Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

- Tomi, Nadian chce jutro popołudniu wylecieć. Jeśli jednak wolisz, możemy tu zostać dłużej - partnerka siedziała Julianowi na kolanach lekko przysypiając, ale słysząc co powiedział od razu otworzyła szerzej oczy.

- Nie trzeba, chyba nawet nie chcę. Nic mnie tu teraz nie trzyma - odpowiedziała pewnie.
- A mnie trochę tak...
- Co masz na myśli? - spojrzała w jego niebieskie oczy, które od początku ją do siebie przyciągały.
- Kilkadziesiąt lat temu byłem z pewną kobietą, nie byliśmy zawiązani, ale była ze mną w ciąży...
- Masz dziecko? - spytała spokojnie nawet nie odsuwając się od jego klatki piersiowej. Odetchnął z ulgą i kontynuował dalej.

- Ta kobieta usunęła ciążę, bez mojej wiedzy. Ginekolog mi powiedział, że zmarła z powodu powikłań po zabiegu. Wiesz, to były inne czasy, doszło do jakiegoś zakażenia... Ale ja pochowałem Emilkę na cmentarzu w Krakowie. Chciałbym po nią pojechać i zabrać ją do Nowego Orleanu. Leżą tam też moi rodzice.
- Juli... Tak mi przykro...- przytuliła go mocniej - pojadę z tobą.
- Nie musisz, zostań tu ze swoimi rodzicami - rzucił całując ją w czoło.
- Oni już nie żyją, nic im to nie da jak tu zostanę - powiedziała czując gulę w gradle - To ty mnie potrzebujesz, chcę pojechać z tobą. I jeśli jutro lecimy, musimy to zrobić dzisiaj.
- Na to wygląda.
- Nie chodzi ci tylko o to, by mnie tu nie było w czasie akcji?
- Nie powiem, że byłoby mi to na rękę, ale tak akurat się złożyło. Nie planowałem tęgo. W sumie i tak musimy to załatwić najszybciej jak się da. Te kobiety, gdy zostaną uwolnione, będą się lepiej czuły przy Tobie, niż przy kilku potężnych facetach.
- To na pewno - westchnęła, po czym zebrała się w sobie i gwałtownie wstała - Zbieraj się, jedziemy. Za trzy minuty na dole.

Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Juliana zbiegła do jadalni i wpadła niechcący jak burza w ramiona Nadiana.

Mężczyźni siedzący przy stole spojrzeli na nią z sympatią.
- Co tam, szwagierko? - Nadian zamknął ją w lekkim uścisku - nie miałem kiedy powiedzieć ci jak nam przykro z powodu twoich rodziców...
- Wierzę... i dziękuję, za to, że przyjechaliście od razu.
- Przestań, nie ma sprawy. Gdzie pędzisz? - spytał.
- Jedziemy z Julkiem do Krakowa.

Constantin, który pił właśnie krew z butelki, słysząc jak znowu Tomiła nazwała Juliana, zachłysnął się i zaczął kaszleć. Wszyscy spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać w chwili, gdy Julian wszedł do izby.

- Cześć, Julek - rzucił Mariad nie patrząc na brata i próbując powstrzymać się od śmiechu.

- Jesteście porąbani - powiedział wkurzony i nie na zdrobnienie, co na sytuację.
- Kochanie przepraszam za nich - mruknął odciągając ją od Nadiana i przyciągając do siebie - opanowalibyście się w takiej sytuacji.

- Juli jest ok. To mi pomaga - pogłaskała go po ramieniu, a jego twarz i oczy od razu złagodniały.

Constantin uśmiechnął  się na ten widok.
- Jak to się  stało, że już jesteście związani?
Tomi odpowiedziała.
- Zmusił mnie - potarmosiła mu pieszczotliwie włosy.
- Jak to zmusił? - Nadian patrzył zdumiony - Julian nie wierzył w miłość i tego typu historie.
- Julek - poprawił Nadiana Nikolaj.
- Już nie żyjesz - Julian wskazał palcem na Nikolaja, ale po chwili odwrócił się do Tomi i pocałował ją w usta - rzeczywiście, prawie ją zmusiłem. Znałem przysięgę z ksiąg i wypowiedziałem ją nie czekając, aż sama przyjdzie, ani nie pytając Tomi o uczucia jakie żywi względem mnie.
- A ja mu wtedy powiedziałam, że go pogrzało - roześmiała się - dopiero po kilkunastu godzinach przysięga sama mnie odnalazła.

- I kto by pomyślał, nasz Julek się zakochał! Cicha woda, brzegi rwie - skwitował Mariad.
- Och, zamknij się - warknął rozbawiony wojownik, ale po chwili spoważniał.
- Nadian, chcę jechać teraz z Tomi po Emilkę.

W jadalni zapadła cisza, a wojownicy jak jeden mąż wstawali i po kolei podchodzili do Juliana, by go przytulić. Tomi patrzyła jak zaczarowana na tych mężczyzn. Postawni, silni, wielcy wojownicy, dobrzy ludzie, a raczej Sargassowie, a nie wstydzili się swoich uczuć, swojej przyjaźni i miłości wobec braci.

- Masz - Aleksiej podał Julianowi kluczyki od swojego Harleya - weź mój motocykl. Jest w samolocie w luku bagażowym
- W jakim samolocie? - zapytała Tomi.
- Chodź - Aleksiej pociągnął ją na dwór i na chwilę zdjął ochronę przestrzeni. Tomi wytrzeszczyła oczy. Po chwili znowu zamiast samolotu widziała tylko pola, las i góry.
- Jak to robicie?
- Lata praktyki - Julian odsunął ją od Aleksieja mierząc go wzrokiem.
- To moja dziewczyna - warknął, a Tomi na ten tekst przewróciła oczami i pchnęła Juliana w stronę miejsca gdzie przed chwilą widziała samolot.
- Idź, nie gadaj głupot - odwróciła się do chłopaków i pomachała im na pożegnanie.

Pokiwali głowami nie mogąc uwierzyć, że ich racjonalny i najtrzeźwiej myślący brat uwierzył w to co nienamacalne i zakochał się po uszy.

Było grubo po dwudziestej drugiej, gdy Julian z Tomi załatwili w Krakowie to po co przyjechali. Wojownik jeszcze na miejscu spopielił mocą Vi maleńkie jak zapałki, kości swojej córeczki i z największą delikatnością schował do granatowego aksamitnego woreczka, który kupili po drodze w cepelii. Julian chciał by był on ręcznie robiony i nosił polskie hafty. Skrywając go na rzemyku na piersi zobaczył, jak Tomi modli się nad grobem jego rodziców. Gdy zrobiła znak krzyża wzruszył się, ta kobieta stała mu się tak bliska, w tak krótkim czasie.

- Rodzice tu zostają? - zapytała biorąc go pod ramię gdy podszedł.
- Tak, kochali Kraków i zawsze mi powtarzali, że nie chcą być pochowani nigdzie indziej.

Przytulił ją do siebie i po chwili bez słowa ruszyli na parking i w powrotną drogę. Tomi nie zakładała kasku, na trasie tak późno nie było prawie ruchu, a ona potrzebowała poczuć zimny wiatr na twarzy. Tańczył teraz pomiędzy nimi i plątał jej włosy.

Juli to takie dziwne - powiedziała do niego w myślach.

Co, skarbie? - spytał i wysłał do niej falę pokrzepiającego ciepła.

Jeszcze wczoraj miałam tylko rodziców. Dziś ich nie mam, ale moja rodzina się powiększyła.

Bradzo mi przykro kochanie, że podjęli taka decyzję.

Mieli już swoje lata, tatko miał 98, a matula 96 lat. Ich odejście było kwestią czasu, ale myślę, że zdecydowali się na ten krok, wiedząc, że nie zostanę sama. Musieli coś czuć, odnośnie twojej osoby. Wiedzieli, że mogą mnie z Tobą zostawić.

Tomi wtuliła się mocniej w Juliana, czując jednocześnie radość i rozpacz.

Byli cały czas otwarci na siebie, więc gdy po chwili w głowie Juliana odezwał się Nadian, ona również go usłyszała.

Ruszamy do akcji.

Przywódca otworzył się na wszystkich z klanu, którzy byli blisko. Także Julian i Tomi mogli widzieć, co się dokładnie dzieje.

Wojownicy wkroczyli na teren mafii pod osłoną. Przy wejściu do podziemnych pomieszczeń czekał już na nich Aleksiej, który zjawił się tu ponownie, dwie godziny przed akcją. Nie uwolnił wcześniej kobiet, by nikt niczego się nie domyślił. Ale teraz musieli to zrobić jak najszybciej.

Constantin chronisz kobiety i dzieci, a my idziemy do głównej siedziby - rzucił Nadian

Gdy zbliżyli się do głównego budynku, do ich uszu dotarły odgłosy przeładowywanej broni.

Aleksiej, ilu ich jest?

Dwudziestu.

I zajebiście, każdy bierze po piątce. Po kolei jak stoimy: ja na dwunastś, Aleksiej na trzecią, Nikolaj szósta, a Mariad dziewiąta.
Jedziemy!

Nadian skupiając moc Vi cisnął nią w dwuskrzydłowe drzwi, które z wielkim hukiem rozpadły się w drobny mak. Do wojowników doszedł od razu specyficzny zapach zła i typowy dla przestępców rytm serca.

- Co, do kurwy nędzy? - rzucił Devil wstając, ale nie zdążył zrobić nawet kroku. Ostre ostrze noża trafiło go w pierś, by po chwili powrócić do wyciągniętej dłoni Nadiana. To wystarczyło by zasiać w "wielkich mafiozach " panikę. Tu i ówdzie było słychać strzały, ale ludzie nie mieli szans z Sargassami. Siła Vi i osłona od kul dawała im przewagę. Mariad wyciągnął miecz zza pleców i siekał gdzie popadnie. Nadian wyrzucał nóż raz za razem przywołując go na powrót. Nikolaj wolał walkę wręcz, więc może i zeszło mu trochę dłużej, ale słysząc charakterystyczne chrupnięcia łamanych kości był pewien, że nikt z jego piątki nie przeżyje. Gdy Adam zorientował się, że mają do czynienia z facetami pokroju Julianna, zrozumiał, że są przegrani i ruszył biegiem do pokoju ojca, zdradzając przybyłym, gdzie jest ten, który ponosi największą winę.

Aleksiej i Nadian skoczyli za nim po schodach. Po drodze Aleksiej położył trzech. Nadian dopadł do drzwi, za którymi skrył się Łysy i wywarzył je jednym kopnięciem. Aleksiej w sekundzie stał przy chłopaku naciskając ostrzem miecza jego gardło.

Ojciec Adama był właśnie obsługiwany przez mafijną dziwkę, która widząc co się dzieje od razu się rozpłakała i zaczęła zbierać swoje ubrania.
Nadian stojąc w progu i napotykając jej spojrzenie powiedział dosadnie.
- Spieprzaj stąd i żebym cię tu więcej nie widział.

Gdy tylko kobieta wybiegła z pomieszczenia spojrzał na bossa mafii, który teraz naciągał w pośpiechu spodnie.

- Panowie, możemy się dogadać - zaczął, ale przywódca mu przerwał.
- Nie, nie możemy - i bez jakichkolwiek skrupułów rzucił nóż trafiając go prosto w tętnice szyjną.

- Teraz twoja kolej psycholu - syknął Aleksiej do Adama.

Jest mój - usłyszał w głowie Juliana.

Zdążysz? - zapytał.

Tak, będziemy za dziesięć  minut.

Popilnuje go dla ciebie bracie - powiedział Aleksiej zazdroszcząc bratu, tego, że będzie mógł już dziś pomścić swoją kobietę.

Po kilku minutach, gdy Julian podjechał z Tomi pod siedzibę mafii, praktycznie było już po sprawie. Mariad, Nikolaj, Constantin i Nadian wyprowadzali z piwnicy kobiety i trójkę dzieci, a Aleksiej pilnował klęczącego na żwirze Adama.

Tomi nie chciała na to patrzeć, więc podbiegła do wojowników pomóc ogarnąć płaczące dzieciaki.

Julian najchętniej zacisnąłby na szyi tego dupka dłonie i dusił powoli, by Adam odczuwał każdy brak tchu, tak jak Tomi odczuwała brak każdej zabranej jej kropli krwi. Ale właśnie ze względu na nią chciał to zrobić cicho i szybko. Wyciągnął z nogawki nóż i po prostu wbił go po rękojeść prosto w serce.
Gdy facet w jednej chwili upadł martwy na ziemię, odetchnął głęboko.
- Lepiej? - zapytał Aleksiej.
- Przeraża mnie to, ale tak, lepiej.

Aleksiej poklepał go po plecach i powiedział.
- Leć do swoje pani, a ja pozacieram ślady.

Julian pokiwał głową i podszedł do grupki wojowników. Gdy był blisko jedna z tłumaczących coś Nadianowi kobiet podniosła głowę i zastygła bez ruchu. Kiwneła głową drugiej kobiecie, która spojrzała na niego, a w jej oczach dostrzegł szok.
Ta, która stała bliżej zrobiła krok do przodu badając go wzrokiem od stóp do głów, po czym drżącym głosem powiedziała.

- Julian, to naprawdę Ty!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro