Rozdział 2
Livia
Dwadzieścia lat
Zastanawiam się czy to tylko ja, czy inni też tak mają.
Może byłam tak nudna i samotna, że wymyślałam sobie kogoś doskonałego dla mnie? Nieistniejący ideał zamknięty w świecie mojej wybujałej wyobraźni?
Tak czy inaczej – w mojej głowie miałam obraz mężczyzny perfekcyjnego - oczywiście według moich pragnień i kryteriów.
On nie istniał naprawdę – więc nie był groźny, a za każdym razem kiedy zamykałam oczy widziałam wyraźnie jego twarz.
Z pewnością dziewczyny, które chodzą do normalnej szkoły, mają swoje młodzieńcze zauroczenia i miłości, mają okazję kogoś poznać i pokochać, oraz szansę na zwyczajne życie, nie muszą wymyślać sobie faceta - ale ja nie miałam wyjścia. Cóż, kiedy masz 13, 16, 18, 20 lat i wciąż jesteś jak księżniczką zamkniętą w wieży pragniesz kogoś, kto cię ocali i sprawi, że coś poczujesz.
Cokolwiek.
Dawno nic nie czułam.
Coś zbliżonego do fascynacji i zauroczenia poczułam tylko raz. W dniu w którym zobaczyłam Antona.
Spodobał mi się tak bardzo, że mój wymyślony kochanek zyskał jego ciało, włosy i oczy – wszystko to, co udało mi się dostrzec. Resztę wymyśliłam według własnych preferencji.
Przeżyłam z nim miliony ciekawych przygód. Robiłam z nim tak wiele fascynujących rzeczy. Podróżowaliśmy, kochaliśmy się, dotykaliśmy – oczywiście jedynie w mojej głowie, ale cóż – lepsze to niż nic, tym bardziej kiedy twoja codzienność jest tak nudna i monotonna, że większość osób przyprawiłaby o mdłości. Wszystko co robiłam ograniczyło się do nauki i ćwiczeń – balet, gimnastyka, akrobatyka, rozciąganie, joga, pianino, śpiew, skrzypce, języki obce, filozofia, geografia – chociaż podróżowałam jedynie palcem po mapie.
Nie mogłam wychodzić, nie mogłam przebywać z mężczyznami ani robić praktycznie wszystkiego, co dla innych było codziennością. Krótko mówiąc nie mogłam… Żyć.
Być może moje życie dla kogoś z boku wydawało się idealne, ale w rzeczywistości było jedynie koszmarem samotności, pozorów i niespełnionych marzeń.
Dlaczego?
Ponieważ byłam zbyt cenna.
Dla kogo?
Dla tych, którzy mogli mnie drogo sprzedać, lub oddać do kolejnego więzienia z którego nie umiałam odnaleźć drogi ucieczki.
Dla mojego brata i ojca.
Gabriel Castaris od zawsze kojarzył mi się z kimś zimnym oraz pozbawionym czułości i jakichkolwiek głębszych uczuć, ale mój bliźniak Leo był dobrym człowiekiem. Chorobliwie nadopiekuńczym, dobrym człowiekiem. Kiedy żyła mama miał fioła na punkcie naszego bezpieczeństwa, ale kiedy umarła – skupił wszystkie swoje lęki i potrzebę kontrolowania tylko na mnie.
Kochałam go całym sercem, ale czasami miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz: „Błagam, zostaw mnie w spokoju. Mam dosyć, jestem taka samotna i zagubiona. Daj mi żyć, proszę, chociaż odrobinę. Daj mi przeżyć cokolwiek!”
Mówiłam to do niego wiele razy w swojej wyobraźni, ale nigdy nie odważyłam się wypowiedzieć tego na głos.
Leo nie pozwolił, abym została oddana Antonowi.
Aby zapobiec naszemu małżeństwu poprosił o rękę córki Ildara – Kiry.
W końcu Anton uchodził za potwora, więc jak Leo miałby oddać mu swoją bezcenną siostrę?
Poza tym wybrał mi już męża, nawet nie pytając mnie o zdanie.
Jego wybór - Cassian był… Cóż. Widziałam jak wrzeszczy o cukierki i histeryzuje zalewając się łzami i glutem, gdy popsuł mu się samochodzik. Pamiętałam jak sikał do butelki, i czasami robiło mi się niedobrze, kiedy to wspomniałam.
Uśmiechał się sztucznie, pachniał duszno i gryząco – jakby wylał na siebie całą perfumerię i zawsze kiedy mnie widział lekko się ślinił. Jego wygląd nie miał dla mnie znaczenia, nie byłam aż tak płytka, a Cass obiektywne był dość przystojny – co prawda zupełnie nie w moim typie, a że byłam na niego skazana, być może zniechęcało mnie coś, co inne kobiety uznawałyby za całkiem niewinne. To co odstraszało mnie bardziej to jego charakter.
Teoretycznie wydawał się miły, jednak dla mnie pozostawał dwulicowy i zakłamany. Pamiętałam też z czasów dzieciństwa jaki potrafi być złośliwy i uszczypliwy, ale Leo twierdził, że właśnie z nim będę szczęśliwa, bo mógł go kontrolować i twierdził, że Cass jest niegroźny.
Siedziałam przed lustrem patrząc martwo w swoje odbicie i zapłakałam w ręce wyobrażając sobie moje życie z nim.
Nudne, pozbawione barw i emocji. Pozbawione pożądania, miłości i namiętności, ale niby bezpieczne.
Na samą myśl o tym, że miałabym go całować coś skręcało mnie w żołądku. Fuj.
Wytarłam wilgotne policzki pogodzona ze swoim losem, patrząc na swoją pozbawioną życia twarz z żalem.
Pocieszałam się, że może przynajmniej pozwoli mi spełniać się zawodowo? Póki co wygłosił potwornie irytujący monolog o tym, że kobieta powinna siedzieć w domu i ograniczać swoje potrzeby do potrzeb jej męża – miałam ochotę odgryźć mu głowę, ale jedynie brałam głębokie oddechy wmawiając sobie, że przecież z biegiem czasu zmieni zdanie.
Wiedziałam, że będę zmuszona uprawiać z nim seks - podwójne fuj - ale postanowiłam postarać się ograniczyć do minimum kontakt cielesny. To nie może być tak koszmarne jak mi się wydawało, prawda? Może nie będę musiała się z nim całować, a on nie będzie mnie obłapiał swoimi lepkimi, spoconymi dłońmi? Może odwrócę się tyłem i jakoś pójdzie? Może uda mi się szybko zajść w ciążę? Kochałam dzieci, więc może mogłam być szczęśliwą mamą, i przelać swoje uczucia na te maluchy?
Raczej pozwoli mi dalej udzielać się charytatywnie, pomagać dzieciom, zwierzętom i osobom starszym – a to dawało mi ogromną satysfakcję.
Zamierzałam dać radę i nie użalać się nad sobą.
I być może pogodziłabym się z tym, mimo tego jak bardzo mnie to bolało , gdyby nie moment w którym zobaczyłam Antona Aristova po raz drugi.
***
To był dzień przyjęcia zaręczynowego mojego brata.
Anton i Kira szli ramię w ramię podążając za Ildarem Aristovem, a mój wzrok skupił się na chłopaku doskonalszym niż z moich snów. Tym z którym chciałam przeżyć każdą przygodę, którą miałam w głowie. Tym z którym chciałam kochać się aż do rana, chciałam aby mnie całował i dotykał. Chciałam z nim wszystkiego i kiedy go zobaczyłam wszystko inne przestało istnieć.
Był tylko on.
Sformułowanie „Miłość od pierwszego wrażenia” nabrało właśnie nowego sensu.
Zakochałam się w jego pełnych ustach i zaraźliwym, charakterystycznym uśmiechu. Miał wysokie kości policzkowe, a jego oczy były mocno niebieskie, miały lekko skośny kształt i długie ciemne rzęsy, które kontrastowały z intensywnym, choć jasnym kolorem tęczówek. Jego jasne włosy zdawały się być nieco zbyt potargane jak na wymagane standardy, ale ja i tak byłam nimi zachwycona. Gapiłam się na niego jak zahipnotyzowana, kiedy rozmawiał ze swoją siostrą. Uśmiechał się co jakiś czas, mrużył oczy, odgarniał włosy w niedbałym geście i wciskał ręce do kieszeni eleganckich spodni, a moje serce było… złamane. Było roztrzaskane ponieważ on miał być mój, ale mi go odebrano. Odebrano mi moją własną szansę na szczęście, miłość, ucieczkę i wolność.
Kiedy mój brat wziął do tańca swoją narzeczoną, Anton gdzieś zniknął, a ja zostałam skazana na Cassiana, który chwytał mnie zbyt mocno za ramię spoconą, lepką dłonią i pluł mi do ucha mówiąc, że nasze zaręczyny będą następne, a ja uśmiechałam się grzecznie udając zadowoloną.
Co za koszmar.
- Idę się wysikać – zakomunikował zbyt głośno, a mi natychmiast przypomniała się ta nieszczęsna butelka z moczem – Poczekasz?
- Jasne – uśmiechnęłam się sztucznie oddychając z ulgą kiedy się oddalił, i złapałam za kieliszek szampana opróżniając go jednym łykiem, stając obok dwóch dziewczyn, które ledwo kojarzyłam.
- … a widziałaś Antona Aristova? – powidział jedna do drugiej – O matko, w życiu nie widziałam kogoś równie atrakcyjnego.
- Ja też. Szkoda tylko, że taki wygląd marnuje się u jakiegoś popieprzonego, niedorozwiniętego psychola…
- A przepraszam bardzo znasz go osobiście, żeby mówić o nim w ten sposób? – warknęłam, więc obie spojrzały na mnie z konsternacją, a potem ich wzrok powędrował w górę. Pobladły i zniknęły w mgnieniu oka, a ja odwróciłam się powoli, z walącym sercem.
- To bardzo szarmanckie z twojej strony, że stajesz w obronie niewinnego młodzieńca – uśmiechnął się olśniewająco z udawanym uznaniem, a ja zaniemówiłam. Z bliska był… Absolutnie onieśmielający. I te jego oczy. Można stracić głowę. Zresztą zapewne i tak już dawno ją straciłam. Rozchyliłam usta nie wiedząc co odpowiedzieć, a on zagryzł dolną wargę, po czym wypuścił ją spomiędzy dużych, białych zębów – To chyba miał być nasz dzień, co? – dodał.
- Tak… - udało mi się wydusić.
- Anton – wyciągnął rękę, którą dotknęłam z nieśmiałością. Przeszły mnie przyjemne dreszcze, a on pochylił się i pocałował moją dłoń patrząc mi w oczy – Widziałem cię już kiedyś. Zastanawiam się tylko, co ty tam robiłaś…
- Co? Nie! – wypaliłam zdecydowanie zbyt głośno – Na pewno mnie z kimś pomyliłeś! - zachichotałam teatralnie, absolutnie zażenowana swoim zachowaniem.
- Coś mi się wydaje, że nie da ciebie pomylić z kimkolwiek, ale okej… - zaśmiał się po czym zerknął na Kirę i Leo wirujących na parkiecie.
- Livia – powiedziałam z opóźnieniem, więc zerknął na mnie z uniesioną brwią, a ja podziwiałam jego profil – łuki pełnych, lekko rozchylonych ust, długą szyję, idealną linię żuchwy, oraz sposób w jaki robił… Wszystko. Po prostu wszystko.
Miałam wrażenie, że urodziłam się po to aby go kochać.
Mój książę z ponurej i mrocznej, ale jednocześnie tak pięknej bajki.
- Tak, wiem… - odpowiedział uśmiechając się lekko – Zatańczysz, Livio? Chyba przynajmniej tyle mi się należy, skoro zabrano mi szansę na poślubienie ciebie, prawda?
Zamarłam szukając słów, a wtedy tuż przede mną pojawił się Leo piorunując Antona zimnym spojrzeniem.
- Gdzie Cassian? – spytał ostrym tonem.
- Poszedł do łazienki… - odpowiedziałam spuszczając wzrok, ale i tak zdążyłam zauważyć jak mój bliźniak przewraca oczami z irytacją.
- Och, bracie – odezwał się Anton i położył dłoń na ramieniu Leo, posyłając mu dziwny, krzywy uśmiech – Chciałem zrobić wymianę. No wiesz Kira za Livię – dodał łapiąc mnie za rękę na co mój puls przyspieszył gwałtownie. Popatrzyłam na jego pobliźnione, długie palce z fascynacją, której nie potrafiłam ukryć – Oczywiście mam na myśli taniec. Chciałem poprosić twoją prześliczną siostrę o ten jeden raz – dodał z dwuznacznym grymasem – Ale mówi, że ty musisz się zgodzić… - westchnął z wyraźnie udawanym przejęciem, jakby chciał zakpić z mojego brata, więc zerknęłam na niego ze zdziwieniem. Nic podobnego nie powiedziałam, dlatego zmrużyłam oczy próbując go zrozumieć.
Leo już miał coś odpowiedzieć, widać było po nim że jest mocno zdenerwowany, ale Anton nie zamierzał dać mu dojść do słowa.
- Przecież nie masz prawa odmawiać mi tańca z Livią, nieprawdaż? W końcu ja oddaję ci moją siostrę nie tylko na parkiecie ale i w sypialni. Zaufałem ci na tyle, że oddaję ci ją za żonę – mówił niby łagodnym głosem ale miał taką minę jakby chciał odgryźć swojemu rozmówcy głowę.
- Kirę oddał mi twój ojciec, nie ty – odparł Leo obronnym tonem.
- Więc mam iść do twego, aby poprosić go o Livię? Na twoim miejscu radziłbym ci być nieco grzeczniejszym i bardziej uprzejmym dla przyszłego szwagra, w końcu lada chwila będziemy rodziną. A kto wie co może przyjść mi do głowy, kiedy będę już rozmawiał z waszym ojcem… – podniósł moją dłoń i przysunął ją do swoich pełnych warg. Ich dotyk sprawił, że zrobiło mi się słabo. Z jakiegoś powodu poczułam je w zupełnie innej części ciała i niemal westchnęłam na to absurdalnie przyjemne uczucie. Musnął moją skórę ustami, ale nie patrzył na mnie, tylko na Leo, a w tym spojrzeniu mogłam dostrzec więcej nienawiści niż potrafiłam pojąć.
Dlaczego? Dlaczego Anton tak potwornie nienawidził mojego bliźniaka? Wciąż trzymał moją dłoń przy ustach, jakby chciał ją pocałować co byłoby normalne, gdyby nie to, że zamiast jego warg poczułam na ręce zęby. Przygryzł moją skórę, minimalnie i niemal niezauważalnie, ale naprawdę to zrobił, na co Leo aż zatrząsnął się z wściekłości, a ja zadrżałam. Anton popatrzył na mnie z olśniewającym uśmiechem, jego błękitne oczy odebrały mi oddech, a ból przeszył moje serce ponieważ zdałam sobie sprawę z jednej bardzo istotnej kwestii – on naprawdę był inny. Dostrzegłam w nim tak wiele mroku, tak wiele ciemności. To niemal mnie przestraszyło, a właściwie powinno przestraszyć, gdybym nie poczuła przez te kilka spędzonych z nim chwil więcej, niż przez większość życia.
Mój brat natomiast wyglądał jakby za chwilę mógł zwymiotować.
- Jeden taniec… Bracie – odpowiedział ostrożnie Leo, zaciskając szczęki, więc Anton chwycił moją dłoń i poprowadził mnie na parkiet. Próbowałam nie myśleć o tym, że przed sekundą patrzył na mojego bliźniaka jak drapieżnik chcący rozszarpać ofiarę. Uśmiechał się w dziwny, złośliwy sposób, zdradzający z pewnością paskudne myśli. Jego spojrzenie zdawało się być przesiąknięte żądzą mordu i obrzydzeniem, był tak bardzo… Inny. I to nie tak, że tego nie widziałam – widziałam to doskonale.
Tańcząc ze mną uśmiechał się jak rekin chcący pożreć bezbronną, naiwną istotę, za głupią by zauważyć jego okrucieństwo wymalowane na zbyt pięknej twarzy. Jakby każdy ruch jego dłoni zaciskających się na mojej talii miał powiedzieć mojemu bratu – zabrałeś mi moją siostrę, a w zamian za to ja zniszczę twoją.
Słowa, które mi szeptał były przesiąknięte obietnicą rozkoszy i cierpienia .
- Jesteś taka piękna, Livio… Jaka szkoda, że nie będziemy mogli być razem… Kiedy przejdziesz do Rosji zabiorę cię w miejsca w jakich nigdy nie byłaś, opowiem ci historie, których nigdy nie słyszałaś, pokażę ci rzeczy jakich nie widziałaś… - szeptał udając kochanka, muskając niby przypadkiem moje piersi, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca i zbliżając usta do moich na zbyt niewielką odległość. Czułam jego oddech, zapach jego ciała, odurzający i działający na wszystkie moje zmysły. Czułam jakbym była w transie z którego nigdy nie chciałam się obudzić, i o dziwo nie odczuwałam strachu.
Wiem co sobie myślał – śliczna i głupia. Taka słaba. Tak łatwo będzie ją wykorzystać przeciwko bratu i ojcu.
Kiedy zerkał na Leo, jego twarz wykrzywiała się w nienawiści tak potwornej że wręcz namacalnej, a ja udawałam iż tego nie widzę zbyt zaabsorbowana jego urodą, oraz aurą tajemnicy i rozkoszy która emanowała od niego we wręcz zbyt ostentacyjny sposób.
Anton jednak miał rację – byłam głupia i naiwna, ale nie dlatego że wierzyłam w jego słowa, ale dlatego że wierzyłam w to, iż mogę go odmienić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro