Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Livia

Otworzyłam oczy widząc przygasający ogień i przeciągnęłam się leniwie. Myślałam, że Ezra będzie leżał przy mnie ale byłam sama. Usiadłam na dywanie przeczesując palcami włosy i zobaczyłam, że mój ochroniarz siedzi na kanapie i patrzy na mnie z uśmiechem.

- A ty nie w kuchni? – zapytałam żartobliwie.

- Dzień dobry, słonko. Mam dla ciebie niespodziankę…

- Czyżbyś zrobił naleśniki?

- Lepiej… Twój mąż wrócił w nocy – odparł.

Podskoczyłam na równe nogi, a serce w końcu zaczęło  bić w mojej piersi.

Rany, co było ze mną nie tak, że tym razem również go nie usłyszałam?!

- Gdzie on jest? – zapytałam czując taką radość i ekscytację, że to aż nieprzyzwoite.

- Ulokowałem go u mnie w pokoju, ale hej, hej, poczekaj – Ezra stanął i zaśmiał się serdecznie widząc, że zaczęłam biec w kierunku schodów – Słonko, on jest troszkę poobijany, jeśli wiesz co mam na myśli…

- Będę delikatna…

- Nie o to chodzi. Nie chcę żebyś się wystraszyła. Ma parę ran, jedną po kuli, jedną po dźgnięciu nożem…

- O mój Boże… - zakryłam usta dłonią czując jak w oczach wzbierają mi łzy.

- Ale spokojnie. Nic mu się nie stało, musi tylko leżeć i odpoczywać. Położyłem go u siebie, bo  w swoim pokoju miałem wszystko aby go załatać… Nie chciałem cię nastraszyć, ale ostrzec, że Anton jest obolały i stracił sporo krwi. Jest cały i zdrowy, odpocznie i dojdzie do siebie, ale pościel jest zakrwawiona i on… Cóż, on też.  Wczoraj był już tak zmęczony, że zasłabł i nie chciałem go szarpać, aby przełożyć go na czyste łóżko, wziąłem tylko mokre ręczniki i obmyłem go z krwi ale efekt pozostawia sporo do życzenia.  Ale to nic. Ocknie się to weźmie prysznic, tylko się nie wystrasz, bo całą noc nad nim czuwałem, nie ma gorączki i wszystko jest w porządku, jednak… Powinnaś być wobec niego stanowcza. Niech  teraz dużo śpi i wypoczywa, jeśli chce dojść do siebie. Żadnego łażenia po tajdze, żadnych gór, żadnych interesów, żadnego szarpania z ojcem czy innymi dupkami. Ma tu zostać na co najmniej dwa tygodnie, i bez dyskusji. Ugotuję coś smacznego, powinien teraz dużo jeść i pić. Pomóż mi go trochę ogarnąć, co? Bo w tym tempie… Wykończy się i tyle. Musi też więcej spać, okej?

- Jasne… Ezra, dziękuję ci… - jego troska była doprawy niespotykana, ale on po prostu taki był. Pomagał wszystkim i był najczulszą osobą jaką spotkałam, więc nawet mnie nie dziwiło to, że troszczy się również o Antona.

- Nie dziękuj, słońce, tylko idź się z nim zobaczyć – uśmiechnął się do mnie i poszedł do kuchni, a ja pognałam na piętro i wpadłam do pokoju w którym spał mój mąż. Kidy otworzyłam drzwi zobaczyłam go w łóżku i… Cóż, faktycznie dobrze, że Ezra ostrzegł mnie mówiąc o tej krwi i jego ogólnym stanie. Anton leżał w zakrwawionej pościeli, niemal nagi, miał na sobie tylko bokserki, i najwyraźniej we śnie skopał z siebie kołdrę którą wcześniej został przykryty, przez co od razu zobaczyłam jak bardzo jego ciało było pokiereszowane. Długa rana na brzuchu, zmasakrowany bark, pozszywane udo, i wiele drobnych zadrapań na całym torsie i na twarzy. Zatkałam usta dłonią i załkałam cicho, a łzy same popłynęły mi po policzkach. Boże, nie mogłam na to patrzeć.

Chciałam aby w końcu przestał skazywać się na to ciągłe cierpienie.

Co stało się tym razem? Dlaczego był w takim stanie?

Podeszłam do łóżka najciszej jak umiałam i przysiadłam na materacu. Popatrzyłam na jego twarz i pociągnęłam nosem dotykając z czułością jego policzka. Przejechałam palcem po brwiach, skierowałam go w stronę kości policzkowej i zsunęłam wzdłuż brody, a później zaczęłam głaskać go po włosach. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Tak strasznie tęskniłam, a teraz był tuż przy mnie.

Westchnął głęboko, gdy położyłam się przy nim na zakrwawionej pościeli i przytuliłam lekko, wciąż głaszcząc po włosach.

- Mamo…? – powiedział zachrypniętym, cichym głosem – Mamo, zaśpiewasz mi? – dodał troszkę niewyraźnie, z zamkniętymi oczami i ciężkim oddechem, a ja poczułam jak się rozklejam. Przytuliłam go mocniej i zaczęłam śpiewać mu kołysankę po francusku, tę która kiedyś tak mu się podobała, i przy okazji próbowałam powstrzymać łzy. Zacisnął palce na mojej talii i uśmiechnął się lekko, a potem otworzył oczy. Zawsze kiedy w nie patrzyłam nie mogłam wyjść z zachwytu. Były piękne. Duże, w kształcie migdałów, przez co zdawały się nieco skośne, ponad to ten intensywny, jasny odcień błękitu w oprawie z czarnych rzęs. Tak, jego oczy sprawiały że rozpływałam się za każdym razem kiedy na mnie patrzył.

Potwornie się bałam, że już ich więcej nie zobaczę. Zacisnęłam usta wycierając łzę wierzchem dłoni.

- Czemu płaczesz, kwiatuszku? – wyszeptał i wytarł palcami mój drugi policzek.

- Bałam się że już cię nie zobaczę. No i tęskniłam. I nie mogę patrzeć jak cierpisz…

- Nie cierpię – przymknął oczy, wtulił nos w moją szyję i westchnął głośno. – Ale też tęskniłem…

Czy ja się przesłyszałam?

- Za mną?

- Yhym… - wymruczał – Ładnie pachniesz… - dodał, więc zrobiło mi się gorąco, ale po chwili odsunął się i omiótł swoje ciało trochę bardziej przytomnym spojrzeniem. – W przeciwieństwie do mnie. Kurwa. Jak ja wyglądam?

- Anton, jesteś ranny – dodałam czując jak znowu się rozklejam –  Wyglądasz jakbyś ledwo uszedł z życiem… - kolejne łzy uciekły z moich oczu, a on spojrzał na mnie z troską jakiej jeszcze u niego nie widziałam.

- Ej… - podniósł się, a ja zaszlochałam i wtuliłam się w jego ramiona.

- Bałam się że już cię nie zobaczę. Wiesz co ja czułam po niemal dwóch tygodniach twojej nieobecności? Nawet nie masz pojęcia… - zacisnęłam na nim dłonie, byłam pewna że się zdenerwuje ale o dziwo, nie odepchnął mnie.

- Wróciłem. Mówiłem, że wrócę. Zawsze wracam… Nie płacz…

- Zostań ze mną – wyprostowałam się i spojrzałam w jego twarz – Proszę. Chociaż na jakiś czas…

- Muszę dojść do siebie i zamierzam zostać tutaj z tobą. W porządku? – pokiwałam głową i znów go przytuliłam – Nie chcę abyś leżała w tej brudnej, zakrwawionej pościeli. A ja jestem okropnie brudny i cały się lepię. Ogarnę się i przyjdę do ciebie, okej?

- Nie. Chcę ci pomóc.

- Ale w czym?

- We wszystkim. Jesteś obolały…

- Byłem w znacznie gorszym stanie i dawałem sobie rade sam.

- Ale już nie musisz. Już nie musisz dawać sobie rady „sam”. Masz mnie. I chcę być przy tobie…. Proszę… - dotknęłam palcami jego torsu, który lekko lepił się od krwi, a Anton skupił wzrok na moich piersiach, potem na moich oczach i w końcu na ustach. Przysunęłam się do niego i poczułam przypływ pożądania, ponieważ jego wzrok mówił mi, że mnie pragnie. Nie zarejestrowałam momentu w którym mnie pocałował, ale jego usta, tak zaskakująco miękkie, zderzyły się z moimi mocno i zmysłowo. Przymknął oczy i jęknął cicho, a ja przesunęłam się na jego biodra i usiadłam na nich ostrożnie, aby nie urazić żadnej z ran. Kręciło mi się w głowie, kiedy całował mnie tak namiętnie i głęboko, a gdy jego dłonie zacisnęły się na moich pośladkach i docisnął mnie do siebie stanowczo, westchnęłam zachęcająco.

- Chcę się z tobą kochać… - wyszeptałam między pocałunkami. Przesunął usta na moją szyję i przygryzł ją lekko, drugą dłonią zsuwając ramiączka mojej koszulki.

- Chciałabym cię pieprzyć od rana do nocy, ale… Nie powinienem…

- Jestem twoją żoną… Powinieneś mnie pieprzyć najczęściej jak się da… - wyjęczałam, kiedy jego usta znalazły się na mojej nagiej piersi.

- Doprowadzasz mnie do obłędu, wiesz? – ścisnął ją, a ja napawałam się tym że w końcu chociaż minimalnie się przede mną otworzył. Co prawda znowu podczas zbliżenia, ale i tak byłam zachwycona. Nie chciałam myśleć o tym , że być może po chwili znowu będzie udawał, że to nie miało znaczenia. Zamierzałam wykorzystać ten moment na tyle na ile mogłam.

- Jestem brudny… - powiedział kiedy dotknąłem jego policzka, odsunęłam usta od swojej piersi i zaczęłam go mocno całować.

Faktycznie był brudny. Pewnie powinno mi to bardziej przeszkadzać. Jego krew mnie nie brzydziła, ale istniała duża szansa że miał na sobie też krew ludzi którzy mu to zrobili… Zacisnął palce na moich udach i odsunął się, a ja wplotłam dłonie w jego włosy.

Były sztywne od krwi i kurzu. Domyślałam się jak było mu nieprzyjemnie. Z pewnością marzył o kąpieli.

- Wykąpiesz się ze mną? – zapytałam przysuwając jego twarz do swojej szyi. Zassał delikatną skórę w jej wgłębieniu i przygryzł mnie zębami, jedocześnie ściskając mój sutek między palcami, więc jęknęłam cicho, czując ten dotyk nawet między nogami – Pomogę ci… – dodałam oddychając ciężko.

- Wiesz, że jeśli chodzi o ciebie, mam poważny problem z odmawianiem…? – odpowiedział, a jego usta znów znalazły się na mojej piersi.

- Więc nie odmawiaj…

- Nie wiem, czy potrafię... – wyszeptał rozgorączkowanym tonem i już miał coś dodać, kiedy...

- O cholera, przepraszam! Ja nie mogę stary, dobrze widzieć, że lepiej się czujesz, poważnie! Nie byłem pewien kiedy się ockniesz, ale bardzo się cieszę że dochodzisz do siebie… Kochani, nie przeszkadzajcie sobie, ja przyszedłem tylko po ładowarkę… - Ezra władował się do pokoju, Anton zasłonił moje piersi i patrzył na niego z żądzą mordu, czyli jak zawsze, a ja przylgnęłam do mojego męża nie wiedząc jak się zachować. -  Naprawdę was przepraszam, kontynuujcie, mnie tu już za chwilkę nie ma… Gdzie ja rzuciłem to cholerstwo… Oczywiście. Zawsze to samo... – gadał do siebie przeczesując półki - Mam cholernie ważny telefon i właśnie w tym momencie padła mi bateria. Tyle dni, zero kontaktu ze światem, cisza, spokój i akurat dzisiaj, kiedy nie naładowałem telefonu, rozmowa od której zależy reszta mojego życia… Wyobrażacie to sobie!? Tylko ja mam takie parszywe szczęście. Tylko ja. Mówię poważnie… Pewnie zżera was ciekawość o co chodzi, ale spokojnie, to nie Leo, tylko ktoś inny. Oszczędzę wam szczegółów ale sytuacja jest naprawdę poważna… Nie no, zaraz puszczą mi nerwy… Muszę nauczyć się odkładać rzeczy na miejsce. Od zawsze mam z tym poważny problem. Wiecznie gdzieś coś rzucę i nie mogę znaleźć… Niby medytuję, ale nie powiem żeby to za wiele pomagało, przynajmniej w tej kwestii… Może jakaś terapia? To da się leczyć? A może książka typu „Zmień swoje nawyki, zacznij żyć na nowo”, albo „Uporządkuj swoje sprawy, stań się lepszą wersją samego siebie”. Poszukam czegoś… Oczywiście jak znajdę tą cholerną ładowarkę!  - Ezra zaczął przetrząsać komodę i  po chwili chwycił ładowarkę jakby właśnie zdobył świętego Grala – Jest! Dzięki ci o święty Antoni!  Nie mówię do ciebie, Anton. Nie mam pojęcia czy wiecie, ale święty Antoni to patron rzeczy zagubionych. Moja mama była religijna. Cudowna kobieta.  Dzięki niej znam patronów dosłownie od wszystkiego. Ale… Może opowiem wam o tym innym razem – Zerknął na nas, wciąż byłam prawie naga, Anton zresztą też, siedzieliśmy przylegając do siebie i gapiliśmy się na niego z niedowierzeniem w milczeniu, więc pokiwał głową i dodał – Tak, zdecydowaniem opowiem wam innym razem. Mi się spieszy, wy… też jesteście zajęci. Także idę.  Działajcie gołąbeczki, działajcie. To rozkosz dla moich oczu. Jeszcze tydzień czy dwa takiej sielanki i będę mógł wracać do Kalifornii…

- Jestem u ciebie w pokoju? – zapytał Anton przerywając mojemu ochroniarzowi jego monolog.

- Przyprowadziłem cię wczoraj do siebie, bo miałem tu wszystko do szycia, dezynfekcji i tak dalej… więc tak, jesteś w moim pokoju – odpowiedział Ezra, beztrosko machając kabelkiem od ładowarki.

- W porządku... Trochę ci ubrudziłem pościel…

- No, zauważyłem. Spoko, zmienię ją jak przeniesiesz się do siebie. Nie jestem fetyszystą krwi, także nie będę w tym spał, spokojnie – zaśmiał się głośno, a potem popatrzył na mnie i zamrugał. – Znaczy, nie mówię, że to coś… Szczególnie dziwnego. Nie mam nic przeciwko takim zabawom, więc, jak wspomniałem działajcie i bawcie się dobrze. Trochę krwi jeszcze nikomu nie zaszkodziło, prawda? Właśnie… Także spadam – machnął nam i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi, a my popatrzyliśmy na siebie, po czym zaśmialiśmy się cicho w tym samym czasie. Jak żyję nie widziałam aby Anton się śmiał. To był doprawdy ujmujący widok.

- Jak wytrzymałaś z nim prawie dwa tygodnie…? – zapytał trochę spiętym tonem, a  ja wzruszyłam ramionami i dotknęłam jego policzka.

- Zajmował mi myśli, kiedy zamartwiałam się o ciebie… To dobry chłopak. Ale nie wiesz nawet jak bardzo się cieszę, że już jesteś… - pokiwał głową i zacisnął usta.

- Powinienem iść do siebie. Muszę się ogarnąć. Potrzebuję chwili…

- Rozumiem… ale mogę iść z tobą? Masz opatrunki…

- Livia… Nie wiem. Nie czuję się dobrze. Właściwie to nie czuję się nawet sobą. Kręci mi się w głowie, straciłem wczoraj sporo krwi i jestem słaby…

- Więc tym bardziej nie powinieneś iść sam. Możesz zasłabnąć.

Westchnął i przetarł dłońmi twarz.

- I tak mi nie odpuścisz, co?

- Nigdy – wplotłam palce w jego włosy i popatrzyłam mu w oczy – Nigdy z ciebie nie zrezygnuję. – dodałam cicho, a on przyjrzał mi się w  skupieniu.

- Nigdy nie mów nigdy.

- A ty znowu swoje…

- Mówię poważnie, Liv. Nawet jeśli… Nawet jeśli pozwolimy sobie na więcej… Seks. Bliskość. To wciąż tylko nasze ciała. To one ciągną nas do siebie. Pragniesz mnie, a ja pragnę ciebie. Pożądanie to siła której ciężko się przeciwstawić, tym bardziej kiedy jest tak mocne, a druga strona je odwzajemnia. Nie wiem czy potrafię oprzeć się temu co czuję i czego potrzebuję, ale to wciąż tylko… to tylko seks. Nic więcej.

- Ale wiesz, że jestem twoją żoną? Jesteśmy rodziną. Jesteś moim mężem, będziesz ojcem moich dzieci, to według ciebie tylko…

- Przestań – przerwał mi i zamknął oczy  - Nie będę żadnym ojcem. Mężem też być nie umiem. To tylko układ, z którego postaram się niebawem cię uwolnić…

- O czym ty mówisz? – zapytałam czując jak niepokój rozprzestrzenia się po moim ciele.

- Póki co nic ci nie obiecam, ale jakby się to miało nie skończyć… Ty i tak będziesz wolna.

- Mówiłam ci już, że moja wolność to ty? – zapytałam czując, że znowu mam łzy w oczach.

- Czego ty ode mnie chcesz, Liv? – zapytał zachrypniętym głosem, patrzył w moje załzawione oczy z przejęciem, jakby nie wiedział co zrobić, abym przestała płakać.

- Dobrze więc… W porządku – wzięłam głęboki oddech i zamrugałam aby przegonić łzy. – Po prostu pozwólmy sobie na więcej. Twoje słowa. To tylko seks, tak? Dajmy sobie trochę przyjemności, zanim być może zwrócimy sobie wolność – odpowiedziałam – Chciałabym żebyś mi pokazał… Jak to jest. Skoro i tak mamy tu zostać, to chyba powinniśmy znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie, hm? – spytałam i poruszałam biodrami ocierając się o niego. Rozchylił usta, jego oczy błyszczały. Przesunął spojrzeniem po mojej twarzy, a potem na nagie piersi. Nie odpowiedział tylko westchnął ciężko, biorąc mój sutek w usta, zaczął go mocno ssać i docisnął mnie do swoich bioder. Poczułam jego wargi wszędzie, i po prostu nie mogłam już dłużej czekać – U ciebie… Albo u mnie. Nie u Ezry. I musisz się wykapać, chodź, pomogę ci… - załapałam go za rękę, poprawiłam ramiączka koszulki na wypadek gdybyśmy natknęli się na Ezre i pociągnęłam Antona za sobą. O dziwo poddał się mojemu dotykowi.

Domyślałam się że czuł ból, ale zamierzałam go uśmierzyć.

Stanowczo i delikatnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro