Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30

Carolyn wpadła do gabinetu Juliana podekscytowana maksymalnie.

- Mam plan! - wypaliła.

Julian odwrócił sie na krześle do niej i uśmiechnął się szeroko.
- No to dawaj.
- Powiesz Tomi, że to Nadian organizuje swój ślub. Będziesz miał więcej swobody, będziesz mógł nawet się jej poradzić odnośnie wynarzonego wystroju i sukienki. Nadian poprosi Tomi, by pojechała ze mną poszukać sukienki, ale powie jej, że ma udawać, że to na jej ślub, a będzie niby na mój, ale w sumie to na jej.

Julian parsknął śmiechem.
- Prawie się zgubiłem w rozumowaniu, ale pomysł jest świetny.
- To rusz się, bo Nadian właśnie poszedł do Tomi - pociągnęła go za rękę i wypchneła z gabinetu. Już miała iść za nim, gdy coś, a raczej ktoś, skupił na sobie jej uwagę.

- Zajrzę do Mariada i tak nie powinnam teraz się tam kręcić - rzuciła do Juliana, na co ten skinął głową i ruszył korytarzem do części mieszkalnej.

Carolyn z kolei skierowała się do pokoju Mariada. Zapukała we framugę otwartych drzwi i gdy podniósł na nią wzrok weszła do środka. Pod badawczym spojrzeniem Mariada przysuneła sobie krzesło i usiadła w milczeniu. Nie znała go długo, ale nie pamiętała u niego takiego wyrazu twarzy. Smutne oczy patrzyły na nią bez słowa, ale Carolyn przez pracę jaką niedawno jeszcze wykonywała była dobrym psychologiem i wiedziała, że to tylko czubek góry lodowej. Siedziała i czekała, aż Mariad pierwszy się do niej odezwie. W końcu się doczekała.

- Po co przyszłaś? Już się poskarżyła ? - Spytał niby cynicznie.
- Kto? - zapytała zdumiona.
- Katha, już Wam nagadała jak ją potraktowałem?
- Mariad, nie widziałam się z nią. Weszłam tu - westchneła - bo pomyślałam, że może chcesz pogadać czy coś.
- To źle pomyślałaś. Odejdź - mruknął pod nosem w głębi serca poruszony tym, że o nim pomyślała.
- Najpierw powiedz, co nagadałeś Kathi.
- Jej zapytaj.
- Mariad, nie bądź taki - sięgnęła do jego dłoni, ale ją wyrwał.
- Jaki? - Zapytał ostro.
- Twardy, samowystarczalny, nikogo nie potrzbujący.
- Ostatnie akurat mi pasuje.
- Przestań - rzuciła nawet nie podnosząc głosu - każdy kogoś potrzebuje.
- Ja nie - chciał uciąć temat i chciał, by wyszła.
- Ależ tak.
- Do cholery, mówię, że nikogo nie potrzebuję.

- A może nie chcesz czuć się dla kogoś ciężarem?- Carolyn zaczeła swój wywód, a po minie Mariada i jego zagubionych spojrzeniach zrozumiała, że trafiła w samo sedno, zatem mówiła dalej - rozumiem, zaatakował Cię aligator, amputowali Ci nogę, jestes zdany na innych, to zrozumiałe, że musisz sie z tym oswoić, ale im szybciej nauczysz się, że w proszeniu o pomoc nie ma niczego złego, tym lepiej dla Ciebie. Jesteś silnym i dobrym wojownikiem Mariad, poradzisz sobie i z tym.
- Czy Ty siebie słyszysz? - Syknął mocno już nabuzowany - popatrz na to - usiadł i odkrył prześcieradło, ktorym był przykryty jego kikut - widzisz to? Carolyn!

Gdy krzyknął spojrzała na miejsce po amputacji nogi, widok sprawił, że się wzdrygnęła, ale na myśl o tym jak musiał go boleć sam atak.

- Nie jestem już wojownikiem i nigdy nie będę.
- Mariad, to nie koniec świata.
- Jak kurwa, nie?
- Myślisz, że tylko Ciebie spotkało coś złego? Każdy z nas ma coś za sobą i ma sie o kogo martwić. Ale nie jesteś sam, masz przyjaciół, braci, którzy Cię kochają i oddadzą za Ciebie życie jeśli bedzie trzeba. Dasz sobie radę! Znalazłeś się w złym miejscu, o złej porze i stało się co się stało. Ale musisz żyć dalej. Przypomnij sobie co spotkało Sarę, mnie gwałcił ojczym, Tomi była zmuszana do oddawania krwi, tak samo siostry Juliana. A Dali? To wszystko co ją spotkało w obozie, gwałty, głodówki. A Maisy? Mała dziewczynka, która już tyle złego doświadczyła. I Katha. Ona dopiero czuje sie samotna. Ojciec, który przeszedł na stronę Arcanosa zabił jej brata, potem zastrzelił siebie. Już wtedy miała tylko Luke'a a teraz nawet Luke nie żyje. Nie tylko Ciebie spotkało cos złego - Carolyn zapomniała się na chwilę tłumacząc to wszystko Mariadowi i dopiero, gdy po chwili spojrzała na niego, zobaczyła łzy w jego oczach.

- Mariad? - Dotknęła ponownie jego dłoni, ale tym razem jej nie wyrwał.
- Co się stało z Lukiem? - Zapytał ze ściśniętym gardłem, gdy dotarło do niego jak czuła się Katha. Jeśli coś mogło go teraz obudzić, to właśnie to, to właśnie nieszczęście dziewczyny, która nawet nie zauważył kiedy, stała się mu bliska.

- Constantin częsciowo poddał się mrokowi i w szale pobił go na śmierć.

Mariad spojrzał przerażonymi oczami na partnerkę Nadiana.
- Boże... Ale był dziś u mnie, miał światło w oczach.
- Tak, udało się to opanować i związał się z Dali.
- Właśnie dlatego chciałem to zrobić - powiedział cicho.
- Co zrobić?
- Poszedłem na bagna i namówiłem gada by mnie zaatakował - w końcu to z siebie wyrzucił i odczuł ulgę, ale na razie nie chciał by bracia wiedzieli.
- Mariad...
- Katha wie... Ale tylko ona... Carolyn?
- Nie powiem nikomu.
- Dzięki. Paskudnie dziś potraktowałem Kathę... Wiem, że coś do mnie czuje, ale nie chcę być dla niej ciężarem.
- Mariad, to tak nie działa. Miłość nie jest ciężarem, ona uskrzydla.
- Ale nie chcę jej skazywać na wieczne siedzenie przy kalece.

Carolyn się roześmiała, a Mariad popatrzył zdezorientowany.
- Po pierwsze, Julian skonstruuje protezę, po to uformował odpowiednio kikut, więc jeszcze zapomnisz, że nie masz nogi, bo zapewne będzie to jedyna taka proteza na świecie. A po drugie, niewiele wiesz o miłości mówiąc w ten sposób.

Carolyn wstała i odstawiła krzesło na swoje miejsce, wiedząc, że teraz Mariad musi sobie wszystko przemyśleć.
- Pójdę już, ale zawsze możesz przekazać, któremuś z barci, by mi dali znać, gdy będziesz chciał pogadać.

Mariad skinął głową, a Carolyn wyszła z pokoju i skierowała się do korytarza. Nagle ktoś złapał ją za ręce i przyparł do ściany. Rozpoznała od razu ten zapach i podniosła głowę.
Nadian wpatrywał się w nią z dumą wypisaną na twarzy.
- Jak Ty to robisz... Najpierw Sara, teraz Mariad... Ludzie się przed Tobą otwierają...
- Wampiry - sprostowała zarzucając mu ręce na szyję - ludzie się nie otwierali, zamykałam ich za to w pace - zachichotała.
- A propos ludzi... Nie chciała byś wziąć ślubu jak Tomi? Jak zwykły człowiek? Postawiłem Cię, przd faktem dokonamy związując Cię ze sobą na naszych prawach, ale pomyślałem...

Carolyn staneła na palcach i pocałował Nadiana lekko w usta uciszając go na chwilę.
- Nie, czuję się Sargaską Nadian, wiem, że nią nie jestem, a raczej jestem w połowie, ale dopiero teraz czuję się na swoim miejscu i bezpiecznie. Tu, przy Tobie. Nie chcę dodatkowej przysięgi, bo formuła zawiązania w pełni zaspokaja moje potrzeby w tej kwestii.

Nadian popatrzył na swoją Ariadnę i powiedział poważnie:
- Jesem z Ciebie dumny, kochanie, nie wiesz nawet jak bardzo - i dodał już mniej poważnie - a teraz zabieram Cię do naszej sypialni zaspokoić inne Twoje potrzeby.

Carolyn roześmiała się.
- A co jeśli wolę pod prysznnicem?

Nadian wyobraził sobie ją nagą z lekko zaokrąglonym brzuszkiem i z kropelkami wody spływającymi po jej piersiach. Połączył sie z nią umysłem, by i ona zobaczyła obrazy w jego głowie. I doskonale wiedział, kiedy do niej dotarły, bo od razu się zarumieniła, wzięła Nadiana za rękę i pociągnęła w kierunku ich mieszkania.

Katha była smutna, zła, rozgoryczona, zawiedziona i do tego czuła się jak idiotka. Ale wystarczyły dwie godziny z Sarą, by z rozpaczy nakręcić się na Mariada i poczuć chęć by mu wszystko wygarnąć. Poza tym miał jej książkę, której bardzo potrzebowała. No powiedzmy. Zerwała się z okrągłego łóżka, które dostała od Sary wraz z mieszkaniem, zawołała Stubborna i oboje pobiegli do części szpitalnej.

Mariad właśnie próbował sięgnąć po kaczkę, bo Julian trzy godziny temu usunął mu cewnik. Ale ktoś chyba niechcący odsunął ją dalej pod łóżko, bo nie mógł jej dosięgnąć. Próbował swoich sił już czwarty raz, gdy nagle poczuł jej zapach. Odchylił się do góry spod łóżka i jego oczy napotkały napuchnięte od płaczu oczy dziewczyny, którą zranił tak, jak jeszcze nigdy i nikogo. Nawet wilczek nie wskoczył od razu do niego, tylko stał obok, wyczuwając zapewne obecne uczucia Kathy względem wojownika.

Jesteś skurwielem, Mariad - pomyślał sam o sobie wpatrując się w jej zmęczoną płaczem twarz.

Katha wyszła od siebie z pokoju pełna odwagi, by mu nagadać, ale jego czarne oczy wpatrujące się w nią teraz, przypomniały jej co usłyszała od niego wcześniej.

- Ja tylko po książkę - rzuciła i zrobiła kilka kroków by zabrać z szafki Ruchome święto Hemigweya. Potem odwróciła się i ruszyła do drzwi.

Mariad chciał ją przeprosić, ale nie miał pojęcia jak.
- Katha, zaczekaj ja...

Odwróciła się gwałtownie, czując jak narasta w niej ból i wściekłość.
- Co, Ty? - Warknęła wbijajac w niego spojrzenie, które miała nadzieję nie zdradzało jej rozpaczy.
- Ja... - znowu go zatkało, a potem palnął jak idiota - możesz podać mi kaczkę? Nikogo nie ma, a chce mi się ... sikać.

Kurwa - pomyślał.

Katha stała i patrzyła na niego jak na idiotę.
- Ty tak serio? - Zapytała w końcu.
A Mariad musiał pokiwać głową, bo faktycznie już nie mógł wytrzymać.

Dziewczyna potrzasnęła głową z niedowierzaniem. Podeszła do łóżka i schyliła sie po kaczkę.

- Dziękuję - powiedział Mariad wyciagając rękę po naczynie.
- Nie masz za co - rzuciła i odstawiła je jeszcze dalej od łóżka. Mariad popatrzyl na nią zdumiony.

- No co? - Rzuciła - podobno nie prosiłeś się o ratunek, to teraz ratuj się sam - odpyskowała i trzasnąwszy drzwiami wyszła, a wilczek z nią.

Mariad gapił się na kaczkę, której teraz już napewno nie dosięgnie i zastanawiał się jak ma to wszystko naprawić, gdy drzwi ponownie się otworzyły i wszedł Aleksiej.

- Cześć kretynie - powiedział wchodząc i siadając na łóżku.
- Co tak łagodnie? - mruknął Mariad - kretyn jest za słabe.
- Taa, masz rację - odparł Aleksiej -
Katha gadała z Sarą, coś Ty odwalił?
- Powiem Ci jak podasz mi tą cholerną kaczkę! - Wrzasnął ledwo się powstrzymując przed ulżeniem sobie na łóżku, a Aleksiej wybuchnął gromkim śmiechem.

Na dobranoc, kochani 😘
Kolorowych snów 💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro