Rozdział 14
Livia
- On ma do mnie wrócić w jedynym kawałku – ostrzegła Kira mierząc Antona surowym spojrzeniem.
- A po co mi jakiś jego kawałek? – odparł ze znudzeniem mój mąż.
- Wiesz co ma na myśli… Tony, proszę… Nie znosisz go, ale to naprawdę dobry chłopak. Mój przyjaciel. Obiecaj, że nie zrobisz mu krzywdy.
- Kira, nie mogę ci obiecać czegoś takiego. A co jeśli przegnie, albo będzie mnie potwornie wkurwiał? Mam mu pozwalać na wszystko, bo jest twoją najlepszą kumpelą?
- To mój przyjaciel. I nie twierdzę że masz godzić się na wszystko. Jeśli przesadzi wyjaśnijcie to sobie, tylko nie uszkodź go trwale…
- A powiesz mi jaki w takim razie jest sens, aby on za nami jechał? Skoro tak się o niego boisz, to znaczy, ze jest cipką. Jak on ma obronić Livię? Czy nie taki jest jego obowiązek?
- Ezra jest genialnym wojownikiem. Świetnie strzela, jest silny i cholernie szybki. To jeden z najlepszych z którymi się mierzyłam, ale…
- Ale?
- Ale ty jesteś najlepszy. Wiem, że nie skrzywdzisz Livii, to bezbronna kobieta… – Kira mówiła do Antona, a ja zastanawiałam się, kiedy mam im dać znać, że stoję tuż przed drzwiami. – …Leo jednak chce mieć pewność. Ezra jest szczery, nie da się go kupić i można mu zaufać. To naprawdę świetny facet. Nie leci tam po to aby się z tobą bić, tylko po to by wspierać Livię. Pozwól mu wykonywać swoje obowiązki, okazuj Livii szacunek i uczucie, a może uda mu się wcześniej wrócić do domu…
- Kira, możesz przestać mnie pouczać?
- Chce dla was wszystkich dobrze.
- Będzie dobrze. Nie zabiję tego idioty. Nie twierdzę, że nie obiję mu tej ładniutkiej buźki raz czy dwa. Ale przeżyje. Możemy na tym zakończyć?
Kira westchnęła przeciągle, a ja zapukałam do otwartych drzwi wchodząc do gabinetu.
- Przyjechali po nas. Chyba możemy ruszać – odparłam, i podeszłam do mojej przyjaciółki. Objęłyśmy się i spojrzałyśmy sobie w oczy – Będzie dobrze. Jakoś ich przypilnuję – mrugnęłam do niej, na co zaśmiała się ciepło.
- Od razu mi lepiej. Bezpiecznej podróży – dodała, po czym wyszłyśmy w ślad za Antonem. Przed drzwiami czekali nasi ojcowie i moje przyjaciółki. Najpierw pożegnałam się z nimi, długo przytulając Danielle, po czym objęłam sztywno ojca i podeszłam do mojego bliźniaka.
- Kocham cię, Livie - wyszeptał dotykając z czułością mojego policzka.
- Wiem, braciszku. Ja ciebie też – przytuliłam brata najmocniej jak mogłam, bo chociaż jego nadopiekuńczość bywała mecząca, bardzo się kochaliśmy i wiedziałam, że będę za nim tęskniła.
Wyszłam przed dom i już po chwili Ezra otwierał mi drzwi samochodu, którym mieliśmy udać się na lotnisko. Wsiedliśmy do środka, Ezra usiadł koło mnie, a Anton na kanapie znajdującej się naprzeciwko. Zatrzasnęliśmy drzwi i ruszyliśmy w niezręcznej, głuchej ciszy. Zerkałam na Antona, który wpatrywał się martwo w okno i nawet nie drgnął, w przeciwieństwie do Ezry który z kolei kręcił się na siedzeniu obok, jakby czegoś szukał. Zauważyłam, że to wiercenie wpływała dekoncentrująco na Antona, ponieważ zerknął na Ezrę z rozdrażnieniem. Widać było, że jest wściekły. Aż powieka lekko mu zadrgała. Wziął jednak głęboki, uspakajający oddech i wrócił do wgapiania się w okno. Znów nastała cisza, i byłam pewna że będzie nam ona towarzyszyć aż po samą Syberię, gdy usłyszałam donośnie szeleszczenie i chrupanie. Zerknęłam na Ezrę i zobaczyłam, że otworzył paczkę chrupek, które zaczął beztrosko konsumować.
Anton popatrzył na niego z żądzą mordu.
- Co ty wyprawiasz, do cholery? – warknął mierząc mojego ochroniarza nienawistnym spojrzeniem.
- Jem? Nie widać? – burknął Ezra, zakładając nogę na nogę.
- Musisz być taki wkurwiający? Dopiero wyruszyliśmy, a ja już mam ochotę cię udusić…
- Miałeś skończyć w sobie gniew – odparł nieco wrednym tonem.
- Przestań, bo cię zabiję…
- A ty możesz przestać z tym negatywnym nastawieniem? – dodał wrzucając sobie chrupka do ust.
- A ty możesz przestać żreć? – Anton prawie zatrząsnął się z wściekłości.
- Będziemy lecieć na tę Syberię kilkanaście godzin! Naprawdę myślisz, że obejdę się w tym czasie bez jedzenia?!
- Ale wszedłeś do samochodu dwie minuty temu, a już żresz te syfiaste chipsy!
- Wiesz co, to moja sprawa kiedy jem i co jem. A co ty się nagle taki nadopiekuńczy zrobiłeś, co?
- Nie jestem nadopiekuńczy, jestem wkurwiony! Chcę odpocząć. W ciszy!
- Dobra już dobra, matko – Ezra zaczął szeleścić jeszcze głośniej najwyraźniej próbując wepchnąć paczkę chrupek do schowka koło swojego siedzenia.
Anton po raz kolejny wziął głęboki oddech i spojrzał morderczo w okno.
Przez chwilę nastała cisza. Zerknęłam na zegarek. Do lotniska mieliśmy jeszcze pół godziny drogi, ale staliśmy w wielkim korku.
Co prawda lecieliśmy prywatnym samolotem, jednak i tak wypadało, abyśmy byli wcześniej, ponieważ czekała nas długa podróż. Zaczęłam spoglądać przez okno, patrząc z rezygnacją na rząd aut stających na wszystkich pasach.
- Ale korek, co nie? – powiedział Ezra tuż przy moim uchu, po czym głośno odchrząknął – Anton? - Mój mąż udawał, że go nie słyszy. Zamknął nawet oczy. – Ej, Anton? Śpisz?
- Nie, kurwa, nie śpię. Czego?! – Anton otworzył oczy i popatrzył na Ezrę z niedowierzaniem.
- Opowiesz nam o tej Syberi? No wiesz, najważniejsze fakty i czego możemy spodziewać. Jest w cholerę zimno? Ile macie do najbliższego marketu? Mam nadzieję, że masz jakiś sklep spożywczy w pobliżu tej swojej leśnej chatki, co?
Anton zamarł w bezruchu. Powieka znowu mu zadrżała. Zacisnął szczęki.
- No co się tak patrzysz? Chyba mamy prawo wiedzieć gdzie jedziemy – żachnął się Ezra.
- Kim ty, kurwa, jesteś? Oni zrobili to specjalnie, żebym cię zabił i wywołał wojnę, czy o co chodzi? Wytłumacz mi, bo nie mogę do cholery tego ogarnąć.
- Wiesz co, nie przesadzaj. Co ty taki drażliwy jesteś? Nie możemy pogadać jak normalni ludzie? Musimy złowrogo milczeć i mierzyć się tylko tymi absurdalnymi spojrzeniami? To życie, a nie kiepski film. I nie zamierzam siedzieć cicho przez całą drogę. Możesz się wyluzować przynajmniej przez chwilę?
- Nieprawdopodobne…
- Tak, a jednak to się zdarza. Ludzie r o z m a w i a j ą – odparł Ezra, a Anton wciąż na niego patrzył, by po chwili spuścić wzrok i wymownie pomasować swoje skronie.
- Czego ty ode mnie chcesz? – zapytał z rezygnacją.
- Mówiłem już. Jak tam jest?
- Zimno.
- Sklep spożywczy?
- Najbliższy jakieś sto mil od mojego domu, chcąc iść na przełaj, przez tajgę.
Ezra aż zamrugał.
- Słucham?
- Głuchy jesteś?
- Tajgę?
- Rozległy, gęsty las iglasty.
- Sto mil?
- Mniej więcej.
- Na przełaj?
- Yhymmm.
- Pieszo?
- No raczej.
- Boże…
- Możesz jeszcze zawrócić.
- Masz jakąś spiżarnie?
- Niezbyt dobrze wyposażoną.
- Anton, umrzemy tam z głodu… - Ezra westchnął z przerażeniem - To nie są żarty!
- Jak będziemy głodni, pójdziesz ze mną coś upolować – Anton wzruszył ramionami i najwyraźniej zaczął się nieźle bawić.
- Polować? Ja nie zabijam zwierząt…
- Ale je jesz. I zabijasz ludzi. Fajnie – zripostował mój mąż.
- Tak, ale tylko prawdziwych skurwieli. Poza tym nie będę biegał z dzidą po tajdze żeby zjeść kolację, walcząc o jakąś bezbronną sarnę z tygrysem syberyjskim, ochujałeś?
- Sam tego chciałeś…
- A co z Livią? – Ezra pokazał na mnie jakbym była jego ostatnią deską ratunku. – To delikatna kobieta. Która musi jeść! Nie będzie wpieprzała surowego mięsa renifera…
- Dla Livii coś się znajdzie – Anton uśmiechnął się wrednie, a Ezra prychnął.
- Gdzie lądujemy? Żądam zatrzymania się w jakimś dobrze zaopatrzonym markecie. Wykupię pół sklepu i może starczy mi na te kilka tygodni… Poza tym macie tam chyba jakieś skutery śnieżne, żebym skoczył w razie czego na zakupy, co?
- Skoczył na zakupy? W środku tajgi?
- Ktoś musi! Będę głodny!
- Boże, miej mnie w swojej opiece… westchnął Anton.
- Nie każdy jest taki jak ty, okej? Ty nie jesz, nie odczuwasz zimna, i wyglądasz jakby cię wyciosali z lodu, ale ja jestem normalnym facetem.
- „Normalnym” to pojęcie względne. I nie nazywałbym cię normalnym. Raczej irytującym, dziwnym i słabym.
- To, że jem nie znaczy że jestem mniej męski – Ezra zmrużył złowrogo oczy.
- O nie, skąd. Jak najbardziej będziesz mógł jechać na zakupy w razie potrzeby. Księżniczko.
- Dupek.
- Wolę być dupkiem, niż księżniczką. Gdzie ty to mieścisz, co? Wyglądasz jakbyś ważył mniej ode mnie. I to dużo mniej.
- Nie pochlebiaj sobie. Przypominam, że nasz sparing był wyrównany. Nie jestem gorszy od ciebie…
- Yhymm. Chętnie sprawdzę to jeszcze raz, skoro się tak prosisz…
- To masz te skutery, czy nie!? – chyba po raz pierwszy usłyszałam aby Ezra podniósł głos, ale ogólnie ich kłótnia nie była z rodzaju tych brutalnych które musiałam obserwować w domu, gdy ojciec lub Leo omawiali „interesy”, więc słuchałam jej raczej z uśmiechem, niż z niepokojem.
- Coś tam mam… – Anton oparł głowę o zagłówek i westchnął głośno.
- Oby. Sto mil na przełaj. Super – bąknął kręcąc głową z niedowierzaniem, a potem spojrzał na mnie i zamrugał jakby przypomniał sobie, że ja przecież też tam jestem – Czemu tak milczysz, Livie?
Faktycznie, uświadomiłam sobie, że właściwie nie odezwałam się nawet słowem przez całą ich rozmowę.
- Słuchałam…
- Nie bój się. Nie pozwolę, abyś umarła z głodu – mrugnął do mnie, a ja się zaśmiałam. Był całkiem uroczy, więc uśmiechnęłam się do niego ciepło – Świetnie gotuję – dodał zachęcająco.
- Nauczysz mnie?
- Jasne! – Ezra wyraźnie się ożywił – Widzisz, Livia też chce zrobić zapasy w jakimś cywilizowanym miejscu, zanim utkniemy na tym odludziu…
- Dobrze, ale bądź już cicho. Chociaż przez chwilę – odparł Anton wciąż opierając głowę o zagłówek fotela. Popatrzyłam na niego z uczuciem. Był wyraźnie zmęczony, ale chyba poczuł się odrobinę lepiej. Przyglądałam się jego wygiętej szyi i ostro zarysowanej żuchwie. Jabłko Adama podskoczyło, gdy przełknął ślinę. Przesunęłam spojrzenie na rozciągniętą koszulkę i mięśnie klatki piersiowej które przebijały przez cienki, czarny materiał. Położył dłonie na swoich udach, zacisnął na nich palce przez co żyły na jego przedramionach uwydatniły się mocniej, po czym odetchnął głęboko, jakby starał się wyciszyć.
Zerknęłam na Ezrę, który również przyglądał mu się z zaciekawieniem, ale chyba poczuł na sobie mój wzrok, ponieważ przeniósł spojrzenie na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie, i właśnie wtedy przeszło mi przez myśl, że może jednak mój brat nie miał tak koszmarnego pomysłu, wysyłając go z nami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro