14
- Nadian! - Carolyn obudziła się i od razu poczuła, że coś się zmieniło. Szturchneła swojego partnera, ale mruknął tylko coś pod nosem. Pomyślała, że da mu trochę odpocząć, bo przecież ostanie dni miał bardzo wyczerpujące i fizycznie i psychicznie. Czując się jak nowo narodzona, powoli spuściła nogi z łóżka. Gdy nie odczuła, żadnych zawrotów głowy, wstała i zrobiła kilka kroków. Nic się nie działo. Nie czuła osłabienia, oddychała bez trudu, a serce biło miarowym rytmem. Postanowiła, że jeśli tylko dojdzie sama do łazienki, weźmie prysznic. Udało jej się to bez trudu. Rozebrała się spokojnie, wzięła z wieszaka ręcznik i weszła do kabiny przerzucajac ręcznik przez drzwi. Jedna ze ścian była pokryta taflą lustra. Przejrzała się w nim zdumiona. Jej ciało było jasne, zdrowo zaróżowione, bez żadnych przebarwień, bez krwiaków, bez zsiniałych ciemnych żył. Nie miała pojęcia, dlaczego tak się stało, ale nie zamierzała narzekać. Położyła rękę na brzuchu dostrzegając, że jest już lekko powiększony. To było niesamowite uczucie. Całe dotychczasowe życie, była pewna, że nie może mieć dzieci. A teraz rosła w niej malutka Tomi. Nie rozmawiała jeszcze z Nadianem o tym, jakie, by chcieli dać dziecku imię, ale była pewna, że to, które wybrała, spodoba mu się.
Pierwszy raz od kilkunastu dni wykąpała się o własnych siłach. Umyła głowę, wyszorowała ciało, ogoliła nogi i ani razu nie zrobiło jej się słabo. Wyszła spod prysznica, owinęła się w miękki, niebieski szlafrok i wróciła do pokoju. Nadian ciągle spał, dlatego postanowiła pójść do Tomi i Juliana. Chciała by potwierdził jej cudowne ozdrowienie. Ubrała się i napisała jeszcze kartkę do Nadiana układając ją na szafce po jego stronie. Zanim wysłałby do niej swoje myśli, najpierw pomyślałby o najgorszym. Po przejściu kilkuset metrów nadal czuła się dobrze. Zapukała do Juliana i gdy usłyszała po polsku "proszę ", weszła do mieszkania.
- Carolyn! Co Ty robisz? - Julian, który wyszedł z łazienki wycierając włosy, rzucił się w jej stronę, wziął na ręce i szybko położył ją na kanapie. Z sypialni wyszła Tomi.
- Jezu, co Ty tu robisz!? - zawołała i już była przy niej. Carolyn odepchneła Juliana, który okrywał ją właśnie kocem i odezwała się głośno.
- Uspokójcie się! Nic mi nie jest! Popatrzcie na mnie.
Odrzuciła koc i usiadła.
- Dobrze się czujesz? - Julian złapał ją za rękaw i podciągnął go do góry - nie ma krwiaków! A reszta ciała?
- Nic, żadnych śladów. Wstałam o własnych siłach, wzięłam sama prysznic, nie miałam mdłości, nic. Odkąd się obudziłam czuję się bardzo dobrze.
- Coś się jednak zmieniło i to w jedną noc. Pójdziemy zaraz do laboratorium i zrobimy wszystkie badania. Idę się ubrać.
Gdy Julian zniknął w sypialni Carolyn wzięła Tomi za rękę.
- Musimy nadrobić stracony czas...
- I pochować moich rodziców i naszych dziadków.
- W ogrodzie spoczywa Dawid, to był mój... tzn. nasz stryj od strony matki - poprawiła się Carolyn. Poczuła jak Tomi spieła się na wspomnienie o matce.
- Jaka ona była? Kochała Cię chociaż?
- Chyba tak, nigdy nie dała mi odczuć, by mnie nie kochała. Nie była super matką, choć nie dlatego, że czegoś mi brakowało...Po prostu uzależniła się od tego...
- Nie musisz kończyć, Julian mi opowiadał, co on Ci zrobił - Tomi przytuliła się do Carolyn.
- Mnie Nadian wspominał co spotkało Cię w Zakopanym, ile to trwało?
- Kilkanaście lat...
- Sukinsyny - prawie warkneła w odpowiedzi.
- Już jest dobrze - Tomi podniosła głowę patrząc na Carolyn - miło było usłyszeć, jak starsza siostra reaguje w Twojej obronie.
- Jestem starsza? - spytała ciekawa.
- Tak - Tomi pokiwała głową - o prawie 6 minut.
Siostry zamilkły, gdy z sypialni wyszedł Julian. Niechętnie odsuneły się od siebie, co wywołało na twarzy mężczyzny uśmiech. Znał obie kobiety i wiedział, że z czasem otworzą się na siebie, ale stało się to tak szybko. Jakby zawsze wiedziały, że mają siebie i tylko czekały, aż ktoś je połączy.
- Chodźmy już, bo nie mogę się doczekać badań - mruknął pod nosem.
- Myślałam, że to ja Cię najbardziej kręcę - Tomi podeszła i przytuliła się do niego.
- No cóż, każdy ma prawo się mylić ...
- Ej! - Tomi klepneła Juliana w ramię, a Carolyn uśmiechnęła się na ich widok.
Gdy siostry i Julian szli do laboratorium, obudził się Nadian. Jego kobieta gdy zapytał, wyjaśniła mu w myślach, co się wydarzyło. Mieli się spotkać w królestwie Juliana, więc wziął szybki prysznic i po chwili wskoczył w ubranie i wyszedł do laboratorium.
- Hej kochanie, cześć szwagierko, Julian - Nadian wpadł do sali, jakby się paliło. Przypadł do Carolyn i nie mógł uwierzyć, że w jedną noc tak się zmieniła. Jej jasna twarz promieniała szczęściem i spokojem.
- Hej - pocałowała go na przywitanie - budziłam Cię, ale nie chciałeś wstać.
- Nawet tego nie pamiętam. Co się dzieje?
- Jeszcze nie wiemy - mruknął Julian. Pobrałem krew do badania, mocz, a teraz chodźcie do pracowni, zrobimy USG.
Carolyn leżała na łóżku, a Julian prowadził głowicę po skórze brzucha. Nadian wpatrywał się na zmianę, to w monitor urządzenia, to znowu na lekko zaokrąglony brzuch Carolyn.
- Tu widzicie główkę, Nadian widzisz? - przewodnik śledził wzrokiem jego palec i pokiwał głową - Tu mamy tułów i serduszko, o właśnie córeczka napiła się płynów owodniowych, w tym miesiącu tego nie poczujesz, ale już w piątym będziesz mogła rozpoznać, kiedy przecholuje i dopadnie ją czkawka. Myśleliście już nad imieniem?
Julian podał Nadianowi papierowe ręczniki, by wytarł brzuch Carolyn z żelu, a sam zaczął wpisywać dane do wydruku.
Nadian, jeśli byś się zgodził to... - zaczęła Carolyn, ale jej przerwał.
Wpadłem na ten sam pomysł.
Uśmiechnęła się ciepło do niego i odpowiedziała.
- Tak, co do imienia jesteśmy zgodni.
- Zdradzicie nam? - dopytywał Julian.
- Wybraliśmy imię Tomisława, po ślicznej cioci - rzucił Nadian puszczając oczko do siostry swojej partnerki.
Tomi stała jak posąg wpatrując się w nich. Drobne łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
- Tomi? - Julian patrzył zdezorientowany.
- Spokojnie chłopie - Nadian poklepał go po plecach - ona płacze, bo jest szczęśliwa.
Tomi pokiwała głową.
- Kobiety tak mają - wyjaśniła mu wycierając chusteczką nos - dziękuję kochani - wyszeptała wzruszona.
Julian pokiwał głową i się odezwał.
- Zatem Tomi Daninska ma około 7 cm i waży 19 gram. Potrafi już zginać nóżki i machać rączkami. Nawet może ssać kciuka. Jest jeszcze za mała by dotknąć ścianki macicy, więc na razie jej nie poczujesz, ale już niedługo. Natomiast jej serduszko przeszło największą przemianę. Bije pewnie i spokojnie, puls książkowy. Ogólnie maleńka jest spokojna, nie to co kilka dni temu.
- Miejmy nadzieję, że tak już pozostanie do końca - westchnęła Carolyn.
- Mocno w to wierzę - Tomi wzięła ją za rękę i patrząc na brzuch zapytała.
- Mogę?
Nadian się odsunął, a Tomi pochyliła do brzucha.
- Cześć Tomi - szepnęła - tu ciocia, nie mogę się doczekać, by Cię zobaczyć.
Kathatuka wstała wcześniej, żeby pobiegać ze Stubbornem. Dopiero poznawała okolicę Nowego Orleanu i obrzeża posiadłości. Zbliżała się właśnie do Bagien Luizjany, gdy do jej uszu doszły ciche pojękiwania.
- Stubborn, słyszysz to? - spytała.
Tak, poznaje zapach, to Mariad.
Wilczek zaczął węszyć z nosem przy ziemi.
Katha, szybko, czuję jego krew.
- O Boże! - wystraszyła się nie na żarty.
Puścili się oboje biegiem, a Katha w myślach przywołała Luke. Był jedynym Sargassem w kwaterze, z którym wymieniła krew.
Luke, Stubborn wyczuł rannego Mariada, przejrzyj we mnie drogę i przyjdźcie do nas.
Luke i Lonuc, ćwiczyli właśnie, gdy młody odebrał komunikat. Zagapił się chwilę i stopa Lonuca powaliła go na matę.
- Młody, miałeś zrobić unik do cholery - wkurzył się Lonuc.
- Kathatuka mówi, że wilczek wyczuł na bagnach rannego Mariada.
Lonuc nie odezwał się ani słowem tylko błyskawicznie wybiegł z sali, a Luke podążył za nim.
Katha, mam go - dziewczyna usłyszała czworonożnego przyjaciela - jesteśmy na wprost Ciebie.
Po chwili dobiegła do leżącego na wilgotnej ziemi Mariada i spojrzała na jego sylwetkę. Zrobiło jej się słabo.
- Boże, kto Ci to zrobił?
Prawa noga...
Nie było jej! Ktoś oderwał, albo odgryzł Mariadowi nogę w połowie uda. Krew płynęła, a ona stała jak zahipnotyzowana patrząc na widoczne mięśnie i ścięgna.
Katha!
Usłyszała Luka i to wybudziło ją z odrętwienia. Przesłała mu mapę miejsca.
- Mariad, słyszysz mnie? Mariad! - zawołała i zaczęła nim potrząsać.
Gdy otworzył oczy powiedziała wyraźnie.
- Spowolnij procesy, dobrze?
Zaprzeczył głową.
- Musisz!
- Nie chcę... chcę umrzeć... mrok... - wydusił z siebie i stracił przytomność.
Katha uważaj! - usłyszała wilka - za Tobą!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro