Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Julian po kilku godzinach buszowania w internecie uzyskał informacje na temat matki Carolyn i miejscowości, z której pochodziła. Spakował się w kilka minut i zostawiając z nawiązką opłatę za pokój, ruszył na Podhale. Nie widział już dawno polskich gór z bliska i cieszył się, że pojawiła się okazja, by zwiedzić kawałek drugiej ojczyzny. Dotarł na dworzec PKP, kupił bilet i po czterdziestu minutach doczekał się na pociąg do Zakopanego.
Gdy wsiadł do przedziału, połączył się z Nadianem. Skupił się na tym na tyle, że nie rejestrował kto wsiada do pociągu ani kiedy pociąg ruszył.

Nadian?

O Julian, co u Ciebie?

Wszystko ok, jadę teraz do wioski, z której pochodziła matka Carolyn. A jak ona się trzyma?

Cały czas jest słaba, ale dużo lepiej niż wtedy, gdy dostała moją krew.

Uściskaj ją ode mnie.

Chyba żartujesz. Zapomnij!

Usłyszał w głowie rozbawiony głos przywódcy.

- Ha, ha, ha - roześmiał się na głos, zapominając, że nie jest sam w przedziale.

Cały czas i bawiła i dziwiła go zaborczość, którą widział u Nadiana i Aleksieja. Wątpił, by kiedykolwiek ponownie zaufał kobiecie, by jeszcze kiedyś się zakochał. Szanował i Nadiana i Aleksieja, ale za bardzo im odbiło, gdy się zakochali. Jednocześnie zaobserwował, że są pewniejsi siebie, więcej się śmieją przy swoich kobietach i to co najważniejsze, że zniknął z ich oczu mrok. Julian nie liczył na cud w tej kwestii. Wiedział, że gdy mrok przejmie kontrolę, będzie tak, że go nie pokona i stanie się zbuntowanym. Chyba, że powstrzyma przemiany w DNA Sargassów. Już kilka lat nad tym pracował, ale bez spektakularnych efektów.

- Mógłyby pan być trochę ciszej?- usłyszał kobiecy głos i gęsia skórka pokryła całe jego ciało. Dosłownie czuł jak podnoszą mu się włoski na skórze od stóp, przez nogi, brzuch, ramiona, policzki i w końcu na całej głowie. Podniósł spojrzenie i napotkał wpatrzone w siebie najbardziej niesamowite oczy jakie widział w życiu. Chyba tylko " lazurowe" było tu odpowiednim określeniem. Przed nim siedziała, może dwudziestopięcioletnia, dziewczyna o cudownych oczach, bardzo jasnych włosach i zmysłowych, różowych ustach.

- Przepraszam - mruknął speszony i dalej się na nią gapił.
- Jestem gdzieś brudna? - spytała paraliżując go spojrzeniem.
- Nie, przepraszam - rzucił jeszcze raz, spróbował skupić się na czymś innym, ale niestety bezskutecznie. Jego myśli ciągle wracały do dziewczyny. Znowu na nią popatrzył, a ona niewiadomo skąd wiedziała, kiedy to zrobił bo od razu podniosła głowę.
- Czemu się pan tak na mnie gapi? - jej dźwięczny głos dotarł, aż do jego umysłu, by i tam zasiać spustoszenie.
Julian nie wiedział co mu strzeliło do głowy, po prostu odpowiedział.

- Ma pani niesamowite oczy, nigdy w życiu takich nie widziałem - otworzył się wbrew sobie.
- Tani podryw - dziewczyna prychnęła i wróciła do czytania książki autorstwa Susan Sontag pt.: Przeciw interpretacji i inne eseje. Julian zakodował sobie w głowie autorkę i tytuł książki, by po powrocie do Nowego Orleanu odnaleźć ją w swoich zbiorach. Pamiętał, że gdy została wydana w 1966 roku, od razu ją kupił, jednak nigdy nie mógł się przekonać, by ją przeczytać. Aż do teraz.

Wojownik pilnował się przez całą drogę, by jego spojrzenia na nieznajomą były ukradkowe. Na szczęście czy nieszczęście, podróż nie trwała długo. Gdy pociąg dojechał do Zakopanego okazało się, że oboje wysiadają na tej samej stacji.
Na dworcu po raz ostatni popatrzył na dziewczynę, a gdy się odwróciła uśmiechnął się lekko, na co ona pokazała mu język.

Serio? - pomyślał – ale z niej dzieciak!

I już miał się odwrócić w drugą stronę, gdy zobaczył jak rzuca się w ramiona jakiemuś chłystkowi, który od razu zaczął ją całować.

No co za typ – warknał, po czym uświadomił sobie, że nie powinno go to absolutnie obchodzić... Nie powinno, a jednak...
Zebrał w sobie siłę i odwrócił się od wkurzającego widoku. Ruszył w przeciwnym kierunku, by poszukać noclegu, najlepiej nie w samym Zakopanym, gdyż nie przepadał za zatłoczonymi miejscami. Od towarzystwa wolał książki, laptopa, zwierzęta... Właściwie wszystko wolał bardziej niż towarzystwo. Swobodnie czuł się tylko ze swoimi współbraćmi. Mijał właśnie jakiegoś wiekowego górala w regionalnym stroju, który zagabywał wychodzących z dworca przyjezdnych o nocleg.
Podszedł więc bliżej.
- Witajcie, ma pan wolny pokój?
- A witajze chłopce, a mam, w Skrzypnem.
- Daleko? - spytał Julian.
- A będzie pół godziny, dwadzieścia dwa kilometry.
- Może być – rzucił Julian zdając się na los. Chyba zresztą pierwszy raz w życiu. Spontaniczność nigdy nie była w jego stylu. Jako mózgowiec wierzył w to czego dotknął lub doświadczył, planował wszystko krok po kroku, zapisywał w laptopie i dla pewności w kalendarzu. Ustawiał alarmy i przypomnienia.

A dziś... Zrzucił to na karb pośpiechu, jaki nim kierował, by jak najszybciej się wszystkiego dowiedzieć, pomóc Carolyn i wrócić do siebie.

- Z daleka jesteś chłopce? - góral zrobił mu miejsce obok i gdy Julian wsiadł, rzucając plecak na wóz, krzyknął na konia.
- Wio, Śnieżko!
- Jest piękna - powiedział Julian patrząc na białą klacz, która ruszyła przed siebie.
- Bardzo. Co cię chłopce do nas sprowadza? - Góral zręcznie prowadził rozmowę, do tego stopnia, że Julianowi nie nudził się nawet korek na "zakopiance". Był szczerze zdziwiony, że tak swobodnie toczy się między nimi pogadanka. Doszedł do wniosku, iż to dlatego, że starszy człowiek naprawdę miał ciekawą osobowość. Wiele w życiu przeszedł i emanowała z niego ludowa mądrość. Właśnie z takimi ludźmi, Julian mógłby mieć do czynienia cały czas. Nie lubił współczesnego świata. Nie chodziło mu o postęp, co o zabieganie i pomijanie przez ludzi tego co najważniejsze. Rozwój przemysłu i techniki miały ludziom pomóc mieć więcej czasu dla bliskich, dla rodziny.

Lub na przykład dla córki.

Julian tego czasu nie dostał. Dlatego tak go denerwowali ludzie, którzy marnotrawili chwile na nieistotne sprawy.
- Prrrrr! No, jesteśmy na miejscu - mruknął góral, gdy Śnieżka się zatrzymała.

Julian zeskoczył z wozu i podał rękę mężczyźnie.
- Bóg zapłać, chłopce – powiedział starszy człowiek poklepując go po dłoni.
- Proszę mi mówić Julian – odpowiedział uśmiechając się. Podszedł do klaczy i pomógł góralowi, ściągnąć uprząż. Klacz parsknęła i zaczęła wciskać pysk w dłonie Juliana.

- Daj jej - góral podał Julianowi suszone plastry jabłka, które miał w kieszeniach - tego szuka – roześmiał się.

Śnieżka od razu poczuła przysmaki i wyskubała je z ręki wojownika. Wtedy Julian przypomniał sobie co Aleksiej i Nadian opowiadali o wilkach z wyspy i innych zwierzętach.Postanowił spróbować.

Cześć, Śnieżko, jesteś śliczna – wysłał myśli do klaczy.

Klacz zarżała radośnie i pochyliła pysk do Juliana, jakby się w niego wtulając - Dziękuję, Julianie.

Słysząc jej myśli w swojej głowie, wojownik poczuł się szczęśliwy.

 
*

Tomiła pożegnała się "czule" z Adamem i weszła do izby.

- Witaj, matulu - zaskoczyła kobietę stojącą przy piecu nad garnkiem z zupą. Chochla wypadła z rąk kobiecie, która choć była posunięta w latach, a siwe włosy połyskiwały pod barwną chustą, podbiegła do dziewczyny i schowała ją w ramionach.

- Dziecko, wróciłaś - otarła fartuchem łzy z spod powiek. Złapała dziewczynę za ręce i pociągnęła do stolika przy oknie.

- Opowiadaj! Na długo wróciłaś? - spytała, ale odwróciła się od córki, gdy usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi, a potem wycieranie butów.

- Ojciec wrócił – uśmiechnęła się kobieta - był po turystów.

Tomiła zerwała się z krzesła i wybiegła z izby, by się z nim przywitać.
- Tatulu - zawołała wtulając się  mocno w ojca. Szczęśliwa wciągnęła zapach siana i koni. Oparła brodę o jego ramię otulając rękami jego plecy. I wtedy jej spojrzenie napotkało niebieskie oczy, które znowu się na nią gapiły. Odsunęła się od ojca i patrząc na Juliana rzuciła.

- Poważnie? To znowu Ty? - Julian wpatrywał się w lazurowe oczy dziewczyny z pociagu i nie mógł powstrzymać uśmiechu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro