedzieć? Że te kilka razy było przyjemne? Przecież wyraźnie dał mi do zrozumienia że to również tylko złudzenie.

Nie lubiłam bólu, a „brutalnie i krwawo”, to nie są słowa którymi opisałabym swój wymarzony seks.

- I jeszcze coś. Chciałem zrobić ci krzywdę. Właściwie to już od kilku dni. Przychodziłem do twojego pokoju, kiedy spałaś. Patrzyłem na ciebie zbyt długo. Chciałem zakryć ci usta dłonią, abyś nie mogła krzyczeć i związać ci ręce. Pieprzyć cię mocno, widząc twoje łzy. Chodziły mi po głowie złe rzeczy – powiedział spokojnym tonem, jakby wypruty z wszelkich emocji, a ja patrzyłam na niego z rozchylonymi ustami.

Wzięłam głęboki oddech zastanawiając się czy jest dla nas jakieś rozwiązanie. A jeśli tak to jakie?

- Więc chcesz powiedzieć, że… Że to co robiliśmy podczas naszych wspólnych nocy było dla ciebie niesatysfakcjonujące?

- Było mi bardzo dobrze. Kiedy kochaliśmy się za pierwszym razem… Cholera, naprawdę myślałem wtedy, że nic więcej mi nie trzeba. Ale to było jakiś czas temu, po tym jak wróciłem ze zlecenia. Potem okazało się że… Spokojne życie nie jest dla mnie. Ani seks, który uprawiamy. Owszem, teraz chętnie położyłbym się na łóżku i pozwolił ci się pieprzyć jak tylko byś chciała. Ale dlatego że rozładowałem negatywne emocje na Lewisie i wróciłem do siebie. To chore i nie chcę cię w to mieszać. Myślę, że powinnaś ode mnie odejść. Oczywiście oficjalnie póki co wciąż będziemy małżeństwem, ale..

- I tyle? – przerwałam mu z bólem – Tyle, jeśli chodzi o walkę o nas?

- Nie chcę być dla ciebie zagrożeniem. I ciężarem.

- A co jeśli ja tego chce? Co jeśli właśnie z tobą jestem szczęśliwa?

- Dlaczego nie jesteś wściekła o to że zdradziłem cię i to z facetem? – zapytał z dezorientacją – Nie mogę tego pojąć…

- Jestem wściekła! I to cholernie! To chciałeś usłyszeć? Że to boli? Ale jednocześnie wiem że mogłeś mnie skrzywdzić, i się nie kontrolowałeś. Nic nie jest zerojedynkowe. Staram się, rozumiesz? Ale mi w tym, do cholery, nie pomagasz…

- Chciałbym ci pomóc, zwalniając cię z obowiązku małżeństwa ze mną.

- Więc nie chcesz o mnie walczyć? – zapytałam z wyrzutem.

- Tylko o ciebie… Tylko o ciebie umiem walczyć, Liv! – krzyknął ze łzami w  oczach. – Nie widzisz tego? Walczę o ciebie każdego dnia. Każdej nocy. Walczę z samym sobą, a to najgorsza walka, rozumiesz? Zawodzę siebie i ciebie, ale i tak walczę, bo jesteś dla mnie tak cholernie ważna. Ale… Czasami jest tak ciężko. Wiesz, że gdym cię nie… Gdyby nie to jak wiele dla mnie znaczysz, po prostu pozwoliłbym sobie na to, aby chcę skrzywdzić? Bo to dla mnie normalne. Ranienie ludzi jest dla mnie czymś naturalnym. Ale nie ciebie. Tylko nie ciebie. Dlatego nie wiem, czy ty rozumiesz, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że… Że właśnie to że odszedłem jest moją walką o ciebie – wyrzucił z siebie wpatrując się we mnie załzawionymi oczami  – Jesteś taka… - dotknął zakrwawionymi palcami mojego policzka – Taka dobra. Taka piękna. I nie rozumiem dlaczego musiałem pokochać kogoś kto jest tak nieskończenie kruchy i delikatny. Czy to nie ironia  losu, kwiatuszku? – zapytał, a ja zamrugałam aby się nie rozpłakać i przymknęłam powieki.

- Więc walcz o mnie. Walcz o mnie teraz  - odparłam szeptem.

- Boję się, że nie powinienem.

Podniosłam powieki patrząc w jego smutne oczy i zastanawiałam się co miałabym mu opowiedzieć. I stwardziałam, że oboje powinniśmy postawić na szczerość.

- Nie jesteśmy typową parą. Zmuszono nas do małżeństwa. Ostrzegałeś mnie od początku jak to może wyglądać. Pokochałam cię mimo wszystko. I mimo wszystko chcę spróbować, ale musisz mi pomóc. Jeśli będziesz czuł, że coś się dzieje, porozmawiaj ze mną… Jeśli się na to piszemy, właśnie od tej chwili zaczynamy od zera. I jeśli od tego momentu… Będziesz szukał spełnienia gdziekolwiek indziej niż u mnie… Odejdę. Odejdę bo nie umiem się z tobą dzielić, nawet z Ezrą, mimo że rozumiem czego u niego szukałeś. Odejdę, bo to będzie znaczyło, że nie umiem zaspokoić twoich potrzeb, które przejmują nad tobą kontrolę, ale…

- A jak cię zranię? A jak zrobię ci krzywdę, bo nie będę chciał cię wypuścić i ryzykować, że mnie zostawisz? Co jeśli w takim stanie dojdę do wniosku, że wolę cię zranić niż stracić? – spytał patrząc na mnie z przerażeniem – Już teraz jest mi ciężko, jeśli będziesz znaczyła dla mnie jeszcze więcej…

- Więc rozmawiaj ze mną. Jeśli sobie nie będę z tym radziła… Cokolwiek postanowimy, chcę w tym uczestniczyć.

- Nie rozumiem… - powiedział patrząc na mnie dziwne.

- Mam nadzieję, że to się już nie wydarzy. Najpierw będziemy próbowali sami. Mogę zadawać ci ból, jeśli będę miała pewność że tego chcesz i że to cię podnieca, ale musisz mi wytłumaczyć jak mam to robić. Sama też mogę zgodzić się na brutalniejszy seks, oczywiście w granicach rozsądku, ale przede wszystkim musimy rozmawiać. Chcę być twoją przyjaciółką. Nie tylko żoną. A jeśli mimo naszych starań znowu stanie się coś takiego… Nie wiem, może Ezra zgodziłby się…

- Nie. Wątpię. Lepiej nie – przerwał mi patrząc na mnie z niedowierzaniem.

- Nie mam na myśli czegoś bardzo… Intymnego. Ale może gdyby wiedział, że…

- Nie – Anton znowu mi przerwał, a ja westchnęłam ciężko i przytaknęłam.

Nie wiedziałam co miałam na myśli. Mniejsze zło w sytuacji w której znowu poczułabym się zagrożona i bezbronna? Po chwili jednak porzuciłam tę myśl. Sama nie miałam pojęcia jak mogło mi to przejść przez myśl. I to nawet nie ze względu na mnie, a na Ezrę.

On nie jest niczyim chłopcem do bicia.

I faktycznie – nie było sensu teraz tego analizować.

Najpierw musieliśmy spróbować na naszych zasadach.

I miałam wielką nadzieję, że jakoś to posklejamy.

- Ja… - Anton spuścił twarz. Ramiona zaczęły mu drżeć, kiedy wcisnął palce w swoje oczy. Przytuliłam go niepewnie, teraz już bardziej jak kobieta mająca przed sobą mężczyznę, który jest tak bardzo zniszczony życiem, że nie ma pojęcia, czy kiedykolwiek będzie umiała go naprawić, a nie jak żona. Objęłam go jak osoba drugą osobę – taką, która przeszła przez piekło. Jak kogoś, kto nie wie jak znaleźć drogę do domu i rozsypuje się na moich oczach - Nie wiem czym jestem… – wyszeptał w moją szyję. – Czasami spoglądam w lustro i tak bardzo się boję. To coś co na mnie patrzy… To nie jestem nawet ja – dodał, a ja poczułam jak łzy szczypią mnie pod powiekami. Objęłam go mocniej. – Zgubiłem się tak dawno temu…

- Znajdziemy cię z powrotem, Anton. Obiecuję. – zadrżał, więc wzięłam jego twarz w dłonie i popatrzyłam mu w oczy – Znajdę cię. Przysięgam. Choćbym miała szukać cię całe życie, i poświęcić wszystko co mam i czym jestem. Rozumiesz?

Pokiwał głową i znowu wcisnął nos w moją szyję.

- Kocham cię – wyszetpał tak cicho, że niemal tego nie usłyszałam, ale i tak poczułam że jedna pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Wytarłam ją szybko, aby jej nie zobaczył.

- Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie z tym. Zaufaj mi  – dodałam , ale szczerze mówiąc nie byłam pewna swoich słów.

Jedyne czego byłam pewna to to, że go nie zostawię.

Choćbym miała zapłacić za nas najwyższą cenę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro