Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Ezra

- Mam jedno proste pytanie, stary. Chcesz przeżyć?

Westchnąłem wywracając oczami i nie zaszczyciłem Leo odpowiedzią, za to wsadziłem do ust dwa makaroniki i zacząłem je powoli przeżuwać. Gdybym wciąż palił pewnie właśnie kopciłbym jak parowóz, tymczasem słodki lukier lepił się do moich zębów i języka.

Odwróciłem się i oparłem o werandę na tarasie, na który wyszliśmy razem z moim przyjacielem. Przesunąłem wzrokiem po tłumie gości i jak na ironię znowu zobaczyłem jego. Naprawdę powinienem się przyzwyczaić do tego że jest blisko, ale nie miałem pojęcia czy potrafiłem.

On też na mnie patrzył. Mrużył te swoje skośne, ciemnoniebieskie oczy, mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem, a potem ruszył w moim kierunku, więc westchnąłem z rezygnacją.

- Idzie tu. Brawo – wyszeptał przy moim uchu Leo - Jeśli znowu zamierzacie się tłuc tarzając po podłodze i to na weselu mojej siostry, to możecie być pewni, że… - nie dokończył, ponieważ Anton stanął przy nas poprawiając mankiet koszuli. Nie spuściłem wzroku. Patrzyłem na niego. Przesunąłem spojrzenie z jego oczu na usta i starałem się skupić.

- Chyba zapomniałeś, że czeka cię druga runda po tym jak skopałem ci dupę w tamtym magazynie , prawda? – zapytał sztucznie pogodnym tonem, jakby prowadził ze mną kulturalną konwersację – Pamiętaj, że z przyjemnością znowu przeoram cię jak szmatę, a potem…

- Wyruchasz moją niewyparzoną gębę, pamiętam – odparłem niewzruszenie, uśmiechając się szeroko i wrzuciłem do ust makaronik. Zacząłem go ostentacyjnie przeżuwać, a on zmrużył oczy jak bazyliszek.

- Jesteś żenujący. Nie skończyłem z tobą i możesz być pewien, że zrobię to w moim domu.

- To dobrze się składa, bo ja też jeszcze nie skończyłem w tobi… z tobą! – przerwałem nie dowierzając, że coś podobnego niemal opuściło moje usta. Oczywiście zacząłem brawurowo udawać, że było to jedynie idiotyczne przejęzyczenie i kontynuowałem – I też zamierzam zrobić to u ciebie w domu – dodałem odchrząkując i zapewne pogrążyłem się jeszcze bardziej… Chociaż być może nie było dla mnie za późno, ponieważ Anton zaczął przyglądać mi się jakby miał do czynienia z debilem.

- Czy ty masz jakieś zaburzenia? – zapytał zupełnie poważnie. Słyszałem jak Leo wzdycha przeciągle po mojej prawej stronie.

- Ej, to ty do mnie podszedłeś i zacząłeś gadać coś o kończeniu. Ja jestem nastawiony pokojowo. Jeśli kończę to tylko w dobrym znaczeniu tego słowa. I mam na myśli też ewentualne kończenie z tobą – wypaliłem i chyba naprawdę powinienem się zamknąć, ale miałem poważny problem z trzymaniem języka za zębami.

- Czekaj, że co? – zapytał jakby nie bardzo wiedział, czy go obrażam czy jednak nie.

- Anton, nie chcę z tobą walczyć. Chcę skończyć naszą wojnę – starałem się jakoś z tego wybrnąć. – Zakończyć konflikt. Skończyć w tobie… ten… gniew. Ty też możesz skończyć we mnie, nie mam nic przeciwko, chociaż ogólnie rzecz ujmując jestem pozbawiony jakichkolwiek negatywnych emocji. O to mi chodziło.

- Skończyć we mnie gniew? Ty nie umiesz układać poprawnych zdań? Ja pierdolę, Castaris, poważnie? – przeniósł spojrzenie na Leo, a ja zagryzłem wargę starając się nie wybuchnąć śmiechem na widok miny mojego najlepszego przyjaciela.

- Ezra pochodzi z daleka. Jego rodzinnym językiem nie jest angielski…

- Przecież jego ojciec to Darren Lewis, Amerykanin, facet którego naprawdę nieźle znam, także co ty próbujesz mi wcisnąć? -  Anton patrzył na Leo jak na idiotę.

- Ale matka to w połowie Brazylijka w połowie Koreanka, a to właśnie ona zajmowała się nim przez pierwsze lata życia. Wiesz ile to języków do zapamiętania? – bronił się Leo, jakby za wszelką cenę chciał udowodnić że moje „skończę w tobie” jest wynikiem barier językowych.

- Bardzo dużo języków, tu się zgodzę – wtrąciłem się, a Leo spojrzał na mnie morderczo.

 - Tak czy inaczej… Wychowywał się w Menaus, przez pierwsze lata życia mówił tylko po portugalsku i koreańsku. Angielski to jego trzeci język… - Leo odchrząknął, Anton przeniósł wzrok na mnie, a ja uśmiechnąłem się do niego i pokiwałem głową na potwierdzenie słów przyjaciela.

- Nieprawdopodobne. Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia jak ja z tobą wytrzymam. Trzymaj się ode mnie z daleka jeśli nie chcesz żebym cię zabił, mówię poważnie -  zakończył i najwyraźniej już miał odejść, ale zatrzymał się i znowu do mnie podszedł. Zbliżył się naprawdę mocno. Tak bardzo że stanął zaledwie centymetry ode mnie, przysuwając swoją twarz do mojej, usta do moich ust, a ja cholernie starałem się uspokoić oddech, mimo że moje serce waliło mi w piersi jakbym właśnie wciągnął amfetaminę.

- Jeśli jeszcze raz zobaczę, że patrzysz w ten sposób na moją żonę – warknął, podczas gdy wdychałem jego zapach i wpatrywałem się z uwagą w jego oczy. Starałem się dostrzec wszystkie odcienie błękitu i kobaltu, zapamiętać ten widok i jego zapach, miętowy oddech odbijający się od moich warg, oraz to jak pachniały jego jasne włosy, które lekko splotły się z moimi. Anton pachniał rześko, jakby dopiero wrócił z sosnowego lasu, jak śnieg i góry, jakby był wyciosany z lodu. Nie żebym lubił zimno. Chyba, ze w grę wchodził ten przeraźliwie lodowaty dupek. – …Urwę ci fiuta. – zakończył gapiąc się na mnie z góry. To pewnie miało wyglądać jak starcie przed walką bokserską, i być może tak wyglądało, szkoda tylko że nie w mojej głowie. – Zrozumiałeś? – dodał z konsternacją, jakby zauważył że nie patrzę na niego tak jak powinienem.

Skarciłem się w myślach po raz tysięczny.

- Jasne – mruknąłem gapiąc się w jego oczy. Anton zmrużył brwi. Odsunął się ode mnie. Szedł pare kroków tyłem, wciskając dłonie do kieszeni  eleganckich spodni, przy okazji mierząc mnie uważnym spojrzeniem, po czym odwrócił się i odmaszerował, a ja w końcu zacząłem normalnie oddychać.

- Kurwa! – jeśli można było krzyczeć szeptem, to Leo właśnie to się udało. – Jeśli będziesz się tak zachowywał do cholery, on się domyśli. Przestań się tak na niego gapić!

- Nie gapię się…

- Gapisz! Przestań! On cię wykastruje jak się do wie. Albo zajmie się tym sam albo powie o tym naszym ojcom i wtedy oni się tobą zajmą. Nie wiem co byłoby gorsze… Cholera, to był zły pomysł. Co ja sobie myślałem… – Leo zaczął panikować, więc spojrzałem na niego uspakajająco.

- Będę się pilnował. Obiecuję. Nie zamierzam z nim przebywać. Będę się trzymał z daleka…

- Oby, Ezra. Nie mam czasu teraz tego odkręcać i szukać kogoś na twoje miejsce. Wiem, że cię do tego zmusiłem, i czuję się przez to jak gówno, bo boję się że… Stary, nie chcę cię stracić – Leo położył dłoń na moim ramieniu, a ja popatrzyłem w jego wielkie, zielono-brązowe oczy.

- Nie stracisz mnie. Za cztery miesiące wrócę do domu. Albo wcześniej jeśli Anton nie będzie traktował Livii tak jak należy. Spokojnie, okej?

Leo pokiwał niepewnie głową, a ja zobaczyłem że zbliża się do nas Kira. Podeszła do mnie i wtuliła się w moje ramiona. Pochyliłem głowę, wciskając nos w jej włosy.

- Będę tęskniła…

- Ja też…

- Najbardziej będzie mi brakowało twojej zapiekanki serowej, najmniej twojego gadania…

- Zdaję sobie sprawę z tego jaki zajebisty jestem w kuchni… - odpowiedziałem z powagą.

- Lepszy niż gdziekolwiek indziej – odparła Kira, a ja parsknąłem śmiechem.

- To prawda, ale wiesz o tym tylko ty. I cicho bo takie informacje doszczętnie zrujnują moją i tak już mocno nadszarpniętą reputację. Publicznie proszę ogłaszać, że najlepszy jestem w sypialni, ewentualnie na sali treningowej… – westchnąłem zaplatając wokół niej dłonie.

- Choćbym nie wiem jak się starała i tak nikt mi nie uwierzy – odsunęła się i uszczypała mnie w policzek, więc chwyciłem ją za dłoń, i udawałem że próbuję ją ugryźć, na co zaśmiała się głośno i uderzyła mnie lekko w brzuch.

- Niedługo wrócisz. Wszystko będzie dobrze, zobaczycie – odparła i przytuliła mnie po raz ostatni, a ja przytaknąłem, a potem popatrzyłem na salę, by zauważyć że on znowu mi się przygląda. Stał oparty o ścianę, w dłoni trzymał szklankę z whisky i obserwował mnie uważnie. Chyba zrobiło mi się niedobrze, zimno i gorąco jednocześnie. Tym bardziej kiedy podniósł szklankę jakby chciał wznieść cichy toast, który rozumiemy tylko my obaj i uśmiechnął się do mnie wrednie. Chyba po raz pierwszy w życiu nie odwzajemniłem czyjegoś uśmiechu. Stałem patrząc na niego martwo. Po prostu nie potrafiłem udawać. Byłem najgorszym aktorem  na świecie. I czułem każdym uderzeniem swojego serca, że gorzko za to zapłacę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro