35
Constantin siedział z Eili w swojej sypialni od kilku godzin. I choć przegadał z nią poł nocy, coś powstrzymywało go, przed rozmową o zawiązaniu. Nie chciał, by myślała, że chodzi mu tylko o to, by nie opanował go mrok, dlatego zwlekał z tym tematem, a teraz zobaczył jak Eili ziewa, a oczy same jej się zamykają. Pomyślał, że może będzie ku temu okazja na przyjęciu ślubnym i odłożył rozmowę na czas wesela.
- Idziemy spać - zdecydował - gdy dziewczyna po raz kolejny przetarła ręką oczy - śpij w sypialni, a ja pójdę do wolnego mieszkania - rzucił wstając.
Ale Eili złapała go za rękę:
- Zostań, przecież możemy spać w jednym łóżku - mruknęła i odsunęła lekką kołdrę robiąc mu miejsce.
Zastanawiał się tylko chwilę, a potem wiązką energi Vi zgasił kinkiety i wsunął się obok Eili. Gdy odwróciła się do niego plecami, objął ją ręką w pasie i mocno przytulił.
- Lubię Cię - usłyszał jej senny głos i uśmiechnął się sam do siebie.
- Ja też siebie lubię - powiedział i usłyszał jak Eili parska śmiechem.
- No dobra, Ciebie też - dodał i pocałował czubek jej głowy. A gdy dziewczyna zaczęła oddychać równomiernie i powoli i zrozumiał, że już śpi, sam też pozwolił sobie na kilka godzin snu przy jej boku. Zasypiał szczęśliwy i spokojny o to, że mrok już niedługo i jemu nie będzie zagrażał.
Julian nie mógł zasnąć, setki razy analizując listę zamówionych na ślub rzeczy, a Tomi spała wtulona w jego ramię, pewna, że to Carolyn weźmie jutro ślub. Po kilkudziesięciu minutach przewracania się z boku na bok, delikatnie, by nie obudzić partnerki wyślizgnął się z łóżka do swojego labolatorium.
Nadian i Dali przekazali mu swoje teorie na temat splątania kwantowego i postanowił wykorzystać bezsenność, by odswieżyć sobie wiedzę na ten temat. Liczył, że jak dorwą Delphine LaLaurie, wyciągnie od niej wszelkie informacje. Po dwoch godzinach czytania na laptopie, postanowił wrócić do łóżka i jednak trochę się zdrzemnąć, by Tomi nie wystraszyła się jego wyglądu przed ołtarzem.
Mariad też nie mógł spać. Troche doskwierał mu ból nogi, a raczej ból fantomowy, a trochę, zaprzątał sobie głowę Kathą. No dobrze, bardzo zaprzątał sobie nią głowę. To, że ją zranił i chciał przeprosić to jedno, a to, że odczuwał wręcz fizyczny ból w okolicy mostka, im dłużej jej nie widział, spędzało mu sen z powiek jeszcze bardziej. Sięgnął po kule, by jak co noc, gdy nikt nie patrzy, próbować swoich sił i zrobić kilkanaście kroków na trzech nogach, jak zwykł myśleć.
Wykuśtykał z pokoju i chciał iść w stronę drzwi do kwatery, gdy nagle usłyszał śmiech.
Jej, śliczny, śmiech.
Skierował się do otwartego okna, już widząc ją biegającą ze Stupbbornem, ale gdy wyjrzał na ogród, jego serce się prawie zatrzymało. Katha siedziała z Nikolajem na grubej, sięgającej ziemi, wykrzywionej w kształcie litery "l", gałęzi drzewa, a wojownik coś jej opowiadał, czasem nachylając się do jej ucha. A ona wyglądała tak beztrosko i promiennie, że aż zachłysnął się jej widokiem.
Stał jak zaczarowany i patrzył na tą dwójkę. I znowu to poczuł. Gniew, że nawet nie udało mu się zabić, że został kaleką i to, że nie ma co ofiarować dziewczynie, nawet gdyby, o dziwo, wolała jego, niż Nikolaja.
- Idź do niej - prawie podskoczył na tej swojej jednej nodze, słysząc Aleksieja.
- Po co? - mruknął - jest zajęta.
- Nie wydaje mi się.
- Widzisz jak on na nią patrzy?
- A widziałeś jak ona zawsze patrzyła na Ciebie?
Po chwili Mariad odpowiedział.
- Nie, bo zaraz po tym jak mnie obudziliście, spieprzyłem sprawę - mruknął odwracając się od okna i chcąc wejść do swojego pokoju. Ale Aleksiej zagroził mu drogę.
- Co Ty robisz? - Mariad spojrzał na swojego przyjaciela.
- Ratuje Ci dupę przed mrokiem - odpowiedział spokojnie.
- I niby jak chcesz to zrobić? - warknął.
- Nie ja, Ty. Pójdziesz tam teraz, grzecznie przeprosisz Nikolaja i jak parwdziwy facet, stawisz czoło swoim uczuciom. Mało tego, wyznasz je tej dziewczynie, bo już tak bardzo ją zraniłeś, że tylko dwa słowa mogą sprawić, że zechce Cię wysłuchać i da Ci szansę - powiedział Aleksiej.
Mariad ciskając piorunami zapytał.
- A jeśli nie pójdę?
- To wezmę Cię przerzucę przez ramię i Cię tam zaniosę. Narobię Ci przy dziewczynie tyle wstydu, że się nie pozbierasz, a jutro rano opowiem o tym wszystkim na weselu, chcesz? - uśmiechnął się złośliwie, ale ciepło.
A Mariad mu uwierzył, bo znał wojownika już setki lat. Bez słowa skierował się do drzwi wejściowych na ogród, a Aleksiej szedł za nim.
- Wiesz, co? Ja kilkadziesiąt lat
patrzyłem jak Sara umawia się z innymi, a gdy porwał ją Arcanos, uważałem, że na nią nie zasługuję, że zawiodłem. Gdy pojawiła się Carolyn i wszystko wyszło na jaw, zostawiłem ją i popłynąłem na wyspy. Dla zemsty i dlatego, by wiedziała, że zrobię dla niej wszystko. Ale gdy chciała, się ze mną połączyć myślami, odsunąłem ją od siebie. A ona uciekła na Alaskę i chyba tylko dzięki Bogu przeżyła. A powinienem być z nią, ofiarować jej swój czas i swoją obecność, gdy wyznała, co jej zrobił ten skurwiel, a nie... Kobiety, nie generalizując oczywiście, nie potrzebują zemsty, czy pokazu mega siły i mocy, potrzebują czegoś innego jako dowodu miłości.
- Czego?
- Zdecydowania, bo miłość, bracie, to decyzja, że wybieram konkretną osobę, że jestem tu i teraz dla niej i, że bedę już zawsze, bo ją kocham. Tylko ją. I tyle. Dwa szczerze wypowiedziane słowa, mogą więcej niż nasza moc Vi. Więc rusz dupę i nie czekaj tyle lat co ja, skoro możesz być szczęśliwy już dziś, a co ważniejsze, skoro możesz uszczęśliwić ją. I nie usprawiedliwiaj swojego tchórzostwo kalectwem.
- Nie usprawiedliwiam - mruknął niezbyt przekonująco, na co Aleksiej się lekko uśmiechnął.
A gdy usłyszał w głowie Sarę z pytaniem:
Kiedy będziesz, nie zasnę bez Ciebie...
otworzył drzwi na ogród, wziął Mariada na ręce i przy akompaniamencie jego przekleństw, szybko zniósł go ze schodów, postawił na trawnik i pobiegł do Sary.
Nikolaj i Katha, słysząc głosy, zaniepokojeni zeskoczyli z drzewa i wychodząc na drogę do kamienicy, stanęli na wprost kuśtykającego w ich stronę Mariada. Dziewczyna mimo złości na niego, która zresztą już prawie zgasła po rozmowie z Nikolajem, chciała odruchowo podbiec i mu pomóc, ale Nikolaj złapał ją za rękę zatrzymując.
- Zostaw. Musi wiedzieć, że sam da radę...
Pokiwała głową, a wtedy Mariad podniósł na ich splecione dłonie, swoje ciemne oczy. Nikolaj zachichotał widząc mord w oczach przyjaciela, a potem, by zaognić sytuację, pochylił się i cmoknął Kathę w policzek, szeptając jej do ucha:
- Do jutra, mała, a w sumie już do dzisiaj, bo za dwie godziny wschodzi słońce. I wybacz mu, spróbuj - pogładził ją po śniadym policzku i trochę obawiając się kul Mariada, poszedł okrężną drogą, zastanawiając się, kiedy i jemu będzie dane się zakochać.
Mariad dotrał w końcu do Kathy, a gdy spojrzała mu w oczy, zatonęła w mnogości uczuć, które się w nich kłębiły. Ale choć miała ochotę rzucić się w jego ramiona, powstrzymała się i spytała, siląc się na oschłość.
- Czego chcesz?
Gdy w jego oczach pojawiła się niepewność, po raz kolejny uświadomiła sobie, że czasem faceci są jak duże dzieci. Stał przed nią kilkusetletni wojownik, nie raz walczący z silnym przeciwnikiem, uczestniczący w niedawnej wyprawie na Ukryte Wyspy, patrolujący miasto i rozprawiający się z miejscowymi rzezimieszkami i groźniejszymi bandytami w kilka minut, posiadający niesamowicie wyćwiczoną moc umysłu, a wyłamujący sobie teraz ze zdenerwowania palce.
- Chciałem Cię przeprosić - mruknął unikając jej spojrzenia.
- To przeproś - powiedziała, nie ułatwiając mu zadania.
Westchnął ciężko i czując, że traci siły, a co za tym idzie równowagę, skierował się w stronę gałęzi, na której wcześniej siedziała Katha.
- Muszę usiąść, bo już nie daje rady - wyznał, a dziewczyna widziała po jego drgających mięśniach szczęki, jak dużo kosztowało go, przyznanie się do tego - wysłuchasz mnie? - spytał z nadzieją, a ona pokiwała głową.
Mariad zdążył zrobić dwa kroki, gdy zachwiał się i łapiąc równowagę rękami, wypuścił obie kule. Katha doskoczyła do niego w sekundzie, chcąc go podtrzymać, ale wojownik już dotknął pośladkami trawy, pociągając tym samym Kathę na siebie.
A gdy ich oczy spotkały się na jednym poziomie, przypomniał sobie słowa Aleksieja i zamiast wypowiedzieć ułożone w głowie słowa przeprosin, wyznał tylko:
- Kocham Cię, tak strasznie mocno, że aż się boję, że na Ciebie nie zasługuję i, że nie mogę nic Ci ofiarować.
W tym momencie Katha przestała oddychać. Wpatrywała się w czarne oczy i rzeczywiście zobaczyła w nich miłość. Nie chcąc dłużej marnować czasu, złapała w dłonie policzki Mariada i pocałowała go głeboko w usta.
W pierwszej chwili nie zareagował, zbyt oszołomiony, ale gdy usłyszał:
- Kocham Cię, Mi, tak bardzo - przyciągnął ja mocno i wpił się miażdżąc jej gorące wargi. I może i doszłoby do czegoś więcej na zielonej trawie, w ciepłą orleańską noc, pod bezwstydnie zerkajacym na nich księżycem, gdyby oboje nie poczuli nagle na twarzach ciepłego języka Stupbborna, który pojawił się nie wiadomo skąd i postanowił przyłączyć się do pieszczot.
A po ogrodzie rozległ się szczery śmiech dwójki szczęśliwych Sargassów.
Było jeszcze ciemno, gdy Jelkiel ze swoimi ludźmi połączyli siły, osłonili armię i wyruszyli do Nowego Orleanu. W bazie po raz ostatni wpłynęli na umysły żołnierzy, których ze sobą nie zabierali, by do końca dnia nie wyjawili co się tu działo przez ostanie kilka dni. Musieli przejechać Kanadę, a potem już tylko cztery stany i wieczorem zawitają do Nowego Orleanu.
A wtedy Nadian i jego wytresowani wojaczkowie - pomyślał Jelkiel - zobaczą, kto tak naprawdę rzadził na Ukrytych Wyspach i czyje pomysły, realizował Arcanos.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro