Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32

Kochani, pisząc wcześniej o regularnym dodawaniu w wakację rozdziałów, nie wziełam pod uwagę najazdu gości... I nic z tego nie wyszło. Przepraszam. 💙

Gdy kobiety wsiadły do samochodu, Aleksiej odpalił silnik i sprawnie wyjechał z zatłoczonej ulicy. Nie zwierzał się z tego nikomu, ale zawsze w takiej sytuacji wpływał na umysły ludzi, by dosłownie zjeżdżali mu z drogi.

- Aleks, jak to się stało, że znalazłeś się przy nas tak szybko? - Spytała Carolyn.

Wojownik odwrócił na chwilę głowę, spojrzał w jej stronę i zagryzł wargę.
- Jezu, no mów - rzuciła - i tak się domyślam, że Nadian miał z tym coś wspólnego.

Aleksiej wypuścił powietrze z ust i powiedział:
- Od początku byłem niedaleko, Nadian prosił, bym nad Wami czuwał.

Carolyn westchnęła głaszcząc się po brzuchu, ale tak naprawdę odetchnęła z ulgą. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, co by mogło się stać, gdyby pchnięta czy uderzona przez Phila upadła. Cały czas drżała o tę ciążę i cieszyła się teraz z instynktu opiekuńczego, który posiadał Nadian.

To nie instynkt, kochanie. To miłość - usłyszała w myślach, ale nic nie odpowiedziała.

Oboje z Nadianem mieli bardzo swobodny dostęp do swoich umysłów, dlatego całą dalszą drogę, próbowała schować to co usłyszała od kapitana w najgłębsze zakamarki. Postanowiła nic nikomu przed ślubem nie mówić. W krótkiej rozmowie z kapitanem starała się go przekonać, jak bardzo niedorzecznie brzmi to co odkryli śledczy po jej odejściu na urlop, w sprawie Lucy Neill. To właśnie podczas śledztwa dotyczącego śmierci tej kobiety poznała Nadiana. A potem wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie pomyślała, czy jej mężczyzna w jakiś sposób ukrył prawdziwą przyczynę śmierci kobiety. Miała teraz nadzieję, że udało jej się zepchnąć usłyszane informacje głęboko, bo gdy tylko dowiedziała się, że płynie w niej krew Sargassów, zaczęła ćwiczyć blokady umysłu i pozyskiwanie i wykorzystywanie swojej cząstki energii Vi. Teraz jej się to bardzo przydało.

Gdy dojechali do kwatery i gdy Aleksiej zaparkował w garażu, Nadian i Julian już czekali. Obie siostry wypadły z samochodu i zostały zamknięte w silnych, męskich ramionach, w których nic złego nie mogło im się stać, a Tomi po raz kolejny uzmysłowiła sobie, że choć tęskni za Polską, nareszcie nie jest sama.

Późnym popołudniem Julian siedział z Carolyn u Nadiana w mieszknaiu i przeglądali suknie ślubne, wiedzieli już na jakie modele świeciły się oczy Tomi, więc pomimo niedokończonego zadania czyli przymiarek, byli pewni, że ich wybór będzie trafny. Mieli już dograne z salonem, że gdy tylko się zdecydują do godziny dwudziestej trzeciej, suknia będzie dostarczona pod wskazany adres do godziny dziesiątej dnia następnego. Nadian siedział obok i znudzony zakupami w sieci bawił się palcami swojej partnerki. Była dziwnie niespokojna i nieobecna. Gdy wrócili i zamknął ją w ramionach, czuł, że nie tylko akcja z Philem tak na nią wpłynęła. Oczywiście mógł wejść do jej umysłu i sam sprawdzić co się przyczyniło do jej aktualnego stanu, ale i tak już miał wyrzuty sumienia, że zlecił Aleksiejowi śledzenie dziewczyn. Gdy po raz kolejny usłyszał pytanie"Nadian, co myślisz o tej? " zniecierpliwiony podniósł się z kanapy i zakomunikował:

- Idę do Dali - zmartwiony stanem Carolyn, która na bank coś przed nim ukrywała, ucałował ją w czubek głowy i wyszedł do córki.

Już na korytarzu, zza drzwi usłyszał śmiech Maisy i Catalina, gdy Dali coś im opowiadała. Zapukał i usłyszawszy "proszę" wszedł do środka.

- Dziaaadeek - dziewczynka zerwała się z dywanu gdzie bawiła się z Linem i prędko podbiegła do niego. Wyciagnął silne ręce, a ona jak mała małpka wskoczyła na niego wtulając się w jego szyję.

- Cześć tato - uśmiechnęła się Dali.
- Cześć tato - rzucił Catalin, na co Nadian przewrócił oczami.
- Nie denerwuj mnie - warknął próbując powstrzymać śmiech - muszę się gdzieś podziać, bo Julian z Carolyn wybierają sukienki, dekoracje i mają jeszcze zamawiać catering.

Usiadł z małą na sofie i przytulił ją mocniej.
- Wszystko ok? - Zapytał.
Dali spojrzała na Catalina, który od razu zrozumiał o co chodzi.
- Maisy, chodź, pójdziemy do ogrodu, hm? - Dziewczynka pokiwała głową z uśmiechem i zeszła z kolan dziadka, wskakując od razu Catalinowi na barana.
- Pojedziemy do Śnieżki, mój koniku? - Spytała słodkim głosikiem, a Cat oczywiście przytaknął. Nadian parsknął śmiechem, z ktorego oczywiście Catalin nic sobie nie robił.

Gdy zamknęły się za nimi drzwi Nadian popatrzył przenikliwie na Dali.

- Jesteście z nim szczęśliwe - stwierdził, na co córka pokiwała zdecydowanie głową, a jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech, jednak nie sięgnął oczu, co zwróciło uwagę Nadiana.
- Co Cię trapi? - Spytał.
- Maisy. - Odpowiedziała od razu - To co się z nią działo. Niby wszystko wróciło do normy, ale... Jak to możliwe, że ktoś ją przywołał? I dlaczego tak zareagowało jej ciało, gdy Arcanos został zabity? A co najważniejsze, czy to może się znowu powtórzyć? - Westchnęła, a Nadian objął ją mocno i przyciągnął do siebie. Oparła głowę o jego ramię i zaciągnęła się zapachem ojca.

- Nie wiem słońce, może to coś w stylu splątania kwantowego? - Zamyślił się przeczesując gęste, czarne włosy.
- W stylu czego? - Dali nie znała tego określenia, zresztą niewiele wiedziała o otaczającym ją świecie. Praktycznie od urodzenia mieszkała w obozie, gdzie byli pozbawieni wszystkiego, począwszy od krwi po sprzęty, meble i książki.
Nadian przytulił ją mocniej doskonale zdając sobie sprawę z tego o czym teraz myśli.

- Najprościej mówiąc, rozdzielone atomy, pomimo odległości mogą mieć ze sobą kontakt, reagować na siebie i przekazywać sobie dane informacje. A przecież składamy się z atomów.
- Ale, aż na taką odległość?
- Przesyłanie informacji kwantowej na odległość jest możliwe, wbrew temu, co twierdził Einstein.
- Tato... Nie wiem kto to... - powiedziała smutno. Nadian poczuł łzy pod powiekami. Znowu odezwały się w nim wyrzuty sumienia, bo odchodząc z Ukrytych Wysp skazał wielu swoich braci na życie w warunkach, jakie zafundował im Arcanos. W takim stanie jak Dali i Maisy było teraz wielu z nich.

- Kochanie, nadrobimy wszystko, nauczysz się żyć na nowo, tak jak powinnaś żyć od urodzenia. Nadrobimy stracone lata, wprowadzę Cię w świat jak prawdziwy ojciec. Będziesz wiedziała kto to Einstein i wielu innych.

Kobieta westchnęła głośno, ale nic się nie odezwała, czując narastające uczucie ucisku w gardle. Ciągle nie mogła uwierzyć, że matka ją okłamała, nie mogła uwierzyć, że ma ojca, który ją kocha.

- Co do efektu splątania kwantowego - tłumaczył dalej, cierpliwie i łagodnie - największa zarejestrowana odległość, na którą zostały przekazane informacje pomiędzy atomami wynosiła 144 km, ale nasza krew jest inna. Być może nasza moc Vi zwiększyła i ten dystans. Jeśli madame LaLaurie posiada próbkę krwi Arcanosa, być może potrafi przywołać tę jego cząstkę, która jest w Maisy.
- A co z Tomi i Carolyn? Na nich to nie działa? - Zastanawiała się Dali.
- One są dorosłe, inna krew płynącą w ich żyłach przejeła teraz kontrolę. Tomi jest związana z Julianem, a Carolyn ze mną. Może o to tu chodzi.
- A stan w którym się znalazła Maisy, zanim została przywołana? - Drążyła ciekawa zapominając o smutku, który przed chwilą zawładnął jej sercem.
- Może maczał w tym palce sam Arcanos przed śmiercią - analizował Nadian, choć zdawał sobie sprawę, że daleko mu w tej kwestii do Juliana, ale nie chciał mu teraz zawracać głowy.

Zapanowała cisza, ale po chwili Dali się ożywiła i spytała:
- Jeśli tak, to być może my również możemy pozyskać informacje, skupiając się na atomach krwi Arcanosa, znajdujących się w Maisy. Możemy się dowiedzieć gdzie jest Jelkiel i reszta, bo widziałam kilka razy jak Arcanos wymieniał się krwią ze swoimi sługusami, by móc potem ich kontrolować i przenikać ich umysły.
Gdy nie było ze strony Nadiana reakcji, podniósła głowę z jego ramienia.

- Tato?

Napotkała niebieskie oczy ojca wpatrujące się w nią intensywnie, z których emanowała duma. Bezwiednie łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.
- Moja mądra dziewczynka - mruknął ponownie mocno ją do siebie tuląc.

Mariad próbował wstawać o kulach. Już sam potrafił blokować ból, a nawet przyspieszać proces gojenia, więc potrzebował teraz tylko fizycznego samozaparcia. A miał poważny powód, by jak najszybciej stanąć na nogi. Gdy tylko to pomyślał, zaśmiał się gorzko ze swojego słownego żartu. Miał motywację. Musiał nauczyć się chodzić i pójść do Kathy, by ją przeprosić. Sam gdy sobie przypominał jak ją potraktował, nie mógł uwierzyć, w to co zrobił. Wyzywał siebie w duchu od kretynów i pajaców, choć były to łagodniejsze określenia, niż te, które usłyszał od reszty, gdy się o wszystkim dowiedzieli. Oczywiście Katha się nie pokazała, a jego coś ściskało w żołądku, gdy tylko o niej pomyślał. Ktokolwiek, by nie przechodził, Mariad zaraz miał nadzieję, że to ona. Wydawało mu się, że wieki jej nie widział. Marzył, by usłyszeć jej głos, by posłuchać jak czyta książkę, by poczuć jej delikatną skórę na palcach, którymi tak sprawnie zmieniała opatrunek. Zawalił na całej lini, ale już jutro na przyjęciu weselnym wyjaśni jej wszystko. Był pewien, że go wysłucha, nie chcąc zepsuć ceremoni, a jak już usłyszy, co ma jej do powiedzenia, napewno mu wybaczy.

Jelkiel stwierdził, że tak naprawdę jest już gotowy. Mógł wyruszyć nawet teraz, by tylko już mieć koło siebie Dali. Generał proponował mu wystrzelenie rakiet w celu całkowitego zniszczenia kwatery Nadiana, ale obawiał się, że druga baza rakietowa wystrzeliłaby pociski przechwytujące, a te wykryłyby ich trajektorię jeszcze poza atmosferą, natomiast głowice z własnym napędem zniszczyłyby rakiety Jelkiela. A po drugie zamierzał zburzyć kwaterę dopiero wtedy, gdy będzie miał Dali przy sobie. Pomimo gotowości chciał trzymać się planu, w końcu już jutro rano wyruszą...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro