Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Livia

Szliśmy do sali bankietowej w milczeniu. Rano obudziła nas pokojówka, która przyniosła sukienkę w którą kazano mi się ubrać. Była piękna – to musiałam przyznać, ale oczywiście nie miałam prawa wybrać jej sama. Nawet w tak trywialnych i nieistotnych kwestiach jak mój strój musiałam godzić się na decydowanie za mnie, ale miałam szczerą nadzieję że niebawem się to zmieni.

Anton wyszedł z naszego pokoju bez słowa kilka chwil po tym jak weszła do niego pokojówka i zapukał do mnie po pół godzinie, ubrany w idealnie skrojony, czarny garnitur w którym wyglądał wprost doskonale.

Ja miałam na sobie półprzezroczystą, krótką sukienkę, która  w mojej opinii była zbyt skąpa i z pewnością sama wybrałabym coś skromniejszego, ale jak już wspomniałam - to nie była moja decyzja.

Dotknęłam ramienia Antona, a on zgiął rękę prowadząc mnie ku wejściu do sali, przy którym czekali nasi ojcowie. Uśmiechali się szeroko i sztucznie, wokół nich stali goście, a mój brat którego właśnie minęłam, zerknął na mnie, z niepokojem lustrując moją twarz, jakby spodziewał się, że zobaczy na niej jakieś rany. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, wymownie i uspakajająco, dając mu znać że noc była cudowna, a on zmrużył brwi w zdziwieniu ale kiwaną lekko głową i odwzajemnił mój uśmiech. Koło niego stała Kira, która uśmiechała się niemal równie szeroko jak ja. Mrugnęłam do niej, na co uniosła jedną brew w  zabawny sposób, więc zachichotałam cicho i chyba wszyscy goście patrzyli na mnie z bezbrzeżnym szokiem wymalowanym na twarzach.

Zapewne spodziewali się widzieć mnie z przekrwionymi oczami i napuchniętą od płaczu lub Bóg wie czego jeszcze twarzą, smutną i przybitą, tymczasem starałam się pokazać wszystkim jak bardzo się mylili. Niemal się nie umalowałam – wiele kobiet po nocy poślubnej nakładało mnóstwo korektora i podkładu, aby ukryć ślady łez lub siniaków. Chciałam pokazać, że ja nie miałam czego ukrywać, a mój mąż mimo że tak brutalnie oceniany i krytykowany, okazał mi szacunek zamiast pięści i okrucieństwa, jak mieli w zwyczaju niektórzy „szanowani” mężczyźni z naszego świata.

Patrzyłam na twarze gości z dumnym uśmiechem i wiedziałam, że i tak znajdą kolejne powody do plotek – już słyszałam te teksty typu: „Ciekawe czy na Syberii też będzie się tak uśmiechać” , albo „Nie był brutalny bo bał się ojca, a ona naiwniaczka myśli, że będzie dla niej zawsze taki dobry”, ale szczerze? Miałam to gdzieś.

Podeszliśmy do ojców, a ja zerknęłam na swojego męża, którego twarz wykrzywił okrutny uśmiech.

- Tato – zwrócił się do mojego ojca zimnym, ironicznym tonem, wyciągając z kieszeni spodni białą chusteczkę z której z kolei wyjął z rozmachem zakrwawioną, brudną chustę. Złapał mojego ojca za dłoń i brutalnie wepchnął mu między palce materiał – Oto dowód, którego tak bardzo pragnęliście. Tradycja przede wszystkim, nieprawdaż? Bardzo sobie ją cenię, i chcę żebyście wiedzieli jak intensywnie zabiegaliśmy o waszego wnuka tej nocy.

Mój ojciec zerknął z przerażaniem i obrzydzeniem na brudną, mokrą chustę, która mimo upływu kilku godzin, schowana w drugim materiale, wciąż lepiła się od mojej krwi i spermy Antona. Poczułam się dość mocno zawstydzona, ale mina mojego ojca rekompensowała zakłopotanie.

Gabriel Castaris używał mnie jak rzeczy, oddał temu kto dał więcej, nie liczył się nawet odrobinę z moim zdaniem. Było mu obojętne komu mnie odda – ważne, aby była to opłacalna transakcja – Anton, Cassian, lub inny z mężczyzn, który mógł robić ze mną cokolwiek – nieważne, ważne aby on był zadowolony i zdobywał nowych sojuszników. Całe życie tresował mnie jak psa, bym była posłuszna i zastraszona, bym sama siebie traktowała jak żywy przedmiot, który ma być atrakcyjny, ładnie zapakowany i grzeczny, tak by spełniać wszelkie zachcianki przyszłego „właściciela”. Skrzywdził mnie, sprawił że czułam się źle z samą sobą i w głowie sama porównywałam się bardziej do przedmiotu niż człowieka, a to że był teraz tak zmieszany i zniesmaczony, przy okazji wyglądając jakby za chwilę mógł zwymiotować – cóż… Sprawiło mi przyjemność.

- Ojcze, o tobie też nie zapomniałem – Anton wyjął drugą połowę chusty i wcisnął ją w dłoń wściekłego Ildara, który próbował zakryć to jakby był zły sztucznym, wymuszonym uśmiechem.

- Cieszymy się, że tak aktywnie spędziliście noc – odparł przez zaciśnięte zęby.

- Bardzo aktywnie. Temperament twojej córki Gabrielu to dla mnie większe zaskoczenie niż ta chwila, gdy Leo poprosił o rękę Kiry. Doprawdy, wasza rodzina jest tak pełna niespodzianek… Jestem zachwycony – uśmiechnął się nieco psychotycznie po czym uśmiech spełzł z jego ust i spojrzał na mojego ojca tak jakby chciał mu powiedzieć, że wypatroszy go niczym jednego z ludzi Asunto, na co Gabriel zamrugał z konsternacją i odchrząknął.

- Cieszę się, że oboje jesteście zadowoleni – popatrzył na materiał w swojej dłoni, zrobił się lekko zielony ale i tak wcisnął chustę do kieszeni garniturowych spodni. – Napijmy się wspólnie, zanim zabierzesz moją córkę do Rosji, gdzie założycie rodzinę i będziecie razem szczęśliwi – zakończył dyplomatycznie, poklepując Antona po ramieniu. Mój mąż spiął się gwałtownie, najwyraźniej sugerując memu ojcu, że nie życzy sobie być przez niego dotykany, wyminął Ildara bez słowa, wyciągając w moim kierunku ramię za które złapałam i ruszył do sali bankietowej.

- Mój ojciec wydawał się wściekły – wyszeptałam z uśmiechem.

- Martwi cię to? – zerknął na mnie z ukosa.

- Ani odrobinę.

- Jest żałosny i dwulicowy. Ponad to straszny z niego idiota. Kiedy Kira wykrawywała się na podłodze ratując życie jemu i wszystkim z jego rodziny, on zamiast dziękować jej na kolanach wymyślał już kolejny ślub i nowe sojusze. Oddał mi ciebie, nalegając na to obrzydliwe badanie, do którego również zmusił Kirę. Szczerze go nienawidzę. Kiedyś mi za to zapłaci – wysyczał jadowicie patrząc przed siebie z rządzą mordu w oczach.

Cóż, nie chciałabym być jego wrogiem – to pewne.

- Jest w tobie wiele gniewu – powiedziałam patrząc na niego w zamyśleniu.

- Nie ma we mnie nic prócz gniewu – odparł przenosząc na mnie spojrzenie.

- Nieprawda. Założę się, że czujesz znaczenie więcej…

- Tak, dodałbym jeszcze nienawiść i chęć zemsty – uniósł do góry brwi i wziął kieliszek alkoholu z tacy przechodzącego koło nas kelnera.

- W nocy czułeś więcej niż to – zacisnęłam palce na jego ramieniu, a on opróżnił szklaneczkę jednym łykiem.

- Nie wiesz co czułem w nocy.

- Przyjemność? – spytałam z uśmiechem i nadzieją.

- Odczuwałem przyjemność. Nie wiesz co czułem – odrzekł zupełnie mnie zaskakując. – Nie wmawiaj sobie, że możesz sprawić że poczuję. Wzajemne robinie sobie dobrze, czy nawet pieprzenie się, to tylko coś co dotyczy naszego ciała, a ono jest słabe i ulega pokusom. Potrzebuje spełnienia, zaspakajania różnych potrzeb, to zwierzęce żądze, które nic nie znaczą. Przecież psy też się pieprzą, mimo że nie czują miłości lub przywiązania, nieprawdaż? – zakończył nie patrząc  w moją twarz, a ja poczułam że robi mi się niedobrze.

- Nie myślisz tak…

- Nie rób ze mnie bohatera, bo nie pobiłem i nie zgwałciłem cię w noc poślubną. Wiem jak zaspokoić kobietę, to żadna cnota, a w twoim przypadku nie było to trudne  - uśmiechnął się krzywo wciąż nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem. – W nocy nie czułem nic prócz zwykłej zwierzęcej chęci kopulacji. Czystego pożądania, które nie było jednak na tyle intensywne, abym w ciebie wszedł – wzruszył ramionami i najprawdopodobniej właśnie miał odejść zostawiając mnie samą, upokorzoną, ze łzami w oczach i złamanym sercem, kiedy nagle dopadł do nas Ezra wpadając na Antona jak jakiś taran.

- Oooo stary, jesteś moim idolem – zaśmiał się w głos łapiąc mojego męża za ramiona, poklepując go dość brutalnie po plecach.

Właściwie zaśmiał się było niedopowiedzeniem, ponieważ Ezra dosłownie zanosił się śmiechem.

- Ale im dopieprzyłeś…. – dodał, odsunął się od zniesmaczonego, sztywnego jak struna Antona i pochylił w moją stronę, dodając konspiracyjnym szeptem i przy okazji puchając alkoholowym wyziewem prosto w moją twarz – Słuchajcie, nie wiem  jak na to wpadliście, bo sam nie wymyśliłbym czegoś równie kreatywnego, a  musicie wiedzieć, że moja wyobraźnia przekracza wszelkie granice przyzwoitości… – nawijał zwracając się bezpośrednio to do mnie to do Antona -  I ostrzegam, że wykorzystam ten pomysł jeśli i mi kiedyś przyjdzie ostawiać taką szopkę. Widziałem tatuśków w konferencyjnej. Dezynfekowali się spirytusem i zdecydowanie wyglądali jakby musieli się napić – westchnął z rozbawieniem, a potem wypił alkohol, który trzymał w dłoni i zlustrował nas zaciekawionym spojrzeniem - A wy co tak tutaj stoicie na uboczu i szeptacie do siebie gołąbeczki, co? Pogadajcie ze wszystkimi, za chwilę będziecie mieć aż za dużo czasu na przytulanie i szeptanie do siebie różnych świństw – objął mnie ramieniem i położył dłoń na klatce piersiowej Antona. Mój mąż strzepnął jego rękę ze zniesmaczeniem, piorunując go wzrokiem – Ej, Tony nie bądź taki. Niedługo będziemy współlokatorami, no nie?

- Nie przypominaj mi  - warknął i zerknął na mnie, później przeskoczył wzorkiem na Ezrę i z powrotem na mnie. – Zostawię was samych – uśmiechnął się sztucznie i odmaszerował.

- Co go znowu ugryzło? – spytał Ezra, a ja westchnęłam w sumie wdzięczna za zamieszanie które zrobił, ponieważ jeszcze przed chwilą byłam na pograniczu wybuchu płaczem.

- Jak to Anton. Ma swoje humory.

- Tak, wiadomo, cały on – odpowiedział i popatrzył na mnie z góry – Jak się czujesz? Był dla ciebie dobry w nocy?

- W nocy tak. Bardzo. Było naprawdę dobrze… - odparłam nieco zawstydzona.

- A teraz…?

- A teraz znowu jest sobą – wzruszyłam ramionami, biorąc od kelnera kieliszek wina.

- Czyli w nocy nie był sobą? – Ezra uniósł brew, uśmiechając się głupkowato.

- Nie bądź wścibski – odpowiedziałam kręcąc na niego głową.

- Okej… Ale skoro w nocy było „naprawdę dobrze”, to pewnie prędzej czy później się dogadacie, hm…?

- Pewnie raczej później, ale tak, wierzę że w końcu nam się uda… - powiedziałam widząc jak Kira i Leo idą w naszym kierunku.

- Livie… - powiedział Leo wciąż lustrując mnie wnikliwym wzrokiem – Jak się czujesz?

- Bardzo dobrze. Anton był czuły, delikatny i pełen taktu… - Leo i Ezra niemal w tym samym czasie parsknęli napojami, które popijali opluwając sobie niemal całe twarze -  Co to ma niby znaczyć?  - fuknęłam - Oczekujecie szczerej odpowiedzi czy mam kłamać że był okrutny, aby zaoszczędzić wam wstrząsu szokowego? – warknęłam opróżniając mój kieliszek z winem. Leo i Ezra zerknęli na siebie i pokręcili głowami.

- Absolutnie nie. Jestem zachwycony twoją odpowiedzią, o ile jest szczera.

- Oczywiście, że jest szczera. Nie tylko ty umiesz zająć się kobietą w sypialni. Nie pochlebiaj sobie – dodałam buńczucznie, na co mój brat zamrugał z konsternacją.

- Jasne, że o tym wiem, i cieszę się że się dogadaliście… Ja po prostu jestem troszkę zdziwiony…

- Niby dlaczego? Spałeś z nim, że masz prawo oceniać jego temperament w łóżku?  - spytałam wskazując na niego pustym kieliszkiem, a Leo aż rozchylił usta.

- Nie… - bąknął zmieszany.

- Ja też nie – wtrącił Ezra, więc zerknęłam na niego z uniesioną brwią – Znaczy, nie miałem tej zapewne wątpliwej przyjemności. Albo i niewątpliwej, kto go tam wie… Znaczy ty, oczywiście, jako jego żona. Ja rzecz jasna nie, bo niby jakim cudem? Żadnych intymnych zbliżeń. Ba, nawet mi to przez myśl nie przeszło. Nie jestem w stanie sobie tego w ogóle wyobrazić. I nie chodzi tylko o sam seks, ale też…

- Ezra… - przerwała mu Kira i pokręciła głową na znak aby się zamknął, a  Ezra zacisnął usta i udał że zamyka je na metaforyczna kłódkę po czym wziął od kelnera szklankę z alkoholem i zaczął go powoli sączyć.

- Tak czy inaczej – bąknęłam zmieszana – Anton pokazał mi się z bardzo dobrej strony. To mój mąż i chcę abyś w końcu mu odpuścił. Nie obchodzi mnie co robił z innymi kobietami, jaki seks uprawiał, czy był brutalny i jakie plotki czy informacje słyszałeś. Dla mnie jest dobry i tego się trzymajmy, tak? – dodałam zaskakując samą siebie moją odwagą i bezpośredniością. Właściwie to byłam z siebie dumna, że nie stałam tu jak bezbronna owieczka, potakując nieśmiało na znak że nie zostałam zraniona, tylko walczyłam o swojego męża.

Już zawsze zamierzałam o niego walczyć. O niego i o nas.

- Okej, rozumiem. I cieszę się, poważnie…

- Ja też – przerwała mojemu bratu Kira, i objęła mnie ramieniem. Przytuliłam ją, a potem odsunęłyśmy się odrobinę i spojrzałyśmy w swoje oczy z uśmiechem – Pasujecie do siebie doskonale. Cieszę się waszym szczęściem – dodała i uścisnęła moją rękę. – I zgadzam się z tobą, w związku z tym ocenianiem. Jestem dobrej myśli i wierzę, że stworzycie szczęśliwy związek. Na tym powinniśmy zakończyć ten temat…

- Ja też się zgadzam – westchnął Leo, który chyba zawsze miał w zwyczaju zgadzać się ze swoją żoną.

- I ja! – wtrącił Ezra. – Więc skoro wszyscy się zgadzamy to może pani młoda zaszczyciłaby mnie przynajmniej jednym tańcem? – zapytał i zanim zdążyłam odpowiedzieć chwycił mnie za rękę. Poczułam się dziwnie, kiedy jego ciepłe, silne palce zacisnęły się na mojej skórze. Z jakiegoś powodu przeszły mnie dreszcze, i ani trochę mi się to nie spodobało. Uśmiechnął się do mnie zbyt szeroko, lustrując moje ciało w ten charakterystyczny dla niego sposób, jakby widział to co skrywałam pod  półprzezroczystą, dopasowaną sukienką i chciał się temu bardzo dokładnie przyjrzeć, jakby chciał mnie dotknąć, jakby miał ochotę mnie zjeść. Nie wiem dlaczego miałam to dziwne wrażenie, i dlaczego wydawało się ono tak przejmujące, silne i niecodzienne, ponieważ w przeszłości już niejednokrotnie musiałam znosić nachalne spojrzenia.  Podobam się mężczyznom, wiedziałam o tym aż nazbyt dobrze - często mówiono o mnie jak o wyjątkowo ładnej rzeczy, lub nagrodzie którą ktoś może zdobyć, jeśli wystarczająco się postara, często czułam na sobie obślizgły wzrok mężczyzn którzy ślinili się obserwując moje ciało w skąpych sukienkach… Nie lubiłam tego i to bardzo, ale nigdy nie czułam czegoś takiego jak przy nim. Ezra miał w sobie coś dziwnego, coś przez co wydawał mi się nieprzyzwoity, niemoralny, bezczelny, trochę perwersyjny, nie umiałam tego do końca nazwać i nie wiedziałam skąd to wrażenie, ale właśnie przez nie czułam się przy nim nieswojo. Niejedna osoba uznałaby to za zabawne, ponieważ to Anton wzbudzał uczucie niepokoju u większości osób, a Ezrę z tego co zdążyłam zaobserwować wszyscy lubili i uznawali za sympatycznego, ja jednak widziałam to inaczej, i zapewne każdy nazwałby mnie dziwną, ale nic nie mogłam na to poradzić  – Wspomniałem już, że wyglądasz zjawiskowo? Dosłownie nie mogę oderwać od ciebie oczu, Livio – dodał tonem który był szarmancki, nieco żartobliwy i poważny jednocześnie.

- Chyba powinieneś zważać na słowa. Mówisz do żony Antona Aristova – powiedziałam niby od niechcenia, a niski śmiech Ezry zadudnił tuż przy moim uchu.

- Anton na pewno zdaje sobie sprawę z tego jak piękna jest jego żona, i wie że wszyscy mężczyźni na tej sali, łącznie ze mną, doskonale to widzą i snują różne fantazje. Grunt, aby nikt cię nie dotykał, marzyć mogą. Zazdrość innych mężczyzn jest taka rozkoszna. To zapewne bardzo przyjemne uczucie gdy ma się kogoś, kogo wszyscy inni tak bardzo pragną, ale nie mogą dotknąć, tylko co najwyżej popatrzeć…

- Po pierwsze nie jestem rzeczą. Po drugie zachowujesz się niestosownie i to co mówisz również  jest niestosowne – powiedziałam, kiedy popchnął mnie na parkiet i zaczął sunąc po nim niczym zawodowy tancerz – Po trzecie jako żona Antona doskonale wiem jakie to uczucie – wypaliłam, a Ezra zerknął na mnie unosząc jedną brew – Zazdrość innych. Potrafię ją wyczuć. Mogą mówić że mi współczują, ale tak naprawdę oddaliby wszystko, aby być na moim miejscu – dodałam, ponieważ uważałam to za prawdę. Wszystkie kobiety wodziły za moim mężem maślanym wzrokiem. Nienawidziłam tego, a jednocześnie czułam przez to satysfakcję. Dziwne, i zdecydowanie nieoczywiste uczucie.

- Tak. On zdecydowanie jest kimś kogo można zazdrościć, Livio – Ezra uśmiechnął się do mnie bezczelnie i pochylił się aby szepnąć mi do ucha – Ale im więcej z tobą rozmawiam zaczynam zazdrość nie tylko tobie, ale również jemu – wypalił wprawiając mnie w osłupienie, po czym zaśmiał się gardłowo puchając wprost w moje ucho – Oczywiście żartowałem. Żartuję właściwie cały czas, założę się, że ciężko ze mną wytrzymać, ale taki już jestem – dodał tańcząc ze mną tak, że czułam jakbym latała. Tańczył świetnie - to trzeba było mu przyznać, ale to nie zmieniało faktu, że miałam wielką ochotę przywalić mu w twarz – Kiedyś się przyzwyczaisz. Albo i nie. Tak czy inaczej nie bierz na poważnie tego co mówię…- gderał, a ja piorunowałam go wzrokiem, patrząc na niego z żądzą mordu. Owszem, obudził we mnie mordercze zapędy i zamierzałam mu to wyraźnie pokazać. On jednak wpatrywał się we mnie uśmiechając się coraz szerzej i szerzej. - Uśmiechnij się – wypalił, więc zmrużyłam na niego złowrogo oczy – Oj daj spokój, nie bądź taka poważna, uśmiechnij się – dodał, po czym parsknął śmiechem, a wtedy melodia do której tańczyliśmy skończyła się i z głośników zaczęła lecieć kolejna piosenka, więc odepchnęłam go, chcąc zakończyć ten nieszczęsny taniec, ale Ezra złapał mnie za rękę i przysunął z powrotem w swoją stronę – W końcu coś przy czym można naprawdę potańczyć! – wykrzyknął, a ja wsłuchałam się w rytm utowru i stwierdziłam, że ma rację, ponieważ piosenka, która właśnie się zaczęła była bardzo rytmiczna i kojarzyła mi się z salsą, była trochę w stylu reggeton i miała takie brzmienie, że właściwie nogi same rwały się do tańca. Ale nie zamierzałam spędzać z nim więcej czasu na parkiecie, nie ważne jaką miałam na to ochotę.

- Znajdź sobie inną partnerkę – fuknęłam, na co zaśmiał się po raz kolejny i przytrzymał mnie mocniej. Chwycił mnie za dłonie i położył na swoich ramionach i jednocześnie zaczął tańczyć z tym idiotycznie szerokim uśmiechem. Ruszał się jednak tak, że ciężko było nie zacząć tańczyć razem z nim, tym bardziej że taniec był czymś co bardzo kochałam. Tylko na parkiecie mogłam czuć się sobą, tylko podczas tańca miałam poczucie, że jestem wolna, więc nawet nie wiem kiedy moje ciało zaczęło ruszać się w rytmie piosenki.

- Uśmiechnij się – powtórzył wyszczerzając się niedorzecznie  – Uśmiech jest zaraźliwy, wiesz? - zapytał i pokazał na rząd swoich wielkich, białych zębów, jednocześnie przejmując kontrolę na parkiecie. Ezra miał ogromny uśmiech, i przy okazji naprawdę ujmujący – musiałam to przyznać mimo całej mojej niechęci do jego osoby. Producenci past do zębów zabijaliby się aby reklamował ich produkty – to pewne. Wyszczerzyłby się w ten swój niewymuszony, uroczy sposób, i z pewnością dosłownie każdy by się nabrał, aby mieć choć złudzenie możliwości osiągnięcia całej tej perfekcji. Na dodatek faktycznie uśmiechał się w sposób absolutnie zaraźliwy ponieważ mimo że na początku przygryzałam policzki, by nie dać mu tej satysfakcji, po chwili szczerzyłam się z pewnością równie idiotycznie jak on. Zaczęliśmy tańczyć salsę połączoną z rumbą i nie miałam pojęcia skąd on umie się tak ruszać, ale taniec przejął nad nami zupełną kontrolę. Zaczęłam się śmiać. Głośno i szczerze i nie miałam nawet pojęcia dlaczego to robię, ale po prostu… Najwyraźniej świetnie się bawiłam. Muzyka była hipnotyzująca, nie chciałam aby piosenka się kończyła, Ezra prowadził mnie sprawiając że miałam ubaw jak jeszcze nigdy w życiu, więc śmiałam się widząc ten jego głupi uśmiech.

- To chyba lepsze niż balet, co? – zapytał i obrócił mną gwałtownie, więc zaśmiałam się w głos, podśpiewywał piosenkę po hiszpańsku, potargał swoje lekko wilgotne włosy i przy okazji cały czas prowadził mnie w tańcu, a kiedy piosenka dobiegła końca, poczułam taki zawód, że miałam ochotę westchnąć.

Cholera, naprawdę mogłabym spędzić w ten sposób całą noc. Tańczyć salsę i rumbę, śmiać się głośno, śpiewać i skakać, uśmiechać się szeroko, szczerze, głupio, być… wolna. Patrzyłam na potarganego chłopaka przede mną który patrzył mi w oczy, a uśmiech powoli znikał z jego pełnych ust.

- Świetnie tańczysz – powiedział cicho.

- Ty też  - odpowiedziałam wzruszając ramionami, a wtedy jego spojrzenie powędrowało za moje plecy. Zacisnął szczęki i przełkną ślinę. Zauważyłam w  jego oczach coś innego, trochę dziwnego, jakby dostrzegł coś wyjątkowego, jakby ten widok niemal bolał go fizycznie. Z głośników poleciała kolejna piosenka, a ja odwróciłam się i zobaczyłam, że Ezra patrzy na Antona, który stał sztywno, a ramiona zaplótł na piersi. Mój mąż nie wydawał się wściekły, raczej skupiony.  Zmrużył oczy, obserwował mnie, a ja uświadomiłam sobie co przed chwilą widział. Śmiałam się i tańczyłam z obcym mężczyzną, i chociaż moim obowiązkiem było tańczyć z gośćmi zarówno na weselu jak i na przyjęciu po nim, o tyle raczej sztywne tańce, a nie to co zaprezentowaliśmy z Ezrą. Oczywiście nie zrobiliśmy nic niestosownego, ale w moim świecie zwykły taniec wystarczył, aby wywołać wojnę.

Patrzyłam jak Anton dotyka swojej dolnej wargi i przesuwa po niej kciukiem, nie widziałam nikogo poza nim, mimo że goście pewnie obserwowali nas z zaciekawieniem, czekając co się wydarzy. Anton uchodził za narwanego brutala, więc domyślałam się, że każdy wyobrażał sobie, że za moment Ezra skończy z poobijaną twarzą, jednak mój mąż uśmiechnął się minimalnie, zaledwie połową ust. Przesunął spojrzeniem ze mnie na Ezrę, opuścił dłonie i odwrócił wzrok. Ruszył przez tłum gości i poprosił do tańca Kirę, która zaczęła sunąc z nim po parkiecie szepcząc mu coś do ucha, a ja poczułam jak obejmuje mnie mój brat.

- Moja kolej na taniec panna młodą – odparł, więc bez słowa zaczęliśmy tańczyć, a ja starałam się nie myśleć o tym co przed chwilą zobaczyłam, o tym co czułam i o tym jakie to wszystko skomplikowane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro