28
Upały, ale się udało napisać, miłego czytania! ❤
Constantin odprowadził Lou pod drzwi mieszkania Lonuca i jak wariat pognał do Eili. Czekała na niego siedząc na schodach przed domem z odpalonym w telefonie Youtube'm.
- Czego słuchasz? - Spytał siadając obok niej. Odwróciła smartfona w jego stronę by zobaczył teledysk zespołu Him.
- Ville Valo? - Eili spojrzała na niego uśmiechając się szeroko.
- Znasz?
- No ba - odpowiedział jej uśmiechem - przejdziemy się?
Pokiwała głową, a jej jasne, półdługie włosy zatańczyły wokół szyi odsłaniając to, co najbardziej działało na Sargassów. Constatntin zatrzymał swoje ciemne oczy na jej tętnicy i od razu poczuł silne podniecenie. To było dziwne. Nie raz sypiał z kobietami, ale... No właśnie. Wtedy zaspokajał tylko fizyczne potrzeby. Natomiast jeśli chodzi o Eili, czuł nie tylko cielesny pociąg, ale i duchowy. W myślach nie tylko się z nią kochał, ale tulił do siebie i zasypiał przy niej. W marzeniach budował z nią przyszłość, ramię w ramię każdego dnia, tego dobrego czy cholernie ciężkiego.
Dziewczyna zeskoczyła ze schodów, wybijając go tym z zamyślenia i odwracając się powiedziała:
- No chodź - wyciągnęła rękę w jego kierunku, ale po chwili cofnęła speszona. Pokiwał głową z niedowierzaniem, że i jego to spotkało, zeskoczył ze schodów i sam chwycił ją za rękę, obserwujac jej reakcję. Słyszał przyspieszone bicie serca i płytki oddech, popatrzył jej w oczy i gładząc kciukiem wnętrze dłoni uśmiechnął się lekko, po czym pociągnął ją w stronę ogrodu.
Ruszyli przed siebie nie puszczając swoich dłoni. A Constantin szukał momentu, by zacząć temat, który chciał jeszcze dziś z nią poruszyć, ale to Eili zaskoczyła go, pierwsza zaczynając rozmowę.
- Gdy byłam mała, babcia opowiadała mi na dobranoc o wampirach. Mama się wściekała, uważając, że to historie nie dla małej dziewczynki. Ale ja je uwielbiałam.
- Widać - wtrącił rozbawiony.
- Taa... - mruknęła i kontynuowała - zawsze wiedziałam, że te historie są prawdziwe, choć gdy pytałam o to babcię, zaprzeczała.
- I dalej wierzysz, że są prawdziwe? - Zapytał czując, że wszechświat mu więcej niż tylko sprzyja.
- A Ty nie? - Popatrzyła w jego oczy i nagle pewnie powiedziała - przecież jesteś jednym z nich.
Constantin zatrzymał się gwałtownie na te słowa.
Wpatrywał się w dziewczynę zdumiony.
- Jesteś, prawda?
Nie spuszczając z niej wzroku pokiwał głową.
- Opowiesz mi jak to jest? Babcia opowiadała coś o jakiejś wyspie.
- Opowiem, ale zostaniesz na noc - wypalił zanim zdążył się powstrzymać.
- Nie, jeszcze nie dziś - powiedziała - najpierw muszę wszystko wiedzieć, poznać Cię i nie chcę żadnych tajemnic, okej?
Jak na tak niską i drobną osóbkę, miała w sobie dużo siły przebicia, co tylko sprawiło, że jego uczucia jeszcze bardziej się ociepliły, jeśli w ogóle było to możliwe.
Eili patrzyła jak postawny i groźnie wyglądający mężczyzna robi smętną minę małego chłopca, który nie dostał cukierka, godząc się z tym co powiedziała, ale choć czuła w sobie nieodparte pragnienie, by zostać na noc i spędzić ją przy jego boku, choć wiedziała już, że to ten jeden jedyny, chciała, by wszystko działo się między nimi świadomie, chciała najpierw usłyszeć kim jest, poznać jaki jest, wiedzieć kiedy się urodził, jaki lubi kolor, czego słucha, jak spędza czas wolny. A jeśli i on uważa, że ona jest tą jedyną, to i tak wszystko zmierza w jednym kierunku i nic nie stracą, a zyskają. Wspieła się na palce i ledwo dosięgając jego policzka, musnęła go lekko ustami, a jego gęsta, krucza broda połaskotała ją w wargi. Constatntin na ten gest w pierwszej chwili znieruchomiał, potem położył swoje dłonie na jej drobnych biodrach, przyciągając ją do siebie i zamykając w ramionach. Wtuliła się w niego czując jak opiera brodę na jej głowie i pierwszy raz w życiu poczuła się całkowicie bezpiecznie, a tego brakowało jej od dziecka.
Gdy po dłuższej chwili Constantin odsunął ją od siebie, zapytał:
- Odwieźć Cię do domu?
Gdy już chciała coś odpowiedzieć dodał miękko:
- Nie myśl, że masz jakąś możliwość odmowy - zachichotał jak nastolatek - masz do wyboru tylko dwie opcje, albo Cię odwiozę, albo odprowadzę.
Roześmiała się uroczo, a wielki wojownik poczuł, że topnieje na dźwięk jej śmiechu.
- To potuptamy i opowiesz mi Waszą historię - rzuciła, na co Constatntin skinął głową i obejmując ją ramieniem, skierował się do bramy wjazdowej na posiadłość. A Eili zaczynała rozumieć, o co chodzi z tym całym zauroczeniem i zakochaniem.
Dali obudziła się wtulona z jednej strony w Catalina, a z drugiej tuląc Maisy. Nadal uważała, że to co się przytrafiło jej córce, było conajmniej dziwne, ale gdy dowiedziała się kto jest ojcem córki, była pewna, że brudna krew Arcanosa, żyje w żyłach jej gwiadeczki, swoim własnym życiem. Maisy nie tylko wyszła z ciała, ale przestała na jakiś czas widzieć. Rozmyślajac wysunęła się z ramion Catalina delikatnie odsuwając córkę. Wzięła szybko prysznic, ubrała się i poszła do Juliana i Tomi. Chciała poruszyć z nim temat wpływu krwi Arcanosa na Maisy. Natknęła się na niego, gdy wychodził z mieszkania.
- Cześć Julian, mam... - zaczęła, ale jej przerwał.
- Nic nie mów, pogadamy u mnie - widząc niezwykłe zaoferowanie Juliana zamilkła.
Pokiwała zdumiona głową i ruszyła za nim. Gdy weszli do środka gabinetu zobaczyła, że są tu wszystkie kobiety z kwatery, oprócz Tomi.
- No nareszcie, śpiochu! - Sara wyrzuciła ręce w górę - kazałeś nam być na 7, a jest 7:20.
- Najlepszym się zdarza - wyszczerzył się do nich.
- Nie pochlebiaj sobie - parsknęła śmiechem Carolyn - po co tu jesteśmy?
- Już wyjaśniam - stanął pośrodku i pełen entuzjazmu zaczął.
- Gdy wróciłem z Polski wraz z Tomi, rozmawialiśmy wieczorem o tym, że dla Sargassów Zawiązanie to jak u ludzi ślub. Opowiadała mi, że jej rodzice tzn. dziadkowie, tzn... - spojrzał przepraszająco na Carolyn, ale kobieta ponagliła go skinieniem głowy, na co uśmiechnął się z wdzięcznością - oj, wiecie o co mi chodzi - Julian ze zdenerwowania plątał się jak chłopak na pierwszej randce - zawsze jej powtarzali, że będzie najpiękniejszą panną młodą
- I? - Katha ponagliła go gestem ręki.
- I chciałbym - wciągnął z synkiem powietrze, by dać sobie choć trochę przerwy - i chciałem... chcę wziąć z Tomi ślub. Chcę spełnić jej marzenie, chcę, by była szczęśliwa i by była najpiękniejszą panną młodą na ziemi. I chciałem byście mi w tym pomogły.
Zakończył na jednym tchu i patrzył na dziewczyny, uśmiechały się do niego, z wyjątkiem Carolyn. Ona z kolei osunęła się po ścianie i usiadła pod nią skrzyżnie.
- Źle się czujesz? - zapytał podbiegając do niej.
- Nie, wszystko dobrze, po prostu cieszę się, że odnalazłeś moją siostrę - powiedziała wzruszona - ze względu na Was oboje oraz ze względu na mnie i na nią. Będziesz dobrym szwagrem i wujkiem - zaśmiała się.
Julian uśmiechnął się ciepło, jednocześnie jakby odruchem bezwarunkowym, łapiąc Carolyn za nadgarstek i mierząc jej puls. Gdy upewnił się, że wszystko jest w najlepszym porządku, wyprostował się i zapytał.
- To co, mogę na Was liczyć?
- Jasne - rzuciła Sara.
- Oczywiście - usłyszał mruknięcia.
- Jaki jest plan? - Zapytała Carolyn.
- Dziś jest środa- zaczął ożywiony - ślub planuję na piątkowe popołudnie, myślę, że tak 17-18 będzie ok. Będę potrzebował waszej pomocy przy dekoracjach w ogrodzie, przy wyborze sukni, trzeba zrobić jakieś przekąski dla Carolyn i Tomi. Może będzie też Lou. Muszę ogarnąć gdzie to wszystko zamówić, nie wiem też, co zrobić z Tomi, bo przecież jak tu zostanie, będzie widzieć przygotowania. Chciałbym, by Śnieżka też była udekorowana i by miała na szyi woreczek z obrączkami. Braci poproszę o przyniesienie i rozłożenie krzeseł i stolików. Chciałbym spróbować na ten dzień wybudzić Mariada, Twojego Joe również, bo i tak musiałbym to zrobić w najbliższym czasie, by go zbadać - tu znów spojrzał na Carolyn - i zaprosić kilku bliskich mi Sargassów.
- Ja zajmę się Tomi - powiedziała Carolyn - pojedziemy na miasto, może w końcu zdobęde się na odwagę i zajrzę do mojego domu, pokażę jej kawałek swojego dawnego życia, wyciągnę ją na jakieś zakupy, w każdym bądź razie coś wymyślę.
- Nadian Cię nie wypuści w takim stanie - mruknął Julian jednocześnie, zachwycony tym pomysłem i zrezygnowany, bo nie wierzył, że przywódca puści je same do centrum Nowego Orleanu.
- Chcesz się założyć? - Kobiety zachichotały wpatrując się w Juliana. Mierzył Carolyn wzrokiem, ale gdy zobaczyła błysk rozbawienia w jego oczach wiedziała, że przyjmie zakład.
- Dobra, jak Cię puści bez obstawy, daję Ci 100 dolców, jeśli nie, to Ty mi dajesz.
- Jeśli puści mnie bez obstawy... - zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią i nagle wpadła na genialny pomysł - jeśli puści mnie bez obstawy, gdy urodzę, będziesz zostawał raz w tygodniu jako niania - parsknęła śmiechem.
Julian przywrócił oczami, ale powiedział:
- Umowa stoi!
- Jaka umowa? - Do pomieszczenia wszedł Nadian, kierując się od razu do swojej partnerki i składając na jej ustach przy wszystkich gorącego całusa.
- Umowa na zakup kwiatów, Julian zamierza w piątek wziąć ślub z Tomi, taki jak u ludzi, bo zawze tego chciała - Carolyn wyprzedziła Juliana w odpowiedzi.
- Wow - rzucił Nadian nie wiedząc co powiedzieć. Żałował, że sam na to nie wpadł. Dotarło do niego, że przyjął za oczywiste, że będą żyć zgodnie z tradycjami jego ludu, a przecież lud Carolyn też miał swoją historię i zwyczaje.
- Dokładnie, wow - powiedziała Carolyn nagle robiąc smutną minę - szkoda, że już się nie mieszczę w sukienki - pogłaskała się po lekko wypukłym brzuchu - siostra panny młodej powinna mieć coś ekstra, prawda skarbie? - dodała mówiąc do brzucha.
Julian ponownie przewrócił oczami, a Nadian się rozczulił.
- Możemy pojechać razem i coś sobie wybierzesz - rzucił.
Reszta przysłuchiwała się ich rozmowie obstawiając kto wygra.
- Chętnie - uśmiechnęła się szeroko - tylko weźmiemy Tomi, dobrze? Tyle się dzieje w kwaterze, że Jeszcze nie miałyśmy czasu na siostrzane pogaduchy sam na sam - dodała.
- No tak... - odpowiedział Nadian - może pojedziecie we dwie? Tylko będziemy cały czas w kontakcie myślowym, ok? I jedziecie w ciągu dnia, nie wieczorem - dodał widząc jak na twarz Carolyn wypełza uśmiech.
- Jesteś kochany - uśmiechnęła się, zdziwiona, że poszło tak gładko. Spojrzała z triumfem na Juliana.
- Jędza - wyczytała z ruchu jego warg, pokazała mu język, co wywołało salwę śmiechu.
Gdy wszyscy wyszli, Julian przypomniał sobie o Dali, podejrzewał, że chciała coś ważnego, ale po chwili, znowu uciekł myślami do piątkowego dnia.
- Czas zająć się realizacją - mruknął do siebie i odpalił najlepszy na świecie komputer.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro