Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34

Coś mi nie gra w tym rozdziale, ale póki nie wiem co, czytajcie 💙

Sara była jedyna jeśli chodzi o monitorowanie miasta. Przez tyle lat milczenia, gdy wojownicy byli w terenie, czy na treningach nie chcąc się wówczas zdradzić, że umie mówić i zablokowawszy przed wszystkimi umysł, ćwiczyła swoją moc Vi, która była teraz na poziomie wojowników. Kiedyś sprawdzała z Aleksiejem, czyja moc jest silniejsza i okazało się, że we wszystkim im dorównuje. Dlatego gdy Lonuc i Constantin z Lou i Eili podjechali pod bramę kwatery, dziwna poświata za nimi, zwróciła jej uwagę.

- Aleks? - Zawołała swojego mężczyznę, który obok, monitorował inne dzielnice Nowego Orleanu - widzisz to?
Aleksiej spojrzał na wskazany przez Sarę, punkt na monitorze.
- Osłona - rzucił pewnie - uuu, słabiutka.
- Tak, pewnie braciszkowie już się zorientowali.
- Możliwe, pogadam z nimi - rzucił i w myślach przesłał im wiadomość.

Przywieźliście ogon.

Zaintrygował nas, dlatego na to pozwoliliśmy - wyjaśnił Lonuc.

Pomóc Wam?

Nie trzeba. Ale daj znać Nadianowi. Przyda się narada.

Constantin wysłał wiązkę swojej mocy i tytanowa brama rozsuneła prawe skrzydło. Wojownik doskonale widział osłonę, więc tylko rzucił do Lonuca.

- Wesprzyj mnie, ja go załatwię.

Gdy poczuł napływ mocy od brata, poprowadził znajdujący się pod osłoną samochód, pod samą kamienicę, gdzie już czekał Aleksiej i Nikolaj. Lonuc i Catalin od razu wjechali na podziemny parking, by odprowadzić dziewczyny do mieszkania Lonuca, zostawiając zagadkowego przybysza pod opieką współbraci.

Jack w pierwszej chwili, gdy stracił panowanie nad kierownicą, nie zrozumiał co się dzieje, ale nie był spanikowany czy wystraszony. Gdy po chwili dotarło do niego co się stało, był zdumiony, bo nigdy wcześniej nie spotkał się z tak silną mocą Vi. Oczywiście słyszał nie raz o takiej sile od madame LaLaurie i o tym, że taką moc może dać tylko jedzenie ludzkich mózgów, ale jednocześnie pamiętał jakie informacje zebrał o Nadianie i jego towarzyszach. Brzydzili się zabijaniem dla krwi, nie karmili się dobrymi ludźmi i nie jedli ludzkiego mięsa. Żadnego. A co dopiero mózgu. To wzbudziło w nim wątpliwości odnośnie tego, czego nauczyła ich matka Marie. Ale jednocześnie obudziło w nim nadzieję. Dlatego, gdy samochód został zatrzymany, bez lęku sam wyszedł z pojazdu i zmierzył spojrzeniem stojących przed sobą wojowników.

Patrzyły na nich szaro niebieskie oczy, w których mogli wyczytać determinację, ale gdy niepostrzeżenie wślizgnęli się do jego głowy, nie wyczuli w nim zła, a jedynie zrezygnowanie i kompletny brak sił psychicznych, jakby już miał wszystkiego dość.

- Chcę rozmawiać z Nadianem - rzucił mimo to mocnym i pewnym głosem. Przeczesał palcami blond czuprynę i podniósł na nich wzrok. Czuł, że go przejrzeli, ale nie umiał ich powstrzymać. Zaimponowali mu. Też tak chciał.

Wojownicy popatrzyli po sobie i wiedząc doskonale, że z tą namiastką mocy, którą facet w sobie posiada, nie ma z nimi najmniejszych szans, odważnie odwrócili się do niego plecami, a Nikolaj rzucił tylko:

- Idziemy.

Jack nie mrugnął nawet powieką, tylko ruszył za nimi, czym wzbudził u Nikolaja i Aleksieja szacunek do swojej osoby. Ten Sargass był zmęczony, ale coś lub ktoś trzymało go jeszcze przy życiu.

Gdy trójka Sargassów, w tym tylko dwóch wszystkim dobrze znanych, weszła do sali narad, wszyscy z wyjątkiem Juliana, który ogarniał z Carolyn temat ślubu oraz Mariada, byli już na dole.

- Chce rozmawiać z Tobą - mruknął Nikolaj do Nadiana siadając obok Catalina i wyciagając nogi na pufie. Aleksiej stał przez chwilę przy drzwiach, ale gdy Nadian skinął głową dołączył do pozostałych.

Ja go znam - usłyszeli w myślach Lonuca - to on uratował madame Lalaurie, gdy ją zaatakowałem, podczas próby porwania Maisy.

Zobaczymy, co ma do powiedzenia.

- Mów - rzucił Nadian - wyczuwam, że jesteś Sargassem, ale nigdy nie odpowiedziałeś na moje wezwania - powiedział mocno i zdecydowanie.
- Zgadza się. Nazywam się Jack Ross i dopiero niedawno przyleciałem z Europy do Stanów, do Nowego Orleanu. Jestem zięciem Madame LaLaurie i potrzebuję Twojej pomocy. Twojej i Twoich Sargassów.
- Nie są moją własnością - odpowiedział Nadian mierząc Jacka wzrokiem.
- Ale im przewodzisz i zrobią wszystko, o co ich poprosisz.
- Bystrzak z Ciebie - mruknął Nikolaj z ironią, ale Nadian zgromił go wzrokiem.

Uspokój się - usłyszał jednak w głowie rozbawiony głos przywódcy.

- Po co przyszedłeś? - Dopytywał Nadian, a czternaście par oczu świdrowało Jacka na wylot.

- Miałem się dowiedzieć, gdzie macie siedzibę, by pomóc madame dorwać tą dziewczynkę, ale mam w zamian propozycję - powiedział gdy nagle, zanim zarejestrował jakikolwiek ruch, silne dłonie nieznanego mu wojownika z czarnym warkoczem, przyparły go do ściany.
- Mówisz o mojej córce - rzucił Catalin, dopiero po chwili uświadamiając sobie jak nazwał Maisy - i nikt nie będzie w tym temacie z Tobą pertraktował - warknął, a w wyniku energi naromadzonej w Catalinie, zamigotały lampy w całej sali.

Nadian uśmiechnął się pod nosem nie reagując na zachowanie Catalina, umacniając się tylko w tym, że nie mógł sobie wymarzyć lepszego faceta dla swojej córki i obrońcy dla Maisy.

Do Jacka w tym momencie po raz kolejny dotarło, jak silną moc posiadają Ci Sargassowie i jak bardzo chronią swoich i tym bardziej umocnił się w swojej decyzji.

- Przepraszam, naprawdę, nie popieram jej metod i stylu życia, w porządku? - Powiedział głośno i wyraźnie, podnosząc ręce w geście poddania. I mówił to z takim przekonaniem, że Catalin mu uwierzył i puścił klapy jego kurtki, a potem usiadł z powrotem na swoim miejscu.
Jack, słowem przepraszam, zasłużył sobie na jego szacunek, oraz na wysłuchanie do końca.

- Madam więzi moją Ariadnę, Marie, która jest jej córką. Obiecała mi, że jeśli Was nie odnajdę, zrobi z nią to samo, co ze swoją córką Louisą - powiedział na tyle poważnie, że wojownicy musieli przyjrzeć mu się dokładniej.

- Co zrobiła? - zapytał Lonuc.
Jack przesunął wzrokiem po wszystkich obecnych.
- Na oczach swoich pozostałych dzieci przykuła ją do krzesła, a potem na żywca rozcieła jej głowę i zjadła jej mózg. Wiecie, że to powoduje wzrost mocy - zaczął, ale w tej chwili otworzyły się drzwi i stanął w nich Julian.

- To nieprawda - rzucił tylko.
- Arcanos i Delphina tak twierdzili - dodał Jack.
- Jedzenie ludzkich mózgów powoduje chorobę "kuru", a nie wzrost mocy - dodał Julian.
- Co to za choroba? - spytał Jack.
- Chorobotwórcze priony, czyli zmutowane białka atakują ośrodkowy układ nerwowy, niszcząc całą jego strukturę. To choroba kanibali. LaLaurie żywiła się mózgami, więc na sto procent jest chora, ale choroba rozwija się u ludzi kilkadziesiąt lat, a u Sargassów jeszcze dłużej. Może dlatego popadła w taki obłęd i jak Arcanos stała się potworem.
- Widziałem jej oczy - odezwał się Lonuc - może i choruje, ale opanował ją również mrok.

- Rodzimy się z mocą Vi, ale trzeba ją ćwiczyć - zaczął wyjaśniać przybyszowi Aleks - systematycznie i nieustannie. Skoro zbierałeś o nas informacje, musisz wiedzieć, że nie żywimy się ludzkim mięsem.
- Tak, wiem.

- Nieważne - przerwał twardo Nadian - tak jak powiedział Catalin, Maisy, moja wnuczka, nie jest żadną kartą przetargową.
- Nie chodzi mi o to, że wzamian za dziecko, nie wyjawię jej miejsca waszego pobytu. Chodzi mi o to, byście pomogli mi uratować moją Marie. Przykuła ją do ściany w swoim pokoju i przeprowadza na niej różne eksperymenty. Nie jestem tam sam i moglibyśmy zabić LaLaurie, ale potrafi, jak my to nazywamy, przywoływać ducha krwi, co zresztą zrobiła z Maisy. Gdy próbowaliśmy się jej pozbyć, mocą Vi wpłynęła na własne atomy krążące w żyłach swojej córki i prawie ją zabiła upuszczając jej krew.

- Psycholka - mruknął Aleks.
- Potwór - dodał Jack - Nadian, naprawdę potrzebuję Waszej pomocy.

- W takim razie, muszę Cię sprawdzić, każdy zakamarek umysłu - przywódca wstał i podszedł do Jacka.
- Zapraszam, nie mam nic do ukrycia.

Nadian przeniknął do umysłu Jacka i przeczytał go jak najciekawszą książkę. Dotarł do najwcześniejszych wspomnień, dowiedział się, że ten Sargass urodził się we Francji z pary, która opuściła Ukryte Wyspy kilkaset lat temu, a Nadian rozpoznał w tych wspomnieniach swoich dalszych znajomych. Niestety zobaczył też, jak giną z ręki Arcanosa. Przejrzał wszystkie skrywane tajemnice jego serca i duszy i nie znalazł w nim fałszu, tylko wielkie pragnienie ratowania swojej Ariadny.

Gdy czytał jego myśli o Marie, zdobył pewność, że Jack jest w środku taki jak oni: kochał, chronił, walczył o swoich. Nienawidził Madame, ale każda próba buntu, kończyła się cierpieniem Marie i rzeczywiście, Jack nie mógł wtedy nic zrobić. Nadian widział jak krew wypływa z ciała kobiety i jak ogromny ból to powoduje. Słyszał przerażony krzyk Marie, gdy do tego dochodziło i szczerze zdziwił się, że dziewczyna jeszcze żyje.
Nie mogąc znieść więcej, opuścił głowę Jacka.

- Uratujemy Marie, możesz być pewien.
- Kiedy? - Zadał to najważniejsze dla niego pytanie.
- Jutro. Będzie tu wieczorem małe przyjęcie. Powiedz jej o tym. Przywieź ją. Powiedz, że Maisy pewnie będzie już spała, a my będziemy świętować. Najważniejsze, by była z Tobą i zostawiła Marie tam gdzie jest. Dwóch z nas, gdy przyjedziecie, będzie już w mieście i uwolni Marie i twoich bliskich.
A potem możecie zostać tu z nami, lub wyjechać na Ukryte Wyspy.

- Dziękuję... - usłyszeli głos Jacka.
- Możesz już wracać. Lonuc, odprowadź go - zakończył spotkanie Nadian, czując mimo wszystko coś niepokojącego w sercu. Jacka był pewien, jak i sukcesu jutrzejszej akcji odbicia Marie, ale przeczucie nieznanego zagrożenia już go nie opuściło.

Gdy Jack i Lonuc wyszli z sali, Nadian tylko dodał.
- Mówił prawdę. Ustalmy szczegóły akcji.
- I wesela - dodał Julian.
- I wesela - powtórzył bez przekonania Nadian.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro