Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Kochani dzisiaj rozdział z perspektywy dwóch bohaterów - Ezry i Antona.
Zapraszam ❤️

Ezra

- Nawet się nie pożegnasz? - zapytałem udając urażony ton.

Anton stał w ciemnościach naciągając na głowę czarną czapkę. Jasne pasma jego włosów wystawały spod materiału i muskały bladą skórę na kościach policzkowych. Podniósł na mnie te swoje lodowato błękitne oczy i zmrużył powieki. Zarzucił na ramię plecach i ruszył przed siebie, aby mnie wyminąć, ale położyłem dłoń na jego klatce piersiowej.

- Zabierz ode mnie ręce, bo ci je połamię. A biorąc pod uwagę to, że masz pilnować Livii, chyba lepiej żebyś pozostawał przydatny, prawda? - warknął strącając moją dłoń, ale nie zamierzałem rezygnować. Odepchnąłem go lekko, przez co popatrzył na mnie z konsternacją połączoną z wkurwieniem. - Co ty wyprawiasz, do cholery?

- A ty? Co ty wyprawiasz? Masz problemy z głową? Zdajesz sobie w ogóle sprawę z konsekwencji tego co zamierzasz zrobić? Chcesz się zabić? Nie wiem... Co ty w ogóle planujesz? - pytałem niby spokojnym tonem, ale w moim wnętrzu działy się naprawdę dziwne rzeczy.

Anton nic nie odpowiedział. Znów strącił moją dłoń, podszedł blisko, złapał mnie za koszulkę i pchnął na ścianę w którą uderzyłem z impetem na tyle mocno, że z mojego gardła wydobył się zduszony dźwięk, a włosy posypały mi się na oczy.

Przysunął twarz do mojej twarzy, więc mimowolnie zacząłem szybciej oddychać.

- Nie powinieneś jej zostawiać... - powiedziałem, aby jakoś się wytłumaczyć.

- Z tobą? - zapytał wkładając papierosa między wargi.

- Ogólnie. A co jeśli nie przeżyjesz? Jak możesz nie pojmować, że jest zamieć, a temperatury sięgają kilkudziesięciu stopni poniżej zera, to nie jest pogoda na pieprzone „spacery po lesie", czy „wycieczki w góry". To absurd... Zamarzniesz... Rozumiesz to? Zdajesz sobie w ogóle z tego sprawę? Bo wydaje mi się, że... - mówiłem, kiedy wciąż stał te centymetry ode mnie i patrzył w moje oczy z dziwnym wyrazem twarzy - Wydaje mi się, że nie jesteś świadomy niektórych rzeczy. Ale mimo wszystkiego co potrafisz i tego jaki jesteś silny... Wciąż pozostajesz tylko człowiekiem. Rozumiesz? - powtórzyłem, ponieważ naprawdę nie miałem pewności... Nie wiedziałem czy on jest świadomy swoich czynów. A co jeśli miał jakieś zaburzenia psychiczne? Co jeśli nie docierało do niego ryzyko?

- Lubisz mnie - stwierdził, a ja prychnąłem czując jak strach rozprzestrzenia się po moim ciele niczym trucizna - Bardzo. Bardzo, bardzo - uśmiechnął się wrednie, na co skrzywiłem się z rezygnacją.

Pierwszy dzień. Pierwsza noc. Byłem najgorszym aktorem na świecie, to pewne. Ale on mi tego nie ułatwiał, do cholery!

- Chodzi mi o Livię, idioto. O to jak ją traktujesz...

- Przecież traktuję ją odpowiednio. Jest bezpieczna, a na tym zależy mi najbardziej. Daję jej święty spokój i liczę, że zadbasz o to aby pod moją nieobecność nie stało się jej nic złego...

- Oczywiście, że o nią zadbam... Po to tu jestem.

- Więc powinieneś cieszyć się z takiego obrotu spraw, tymczasem panikujesz gorzej od niej...

- Nie wiem o czym mówisz - odepchnąłem go ale on jedynie znowu walnął moimi plecami o ścianę, zdecydowanie mocniej niż musiał.

- Chyba jednak wiesz. A Leo? Wie? Jest równie zniewieściały co ty, więc pewnie wie... - gdybał, a jego oddech odbijał się od moich warg - Darren na pewno nie. Urwałby ci fiuta, gdyby się dowiedział - uśmiechnął się złowieszczo po czym zarechotał.

- Przestań pieprzyć. Nic o mnie nie wiesz... Pamiętasz tę śliczną blondynkę na weselu Akiry z którą rozmawiałeś? Wiesz z kim pieprzyła się przez całą noc? Nie z tobą lub kimkolwiek innym. Ze mną, dupku - warknąłem, a Anton znowu zarechotał.

- Przeleciałeś ją bo kobiety też cię podniecają, czy dlatego bo liczyłeś że się do was dołączę? - parsknął stukając o moje ramię papierosem, który teraz trzymał między palcami.

- Pojebało cię. Totalnie...

- Założę się, że lubisz też dziewczyny. Praktyczny z ciebie chłopak, prawda?

- Pierdol się - odepchnąłem go mocniej, on popchnął mnie, zaczęliśmy się szarpać, uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz, rozkrwawiając mi wargę, za co kopnąłem go kolanem w brzuch i walnąłem wierzchem dłoni w policzek, warknął i uderzył mnie mocniej, po czym znowu zderzył moje ciało ze ścianą, unieruchomił mnie i przysunął usta do moich.

Musnął wargami krew ścigającą z mojej brody, przez co cały zadrżałem, a jego zimny śmiech odbił się echem w moim wnętrzu.

- Nieprawdopodobne. Dosłownie, nieprawdopodobne - pokręcił głową i odsunął się ode mnie. Wciąż kręcił głową śmiejąc się jak hiena. Popatrzyłem na niego z bólem. Miał na ustach moją krew, szczerzył się szeroko i wyciągał z kieszeni spodni kolejnego papierosa, ponieważ poprzedni najprawdopodobniej przepadł podczas naszej szarpaniny. Włożył go pomiędzy wargi i odpalił zapalniczką. Zaciągnął się mocno, i popatrzył na trzymanego w dłoni skręta. Biała bibułka była zabarwiona szkarłatnym śladem mojej krwi. Wypuścił dym i wpatrywał się w niego z uwagą.

- Nie masz żadnych dowodów. To bzdury... - odparłem, ponieważ gdyby Anton poinformował kogokolwiek o tym co przypuszczał, byłoby dosłownie po mnie.

- Twój wzwód wbijający się w mój brzuch nie jest wystarczającym dowodem? - zapytał nonszalancko, a ja zamarłem z rozchylonymi ustami.

- Pojebało cię?! Nie mam żadnego wzwodu... - powiedziałem, jednak on zerknął wymownie na moje spodnie, a właściwie bokserki.

Spałem, do cholery, a ten idiota mnie obudził, ponieważ wyłaził w środku nocy, aby zdechnąć na tym jebanym mrozie. Kurwa!

Przejechałem dłonią po twarzy odchylając głowę do tyłu, ponieważ nie umiałem na niego nie reagować. Moje ciało nie potrafiło nie ulec tej zdradliwej bliskości.

- To... Coś w stylu porannego wzwodu. Spałem kiedy mnie obudziłeś...

- Yhym... Czyli masz dwanaście lat i niekontrolowane erekcje, tak?

- Pieprz się, Aristov.

- Proszę bardzo, ale wybacz, ciebie pieprzył nie będę - zaśmiał się wypuszczając dym z płuc.

- Nawet jeśli coś sobie ubzdurałeś... Nie masz dowodu...

- A po co mi dowody?

- Żeby mnie zniszczyć... - odpowiedziałem z przekonaniem.

- Bo na mnie lecisz? Gdybym miał niszczyć wszystkich ludzi, którzy się przy mnie podniecają, musiałbym wybić 90% tych których znam. Albo i więcej...

- Co za skromność...

Anton znowu się zaśmiał i jak gdyby nigdy nic wyminął mnie idąc na korytarz.

- Skromność mi nie grozi. Wiem kim jestem i wiem o czym fantazjujesz. Ale trzymaj fiuta i ręce przy sobie, a nic ci nie zrobię. Mam w dupie to czy ci przy mnie stoi, albo czy masturbujesz się wyobrażając sobie nas razem, nie ty jeden. Dużo osób próbowało mnie zdobyć, czy posiąść. Zbyt dużo, aby mnie to jeszcze dziwiło. I nie mówię tylko o kobietach. Mężczyźni od zawsze doceniali moją... Jak to kiedyś ująłeś? Dziewczęcą urodę?

- Nie mówiłem „dziewczęcą". Mówiłem tylko, że choćbyś nie wiem jak się starał i tak na zawsze pozostaniesz ślicznym chłopcem, a to różnica... Poza tym po prostu chciałem cię wkurzyć i...

- Nie przypominaj mi bo zaraz znowu ci za to wyjebię, a nie chcę budzić Livii - przerwał mi i westchnął z irytacją - Tak czy inaczej, wyjątkiem nie jesteś, a ja mam gdzieś twoje fantazje - mówił beztrosko, każdym zdaniem wprawiając mnie w osłupienie - Bylebyś mnie nie dotykał.

- Nie zamierzałem... Nie zamierzałem cię dotykać.

- Przed chwilą położyłeś na mnie ręce - odpowiedział wymownie.

- Ale... Nie w niestosownym sensie. Nie dotknę cię w dwuznaczny sposób, jak...

- Kochanka? - podpowiedział ze złośliwym uśmiechem.

- Tak... Nigdy bym tego nie zrobił... - dodałem patrząc na Antona... inaczej.

Przez to co powiedział zacząłem się zastanawiać czy nie mamy ze sobą więcej wspólnego, niż początkowo przypuszczałem. Co mu robiono? Dlaczego stał się... taki? Przez co musiał przejść mając za ojca kogoś tak popieprzonego jak Ildar Aristov? Czy ktoś go krzywdził, tak jak krzywdzono kiedyś mnie? Czy on też nie spał po nocach, bo nawiedzały go koszmary i wspomnienia, których nie chciał pamiętać? Może mimo tych wszystkich różnić gdzieś w środku byliśmy tacy sami? Tak samo zniszczeni i wykorzystani? W końcu jego słowa mógłbym włożyć we własne usta. „Zbyt wiele osób" w naszym brutalnym świecie było zaintrygowanych nastoletnim chłopcem, który wyróżniał się tak jak ja. Domyślałem się że Anton wzbudzał podobne, albo jeszcze większe zainteresowanie.

Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o tym że ktoś mógłby zrobić mu coś podobnego do tego co spotkało mnie. Zacisnąłem usta i nie miałem już ochoty żartować. Zawsze traktowałem żarty i słowa jak swoją zbroję. Zasypywałem nimi ludzi starając się ukrywać cały ten strach, niepewność, ból, traumy i zniszczenie w nadziei że nikt nie dostrzeże tego nieprawdopodobnego bałaganu pod szerokim uśmiechem i błazeńskim charakterem... Ale tym razem zabrakło mi słów. Zrobiłem się po prostu potwornie smutny. I samotny. Jak tamten „śliczny chłopiec", którym byłem przez zbyt wiele lat. Chłopiec, którego wszyscy chcieli dotknąć. Wykorzystać. Poczułem gorzki smak w ustach i ból w klatce piersiowej. Może po prostu widziałem w Antonie samego siebie i dlatego tak mnie fascynował? Może powinienem przed nim uciekać, tak jak uciekałem przed swoimi wspomnieniami i samym sobą? Może tak byłoby łatwiej?

Jeśli tak... Dlaczego nie potrafiłem odpuścić?

- Yhym, nie musisz się aż tak tłumaczyć - niski, chropowaty głos Antona przerwał moje ponure rozmyślania. Przeniosłem na niego martwe spojrzenie i przełknąłem ślinę - Nie jestem wystraszoną dziewicą. Chociaż w sumie... Z facetem się jeszcze nie pieprzyłem - zrobił wredną minę, podczas gdy ja walczyłem z samym sobą. Wiedział co jego słowa ze mną robią i najwyraźniej naprawdę nieźle się bawił. Jego rechotliwy śmiech odbił się od ścian, kiedy szedł niespiesznym krokiem sprawdzając kieszenie spodni, jakby czegoś szukał. - A ty Lewis? Miałeś więcej kobiet, czy mężczyzn?

Nie odpowiedziałem, bo to bolało. Popatrzyłem na niego w milczeniu.

- O cholera żeby tobie zabrakło słów... No, no. Aż tak ciężko zliczyć? - zerknął na mnie z zabawną miną - A myślałem, że to ja mam bogate życie erotyczne - westchnął wkładając klucze do zamka.

Mimo wszystkiego co czułem, nie chciałem żaby umarł na tym mrozie. Bez względu na to jak bardzo byłem żałosny, na swój chory sposób bałem się o niego i nie wiedziałem czy mam coś, cokolwiek, jakikolwiek argument który mógłby go zatrzymać.

- Zostań. Po prostu, zostań - powiedziałem dość żałosnym tonem - Zamknę się w pokoju, nie zobaczysz mnie, przysięgam. Nie będziesz musiał mnie oglądać, ani słuchać, obiecuję. Tylko... Zostań. Ty naprawdę tam umrzesz...

- Jakie to romantyczne, Lewis - przystanął i spojrzał na mnie z udawanym uznaniem - Tylko błagam, nie mów mi że się zakochałeś... na zwykłą chęć pieprzenia jestem w stanie przymknąć oko, ale kolejnej wyznającej mi dozgonną miłość osoby nie zniosę - odparł nonszalancko, poprawił plecak i wsadził papierosa w usta - Wrócę, kretynie - z tymi słowami zniknął w mroku, a ja popatrzyłem za nim z pustką w sercu.

*

Anton

- Poważnie zostawiłeś świeżutką żonkę, aby zobaczyć się ze mną?

- Jeszcze będę miał czas się nią nacieszyć - odpowiedziałem na odczepnego i rozsiadłem się w fotelu.

Ostatnio moje plany uległy diametralnej zmianie. A wszystko przez coś, o czym dowiedziałem się tuż po ślubie z Livią i musiałem potraktować jako priorytet. Nie widziałem innej możliwości.

Szczerze mówiąc miałem wrażenie, że tracę zmysły. Że odbija mi i zaczynam mieć jakieś pieprzone rozdwojenie jaźni. Gdyby nie informacja o której dowiedziałem się przez zupełny przypadek - nigdy nie zostawiłbym Livii samej z jej ochroniarzem. To co poczułem do niej podczas naszej nocy zupełnie zmiotło mnie z ziemi. Z jednej strony walczyłem ze sobą, zastanawiając się czy wciąż potrafię próbować ich do siebie zbliżyć, z drugiej ból i zazdrość były zbyt otumaniające i intensywne abym umiał się do tego zmusić. Co prawda fakt, że Lewis lubi mężczyzn trochę mnie uspokoił, ale przecież doskonale wiedziałem, że podobają mu się też kobiety, prawda? Nie do końca potrafiłem go rozgryźć. Miałem tylko nadzieję, że jest dobry w swoim fachu i będzie o nią dbał. Nie chciałem aby się do niej zbliżał, ale jednocześnie jak na ironię potrzebowałem aby był najbliżej niej jak się da. Po to, by ją chronić...

Bałem się o nią. A co jeśli ktoś napadłby na mój dom? Co jeśli ktoś odebrałby mi ją, tak jak odebrano mi moją mamę, tak jak odebrano mi wszystko co miałem, co bym zrobił?

Popadłbym w obłęd, to pewne.

Chciałem wrócić jak najszybciej, ponieważ prawdę mówiąc ufałem tylko sobie - tylko przy mnie Livia mogła być tak naprawdę bezpieczna. Ten dupek powinien spać na podłodze przy jej łóżku, aby mieć pewność, że nikt nie zakradł się do domu, by porwać ją lub zabić, ale nie miałem władzy, aby ich do tego zmusić. Miałem za to zbyt wielu wrogów, a bezpieczeństwo Livii było dla mnie istotniejsze niż zazdrość i cały ten ból który czułem, gdy patrzyłem na ich dwójkę. Pozostało mi mieć nadzieję, że mimo wszystko ona będzie potrafiła oprzeć się temu jak cholernie atrakcyjny był Lewis. Pewnie nie powinienem, ale i tak miałem nadzieję... I przede wszystkim liczyłem, że zostawiłem Livię na tyle bezpieczną, aby po moim powrocie zastać ją całą i zdrową. Czekałem na ten moment z utęsknieniem do jakiego nigdy bym się nie przyznał - nawet przed samym sobą.

Ale najpierw musiałem zdobyć kilka bardzo istotnych informacji...

- Livia Castaris to najśliczniejsza laleczka jaką widziałem. Idealnie w twoim typie...

- Livia Aristov. I przecież nie musisz mi o tym przypominać.

- Zostawiłeś ją samą?

- Nie, z ochroniarzem.

- No tak. Ezra Lewis. To ci się przytrafiło. Zamieniłbym tego gówniarza na wszystkie moje dziwki i pieprzyłbym do nieprzytomności - zaśmiał się i zacmokał, a mi zrobiło się niedobrze. - Powiedz Tony, on lubi mężczyzn? Czasami kiedy na niego patrzę jestem niemal pewien, ale potem zawsze znika z jakąś dupą w jednej z sypialni...

- To idiota, ale z tego co wiem pieprzy się tylko z kobietami - powiedziałem martwym tonem.

- Szkoda. Zazwyczaj mój instynkt mnie nie myli i potrafię wyczuć mężczyzn, którzy czasami lubią być zdominowani przez innego mężczyznę...

- Naprawdę nie muszę tego wiedzieć - odparłem robiąc zniesmaczoną minę, a Fiedrow zaśmiał się głośno.

- Za tego szczeniaka dałbym ci... od cholery wszystkiego czego byś chciał.

- On nie jest dziwką. To ochroniarz. Człowiek Castarisa.

- Ale ludzie czasami znikają bez wieści, prawda? Nikt go nie znajdzie tam gdzie zamierzałbym go trzymać.

- Nie obraź się, ale podejrzewam, że prędzej on skopałby dupę tobie... - zarechotałem złośliwie.

- To nawet lepiej. Ja też lubię być czasem zdominowany. A poza tym nie ma nic lepszego, niż sparing przed seksem. Albo w jego trakcie - zaśmiał się wkładając do ust wielkie cygaro.

Dobra, jeśli nie chciałem się tu za chwilę porzygać, to musiałem natychmiast przerwać tę obrzydliwą rozmowę. Fiedrow nigdy nie krył się ze swoim biseksualizmem, przynajmniej przede mną. Jako prawa ręka mojego ojca mógł pozwalać sobie niemal na wszystko, ale bez przesady - ojciec nie zaakceptowałby w swoich szeregach kogoś kto jawnie mówiłby o takich sprawach. W sypialni mógł robić co chciał i z kim chciał. Byleby nie wychodził z tym poza jej granice.

Ezra był kretynem, ale zdecydowanie nie zasłużył na to aby ktoś taki jak Fiedrow położył na nim swoje brudne łapska. Musiałem z nim porozmawiać, bo jeśli naprawdę chciał pożyć jeszcze trochę, musiał bardziej ukrywać swoje... słabości. Zauważyłem jak na mnie patrzy. Chyba tylko ślepiec by tego nie dostrzegł. Nie żeby nie zerkał też na Livię, każdego faceta podniecały jej krągłości, ciało, długie nogi, pełne piersi i ta śliczna twarz. Musiałby być z kamienia aby jej nie pragnąć i nie patrzeć na nią z zachwytem, ale ja to co innego.

Tak czy inaczej zauroczenie moją osobą nie oznaczało że chciałby być pieprzony przez podstarzałego degenerata, a ja nie zamierzałem przykładać ręki do czegoś równie wstrętnego. Byłem przyzwyczajony do tego że podobam się ludziom - nie tylko kobietom. Mężczyźni również mnie „lubili", więc Ezra naprawdę nie był wyjątkiem, a to jak na mnie patrzył było właściwie... normalne. Fierdow powiedział mi kiedyś, że mam w sobie coś, czemu nie sposób się oprzeć. Że jestem jednocześnie śliczny (uhh, jak ja nienawidziłem tego słowa) i męski. „No i te twoje oczy" - dodał, kładąc łapsko na moim udzie. Miałem wtedy siedemnaście lat i złamałem mu za to rękę w trzech miejscach. Kiedy leżał na podłodze, mocno przydeptałem jego członka aby nie miał wątpliwości, że jeśli jeszcze kiedykolwiek mnie dotknie, albo powie coś podobnego, będzie mógł pożegnać się z nim na dobre. Zapamiętał lekcję. Nigdy więcej nie zbliżył się do mnie w dwuznaczny sposób i zrozumiał, że lepiej mieć mnie po swojej stronie. Poprosił abym nie mówił ojcu, że śmiał zasugerować mi coś podobnego. Zgodziłem się. I tym sposobem zyskałem nowego dłużnika.

- Nie chcę sobie tego nawet wyobrażać - bąknąłem ze znudzeniem. - Możemy zmienić temat? Nie przyszedłem tutaj słuchać o twoich pojebanych fantazjach z udziałem ochroniarza mojej żony.

- Jasne. A więc Livia. Byłem pewien, że będziesz ją rżnął przez miesiąc zanim wynurzysz się z tej swojej kryjówki... - na szczęście odpuścił sobie komentarz, że ją też pieprzyłby do nieprzytomności. Całe szczęście, bo musiałbym go zabić, zanim udzieliłby mi informacji po które tutaj przyjechałem.

Livia stała się moją największą słabością. Mimo tego o czym się dowiedziałem, nie było na tym świecie nic na czym zależałoby mi bardziej niż na niej. Szczególnie po tym co wydarzyło się między nami tamtej nocy. Już wcześniej byłem przewrażliwiony na jej punkcie, ale teraz... Teraz miałem prawdziwą obsesję. Jeśli Fiedrow lub ktokolwiek inny śmiałby ją obrazić, raczej nie powstrzymałbym się przed pokazaniem mu co robię z ludźmi, którzy ośmielają się mówić o mojej żonie w nieodpowiedni sposób.

- Całkiem możliwe, że to zrobię. Jak załatwię sprawę o której mieliśmy porozmawiać.

Fierdow spojrzał na mnie i westchnął przeciągle. Odpalił cygaro, podał mi szklankę whisky, usiadł w fotelu na przeciwko mojego i odchrząknął.

- Tony, synku. Nie znajdziesz go. Najprawdopodobniej on już nie żyje i to od dawna.

- Najprawdopodobniej nie brzmi dla mnie wystarczająco przekonująco. Nie wiem co się z nim dzieje. Nie wiem gdzie on jest. Nie masz jego ciała, nie widziałeś jak ktoś go morduje, nie masz więc też pewności, że już go nie ma - odparłem stanowczo.

- Tak, ale... minęło zbyt wiele lat, nikt nie widział go odkąd był małym dzieckiem...

- Ja go znajdę - przerwałem mu. - Daj mi tylko jakieś wskazówki. Cokolwiek.

- Dlaczego tak ci na tym zależy?

- Nie mogę żyć ze świadomością, że...

Fiedrow przyglądał mi się z uwagą.

- Że co?

- Że może on gdzieś jest. I ktoś robi mu to co ty chciałbyś zrobić ochroniarzowi Livii. Zamknąć w ukryciu. Gwałcić. Nie wiem... Może ktoś robi mu coś równie pojebanego? Może ktoś się nad nim znęca? Może...

- Nie mów mi że miękniesz, Tony... Kto jak kto, ale ty? - Fiedrow zaśmiał się wrednie i zlustrował w dziwny sposób moje ciało.

- Moja matka nie wybaczyłaby mi gdybym to tak zostawił - warknąłem - Tu nie chodzi o to czy jestem miękki, bo chyba akurat ty wiesz że popieprzony ze mnie skurwiel. Tu chodzi o szacunek. O honor. Nikt nie będzie rżnął mojego brata. Nie pozwolę na to.

- Nie wiesz czy ktoś go rżnie. Najpewniej nie żyje od jakiś dwudziestu lat...

- Kto go wziął? Powiedz mi.

Fierdow zaciągnął się papierosem i wstał z fotela. Podszedł do biurka i nabazgrał coś na kartce, po czym dał mi ją do ręki.

- Przeczytaj to gdy będziesz sam, a potem spal. Nie wiesz tego ode mnie, ale chyba nie muszę ci tego mówić, co synu?

- No raczej...

- Chyba nie muszę ci też mówić, żebyś nawet nie pytał o kogoś kto nazywał się Ilia Aristov, prawda? Nie ma szans, aby ktokolwiek pozwolił mu posługiwać się tym imieniem i nazwiskiem. A jeśli chodzi o wygląd, możesz się domyślić. To twój bliźniak, byliście identyczni jako dzieci, ale takie rzeczy później często się zmieniają i podobieństwo nie jest już tak oczywiste. Nie wiem jak mógłby wyglądać teraz, gdyby...

- Gdyby żył. Wiem - wtrąciłem się i wstałem zgniatając kartkę między palcami.

- Był słabym dzieckiem. Jąkał się. Zbyt wrażliwy, zbyt lękliwy, płaczliwy, chorowity, ale szczerze cię uwielbiał. Wpatrzony był w ciebie jak w ósmy cud świata. Co by się nie działo ciągle chował się za tobą. Pozwalałeś mu na to i opiekowałeś się nim na tyle, na ile potrafiło robić to niespełna trzyletnie dziecko. Ty byłeś zupełnie inny niż on. Od samego początku. Silny, odważny... Ale Ila... Nie przeżyłby tygodnia z twoim ojcem. No i jego choroba. To może być jakaś wskazówka. Głównie przez nią twój ojciec się go pozbył, ale teoretycznie teraz właśnie dzięki niej będzie ci łatwiej go znaleźć.. Może przy okazji poszukaj w szpitalach psychiatrycznych? Nie wiem w jaki sposób rozwinęło się u niego to... zaburzenie.

- Yhymm, pomyślę o tym - przerwałem mu, ponieważ miałem serdeczne dość tej rozmowy.

Doskonale wiedziałem co mam zrobić, i nie potrzebowałem porad tego żałosnego degenerata. Oni wszyscy odpowiadali za to co spotkało moją mamę. Mnie i mojego brata. I kiedy go odzyskam - wszyscy mi za to zapłacą.

- Do zobaczenia, Tony. Powodzenia - mrugnął do mnie i poklepał mnie po ramieniu.

Kiwnąłem sztywno głową i wyszedłem na mróz. Wsiadłem do auta i odpaliłem silnik, a potem rozwinąłem kartkę, aby przeczytać nazwisko człowieka, którego zamierzałem zabić w pierwszej kolejności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro