Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Kochani!

Przed tym rozdziałem chciałam dodać małe ostrzeżenie. Wiem, że jest też takie na początku książki, ale uważam, że przed rozdziałem zawierającym ostrzejsze opisy przemocy, czy opisy zbliżeń o zabarwieniu homoseksualnym ( a znajdziecie tutaj i jedno i drugie), należy dać o tym wzmiankę, aby każdy kto nie ma ochoty czytać podobnych scen, lub jest zbyt wrażliwy - mógł zrezygnować w odpowiednim momencie.

Nie będzie tu opisu seksu homoseksualnego, czy pełnego stosunku tego typu – mam nadzieję że nie spoileruję za bardzo, ale też nie chciałabym, aby ktoś przypuszczał, że będą się tu odbywały dzikie orgie z udziałem panów – nie, zdecydowanie nie. Ale coś się wydarzy i myślę, że każdy ma prawo wiedzieć, aby nie natknąć się na to niespodziewanie.

Dodam tylko, że zastanawiałam się nad tym aby trochę zmienić ten rozdział, ale napisałam go dość dawno, ostatnio przeczytałam i doszłam do wniosku, że właśnie tutaj przekazałam prawdziwą twarz Antona - to z czym się mierzy, to przez co przeszedł i dlaczego jest jaki jest. Ponad to pisałam już w komentarzach w poprzedniej książce, że obaj panowie będą mieli swoje „momenty", a ich więź będzie bardzo silna. Kiedyś Anton i Ezra stworzą naprawdę zgraną drużynę.✊️

Z reguły obawiam się Waszych reakcji, nie chcę zaburzać niczyjej strefy komfortu, sama jestem wrażliwa, ale pewnego dnia postanowiłam stworzyć bohatera takiego jak Anton – który w pierwszym tomie wzbudzał głównie niechęć i obrzydzenie (przynajmniej do pewnego mementu) i mam wrażenie że zupełnie go zgubiłam. Tamtego zimnego, popieprzonego socjopatę, którego wszyscy tak nie znosili ( okej, może nie wszyscy, ale większość 🤭)

Cóż, on wciąż w nim jest. I myślę, że ta postać nie miałaby sensu, abym chociaż raz na jakiś czas nie wyciągnęła tego mroku na światło dzienne, mimo że Anton to jednocześnie niespotykanie romantyczny facet o złotym sercu. I właśnie dzięki tym sprzecznościom które go cechują, tak bardzo go lubię🥰

Jeśli ktoś ma ochotę – zapraszam :*

Anton

Śnieżyca nie ustępowała. Miała minąć po kilku dniach, jednak okazało się, że załamanie pogody będzie trwało dłużej i musimy zostać na Syberii co najmniej tydzień dłużej niż przypuszczałem.

Nie wiedziałem co z tym zrobić. I zaczynało mnie to przerażać.

Opuszczenie domu stało się niemożliwe, zginęlibyśmy w zamieci śnieżnej, więc nie było szans na to, aby choć spróbować uciec.

Przez kolejne dni czułem się więcej niż dziwnie.

Moje życie od lat wyglądało zupełnie inaczej niż teraz. Czas mijał, a ja zaczynałem odczuwać niepokój i brak... tak wielu rzeczy. Brak wrażeń, brak bólu, brak tych wszystkich skrajnych emocji, brak krwi i brak adrenaliny.

Chyba jednak nie nadawałem się do spokojnego życia.

Z pozoru wszystko było miłe i piękne - to zdawało się być dobre, ale... Z każdym dniem budziła się we mnie świadomość, że to po prostu nie jest dla mnie. Że ja już nie jestem taki, nie potrafię, nawet jeśli kiedyś taki byłem. Że to już mi nie wystarcza.

Livia była aniołem, tak przyjemnie było ogrzać się w jej cieple i świetle.

Ale zbyt mocno ciągnęło mnie do mroku.

Jeśli ciemność otacza cię całe życie, zaczynasz za nią tęsknić. To ona jest integralną częścią ciebie. Nie wiesz jak się bez niej obejść.

Po tym co stało się u Vadima byłem obolały i zmęczony, chory i wypruty z wszelkich sił. A to wyciszyło potwora ukrytego pod moją skórą. Usnął. Ale przecież wciąż się tam krył. Czaił się w ciemnościach, był ranny, a jego potrzeba krwi pozostała chwilowo zaspokojona, więc mógł sobie pozwolić na odrobinę wyciszenia. Jednak najwyraźniej już odpoczął i chciał wyruszyć na łowy.

Byłem tym podekscytowany i przerażony jednocześnie.

Nie sądziłem, że to uderzy we mnie z taką siłą z jednej prostej przyczyny – do tej pory każdego dnia serwowałem sobie odpowiednią dawkę wrażeń.

Adrenalina i śmierć. Właśnie to towarzyszyło mi niezmiennie od tak wielu lat - odkąd byłem dzieckiem.

Bójki, krwawy seks, walki w klatce, zlecenia dla ojca, kary w lochach, polowanie na wrogów, przemoc i nienawiść która pulsowała we mnie i której co chwila dawałem ujście, czy to przez kolejne przesłuchania, czy skrajny wysiłek fizyczny – właśnie to mnie nakręcało. Satysfakcja gdy pokonywałem wrogów, zmęczenie, które ocierało się o wycieńczenie, chwile gdy wykrwawiałem się podczas kolejnej walki.

Ktoś mógłby uznać to za piekło. Sam tak kiedyś o tym myślałem. Do momentu aż zaczęło mi tego brakować.

Nie sądziłem, że zatęsknię za karami mego ojca. To absurd. Być może byłem świadom że będzie brakowało mi przemocy samej w sobie, jednak nie mogłem przypuszczać, że aż tak bardzo i tak szybko. Że zaledwie po kilkunastu dniach spokoju i zwykłego, normalnego życia obudzę się w nocy zlany zimnym potem.

Nie mogłem już spać. Nie chciałem. Chciałem wyjść z domu i znaleźć mojego ojca. Urwać mu głowę. W myślach układałem sposoby w jakie odbierałbym mu życie. Tortury jakie zamierzałem zastosować. Liczyłem, że trochę mnie to uspokoi.

Przekręcałem się z boku na bok, serce waliło mi w piersi.

Potem poszedłem do łazienki i patrzyłem w lustro przez jakiś czas, aby w końcu rozbić je pięścią. Uderzałem w nie gwałtownie i mocno, żałując że to co czuję podczas masakrowania kruchego szkła, jest tak niestosownie niewystarczające. Gdyby ktoś widział mnie z boku uznałby mnie za wariata.

Oczywiście słusznie.

Później obserwowałem z zainteresowaniem kawałki szkła wbite w moje kostki, a następnie zacząłem je skrupulatnie wydłubywać.

Nie byłem ani trochę usatysfakcjonowany.

Brak wszystkiego co towarzyszyło mi przez tyle czasu bolał jak cholera. A co gorsza - zaczynał odbierać mi zdrowe zmysły.

Nocami wychodziłem ze swojego pokoju. Zaglądałem do Livii i patrzyłem przez jakiś czas na jej drobne ciało. Spała tak spokojnie. Uznałem to za dość niesprawiedliwe.

Miałem ochotę... Zrobić jej złe rzeczy. Związać, wziąć zbyt mocno, zadać jej trochę bólu, zmusić aby ona zadała go mnie.

Kiedy kolejnej z nocy podszedłem do niej wyciągając w jej stronę drżącą dłoń, po to by wprowadzić chociaż część moich popieprzonych wizji w życie, przypomniałem sobie o mojej mamie.

Zawiódłbym ją. Splamił krwią kogoś kogo mi dała, aby uczynić mnie lepszym.

Tylko, że... Ja już nie wiedziałem czy umiem być lepszy. A co gorsza – nie wiedziałem czy tego chcę.

Całe szczęście że był tu Lewis, bo miałem wrażenie, że mogę nie zapanować nad sobą. Że może stać się coś złego, jeśli potrwa to dłużej.

Powinniśmy wyjechać, abym nie czuł się tutaj zamknięty i mógł gdzieś rozładować te wszystkie emocje.

Problemem jednak wciąż pozostawała cholerna śnieżyca, która uniemożliwiała wydostanie się z mojego domu. Gwałtowne opady miały uspokoić się dopiero pod koniec tygodnia. Normalnie nie uznałbym tego za większy problem. Dopóki nie uzmysłowiłem sobie, co się ze mną dzieje.

Zamykałem się w pokoju. Odchodziłem od zmysłów. Cierpiałem. Dusiłem się. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Spławiałem Ezre i Livię, nie wiedziałem co pomyślą, kiedy zrozumieją czym jestem, czym się staję.

Trzeciego dnia tego okropnego stanu, wstałem rano po nieprzespanej nocy i podszedłem do lustra w sypialni, wgapiając się martwo w swoje odbicie.

Dotknąłem zapadniętych policzków, pochyliłem się przyglądając swoim oczom.

Były takie dziwne.

Wszystko we mnie było takie dziwne.

Dlaczego?

Czasami zastanawiałem się czym jest to coś, co patrzy na mnie z lustra.

Nie wiedziałem kim jestem, ale musiałem przetrwać jeszcze kilka dni i wziąć się w garść.

Odkleiłem więc wzrok od tego dziwacznego widoku i zszedłem na dół. Skierowałem się do kuchni słysząc głośny śmiech i ożywioną rozmowę. Kiedy tylko pojawiłem się w polu widzenia Ezra zaczął się na mnie gapić, a szeroki uśmiech na jego ustach powoli zmieniał się w coś znacznie delikatniejszego i mniej oczywistego. Livia skupiła na mnie oczy, wstała z wysokiego krzesła na którym siedziała i odwróciła się w moją stronę.

Podeszła do mnie i stanęła na palcach, żeby odgarnąć mi włosy za ucho.

- Dobrze wyglądasz... - powiedziała z lekkim uśmiechem

- Brzmi jak kłamstwo – odparłem martwo i spuściłem wzrok.

- Fajnie że jesteś, siadaj – wtrącił się Ezra, a ja wszedłem głębiej i usiadłem koło Livii przy stole. – Właśnie szykujemy... Co to ma być? – zapytał i odwrócił się w stronę kuchenki gazowej.

- To ty o tym opowiadałeś. Ja nawet nie powtórzę tej nazwy...– odparła rozbawiona Livia.

- Okej... Więc, wiecie co najlepszego dała światu kuchnia koreańska? I moja babcia?

- Ciebie? – odpowiedziała pytaniem Livia, a Ezra zaśmiał się i mrugnął do niej z zabawną miną.

- Schlebiasz mi, cukiereczku. Ale miałem na myśli kimchi. I japchae. Nikt nie robił takiego kimchi jak babcia Mei, więc nie pokuszę się o to świętokradztwo, ale za to z makaronem ryżowym i kurczakiem chyba sobie poradzę.

- Jak mogę pomóc?

- Przygotujesz marynatę? – spytał, a Livia pokiwała głową i wstała od stołu.

Zaczęli się krzątać po kuchni, więc stwierdziłem, że nic tu po mnie i podniosłem się aby wyjść.

- Ej, blondi? Gdzie ty się wybierasz?

- Czy ty to powiedziałeś to mnie?

- A widzisz tu jeszcze kogoś obdarzonego takim błogosławieństwem? Czerwone – wskazał chochlą na Livię. – Czarne – pokazał na swoje włosy. – Wiadomo, że mówiłem do ciebie. Chwytaj za pierś.

- Słucham?

- Z kurczaka, Anton. Łap za kurczaka. Noże są w drugiej szufladzie.

- Przypominam, że to moja kuchnia – westchnąłem, kierując się w stronę szuflad.

- Była dziewicą, dopóki się nią nie zająłem, Anton. Nawet jej nie tknąłeś przez ten cały czas.

- Przygotowywałem zapasy z gotowego jedzenia. Nigdy nie siedziałem tu biernie dłużej niż dzień czy dwa, zawsze wyruszałem w trasę po górach. Poza tym nie jem tyle co ty. I nie znoszę gotować... Właściwie nie była mi do niczego potrzebna...

Ezra westchną z oburzeniem i dotknął z czułością blatu, przy którym stał.

- Nie słuchaj go kochanie. Jesteś piękna i wartościowa...

- Ty naprawdę mówisz do pomieszczenia?

- To kuchnia! Serce każdego domu. To tutaj ludzie się spotykają, rozmawiają gotują, siadają przy wspólnym stole i jedzą posiłki...

- Okej, niech ci będzie. Nie zamierzam polemizować z wariatem. Gdzie mam kroić to mięso? – przerwałem mu podrzucając nożem w powietrzu.

- Nie popisuj się, po wydłubiesz komuś oko – bąknął Ezra, zawiązując sobie fartuszek na biodrach.

- Dobrze, babciu?

- To moje ulubione spodnie. Prawdziwi mężczyźni nie boją się fartuchów.

- Boże, miej mnie w swej opiece.

- Odkąd ty się taki religijny zrobiłeś, co?

- Posłuchaj, bo zaraz...

- Okeeej. Chyba starczy, co? – przerwała mi Livia, więc zacisnąłem szczęki i zamilkłem - Chłopaki, kroicie to mięso, czy nie? Bo ja właściwie kończę marynatę.

- Już. Zrobię to szybko – zacząłem siekać mięso w zawrotnym tempie.

- Tylko nie utnij sobie palca...

- Ty serio jesteś jak moja babcia.

- Mam nadzieję, że to komplement. Okej. Ja już wstawiłem makaron, zaraz to wrzucimy na wok i za niecałą godzinę będzie obiad. Zjesz z nami, Tony?

- Nie.

- A właśnie, że zjesz... Prawda? – Livia uśmiechnęła się do mnie słodko, więc wypuściłem powietrze i kiwnąłem głową.

- Świetnie. To spadajcie z mojej kuchni, skoro już nie jesteście potrzebni – Ezra wypchnął nas z pomieszczenia i zamknął za nami drzwi.

Popatrzyliśmy na siebie z Livią. Uśmiechała się szeroko i chyba zatęskniłem za tym widokiem.

- Jak się czujesz? – zapytała.

- Może być – skłamałem całkiem płynnie i popatrzyłem na jej wargi.

- Cieszę się. Więc może... - nie dałem jej dokończyć tylko pochyliłem się i pocałowałem ją w usta. Dotknąłem jej piersi i ścisnąłem mocno, po czym popchnąłem Livię w kierunku schodów. Przygryzłem jej wargę i zawinąłem długie włosy wokół mojej pięści. Chciałem ją pieprzyć. Najlepiej za chwilkę. Właściwie musiałem. Wszystko mnie bolało i tak bardzo jej pragnąłem. Musiałem coś poczuć. Cokolwiek. Może to jakoś pomoże mi przetrwać? Może i tym razem dałbym radę jakoś jej nie popsuć?

Czułem że jest spięta, jakby nie chciała abym to robił. Niby oddawała mi pocałunki ale jednocześnie sprawiała wrażenie osaczonej przez moje szerokie ramiona i silne ciało, przez moje usta miażdżące jej wargi i język którym lekko się krztusiła. Przerwałem pocałunek i odrzuciłem głowę do tyłu tracąc resztki cierpliwości.

Czyżby już nadszedł ten moment? Zobaczyła jaki jestem dziwny i zaczęła się mnie brzydzić?

I czy powinno mnie to dziwić? Pewnie nie. W końcu tak samo było z Kirą. Ładne opakowania kryjące zgniłą zawartość.

- Zapomnij – powiedziałem i minąłem ją idąc na schody, ale złapała mnie za ramię.

- Ale... Ale dlaczego odchodzisz?

- Bo nie chcesz, żebym cię dotykał. Może i pojebany ze mnie skurwiel, ale potrafię wyczuć, kiedy kobieta krzywi się z odrazą. Szczególnie jeśli chodzi o ciebie.

- Nie krzywiłam się. Przecież chcę, żebyś mnie dotykał.

- Odepchnęłaś mnie.

- Co? Nie...

- Czułem to.

- Anton, wydaje ci się. Jesteś... No nie wiem, troszkę przewrażliwiony?

- Ja? Przewrażliwiony?

- Tak troszeczkę – pochyliła się w moją stronę i dotknęła moich ramion, sunąc dłońmi w stronę klatki piersiowej. – Pragnę cię... - wyszeptała, a ja poczułem przypływ pożądania. Uśmiechnąłem się krzywo i złapałem ją za biodra podnosząc do góry, po czym ruszałem po schodach. W między czasie znowu zacząłem ją całować. Nie wiedziałem czy mówi prawdę, ale nie rozumiałem dlaczego miałaby kłamać. Ponad to po prostu chciałem się pieprzyć. Oby tylko to pomogło. Oby Livia jak zwykle wzbudziła we mnie tę namiastkę czułości...

Czy to było możliwe?

- Anton... ? – westchnęła, kiedy kopnąłem drzwi od mojej sypialni i rzuciłem ją na łóżko. Ściągnąłem koszulkę przez głowę i znowu złapałem ją za pierś.

Tym razem musieliśmy zrobić to mocniej. Czy miałby coś przeciwko...?

- Chciałabym... Chciałabym, żebyśmy też rozmawiali – dodała, kiedy zsunąłem spodnie uwalniając swój wzwód.

- Rozmawiali?

- Tak... Bo mam wrażenie, że rozmawiasz tylko z Ezrą. Miło by było, abyś rozmawiał też ze mną.

- Przecież rozmawiamy... - zerknąłem na nią z niezrozumieniem.

Naprawdę nie wiedziałem o co jej chodziło. Przecież rozmawialiśmy. Choćby teraz.

- Głównie się dotykamy. Znaczy niezbyt często, ale kiedy mnie widzisz, od razu przestawiasz się na tryb... Jak to ująć... Seksu?

- Ale przecież chciałaś seksu. Byłaś zła, kiedy tego unikałem – odparłem skołowany.

- Nadal chcę. Ale chciałabym też pogadać. Poznać cię trochę. Dowiedzieć się o tobie czegoś więcej. Usiądziemy dzisiaj wieczorem we dwoje i porozmawiamy?

- O czym?

- O tobie. O nas. Nie wiem, o czymkolwiek...

- I nie chcesz już się dotykać?

- Chcę, oczywiście że wciąż chcę, mówiłam już. Jedno przecież nie wyklucza drugiego. Wręcz przeciwnie... – westchnęła zdmuchując kosmyk włosów, który zahaczył o jej długie, ciemne rzęsy. – Chcę z tobą wszystkiego... - usiadła na łóżku, a ja klęczałem przed nią. Zsunęła mi spodnie niżej i zaczęła mnie masować przez materiał bokserek

To że pozwoliłem sobie na seks z Livią wiele mnie kosztowało. Oczywiście w sensie emocjonalnym. Targały mną wyrzuty sumienia i niepewność, ale przyjemność był zbyt duża, podobnie jak potrzeba. Nie rozumiałem jednak czego ona po mnie oczekuje. I nie miałem pojęcia na jak wiele mogę sobie pozwolić, ponieważ ja potrzebowałem... Czegoś więcej. Tak bardzo brakowało mi krwi. Bólu - nie tylko własnego, ale też takiego który mógłbym zadać.

Delikatny dotyk Livii mi nie wystarczał. Jej usta był rozkoszne, zsunęła moje bokserki i zaczęła mnie dotykać wagami i językiem, a ja pociągnąłem się za włosy szarpiąc za nie mocno, potem wplotłem pięść w długie loki Livii. Popchnąłem ją na poduszki i złapałem za szyję. Jęknęła cicho ale nie protestowała. Drugą dłonią zdarłem z niej spodenki które miała na sobie, skopałem swoje spodnie i dotknąłem jej wejścia. Było wilgotne, być może mogła być bardziej mokra, ale nie potrafiłem dłużej czekać. Wszedłem w nią mocno. Krzyknęła cicho ale zatkałem jej usta dłonią. Była taka ciasna, a ja byłem duży. Myśl że być może przyjemność miesza się u niej z bólem dodatkowo mnie nakręciła. Zacząłem uderzać mocniej, Livia jęknęła głośno, nie byłem pewien co może oznaczać ten dźwięk – przyjemność czy ból, ale podobał mi się. Poczułem, że ugryzła moje palce którymi zakrywałem jej usta. Wolałem aby zrobiła to mocniej.

Złapała za moje przedramię i pociągnęła w dół, więc pozwoliłem swoim palcom zsunąć się z jej warg.

- Anton – jęknęła kiedy wbijałem się w nią szybko i brutalnie. Jej drobne ciało było takie kruche i idealne dla mnie... - Kochanie... Możesz zwolnić? Za... Mocno...

Warknąłem z irytacją, nie wiedząc czy umiem przestać, ale po chwili uświadomiłem sobie co robię i kto jest pode mną.

Kurwa!

Poczułem, że zaraz oszaleję. Nie mogłem dłużej...

Wyszedłem z niej i klęknąłem oddychając szybko.

Ona usiadła i zacisnęła uda. Oddychała równie szybko co ja i patrzyła na mnie z lekkim przestrachem. Była potargana i wiedziałem, że to robiłem musiało sprawić jej ból, którego nie lubiła. A przecież to miał być dopiero początek...

Livia naprawdę była dla mnie zbyt delikatna i choćbyśmy oboje próbowali – nie umieliśmy tego zmienić.

- Anton... Jest dobrze... Naprawdę, tylko...

- Nie dotykaj mnie – rzuciłem i podniosłem dłonie sugerując jej, aby nie się do mnie nie przysuwała.

- Ale... To było na swój sposób przyjemne, jednak do pewnego mementu. Jesteś za duży... Robiłeś to zbyt mocno. Ale może gdybym była bardziej przygotowana na ciebie... Anton? Porozmawiasz ze mną?

- Nie – powiedziałem i wstałem gwałtownie z łóżka. Założyłem spodnie na gołe ciało i ruszyłem do wyjścia.

- Gdzie idziesz...?

- Ochłonąć. I jeśli nie chcesz żebym zrobił ci krzywdę, nie idź za mną.

- Ale ja się ciebie nie boję – powiedziała i wstała, więc odwróciłem się w jej stronę i złapałem ją za szyję patrząc w jej oczy. Jęknęła i chwyciła mnie za przedramię, nieudolnie próbując mnie powstrzymać. Uśmiechnąłem się do niej w sposób od którego ludziom zazwyczaj robiło się niedobrze i zobaczyłem w jej oczach strach.

- To błąd, kwiatuszku. Miej odrobinę instynktu samozachowawczego i daj mi chwilę. Jesteś ostatnią osoba na świecie... – dodałem nieco czulej, przechylając głowę w bok, widząc lęk w jej oczach – ...którą chcę skrzywdzić. Jeśli to zrobię... Będę z tego powodu bardzo zły. Bądź grzeczna i zostaw mnie w spokoju. Jestem teraz w stanie w którym się nie kontroluję, a twoje kości są takie kruche... skóra jest taka cienka... Nie prowokuj mnie, jeśli chcesz zostać w jednym kawałku, dobrze? – dodałem i popchnąłem ją na łóżko. Upadła na nie z impetem, a w oczach miała łzy.

Jakaś wielka cześć mnie chciała położyć się na niej, zapytać jak chce być dotykana i dać jej tylko to czego pragnie.

Ale byłem tylko demonem w ludzkiej skórze. I bycie ludzkim przez zbyt długi czas nie leżało w mojej naturze. W końcu diabeł też może się zakochać, prawda? Jednak nawet jeśli, to czy dzięki temu przestaje być potworem?

Wyszedłem z sypialni zatrzaskując za sobą drzwi.

Z jednej strony byłem przerażony tym, co chciałem jej zrobić, tym że pragnąłem zadać jej ból, jednak z drugiej strony... Czy miałem z tym jakiekolwiek szanse? Nie umiałem wygrać z samym sobą.

Zbiegłem ze schodów czując jak mrowi mnie skóra. To co zacząłem robić z Livią tylko pogorszyło mój stan. Uznałem za cud to, że w ogóle potrafiłem się opanować i przestać... Ale teraz zupełnie nie wiedziałem co ze sobą robić. Byłem twardy i... potrzebowałem noża... Tak, zdecydowanie potrzebowałem czegoś ostrego, czegoś czym mógłbym zrobić sobie krzywdę.

I dłuższej chwili samotności.

Niewiele myśląc wpadłem do kuchni zderzając się z wysokim, silnym ciałem. Odepchnąłem Ezre od siebie, a on zamrugał z konsternacją.

- Gdzie Livia...? – zapytał powoli i poważnie, przyglądając mi się badawczo.

- Na górze... - wyrzuciłem z siebie i przepchnąłem go, aby otworzyć szufladę z nożami.

- Wszystko z nią dobrze...?

- Tak. Jest w moim pokoju. I o ile tam zostanie, nie stanie jej się nic złego -warknąłem łapiąc za mocno zaostrzony nóż, który obróciłem między palcami.

- A tobie? Co ty w ogóle robisz? Zachowujesz się jakby coś cię opętało. Ej, Anton.. - nie słuchałem go. Ruszyłem do wyjścia z kuchni, a wtedy poczułem jak Ezra łapie mnie za ramiona i popycha mocno.

- Ej. Ogarnij się. Co ci się dzieje? – patrzył na mnie w skupieniu, ale nie widziałem w jego oczach strachu. Bardziej coś na kształt niepokoju, ale podszytego wkurwieniem i chęcią konfrontacji.

Całkiem dobre emocje.

- Uderz mnie – powiedziałem, czując jak drżą mi palce.

- Słucham? – uniósł brwi i popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

Był taki ładny z tymi swoimi czarnymi oczami i pełnymi ustami. Zazwyczaj mężczyźni mnie obrzydzali, ale nie on. Wydawało mi się że miał w sobie coś, co podobało się każdemu, bez względu na płeć czy orientację. Potargane włosy zahaczyły o jego długie, ciemne rzęsy, a koszulka przykleiła się do jego smukłego ciała. Wspominałem, że miał niespotykanie ładne usta?

Może to nie był taki zły pomysł?

Mógłbym się na nim wyżyć, prawda? On mógłby wyżyć się na mnie, co mi tam.

W tym momencie chciałem tylko zaspokoić tego potwora, który drapał mnie pod skórą, warczał i błagał aby go wypuścić. I nie skrzywdzić przy tym Livii.

Za jaką cenę?

Cóż, za każdą.

- .... Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zapytał starając się zachować między nami dystans, mimo że przybliżyłem się do niego o kilka kroków...

Niewiele myśląc złapałem go za koszulkę i zacząłem ciągnąć w stronę siłowni, która znajdowała się pod ziemią.

- Anton, puść mnie, ej! Co ty robisz?! – szarpnął się, wyrywając swoje ubranie z mojej dłoni.

- Chcesz, żeby Livia pozostała bezpieczna...? – zapytałem patrząc na niego w sposób od którego krew odpłynęła mu z twarz.

Naprawdę zrobił się blady.

- Jasne, że chcę... Dlatego zamierzam iść na górę i sprawdzić czy wszystko z nią dobrze...

- Myślisz że mnie powstrzymasz, kiedy puszczą mi wszystkie hamulce?

- Tak? Nie wiem? Spróbuję... Anton, weź się ogarnij, nie poznaję cię...

- Nie powstrzymasz mnie. Sam się nie powstrzymam. Ale nie musi tak być. Wystarczy, że pójdziesz ze mną na dół.

- Ale... Po co? Matko, przerażasz mnie. Chcesz mnie tam zadźgać tym nożem kuchennym?

- Nie, idioto.

- Jeśli tak to ostrzegam, że nie tak łatwo mnie zabić. Lepiej zostańmy tutaj, pogadajmy, przecież zaraz dojdziesz do siebie... Pomogę ci...

- Zamknij się! – warknęłam i odrzuciłem nóż na bok – Możesz w końcu zamknąć te swoje irytujące usta? Dekoncentrują mnie. Robią ze mną dziwne rzeczy. Zamknij się! – dodałem a on zamarł, więc znowu pociągnąłem go za koszulkę.

Musiałem ciągnąć go mocno, trochę się szarpaliśmy ale w końcu wepchnąłem go do siłowni i zatrzasnąłem za nami drzwi.

- Uderz mnie – poleciłem.

- Nie. Nie mam powodu żeby cię bić...

Parsknąłem śmiechem, zacisnąłem dłoń w pięść i uderzyłem go w szczękę. Czarne włosy posypały mu się na twarz, zachwiał się od siły mojego uderzenia. Rozkrwawiłem mu wargę. Wytarł ją przedramieniem i popatrzył na mnie z wyzwaniem.

- Wiedziałem, że to nie będzie takie proste. Było zbyt spokojnie, co? Aż sam się zacząłem zastanawiać... Przed kim wszyscy mnie tak ostrzegali? Przecież Anton to misiaczek... - parsknął szyderczym śmiechem, a ja zatrząsnąłem się z wściekłości.

- Nie wiesz kiedy się zamknąć, prawda?

- Nigdy...

Niewiele myśląc uderzyłem go drugi raz tym razem z otwartej dłoni, a później chwyciłem go za włosy, ale wyrwał mi się, odskoczył i złapał za drążek do podciągania, wybił się wysoko i kopnął mnie w klatkę piersiową tak, że upadłem z impetem do tyłu, zderzając się ze ścianą. Wylądował na podłodze i pokazał na mnie ręką.

- No chodź. Zrobimy sobie mały sparing, hmm? Tym razem to ja skopię dupę tobie, co ty na to?

- Chciałbyś – uśmiechałem się i wstałem. W końcu poczułem, że żyję. Serce zabiło mi w piersi, kiedy próbowałem go uderzyć. Robił uniki, był taki szybki.

- Nie uciekaj, małpko. Nie jesteśmy w cyrku... - warknąłem, kiedy w końcu udało mi się go złapać, ale wtedy Ezra uderzył mnie tak cholerne mocno w twarz że zrobiło mi się ciemno przed oczami, po chwili poprawił uderzeniem w brzuch i zrobił salto w tył. Mimo tego jaki był szczupły, pozostawał bardzo silny i przede wszystkim niespotykanie zwinny. Był odpowiednim przeciwnikiem dla mnie. On, nie Livia.

- Wychodzisz z wprawy, babciu? – zakpił kucając na podłodze, więc zaśmiałem i dopadłem do niego tak szybko, że nie zdążył wstać. Rzuciłem go na ziemię. Wbiłem mu kolano w brzuch. Uderzyłem łokciem w twarz. Krew zalała mu usta i zaczęła ściekać bokiem, po policzku. Jęknął próbując mi się wyrwać. Podobał mi się ten dźwięk. Podobnie jak podobał mi się sposób w jaki jego ciało rzucało się pode mną. Kopnął mnie. Cholernie mocno, więc tym razem to ja jęknąłem, ale przyszpiliłem go ciaśniej do podłogi. Uderzył mnie w przeponę, więc na chwilę straciłem oddech i osunąłem się na niego całym ciężarem. Krew z moich ust kapnęła na jego twarz. Znowu przesunął się pode mną, aby się uwolnić, a wtedy mój wzwód, który wciąż miałem - właściwie od momentu tego co robiłem z Livią, wbił się w jego brzuch. Ezra zamarł, a ja poruszyłem biodrami i westchnąłem z przyjemności i potrzeby.

Chyba nie musiałem dodawać jak bardzo podniecało mnie to że w końcu mogę robić to co zawsze mnie nakręcało. Seks jaki uprawiałem z prostytutkami, które uwielbiały ból równie mocno jak ja, był potwornie brutalny. Nie przypomniał bójki takiej jak ta z Ezrą, był raczej wykalkulowanym, zimnym zadawaniem sobie cierpienia w taki sposób, aby nie zrobić sobie trwalej krzywdy lecz zaspokoić wszystkie swoje chore żądze.

Ale fakt, że miałem pod sobą kogoś takiego jak on... ta cała impulsywna agresja, ten ból – intensywny i nieprzemyślany... to też było tak bardzo satysfakcjonujące.

Ezra przestał się pode mną szarpać. Zaczął szybko oddychać. Położył dłonie na mojej piersi jakby chciał mnie odepchnąć.

- Anton? Nie... Zwariowałeś...?

- Cicho – wyszeptałem i podniosłem jego dłoń. Nie wyrywał mi jej tylko patrzył na mnie dziwnie. Położyłem rękę na swojej szyi. – Spraw żeby mnie bolało. Proszę. Proszę, zrób to...

Zacisnął na mnie palce, wbił paznokcie w skórę, za to ja wbiłem się mocniej w jego brzuch. Był twardy i ciepły. Całe jego ciało było tak inne od ciał kobiet. To wszystko wydawało się takie dziwne... Poruszyłem biodrami. Raz potem kolejny. Jęknąłem, bo było mi dobrze. Nie wiedziałem jednak co robić. Co dalej? Przecież nie mogłem pozwolić sobie na więcej...

Znowu byłem w cholernej dupie. Spuściłem głowę i pomyślałem, że zaraz zacznę krzyczeć z bezsilności, a wtedy poczułem jego palce na policzku.

- Wiem co czujesz – wyszeptał tak blisko moich ust. – Rozumiem, naprawdę. Ale... ale to...To nie jest rozwiązanie. Będziesz żałował.

- Będę żałował tylko wtedy, jeśli ją zranię.

- Można krzywdzić nie tylko fizycznie – powiedział patrząc w moje oczy. Krew tak bardzo pasowała do jego czarnych tęczówek i bordowych ust. Tworzyła tak idealny bałagan.

- Tak. Ale to co bym jej zrobił... to co chciałbym jej zrobić... To by nas zniszczyło. Mnie, ją. Wszystko co mieliśmy. Nie mogę. Ale nie wiem, czy... czy potrafię...

- Mówiłem ci, że rozumiem. Wiem co masz na myśli. Przechodziłem przez to samo. Ale to... to nie jest...

- Cicho – przerwałem mu i skupiłem całą uwagę na jego zakrwawionych ustach. – Dotykaj mnie...

- Co?

- Dotykaj mnie. Jakkolwiek. Byle mocno.

- Stary, ja pierdole... Ty naprawdę mylisz się co do mnie... - powiedział ale nie brzmiał nawet trochę przekonująco.

- Ty albo ona.

- Co ja albo ona? Wiadomo, że ona. To ona jest twoją żoną. Anton, serio. Wiem że ci odwala. I to cholernie odwala. Widzę to. Ale nie będę, nie wiem... Czego ty w ogóle chcesz?

- Chcę dojść.

- Matko. I co ja mam z tym niby zrobić? Idź do swojej żony. Zmasakrowaliśmy się nawzajem i jesteśmy potwornie poobijani, ulżyłeś sobie, skończ teraz z nią.

- To nie takie proste, idioto. Chcę więcej. Zrobię jej krzywdę. Nie dam dłużej rady... - odepchnąłem go i oparłem się na drżących dłoniach. Kręciło mi się w głowie...

- Ty mówisz poważnie? Nie kontrolujesz się? – zapytał patrząc na mnie martwo, jakby z bólem.

- A widać żebym się kontrolował? – warknąłem i zacząłem powoli wstawać, ale Ezra podciął mi nogi. Runąłem na podłogę, która ślizgała się od naszej krwi. Złapał mnie i wykręcił mi rękę. Drugą dłonią uderzyłem go w twarz, ale po chwili poczułem jak zupełnie mnie unieruchamia.

Wbił kolano w moje udo i przygniótł mnie swoim ciałem. Nie miałem na sobie jeansów tylko spodnie z cienkiego materiału, więc szarpnął je lekko w dół. Wkurwiłem się. Naprawdę. Uwolniłem jedną rękę i uderzyłem go w żebra, a on się zaśmiał.

- Tchórzysz?

- Nigdy...

- Zobaczymy... - poruszył biodrami ocierając się o mnie. Nie rozebrał się, najwyraźniej nie musiał. Moje spodnie też zostawił tylko minimalnie zsunięte. I zaczął mnie stymulować sobą. To było tak przyjemne że mimowolnie westchnąłem, chociaż jednocześnie jeszcze nigdy nie czułem się tak dziwnie. – Teraz twoja kolej żeby się zamknąć i wziąć to o co prosiłeś, tak? – warknął w moje usta poruszając biodrami w taki sposób, że właściwie straciłem możliwość normalnej komunikacji. Pozwoliłem mu znowu wygiąć obie moje ręce. Zrobił to tak mocno, że bolało bardziej niż musiało. Zacząłem ciężko oddychać, a to jak się na mnie ruszał sprawiało mi coraz większą przyjemność. Zacisnąłem szczęki, zamknąłem oczy. Poddałem się temu. Tylko tej przyjemności pomieszanej z bólem. To było tak doskonałe połączenie.

Nie wiem ile to trwało, ale czułem, że on też jest blisko. Wzdychał. Jego usta znalazły się przy mojej szyi. Nie miałem cholernego pojęcia co ze mną robił, ale cokolwiek to było, chciałem się tego nauczyć. Nie sądziłem, że ktoś zwykłym ocieraniem się o mnie w odpowiednich miejscach może dać mi tyle przyjemności. Zacząłem drżeć, więc otworzyłem oczy. Popatrzyłem na niego. Włosy zasłaniały mu twarz, widziałem tylko jego rozchylone, zakrwawione usta. Przysunął swoje wargi do moich i wbił się w nie tak brutalnie, że zabolało. Przy okazji docisnął swoje ciało do mojego jeszcze bardziej, przez co ocierał się o mnie mocniej. Jęknąłem i poruszyłem gwałtownie biodrami, czując jak dochodzę. Skończyłem naprawdę szybko, ale jeszcze nigdy nikt mnie nie zdominował. I najwyraźniej o dziwo to również mi się podobało. Wbił palce w moje ramiona, drżąc delikatnie. Ugryzł mnie w dolną wargę wzdychając gardłowo. Jego usta i język były tak inne od ust kobiet. Całował mnie tak inaczej. Był silny i najwyraźniej lubił przejmować kontrolę w łóżku równie mocno jak ja. Jednak tym razem to on przejął kontrolę nade mną... Pewnie dlatego, że to wszystko było dla mnie tak nowe i niespodziewane...

W końcu oderwał się od moich warg, załkał cicho i jęknął przetaczając się na plecy. Wszystko mnie bolało. Dopiero kiedy zszedł ze mnie poczułem jak mocno mnie przygniatał. Leżeliśmy koło siebie na plecach. Zakrwawieni i zmasakrowani. Ale przynajmniej wszystko ze mnie uszło. Całe to przerażające napięcie. Potrzeba, której nie umiałem okiełznać. Przestałem czuć się tak potwornie jak jeszcze chwilę temu.

I chyba powoli zaczynało docierać do mnie to co zrobiłem.

- Chyba się zabiję... - jęknąłem.

- Chyba ja cię zabiję.

Kaszlnąłem bo potwornie bolało mnie gardło po tym jak Ezra zaciskał na nim palce.

- Jeśli zaczniesz rzygać to też ci zabiję – warknął i popatrzyliśmy na siebie przechylając głowy w swoją stronę.

- O dziwo nie jest mi nie dobrze. Ale prawie mnie udusiłeś, dupku...

- Serio? Widzisz w jakim ja jestem stanie?

- Mam cię przenieść na górę, laleczko?

- Zamknij się.

- W końcu to ty mówisz to zdanie, a nie ja.

- Boże... Co ja zrobiłem!? Jestem zdrajcą... Właściwie to zaraz ja się porzygam – wyjęczał i zaczął się krztusić. Przetoczył się na kolana i zakasłał wypluwając krew. – Zniszczyłeś mnie, człowieku. Poważnie. Nie mogę się ruszać... Właściwie to nie jestem pewien, czy nic mi nie złamałeś...

- To dziwne, bo jeszcze przed chwilą to ty robiłeś „to" na mnie, a nie ja na tobie, więc...

- Zamknij się – wysyczał piorunując mnie wzrokiem. – Nie wierzę... Jeszcze nigdy... Nigdy nikogo nie zdradziłem w tak obrzydliwy sposób... A już szczególnie kogoś, kto jest dla mnie tak ważny...

- O kim ty mówisz? – zapytałem nie mogąc pozbierać myśli.

Miał kogoś? Kogoś kto czekał na niego w Kalifornii?

- Mówię o Livii, dupku! O twojej żonie! Nienawidzę cię, poważnie...

Livia. Poczułem jak coś ściska mnie w gardle.

- Chciałbyś żeby ona była teraz w takim stanie w jakim jesteś ty ? – zapytałem wciąż leżąc na podłodze a on zmarł, jakby przypomniał sobie to jak się zachowywałem – Jestem złym człowiekiem. I przy okazji zdrowo jebniętym. I chyba przed chwilą zupełnie mi odwaliło...

- Nie byłeś sobą, to prawda. Ale w pewien sposób byłeś świadom tego co robisz. Pamiętasz wszystko. Nie wiem. Nie jestem psychologiem. Tak czy inaczej zachowywałeś się przerażająco... Matko, aż mam ciarki...

- Daj spokój...

- Daj spokój? Czy ty się widziałeś? Byłeś kurewsko straszny. Twoje oczy mówiły mi, że zaraz mnie zabijesz, albo zabijesz nas wszystkich. A potem... coś ci się poprzestawiało i zacząłeś się podniecać. Co było jeszcze bardziej dziwne. Faktycznie bałem się, że jeśli... Jeśli nie dostaniesz tego co chcesz, znowu włączy ci się ten poprzedni tryb i mnie zamordujesz, a potem pójdziesz po Livię i zrobisz z nią to samo. Próbowałbym cię powstrzymać, ale jednocześnie... Nie wiem jakby to się skończyło. Ja bym wygrał, a może jednak ty? I... Cholera nie chciałem cię skrzywdzić. Poza tym...

- Poza tym ty też byłeś cholernie podniecony i po prostu strasznie chciałeś zrobić to co zrobiłeś? – odpowiedziałem za niego, a on się skrzywił, spuszczając wzrok, jakby wstydził się do tego przyznać. – Chyba po tym do czego między nami doszło, nie musisz już przede mną udawać, co?

Podniósł na mnie wzrok i popatrzył w moje oczy.

- Nawet jeśli... Uważasz, że to było w porządku?

- Nie. Nie wiem. Pierwszy raz facet doprowadził mnie do orgazmu...

- Zamilcz... To nie jest zabawne.

- Zdecydowanie nie jest.

- Co z Livią?

- Kocham ją – wzruszyłem ramionami – Znaczy tak mi się wydaje. Nigdy nie byłem zakochany. A ona jest cudowna.

- I co? Pozwolisz jej opatrzeć swoje rany i pokochasz się z nią trochę na zgodę, a później znowu włączy ci się tryb Antona sadystyczno-masochistycznego socjopaty, który nie kontroluje swojej agresji?

Klęknął i popatrzył na mnie z urazą.

- Nie umiem być inny. To wydarzyło się poza moją kontrolą. Nie mam pojęcia co mam z tym zrobić.

- Pogadać z nią. Koniecznie.

- Powiem jej o tym co tu się stało. Trudno, najwyżej mnie znienawidzi.

- Raczej znienawidzi nas obu.

- Może nam wybaczy.

- Wątpię.

- A ja wierzę, że bardziej wściekłaby się o kobietę.

- Zabiję cię. Naprawdę.

- Mówię poważnie. W noc poślubną powiedziała, że nie zgadza się na żadne prostytutki.

- To chyba oczywiste! To twoja żona!

- Żona którą wybrali mi nasi ojcowie. Nie mów mi, że twój ojciec, czy większość facetów zmuszonych do ślubu których znasz, nie sypia z prostytutkami. Ponad to... Ja jestem inny, nie widzisz tego? W ogóle nie powinienem być w związku, bo dzieją się właśnie tak popierdolone rzeczy kiedy próbuję oszukać samego siebie i ukrywać swoją prawdziwą twarz. Zakochałem się w niej, ale wciąż potrzebuję... Tego – pokazałem na nas i westchnąłem z rezygnacją.

- Może ona mogłaby ci dać... tego, choć trochę? Może mogłaby przynajmniej spróbować? I nie dopuszczaj się więcej do takiego stanu. Zareaguj wcześniej, zanim zaczniesz się zachowywać jakby cię coś opętało. Załatw to z nią w odpowiednim momencie. Trudno, powiedz jej że potrzebujesz przemocy, adrenaliny, chcesz żeby cię związała i sprzedała ci kilka batów. To chyba lepsze niż tarzanie się ze mną po podłodze, co?

Schowałem twarz w dłoniach i usiadłem. Poczułem przeraźliwe kłucie w żebrach.

- Połamałeś mi żebra, dupku.

- Sam się prosiłeś – podał mi rękę, więc popatrzyłem na niego z dołu, ale podałem mu dłoń i pozwoliłem podciągnąć się lekko do góry.

- Zdajesz sobie sprawę, że paradoksalnie zrobiłeś to dla niej? Wiem, że to chore. Ale... Wytłumaczę jej to. Aby nie znienawidziła przynajmniej ciebie, okej?

- Myśl o sobie. Livia to twoja żona – odparł cicho, spuścił głowę i zaczął kuśtykać do wejścia z piwnicy, a ja popatrzyłem na cały ten bałagan i skrzywiłem się na myśl o tym, że za chwilę będę musiał wyjaśnić to wszystko Livii.

Nie mogłem uwierzyć, że przed chwilą zrobiliśmy coś takiego...

Ja i on.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro