7
- Zostaniesz na noc? - zapytał Julian.
- Nie jestem pewna, czy po tym telefonie będę dobrą kandydatką na... - zawahała się.
- Tomi - Julian potarł jej odsłonięte ramię - tyle się dziś wydarzyło, a to ostrzeżenie nie tylko tobie zepsuło nastrój... Pragnę cię, ale teraz chyba wolałbym się po prostu przytulić - mruknął w jej włosy, nie mogąc uwierzyć, że sam tego właśnie potrzebował. Tylko jej bliskości.
A jeszcze kilka dni temu, nie mógł zrozumieć Nadiana i Aleksieja. Obiecywał sobie, że się nie zakocha, że nie zaufa już kobiecie, pomijając oczywiście Sarę, a niedawno stwierdził, że również Carolyn. Ale kobieta, która teraz patrzyła na niego oczami w kolorze lazurowego jeziora, to była jego Tomi. I choć uczucie do niej, pojawiło się nagle i zaskoczyło go, było pewne, jak nic nigdy wcześniej. Nie czuł miłości do Kali, na pewno nie, teraz już to zrozumiał. Oczywiście, jej śmierć po źle przeprowadzonym zabiegu była dla niego ogromnym szokiem, ale nie rozpaczał, nie przeżywał. Bez Tomi natomiast nie wyobrażał sobie już życia.
- Sam siebie przytul - rzuciła zaczepnie, ale zachichotała nerwowo.
- Spróbujmy się trochę przespać, co? Jest już trzecia, zatem mamy niecałe cztery godziny, zanim się zjawią moi bracia - pochylił się nad Tomi i pocałował ją delikatnie - Dobranoc, Tomi.
- Dobranoc, Juli - mruknęła w jego szyję, a on jak dzieciak, ucieszył się na kolejne zdrobnienie swojego imienia.
Nie minęło kilka chwil, a Tomi już spała. Wojownik okrył ją szczelnie kołdrą, choć wcale nie było zimno. Ten gest wynikał z chęci chronienia jej przed wszystkim co złe. Jednak nie mógł ochronić jej w przeszłości i to go bolało. Postanowił pokierować jej marzeniami sennymi, by naprawdę się zrelaksowała i wyspała. Najpierw podesłał jej obraz cudownie zielonej hali, pełnej krokusów i motyli. Błękitne niebo było pięknym dodatkiem, a na jego tle wyobraził sobie Tatry. Poniżej widoczne było zielone piętro lasu. Uświadomił sobie, że to Rysianka i przypomniał sobie jak był na niej z ojcem. Uśmiechnął się na owe wspomnienie i tworzył dalej. Na polanie było cicho, ale nagle pojawiły się od strony lasu dwa białe konie, na jednym jechała Tomi, a na drugim on. Wiatr tańczył z jej włosami, a ona śmiała się z czegoś, co jej właśnie opowiedział. Nagle zatrzymała konia i gdy się z nią zrównał pochyliła się, by go pocałować. Łącząc usta, oboje wiedzieli, że nie może się to skończyć inaczej. Zsiedli z koni, a Julian wyciągnął z plecaka koc. Konie zaczęły skubać trawę, a Tomi usiadła na rozłożonym na trawie kocu. Julian usiadł na wprost niej na piętach. Wpatrywali się w siebie bez żadnego ruchu. I nagle rzucili się na siebie. Tomi zdzierała z niego ubranie, a on nie został jej dłużny. Gdy ona miała na sobie tylko bieliznę, on zsunął swoje bojówki. Gdy dziewczyna zobaczyła, że nie miał na sobie bokserek uklękła przed nim, objęła go za pośladki i przysunęła jego członka do swoich ust. Pieszczoty sprawiały mu ogromną przyjemność, ale jego marzeniem było, by mógł w nią wejść. Oderwał ją od siebie i pchnął na koc. Zaczynając od pięknych oczu, całował każdy milimetr jej ciała, a siniaki, których dotknął wargami, goiły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Gdy zszedł niżej zobaczył jej kobiecość. Od linii łechtaczki prowadził krótki paseczek jasnych kręconych włosków. Przeciągnął je między palcami, a Tomi jękneła cicho. Postanowił jej spróbować, zanim w nią wejdzie. Docisnął swoje usta, do tych drugich warg, które doprowadzały go do szaleństwa. I spróbował. To było jak fajerwerki. Ciągły odgłos budzącego się w nim podniecenia. Raz za razem, eksplozja emocji i rozkoszy.
Albo...
- Kurwa - zaklął budząc się. To nie był już tylko Tomi sen i to nie były fajerwerki, to był dźwięk lądującego samolotu.
Spojrzał na zegarek wiszący na ścianie, który wskazywał 7:12. Szturchnął Tomi, a ona otworzyła oczy uśmiechając się na jego widok.
- Boże, jaki miałam sen - wyciągnęła ręce ku górze, a Julian czytając jej w myślach, stanął na łóżku i pociągnął ją delikatnie za wyciągnięte ręce, by się lepiej rozciągnęła.
- Taaa, ja też, to znaczy mieliśmy taki sam... Ale właśnie przylecieli chłopcy.
Oderwał się od niej by ubrać spodnie, które najwidoczniej w nocy ściągnął.
Tomi popatrzyła na niego i nagle zerwała się z łóżka.
- Rodzice się ich wystraszą - powiedziała zakładając w biegu koszulkę i łapiąc sweter - idź do nich, a ja uprzedzę matulę i tatka.
Uśmiechnął się cmokając ją w usta.
- Leć, mój Aniele.
Dopiero słysząc odgłos bosych stóp po schodach zaklął.
Po moim trupie!
Bracia wylądowali na dużym polu, którego współrzędne dostali od Juliana. Nadian od razu wystosował polecenie osłony samolotu i ruszył w kierunku dwóch domów stojących poniżej. Wojownicy poszli za nim, gdy nagle ich oczom ukazał się widok piękniejszy niż góry.
Z domku po lewej wypadła młoda, jasnowłosa dziewczyna, ubrana w kusą koszulkę na ramiączkach i krótkie szorty, ubierając w biegu na siebie kremowy sweter.
Coś kazało jej się zatrzymać i spojrzeć na prawo. Z góry schodzili ku niej mężczyzni, w większości ubrani na czarno, postawni i przystojni. Ich dłuższe włosy targał wiatr, a oni świdrowali ją wzrokiem. Od razu wiedziała kim są i wcale się ich nie bała. Teraz była już pewna, że jeśli ktokolwiek ma sobie poradzić z mafią, to tylko i wyłącznie oni.
Byli już kilka metrów od niej, gdy z tego samego domku wybiegł Julian, próbując ubrać spodnie, skacząc z jedną nogą w nogawce. Do jego uszu dotarła salwa śmiechu i wiedział, że mu tego nie zapomną.
Popatrzył na Tomi.
Wyglądała jak współczesna rusałka. Bose stopy, długie opalone lekko nogi, szorty ledwie wystające spod swetra, którego szeroki dekolt opadał z ramienia. Ramiączko koszulki dodawało tylko seksapilu. Targane wiatrem, bardzo jasne, prawie białe włosy, tworzyły wokół jej głowy jakby aurę.
Współczesna rusałka? To pojechałeś - roześmiała się w myślach odwracając do niego - istnieje w ogóle takie określenie?
Już tak - odpowiedział jej w głowie i będąc już bliżej zagarnął ją ramieniem, by każdy z tych podchodzących do niej samców naładowanych testosteronem wiedział, że ona należy do niego.
Mężczyźni, których dzieliło kilka kroków od pary, wymienili spojrzenia zaszokowani.
- Ja pierd... to znaczy ja nie mogę - poprawił się Mariad - dopadło i ciebie?
- A co, zazdrość dupę ściska? - warknał rozbawiony witając się ze swoimi, jednocześnie nie puszczając dziewczyny.
Wybiegł z pokoju jak głupek, wyobrażając sobie, że gdy zobaczą Tomiłę, będą się ślinić na widok jej długich, gołych nog. A teraz sam z siebie śmiał się w duchu, bo jeszcze kilka dni temu dziwił się zaborczości Nadiana i Aleksieja.
- Elo braciszku... Twoje oczy są pełne światła! O w mordę, jesteście Zawiązanii! - zawołał Constantin.
Wojownicy jak jeden mąż zaczęli im gratulować
- Chodź - Julian pociągnął Tomi za rękę - przedstawię cię wszystkim.
Tomi patrząc na rozbawionych jak dzieci mężczyzn, rzuciła głośno.
- Są tacy słodcy.
- Już ją uwielbiam - powiedział Nikolaj.
- Śliczna i zabawna - dopowiedział Mariad.
- Albo jednak ci ich nie przedstawię - warknał Julian rozbawiony swoją zazdrością.
Ale zaczął wymieniać po kolei imiona wojowników, zostawiając Nadiana na koniec.
- Constantin.
Tomi wyciągnęła rękę, ale wojownik zamknął ją w uścisku.
- Mariad - kontynuował Julian.
- Bardzo mi miło.
- Nikolaj.
- Miło mi - powiedziała Tomi.
- I wreszcie partner Carolyn, nasz przewodnik i przywódca wszystkich Sargassów na świecie, tych nie zbuntowanych - dodał.
Opowiadając wcześniej, swojej kobiecie, historię Carolyn, opowiedział również, co ją spotkało z rąk Arcanosa.
Nadian wpatrywał się w kobietę, która gdyby nie kolor oczu i włosów, była by chyba bardzo podobna do jego partnerki.
Uśmiechnął się ciepło i przytulił Tomiłę.
- Witaj szwagierko - wyszeptał jej do ucha - obiecuję, że oni zapłacą nam za to co ci zrobili.
Miłe uczucie wypełniło serce Tomi. Ci Sargassowie przylecieli tyle tysięcy kilometrów, by ją obronić. Nie znając jej, zaryzykowali dla niej tak wiele.
- I za to, co chcą zrobić twoim rodzicom - dodał Nadian.
Tomi zaklęła w duchu na swoją sklerozę.
Przecież miała uprzedzić rodziców, by się ich nie wystraszyli i nie pomyśleli, że to mafia od Adama.
To wina tych wszystkich wyglądających jak olimpijscy bogowie facetów - pomyślała.
Słyszałem! - to był jej facet.
Zazdrośnik! - zachichotała.
- Dżulian, idźcie do jadalni na dole w domku gościnnym. Sprawdzę co u rodziców i przyjdę, dobrze?
Wojownicy słysząc "Dżulian" zarechotali jak banda idiotów. Tak pomyślał o nich Julian, ale sam się cieszył, że Tomi chce się wymyślać dla niego, te wszystkie zdrobnienia jego imienia. Przysunął się i pocałował swoją partnerkę zachłannie w usta, a potem wśród przyjaznych poszturchiwań, nabijających się z tego, że " go dopadło" braci, ruszył do domku dla gości.
Tomi śpiewając sobie coś pod nosem weszła do domu. Drzwi były otwarte, ale pewnie dlatego, że rodzice myśleli, że wróci na noc. Trochę ją ździwiła cisza panującą w domu, bo matula i tatko budzili się zwykle wcześnie.
Weszła do kuchni, w której nic się jeszcze nie gotowało i podchodząc do okna otworzyła je szeroko, by przewietrzyć izbę po nocy. Odwracając się od okna, jej wzrok padł na leżącą na stole kopertę z wypisanym jej imieniem. Poczuła dziwny lęk, rozpoznając pismo mamy. Drżącymi palcami rozerwała kopertę i wyjęła kartkę. Przebiegła oczami po kilkunastu linijkach czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa.
Julian! - zawołała w myślach upadając kolanami na deski podłogowe. Zrozpaczona, prawie na czworaka dopadła drzwi do sypialni rodziców. Otworzyła je i rzuciła się na łóżko, czując od ich ciał przeraźliwe zimno.
Wyglądali tak spokojnie, jakby tylko spali, przytuleni do siebie. Łzy popłynęły strumieniem z jej oczu.
- Matulu, tatku - łkała przytulona do piersi matki, w której nie słyszała już bicia serca.
Do jej uszu dobiegł odgłos kilku par ciężkich butów i huk otwieranych z rozmachem drzwi.
Została porwana w ramiona przez Juliana, który posadził ją sobie na kolanach i przycisnął do siebie lekko kołysząc.
- To nie może być prawda - wyszlochała w jego szyję - Julian trzymaj mnie mocno, proszę! Nie puszczaj mnie! - błagała.
- Nigdy Skarbie - wyszeptał nie przestając jej kołysać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro