Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Livia

- Wyglądasz w tej sukni jak anioł – westchnęła Ava.

- Pięknie...

- Przecudownie…  - dziewczęta mówiły jedna przez drugą,  a ja wpatrywałam się w swoje odbicie w lustrze. Moje ciemnokasztanowe włosy zostały upięte wysoko w z pozoru niedbałego koka, z którego wysypywało się sporo niesfornych fal okalających moją twarz. Suknia miała górę jakby przyklejoną do moich piersi, cienki perłowo biały materiał przylegał do nich podkreślając ich kształt i nie pozostawiając zbyt wiele wyobraźni. Opinał też talię i rozkloszowywał się delikatnie ku dołowi. Suknia była przepiękna, o prostym kroju, raczej minimalistyczna, chociaż chyba nieco zbyt seksowna jak na kościół, ale ojciec chciał abym prezentowała się „zjawiskowo”, więc oto byłam – idealna żona, zapakowana niczym idealny prezent. Laleczka z pudełeczka, jeszcze nie otworzona. Wytresowana niczym najbardziej posłuszne i proste w użyciu zwierzątko, mające na celu sprawiać że życie męża będzie znaczenie przyjemniejsze. Z ciałem wyćwiczonym w taki sposób aby mogło dać mężczyźnie jak najwięcej przyjemności w sypialni, by mógł z niego korzystać według własnych, choćby najbardziej wymyślnych preferencji. Dotknęłam dłonią moich ciemnoczerwonych ust i zamrugałam starając się znienawidzić ten moment, ale umiałam myśleć tylko o tym, że jestem wdzięczna. Wdzięczna za Antona. W myślach powtarzałam raz po raz: Mój Boże dziękuję ci za to, że to on, a nie Cassian lub ktokolwiek inny. Dziękuję, że wysłuchałeś moich modlitw.

I niech nazwą mnie naiwną.

- Wszystko w porządku? Boisz się nocy poślubnej? – spytała Soteria przysiadając na szezlongu, patrząc na mnie ze współczuciem.

- Ani trochę – odpowiedziałam otwierając pomadkę, którą przejechałam kilka razy po wargach.

- Podziwiam cię… Jesteś taka dzielna, a  on…

- … Uratował nam życie, już zapomniałyście? – przerwałam jej, a Sota zamknęła swoje pełne usta i pokiwała głową.

- Tak, to było… Wow – uśmiechnęła się. – Wpadł tam jak książę z bajek, które czytała mi mama, gdy byłam mała…

- Tylko zamiast miecza załatwił wszystkich gołymi rękami – dodała Ava ze śmiechem.

- Pokazał, że jest bardzo wartościowym i honorowym mężczyzną – dodała Bella łapiąc mnie za rękę. – No i to najprzystojniejszy facet na tej planecie. Pasujecie do siebie…

- Chyba zaraz się poryczę – Danielle powachlowała dłonią swoją twarz i zaczęła mrugać, więc wszystkie parsknęłyśmy śmiechem.

- Opowiesz nam jak jest na tej Syberii, kiedy przylecisz w odwiedziny?

- Jasne. Też jestem tego strasznie ciekawa… - odpowiedziałam czując lekkie ukłucie strachu i ekscytacji.

- Wściekasz się, że Ezra będzie z wami? – spytała Sota.

- Już przywykłam do tej myśli. Mam nadzieję, że nie będzie nam wchodził w drogę, ale wydaje mi się że Anton na to nie pozwoli. Zresztą to tylko na kilka pierwszych miesięcy. Damy radę….

- Na pewno – dziewczyny objęły mnie, poprawiły mi makijaż oraz sukienkę, sprawdziły włosy i wyszłyśmy na spotkanie z moim przeznaczaniem.

***

Kościół pękał w szwach, choć podczas mojego ślubu w jego murach ciężko było dojrzeć osobą wierzącą, czy tym bardziej przestrzegającą zasad wiary, które głosił. Podobnie z przysięgą małżeńską, którą recytowali mężowie i żony z naszego świata – szacunek, miłość, wierność, uczciwość małżeńska... Niemal każdy z mężczyzn z moim ojcem włącznie wypowiadał te słowa jako głupią, nic nieznaczącą formułkę, którą trzeba wyklepać by spełnić kolejny z obowiązków narzucanych im przez familię i już noc lub dwie po ślubie wylądować w łożu z jedną z licznych kochanek, oszukiwać żonę w niemal każdej dziedzinie życia, traktować ja jak kogoś kto ma spełniać jego zachcianki, a – przede wszystkim – urodzić dzieci, oraz spróbować je wychować w świecie, który ani odrobinę temu nie sprzyjał.

Stojąc w wielkich drzwiach, zerknąłem na krwistoczerwony dywan prowadzący do ołtarza przy którym miał czekać na mnie mój przyszły mąż. Orkiestra zaczęła grać marsz Mendelsona, a ojciec podał mi ramię, by poprowadzić mnie przez sam środek tego przedstawienia i zostawić mnie z Antonem. Zaczynałam rozumieć, o co chodziło mojemu narzeczonemu, kiedy mówił że nasz ślub to będzie istny „cyrk”, gdy mijałam ludzi patrzących na mnie jak na cyrkowe zwierzątko wykonujące jakąś sztuczkę, lub jak na owieczkę oddaną w krwawej ofierze. Jedni szeptali do siebie, uśmiechali się złośliwie, kolejni zerkali na mnie z żalem lub współczuciem, inni z zachwytem, jeszcze inni, a raczej inne spoglądały jedynie na ołtarz, obserwując z zaciekawieniem i ciężką do ukrycia fascynacją pewne niecodzienne, i przy okazji wyjątkowo atrakcyjne zjawisko.

Zjawiskiem tym był sam Anton Aristov ubrany w czarny garnitur, wręcz nieprzyzwoicie opinający jego atletyczne ciało. Włosy miał zaczesane, a że zazwyczaj był potargany, i troszkę zaniedbany, teraz tym bardziej jego nienaganna elegancja rzucała się w oczy. Moje serce stanęło, za to krew zaczęła płynąc kilka razy szybciej. Wzięłam drżący oddech, a kiedy zobaczyłam jego lisie oczy, wbite we mnie niczym dwa lodowe sztylety, dosłownie się rozpłynęłam. Rysy jego twarzy zdawały się niemal łagodne, co odrobinę mnie zaskoczyło.

Nie mogłam wyzbyć się radości i satysfakcji na myśl o tym, że on zostanie moim mężem. Że będzie mój.

Podeszłam do niego, ojciec odsunął się, a Anton podał mi swoje ramię. Stanęliśmy przed ołtarzem. Po jakimś czasie ksiądz zaczął wygłaszać słowa przysięgi. Powtórzyliśmy je, nie patrząc sobie w oczy. Anton wsunął na mój palec obrączkę, ja zrobiłam to samo. Po słowach: „możesz pocałować swoją żonę”, chwycił mnie za talię i złożył na moich ustach szybki, beznamiętny pocałunek. Nie zdążyłam nawet na niego zareagować, dotknąć jego miękkich ust swoimi, nie zdążyłam go poczuć. Wszystko działo się tak szybko, nie mogło dotrzeć do mnie że to już, że już po wszystkim. Wyszliśmy z Kościoła odprowadzani wiwatami i brawami. Anton cały czas był tuż obok. Czułam ciepło bijące z jego silnego ciała. Chciałam się do niego przytulić, ale on pozostawał wciąż tak samo obojętny, nie dając mi szansy na jakąkolwiek intymność między nami.

Udaliśmy się do sali weselnej, gdzie podczas wesela musieliśmy prowadzić irytujące, bezsensowne rozmowy i zabawiać gości swoim towarzystwem. Nie żeby Anton kogoś szczególnie zabawiał. Niemal całe zadanie spoczęło więc na mnie. Tańczyłam z taką ilością „wujków” i „przyjaciół ojca”, że właściwie straciłam rachubę. Policzki bolały mnie od sztucznego uśmiechu, który przykleiłam do twarzy. Było mi niedobrze od udawanego śmiechu, który wydawałam się z siebie w reakcji na nieśmieszne żarty.

Powiedzieć że miałam dość, to mało, na dodatek byłam w tym wszystkim zupełnie sama, ponieważ mój mąż gdzieś zniknął, jednak kiedy wybiła północ nasi ojcowie zawołali Antona, który  w końcu postanowił zaszczycić nas swoją obecnością. Mąż stanął sztywno przy wejściu na korytarz którym mieliśmy udać się do naszej sypialni. Goście zaczęły wiwatować i pokrzykiwać. Mężczyźni w akompaniamencie gwizdów i śmiechów rzucali niewybredne komentarze na temat tego co Anton będzie ze mną robił podczas nocy poślubnej. Z jakiegoś powodu znów zrobiło mi się trochę niedobrze, ale wtedy spojrzałam mu w oczy i się uspokoiłam, chociaż patrzył na mnie raczej beznamiętnie. Pokazał gestem, abym ruszyła pierwsza. Udałam się więc wzdłuż korytarza, a on szedł tuż obok, ale czułam jakby był zupełnie nieobecny.

Milczał.

Bałam się, że ta cisza między nami będzie trwała wiecznie.

Weszliśmy do naszej sypialni, i ku mojemu przerażeniu zobaczyłam że czeka w niej lekarz. Byłam wdzięczna Antonowi, że starał się mnie przed tym uchronić, ale najwyraźniej nasi ojcowie nie zamierzali tak łatwo odpuszczać.

Jednak jeśli przypuszczałam, że Anton przymknie na to oko, to byłam w błędzie. Wszedł szybkim krokiem do pokoju i złapał doktora Adamsa za marynarkę.

- To chyba jakiś nieśmieszny żart… – warknął popychając mężczyznę tak mocno, że prawie się wywrócił.

- Ale panie Aristov, ja jestem lekarzem…

- Tak i dlatego napiszesz to co trzeba. I dzisiaj i jutro. Żaden mężczyzna oprócz mnie nie będzie oglądał mojej żony nago, rozumiesz? A jeśli komuś się wygadasz…. No cóż, wiem gdzie mieszkasz także chyba wolałbyś nie wchodzić ze mną na wojenną ścieżkę, doktorze.

- Oczywiści panie Aristov. Będzie tak jak pan sobie życzy – lekarz  wybiegł w popłochu z naszej sypialni, a ja spojrzałam na Antona z niedowierzaniem.

- Przecież i tak kiedyś będę musiała iść do lekarza…

- Znajdę ci kobietę -  uciął, zdjął marynarkę, po czym wyjął z kieszeni spodni papierosa i włożył go między pełne wargi. Otworzył okno, usiadł na parapecie i tak po prostu zaczął palić nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.

Czułam cała sobą, że on zrobi wszystko aby mnie nie dotknąć, więc zmrużyłam oczy z determinacją.

- I tak się dowiedzą, jeśli po dzisiejszej nocy wciąż pozostanę dziewicą. Myślisz, że tego nie podejrzewają? A co jak zabiorą mnie na kolejne badanie, albo zrobią coś innego… - Anton nie zareagował na moje słowa, jedynie zaciągnął się i wypuścił dym z płuc. Pokręciłam głową, podeszłam do mojej torby, wzięłam z niej najseksowniejszy komplet bielizny jaki mogłabym sobie wyobrazić i uśmiechnęłam się krzywo.

Cóż, jeśli mój mąż myślał, że tak łatwo mu ze mną pójdzie to się grubo mylił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro