Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Instinct or humanity?

Jak cienka jest granica czyjegoś zaufania, kiedy już raz go doszczętnie zniszczysz? Czy w ogóle kiedykolwiek będzie ono w stanie się odbudować? Czy od teraz każdy twój krok będzie już stąpaniem po kruchym lodzie, aż w końcu utoniesz w morskiej toni i na zawsze stracisz swoją bratnią duszę, rozrywając tym samym wszystkie grube, czerwone sznurki, które wydawały się was łączyć w często zwane: „na zawsze"

Kto jak kto, ale Jimin znał to gorzkie uczucie niepewności, gdy każde słowo padające z jego ust zdawało się błędne. W końcu odzyskanie zaufania Yoongiego po tym, co mu zrobił, mogło się wydawać niemożliwe, a jednak dał mu szansę.

W rzeczy samej nie rozumiał decyzji swojego hyunga, gdyż on sam nie byłby w stanie sobie wybaczyć, nie wspominając, że do tej pory męczą go wyrzuty sumienia.

Początkowo myślał, że białowłosy chce się na nim zemścić poprzez roztrzaskanie go na kawałki tak samo, jak on to zrobił miesiąc temu i jakkolwiek to dziwnie nie brzmi, to w sumie nie miałby nic przeciwko. Zasługiwał na to, aby zostać oplutym i zmieszanym z błotem.­

Skoro teraz tu jest, pomiędzy szczytami górskimi, gdzie zrywają się tak mocne i chłodne wiatry, że jest prawie pewien, że są one w stanie skruszyć niejedno ciepłe serce, to chyba ponownie, jak ten głupiec chce stracić w oczach przyjaciela.

Chciał choć raz zebrać się na odwagę i odkryć swoje uczucia przed białowłosym, który wbijał mu nóż w plecy, jakoby nieświadomy, że trzyma ostre narzędzie i plami je krwią kogoś, komu w akcie zwykłej sympatii obejmuje ramieniem i tarmosi włosy tym samym, elektryzując kosmyki sprawiając, że brunet wygląda, jakby urwał się z filmu o szalonych naukowcach.

Wciąż jednak po tych wszystkich świństwach, które mu wyrządził – czy to dobry pomysł?

Wie, że najlepiej byłoby sobie odpuścić uczucie, które zabija go każdego dnia na nowo. Nie zasługiwał nawet, aby je czuć, bo był obrzydliwy w swoich oczach. Nienawidził siebie z całego serca, bo kiedy nie widział drogi, to tworzył własną stworzoną z czyiś kości.

Gdyby tylko wiedział, że tu czai się zło.

Jest głodny, bo ludzie od zawsze karmią go czułym słowem, acz nie czynem.

Niedługo stanie twarzą w twarz z wilczym głodem, którego niespokojna dusza nie jest w stanie zgładzić.

Nie wiedział, czy nie jest w stanie się doczekać, czy raczej wolałby odwlec w czasie nieunikniony ból. Jego naiwne serce wciąż wierzyło, że Jiyeon nie jest na tyle poważnym związkiem, aby Yoongi nie był w stanie z niej zrezygnować dla niego.

Wierzył w to szczerze, mimo że na jej palcu połyskiwał pierścień wysadzany jakimś drogocennym kamieniem, który całkiem niedługo miał zostać zastąpiony obrączką, mimo że przeszli już jedną z najcięższych prób dla ich związku, który ciągnął się już od czasu studiów i mimo że w tym towarzystwie był najbardziej zbędnym elementem. Chwastem, który psuje całą kompozycję kwiatową i trzeba go wypielić.

Och, jak ciężko było mu udawać radość z wiadomości o zaręczynach przyjaciela, kiedy ten przyszedł do niego w skowronkach, głośno manifestując: „Zgodziła się!".

Czuł, jak jego serce obrasta w lód, a on tylko ma ochotę rozpłakać się nad dobrocią serca Mina ukrytą pod jego zimną ekspresją twarzy, bo gdy wybaczył mu również i wybaczył jej. Choć była niewinna. To wszystko, co się wydarzyło zeszłego miesiąca, było winą jego własną, a nie jej. Nie dopuszczał do siebie nawet myśli, że to przewinienie obustronne.

Tak bardzo chciałby powiedzieć, że ta jest nieodpowiednią osobą, ale skłamałby. Dławiłby się tym plugawym kłamstwem, bo Young była najurokliwszą kobietą, jaką kiedykolwiek miał okazję poznać. Nie tylko śliczną, ale i z ambicjami, pracującą ciężko, aby nie tylko móc mieć własny standard życia, ale i okazać wdzięczność swoim rodzicom za trud włożony w jej wychowanie i tak naprawdę jedyna jej wada do tej pory była ta spowodowana przez niego.

To on był tutaj gburem. Zazdrosnym, którego uprzedzony ton nie zniechęcał czarnowłosej do podtrzymywania konwersacji, gdy po raz pierwszy się spotkali, a w jego głowie już rodził się szatański plan.

Ona wykazała się klasą i uprzejmością, a on później tego wieczora miał okazję jedynie głośno kłócić się z Yoongim, który nie rozumiał, co go ugryzło.

A prawda od zawsze była taka, że gryzła go miłość. Chwytała za serce i wbijała w nie szpony, powodując małe ranki, z których wypływały strużki krwi. Zaklejenie plasterkiem tu nic nie da, ale na krótszą metę to było wystarczające rozwiązanie.

Dlatego teraz pławił się w chwili, kiedy kolejka górska prowadziła ich na szczyt góry, a on cieszył się dźwiękiem ich wspólnych śmiechów, kiedy dzielili się swoją ekscytacją na ten weekend oraz wspólnymi planami. Narty, strzelnica i wiele innych pomysłów przewinęło się przez ich głowy. W końcu skoro znajdują się właśnie w malowniczych górach Laurentyńskich, powinni czerpać garściami z wszystkich atrakcji, które mają one do zaoferowania.

— W końcu udało nam się wybrać w podróż życia, co nie? — powiedział Yoongi żartobliwie, szturchając drugiego w bok.

— Tak, podróż życia — odparł młodszy, próbując ukryć to, jak bardzo się stresuje. Przyjechał tu z jednym głównym celem i zwyczajnie nie wyobraża sobie wyjechać stąd z pustymi rękoma poza zdjęciami, które zdążył zrobić, będąc w kabinie, które ślamazarnie, ale wciąż pięła się w górę niebezpiecznie skrzypiąc.

— Ej, co ty. Wyluzuj się, nie jedziemy w końcu na stypę czy coś. Może w schronisku poznasz jakąś fajną kobietkę i wiesz — rzucił żartobliwie, poruszając brwiami znacząco, czym zapeszył Jimina, który nie rozumiał, skąd starszy brał tyle dystansu do siebie, szczególnie po tym, co się stało.

Min był w błędzie, wszystko zrozumiał źle przez wydarzenie ostatniego miesiąca. Gdyby tylko wiedział, jak daleko jest od prawdy i że marzenia jego przyjaciela zdecydowanie nie przedstawiają się w postaci nagiej dziewczyny o zgrabnej posturze w jego łóżku. W tym świecie głupio było się przyznać, że liczy na prawdziwe uczucie, a już tym bardziej że liczy na to uczucie ze strony osobnika tej samej płci co on.

Yoongi wyjął telefon z tylnej kieszeni swoich ocieplanych spodni zaraz po szybkim prześledzeniu tekstu na wyświetlaczu z prędkością światła zaczął odpisywać na wiadomość — Jiyeon już jest w schronisku — powiedział spokojnym głosem nadal trzymając urządzenie w dłoni, ale już zablokowane.

— Jak to jest w schronisku?! — krzyknął zdenerwowany brunet podnosząc się z swojego miejsca, na co od razu ich środek transportu zareagował bujnięciem — To miał być nasz męski wypad pojednania po... naszej kłótni. Skąd ona się tu wzięła?! — Park nie mógł opanować nerwów i jedyne, co to cały czas nie mógł przestać wywiercać dziury w Minie, który nawet łaskawie nie zdecydował się przedyskutować z nim tej kwestii.

— Nie uważasz, że ona też jest tutaj potrzebna? Ta sprawa dotyczy nas wszystkich, ona także jest pokrzywdzona — odparł białowłosy ze stoickim spokojem, który przypisany był w jego charakterze, nie chciał mieszać się w kłótnie z młodszym, ale tutaj właśnie rozpalił ogień, który z goryczą zaczął muskać całe ciało bruneta mocno zaciskającego swoje dłonie w pięści.

— Ach, tak. Zapomniałem, że jestem tu najgorszy i jedyny winny — rzucił głosem przesiąkniętym ironią i wyrzutem. To był zwyczajnie przykre, czuł się jak intruz i ledwo potrafił powstrzymać łzy. Jego własne sumienie trawiło go z dnia na dzień coraz bardziej szepcząc mu do ucha zimne jak lód słowa: "to wszystko twoja wina", ale wciąż na każdym kroku wszyscy muszą mu to przypominać.

— To wcale nie- — próbował wytłumaczyć starszy również wstając, ale do cna rozczarowany mężczyzna, stojący na drugim krańcu kabiny nie pozwolił mu dokończyć tych durnych słów.

— Właśnie, że tak. Miałeś to na myśli, więc to powiedziałeś. Przestań tłumaczyć się, Min. Nie chce mi się ciebie słuchać, jak kolejka zatrzyma się u góry ty sobie biegnij do Jiyeon, a ja wrócę do domu. Nie mam zamiaru wtrącać się w wasze kółeczko wzajemnej adoracji.

— Przestań zachowywać się jak obrażona baba — rzucił, jak myślał na odchodne, białowłosy, szybko jednak udowodnił sam sobie, że teraz będzie tylko gorzej.

Jimin wstał, łapiąc go za szary szal spoczywający na jego szyi i z tym głębokim bólem ukrytym za wściekłością patrzył w ciemne tęczówki, jakoby nie dowierzając, że tak owe słowa mogą paść z tych ślicznie skrojonych różowych ust, których dotknięcie swoimi utarło się w jego głowie, jako jedno z tych niemożliwych marzeń zaraz obok wygrania na loterii.

— Jestem ciekaw, jak ty byś się czuł na moim miejscu. Dla twojej informacji, panie geniuszu, sam nie mogę sobie wybaczyć wydarzeń sprzed miesiąca, obwiniam się o wszystko co noc, ale ty musisz mnie jeszcze dobić pokazując, kim to ty nie jesteś. Jeżeli wybaczyłeś mi tylko po to, aby teraz to robić, to może lepiej przestańmy się przyjaźnić — ostatnie zdanie ledwo co przeszło przez jego gardło, a twarde spojrzenie zaczęło się łamać. Myśl o tych wszystkich nocach przy tanim piwie, czipsach, ledwo działającym w akademiku telewizorze i wspólnych rozmowach łamała jego serce coraz bardziej, bo za chwilę to może być jedynym co mu pozostanie.

— To ja powinienem spytać, po to ci to było. Po to odwaliłeś cały ten szajs? Nudziło ci się?! Co chciałeś tym osiągnąć?! — wykrzyknął jakby niewzruszony tym płaczliwym wyrazem twarzy i szczenięcym spojrzeniem. Z chwili na chwilę podnosił swój głos coraz bardziej, bo i jego cierpliwość miała swoje granice i właśnie tutaj została ona dotkliwie naruszona.

A Jimin już niemal był gotowy krzyknąć te głupie dwa słowa, gdy głos grzązł mu w gardle i jedyne, na co go było teraz stać, aby odwrócić uwagę od swojej osoby to wymierzenie precyzyjnego ciosu pięścią wprost w nos drugiego, który zatoczył się do tyłu, ale niemal od razu odzyskał równowagę, aby oddać z tą samą siłą lub większą w brzuch swojego domniemanego przyjaciela.

Szarpanina trwałaby w najlepsze, a prócz strat w postaci krwotoku leniwie spływającego z nosa Yoongiego i obolałym żebrom Jimina, zniknęłaby ich kilkuletnia znajomość, lecz kabina zatrzymała się przy tym skwiercząc przez tarcie liny o karabinek mocujący ją na wysokościach. Zimny pot oblał dwóch mężczyzn na dźwięk przeraźliwego pisku i pękającej liny. Nie było już nic do zrobienia, kiedy metalowe pudełko powoli spadało do kotliny, znajdującej się pomiędzy dwoma pasmami górskimi.

Nie było nic co mogli zrobić.

Nikt nawet nie krzyczał.

Jimin mógł przysiąc, że nigdy w życiu nie czuł się tak obolały. Wizja była rozmazana, a w jego głowie brzmiał przeciągły, piskliwy dźwięk. Dotykając miejsca, w którym ulokowane było całe to cierpienie był w stanie dać sobie rękę uciąć, że czuje krew. Odczuwał tak głęboki szok, że nie wiedział nawet jak się podnieść, a z pewnością ta mgiełka przed jego oczami nie pomagała w tym zadaniu.

Wszystko było niewyraźne, a on sam skołowany, ledwo co łączył fakty. Szare, nieregularnie ukształtowane ściany ruszały się i łączyły w jednobarwną plamę. Opuścił, więc głowę dając spokój swojemu nadwyrężonemu karkowi jednocześnie zamykając równie bezużyteczne teraz oczy, do których napływały łzy nieokreślonego pochodzenia. Czuł się zagubiony i może dlatego właśnie kropelki zaczęły spływać po jego twarzy, a może to z bólu, bo nieustannie czuł jak coś przygniata dolną część jego ciała.

Może jeszcze tak długo leżałby nie mając siły na nic i umierając z zimna, gdy poczuł dwie dłonie trzymające go pod pachami oraz widocznie siłujące się z jego ciężarem, a ów osobnik pod nosem dodatkowo mruczał coś na temat jego wagi.

— Wstawaj śpiąca królewno. Mamy kłopoty — powiedział Yoongi poklepując po policzkach uwolnionego przed chwilą przyjaciela.

Jak ciężkie by to nie było Jimin uniósł te ciężki powieki, pod którymi mógł przysiąc, że znajduje się piasek. Świat zaczął być zgoła wyraźniejszy, a teraz mógł stwierdzić, że znajdują się w swego pokroju jaskini, a ich jedynym źródłem światła jest otwór co najmniej trzydzieści metrów nad ich głowami, którym najpewniej wpadła tu kabina kolejki razem z nimi.

Sam Yoongi trzymał się za bok brzucha, a za rozsuniętą kurtką zimową, widniała jego rozerwana od dołu koszulka.

Nie mógł zebrać swoich myśli. Zaczął panikować to patrząc na swojego kompana, to do góry. Nie zauważył, nawet kiedy wyrwał się z ramion Mina i usiadł jak dziecko oglądając wszystko naokoło z łzami w oczach, a przez jego bolącą głowę przepływały myśli o tym, jak nigdy się stąd nie wydostaną i nikt ich nigdy nie znajdzie.

Co prawda kilka odnóg odchodziło od głównego pomieszczenia, w którym się znajdowali, ale tak naprawdę mogą błądzić tu wiekami w nadziei, że uda im się trafić tam, gdzie trzeba.

— Jimin, skup się, nie panikuj. Nie słuchasz mnie, widzę to. Czy możesz mi ułatwić wydostanie nas stąd? — powiedział Yoongi na obecną chwilę klęczący przed chłopakiem nadal gorączkowo lustrującym pomieszczenia i wydrążone ciemne korytarze, mimo wszystko wiedział, że białowłosy ma rację, więc patrzył na niego starając się nie malować najczarniejszych scenariuszy. Pokiwał powoli deklarując swoje skupienie.

— Och, okey. Cholera. Telefon mi się stłukł i jest teraz absolutnie do niczego — oznajmiając, jakby głośno myśląc i wyciągnął z tylnej kieszeni wspomniane urządzenie w stanie tragicznym z wypływającym zza szkła płynem.

Brunet od razu zrozumiał aluzję i zaczął szukać swojego w przednich i tylnych kieszeniach. Ku jego uciesze jedyną szkodą komórki była nadtłuczona szybka, co nie było najistotniejszym elementem w tej sprawie. Ich entuzjazm tak szybko, jak się zrodził, tak szybko umarł, gdy kilka pionowych słupków w prawym górnym rogu ekranu było przekreślone, a na lock screenie wyświetlała się wiadomość o niedostępności sieci.

— Jasny szlag — przeklnął pod nosem Yoongi wstając z kamiennego podłoża i wyciągając dłoń do młodszego, aby również pomóc mu wstać.

— Trzeba było sobie nie kupować jakiegoś srajfona, to może by przetrwał ten lot, tak jak mój telefon — parsknął zgryźliwie młodszy, przyjmując dłoń i stając na nogi z pomocą przyjaciela.

— Widzę, że szybko przestała cię boleć głowa — rzucił oburzony prawie puszczając Parka. W końcu powinien nauczyć się szacunku do swojego hyunga, a ten dzieciak jedyne co potrafił to zmieniać swoje nastroje jak w kalejdoskopie, co chwilę dramatyzując, z czego na ich studiach wynikało wiele ciekawych sytuacji.

Może ta sielanka była dziwna zważając, że są odcięci od ludzkości, kilka metrów pod ziemią, a jeszcze chwilę temu skakali sobie do gardeł gotowi bronić swoich racji bez względu na cenę.

Choć cena miała okazać się wysoka.

— Dokończymy naszą rozmowę później, teraz chodź, musimy stąd wyjść, zanim będzie ciemno. Jest tutaj spory kompleks kopalniany, więc może uda nam się znaleźć jakąś mapę czy coś — powiedział nieco chłodniej Yoongi, kierując się w stronę jednego z trzech tuneli.

Atmosfera była zatęchła i wilgotna, było tu niemalże kilka razy zimnej niż na górze pośród warstw śniegu. Był to inny typ mrozu, taki który nie dotykał tylko skóry, ale też serce pozostawiając tam głęboko osadzony niepokój.

Byli tutaj razem i być może to właśnie był powód, dla którego byli w stanie jeszcze trzeźwo myśleć. Chociaż Jimin czuł lepki, acz zimny pot powoli oblepiający jego ciało z każdej strony, kiedy powoli szedł korytarzem za Yoongim.

Każdy cień wydawał się zwiastować niebezpieczeństwo i mógł przyrzec, że słyszy przeciągły krzyk przeszywające ściany jaskini.

Taki zimny, martwy, wysoki i piskliwy. Jednocześnie oznaczający groźbę rozdrażnionego zwierzęcia, a zarazem błagalną, ludzką prośbę.

Po kilkuminutowej tułaczce przedostali się do większego pomieszczenia z kilkoma podporami, rusztowaniami i zdecydowanie zastałą windą. Wciąż w akompaniamencie przeraźliwych krzyków cyklicznie odbijających się w ich uszach. Oboje tłumaczyli to zwidami, tutaj, na dole trwała wówczas tylko jedna pora-noc, rozpraszana jedynie przez delikatne światło księżyca, które na większych przestrzeniach wpadało przez nieliczne, wąskie dziury prowadzące na zewnątrz.

Jimin poczuł chłodne palce owijające jego nadgarstek i szybkie pociągnięcie, a zaraz za nim wyjaśnienie.

— Tam. Tam jest jakieś pomieszczenie prawdopodobnie dla górników, może znajdziemy tam informacje albo tą pieprzoną mapę.

Brunet milczał jedynie potaknął głową i szedł wiernie za starszym, co poniekąd zawsze robił w przenośni czy dosłownie. Min wydawał się mieć rację co do swoich przypuszczeń. Gorszą wiadomością był stos dzienników i wolno porozrzucanych kartek.

Na ich szczęście nad ów stołem wisiała ogromna mapa. Zaś na nieszczęście nikt nie pomyślał o zaznaczeniu ich obecnej lokalizacji. Ustaleniem tego faktu zajął się Yoongi, ale gdyby problemów było mało mapa pochodziła z około 1970, a wiele korytarzy mogło zostać zasypanych lub zamkniętych, to samo tyczyło się wyjść.

Jimin na ten czas sięgnął po jeden z notesów przeszukując informacje. Jeden zeszyt zdawał się cudzym dziennikiem, zdecydowanie wyróżniał się na tle innych. Był o wiele nowszy od reszty, a data w nim wyraźnie wskazywała, że zapiski zostały napisane niespełna dwa lata temu.

Autor wydawał się chory na głowę, zdecydowanie był paranoikiem, a na obecną chwilę Parkowi śmieszne wydawały się opisy, schematy zachowań i rysunki, a także ostrzeżenia napisane czerwonymi, drukowanymi literami.

Gdyby tylko wiedział, jak wiele prawdy zawierają te notatki.

— Mam! — młodszy oderwał wzrok od swojego zajęcia na dźwięk triumfalnego głosu i spojrzał na usatysfakcjonowanego białowłosego — według tej mapy powinnyśmy łatwo znaleźć wyjście, jeżeli uruchomimy windę lub jakość wydostaniemy się dwa piętra wyżej, potem już z płatka musimy skręcić raz w prawo i dwa razy w lewo i powinniśmy wyjść wtedy gdzieś niedaleko schroniska.

— Brzmi świetnie, tylko jak uruchomimy windę? — spytał, odkładając swoją dotychczasową lekturę na biurko, o które przed chwilą się opierał.

— Nie wiem — mruknął — ale na pewno stojąc tu nic nie wymyślimy — dodał sięgając po lampę naftową i wyciągając z kieszeni zapalniczkę, którą podpalił knot znajdujący się pod kloszem. — Chodź.

Ponowny przeciągły krzyk.

— Yoongi? —  powiedział niepewnie pod nosem młodszy wpatrując się w drewniano-metalową podłogę windy, która powoli zmierzała w górę.

Stosunkowo łatwo było odpalić to ciężkie pudło, kilka kabli, jeden generator i dźwignia szybko uruchomiły windę, a także lampę sukcesywnie, oświetlającą całe pomieszczenie

— Hm? —  mruknął drugi w odpowiedzi nie odwracając wzroku od sufitu windy, trzymając się jedną dłoń za okolice trzustki i opierając się o drewnianą ścianę.

— Naprawdę nadal żywisz do mnie urazę? 

— Mieliśmy dokończyć ten temat, jak się stąd wydostaniemy — wysyczał przez zaciśnięte zęby wyraźnie zirytowany drażliwym tematem.

— Yoongi, ja tak dłużej nie mogę do cholery. Przestań unikać tematu, zadałem proste pytanie. Chcesz się na mnie zemścić? Po to było ci to "pojednanie"? 

— Nie, w żadnym wypadku. Po prostu puściły mi nerwy — odparł ciężko wypuszczając powietrze — Co ty tak właściwie masz do Jiyeon? — spytał wyraźnie skonsternowany. To naprawdę była ogromna zagadka w jego głowie.

I może dostałby odpowiedź. Może w końcu duch niezgody śledzący ich wszystkie poczynania opuściłby ich raz na zawsze, a wszelka zawiść ustąpiła by miejsca ich braterskiej więzi, związanej grubymi czerwonymi sznurami. 

Dzisiejszej pochmurnej nocy grawitacja przyciągała ich mocno do ziemi. Jimin mógł przyrzec, że czuje zimny oddech obok swojego ucha, a ów powiew powietrza sprawił, że jego ciało przeszedł zimny dreszcz, ciało zadrżało, aby następnie spiąć się w akompaniamencie dźwięku przecinanych lin i tego zimnego krzyku zdecydowanie zbyt blisko. 

—Co jest, do chu-

Zanim białowłosy zdążył dokończyć zdanie, już ponownie lecieli piętra niżej, a nad nimi coś wyraźnie szybko przeskakiwało z ściany na ścianę. Ich gałki drgały szybko poruszając się za tym "czymś", a strach mocno paraliżował ich ciała, wiążąc w niewidzialne sznury, a nawet gdyby nie spętał chaosem ich organizmów, nie byliby w stanie nic zrobić. 

Byli bezwładni, jakoby w stanie nieważkości lecąc w dół, jeszcze niżej niż za pierwszym razem. Upragnione światło, schronienie i bezpieczeństwo szybko oddalały się, na główny plan przynosząc niepewność i liczne niebezpieczeństwa, w tym to które będzie ich największym zmartwieniem.

Zapewne nie przeżyliby tego lotu gdyby liny zostały całkowicie zerwane, lecz ku ich szczęściu udało im się przeżyć, mimo ponownego nawrotu bólu, gdy uderzyli o prawdopodobnie najniższe piętro kopalni. 

Każdy z pewnością teraz chciałby znaleźć ponowne wyjście z tego podziemnego piekła, ale poza nimi było tu coś. Coś co miało zamglone oczy, długie kończyny zakończone ostrymi pazurami, nienaturalnie wychudzone ciało o kolorze chorobliwie mlecznym, ale pobrudzonym i okrytym licznymi fioletowymi żyłami. 

A najgorszym w tym całym obrazku były zacieki krwi wokół ostrych kłów poczwary, która rozglądała się, jakby ich nie dostrzegając. Paraliżujący strach okazał się tutaj ratunkiem, mężczyźni nie byli w stanie wyrazić, jak bardzo przeraża ich widok, który mają przed sobą. Jedno było pewne - to stworzenie nie ma wobec nich dobrych zamiarów, a zapach śmierci unosił się od niego nawet, gdy siedzieli oni kilka metrów dalej, nie będąc w stanie drgnąć.

Jimin ledwo widział na oczy patrząc przez łzy, które w cichym szlochu spływały po jego twarzy. To było jedno z najstraszniejszych rzeczy, które widział w swoim życiu. W tej sytuacji jedyne o czym mógł myśleć to jak najbardziej prawidłowe zapiski z pamiętnika rzekomego wariata, który okazał się wcale nie żartować pisząc o niejakich Wendigo.

Stworzeniach zrodzonych z zawiści lub wilczego głodu, który często gościł w zimowej aurze, zimnych jak lód, gotowych urwać ci głowę jakobyś był marnym karaluchem. Twoja głowa była dla nich niczym trofeum, a twoje ciało z łatwością mogło stać się ich kolacją.

Z goła wydawały różnić się od ludzi, a jednak posiadały podobny sposób myślenia do nich, bo zabijały nie raz z zasady, dla zabawy, a nie pożywienia. Zdecydowanie nie na korzyść ludzi takich jak Yoongi i Jimin, którzy z całkowitego przypadku sturlali się nieświadomie do piekła.

— Nie ruszaj się — wysyczał przez zęby jak najciszej mógł przy okazji wbijając sobie mocno paznokcie w skórę patrząc na Wendigo w tym momencie wydające ten pisk, który obaj ignorowali wmawiając sobie, że to tylko ich wyobraźnia.  

— Tak, oczywiście, bo mam zamiar biec w stronę tego sympatycznie wyglądającego zwierzątka — kolejny przeciągły krzyk przy którym towarzyszyło obrócenie głowy wendigo w ich stronę, a zaraz powolne wyraźnie spięte kroki, którymi stworzenie przemierzało drogę, będąc coraz bliżej. To zimne, przekłuwające spojrzenie, którego już nigdy nie będą w stanie zapomnieć, wydawało się być już po nich.

Śmierć wydawała się lodowatymi wargami obcałowywać te ich nieco sine, odrętwiałe wargi, a człekokształt był już dosłownie metr od nich. Swoim martwym okrzykiem chciał, aby drgnęli, aby ten strach przeszedł po ich ciele jak dreszcz, który będzie wystarczający, aby przekłuć ich na wskroś. Dosłownie.

Ten bolesny uścisk w klatce piersiowej, kiedy czuli się bezradni i niemal już przekreślali swoje szanse na wydostanie się stąd. Być może to nie był jeszcze ich czas, gdyż wendigo zrezygnowało i postanowiło odejść jedną z odnóg jaskini. Jeszcze długo nie byli w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. 

Yoongi nie miał siły pytać, skąd młodszy wiedział, jak zachować się przy "tym czymś", a już na pewno żaden z nich nie miał pomysłu co teraz zrobić. Te tereny jaskini były o wiele bardziej podmokłe, prawdopodobnie znajdowało tu się kilka podziemnych zbiorników wodnych, a to tym bardziej nie zwiastowało dla nich dobrego zakończenia. 

W tej sytuacji płacz wydawał się zbędny, a cała determinacja uleciała z ich ciał unosząc się gdzieś daleko od nich i zostawiając na pastwę okrutnego losu, który zdecydowanie nie miał dla nich napisanego cukierkowego scenariusza, a sprowadzał ich tam gdzie słońce nie dosięgało i niknęły wszystkie nadzieje. 

Ich myśli sprowadziły się do typowego "co by było gdyby", mimo że tok wydarzeń popłynął już kolejną drogą, tworząc ścieżkę na skrzydłach motyla. Ciąg zdarzeń dobiegał końca czuli to obaj w kościach i przez dreszcz przechodzący przez ich ciała do końcówek ich kończyn. 

Krzyki umilkły.

Szczękanie zębami to było coś co wypełniło ich godziny, a może i dni. Czas zakończył się na godzinie osiemnastej siedemnaście uprzedniego dnia. Nikt do tej pory nie wydusił z siebie słowa, bo tak właściwie co by mieli do siebie powiedzieć? Siedzieli stykając się ramionami i opierając o jakąś deskę. Z pewnością już kilka drzazg wbiło się w ich skórę, być może wdało się już zakażenie, ale w tej sytuacji to wydawało się najmniejszym problemem.

Wendigo nadal niespokojnie krążyło, a nawet kilka razy pojawiło się w odnodze, w której znajdowali się mężczyźni. Dopóty dopóki nie byli w stanie drgnąć nie było ich w stanie zauważyć, a bez sensu zapewne dla niego było szukać ich na siłę.

Widok tego stworzenia uciera się na zawsze w pamięci. Patrząc w mleczne oczy można dostrzec coś człowieczego, coś co cię przyciąga, niemal do tego stopnia, że byłbyś w stanie podejść bliżej i oferować pomocną dłoń i to bywa zgubą, bo wendigo już dawno porzuciło swoje człowieczeństwo dla głodu, którego nigdy nie będzie w stanie zaspokoić. Desperacja? Zabawa? Co zmusza ludzi do takich irracjonalnych akcji? 

Nie wiedzieli tego, mimo że myśli mogły swobodnie krążyć w ich głowach. Mieli cały czas na świecie, a za razem tak bardzo im go brakowało. 

Być może mogli by tu siedzieć tak wiele dni, aż zabije ich głód, pragnienie, które mieli jeszcze szansę ukoić butelką wody znajdującą się w plecaku Jimina, chłód lub stworzenie tylko czekające na ich fałszywy ruch, bo miało świadomość, że gdzieś tam są, mimo że ich nie widzi.

Jednak Yoongi postanowił ukryć coś. Jak zwykle. Zatajał prawdę i karmił słodkim kłamstwem byle obronić się przed płachtami współczucia, którymi okrywali go ludzie, gdy tylko orientowali się, że coś jest nie tak. Jednak Jimin poczuł. Czuł, gdy stykali się ramionami, a jego dłoń przypadkiem spoczęła obok brzucha przyjaciela. 

Krew. Jej metaliczny zapach i szkarłatny odcień, który był sobie w stanie perfekcyjnie wyobrazić.

— Yoon-gi, co to jest? — spytał słabym głosem bardzo powoli unosząc dłoń ubrudzoną, zgodnie z jego podejrzeniami, krwią. Starszy mógł by teraz kłamać, grać na zwłokę, nawet być zwyczajnie wrednym i rzucać opryskliwymi odzywkami, ale czuł zimny pocałunek. Czuł jak jego dusza może zaraz oddzielić od ciała, a wszystko zaczęło tracić barwy i być obojętne. Zwyczajnie tracił siły na walkę z tymi górami szczególnie, kiedy to miejsce wydawało się pragnąć jego śmierci.

— Jak spadaliśmy... po raz... pierwszy — mówił słabym, urywanym głosem przyciskając mocno sączącą się ranę — jakiś metalowy odłamek wbił mi się, wyciągnąłem go i zrobiłem... opatrunek uciskowy, ale teraz zbyt naruszyłem ranę, spadając drugi raz — dokończył z trudnością jeszcze mocniej zaciskając dłoń na swoim boku.

Jimin miał ochotę umrzeć, kiedy pomyślał, że to było tak oczywiste. W końcu nie bez powodu Yoongi trzymał się za brzuch podnosząc go, nie bez powodu dół jego koszulki był urwany. Nic wydawało się dziać tu bez powodu. A na obecną chwilę nie mógł patrzeć na przyjaciela powolnie tracącego dech i zapewne umierającego z wycieńczenia.

Naprawdę miał ochotę siebie uderzyć. Wszytko przestało się liczyć kiedy poniósł się na klęczek nachylając się nad Minem, dzielnie walczącym z ciężarem swoich zmęczonych powiek i drgającą z zimna szczęka.

— Yoongi! Halo, Yoongi! Słyszysz mnie? — krzyknął, kiedy starszy zamknął powieki, jakoby poddał się z ciężarem ich dźwigania. Na szczęście otworzył je ponownie, niestety z niezachwycającą  informacją do przekazania.

— Nie dam rady, przekaż Jiyeon-

— Nie ma kurwa nawet opcji, nic nie będę przekazywał do cholery! — krzyknął zdenerwowany Jimin. Nie liczyło się nic, nawet obojętne było mu w tym momencie czy przyjdzie wendigo i zrobi sobie z jego głowy ozdobę i postawi między innymi trofeami. Bał się tak cholernie, że nie wiedział gdzie ulokować swoje drżące dłonie, nie wspominając o krwi szumiącej mu w uszach i boleśnie obijającym się o żebra sercu.

— Przepraszam cię, Jimin.

Jimin płakał. Szlochał tak mocno, nie mogąc znieść tych przeprosin nieokreślonego pochodzenia. Czuł się taki bezradny, nie wiedział co ma robić. Jedyne na co było go stać to wykłócanie się w tym momencie, kiedy wszystko zobojętniało, a życie straciło swoje kolory.

— Nie przepraszaj mnie do kurwy nędzy tylko żyj. Kocham cię do chuja pana, błagam, nie rób mi tego! Nie zostawiaj mn-mnie tu samego! — krzyczał głośno dusząc się własnymi łzami i czkając co chwilę, niemal fizycznie czuł, ze coś naciska na jego klatkę piersiową i nie pozwala mu oddychać. Nie zarejestrował nawet, kiedy wyznanie skrzętnie ukrywane tyle czasu uleciało z niego z taką łatwością, jakby to nic nie znaczyło, a te słowa miały się rozpłynąć w powietrzu, jakoby nigdy niewypowiedziane. Nieistniejące.

— Bredzisz od rzeczy Jimin, po prostu się stąd wydostań, ja nie mam już szans — mruknął odwracając głowę od tego smutnego widoku jakim w tym momencie był rozhisteryzowany brunet, potrząsający jego osuwającym się po kamiennej, nierównej powierzchni ciałem, z agonią w głośnym proteście, która odbijała się echem przez pomieszczenia.

Może to egoistyczne. Być może to głupie, ale z pewnością młodszy nie miał w tym momencie ani krztyny zdrowego myślenia odwracając w swoją stronę ciężką głowę i delikatnie dotykając zmrożonych ust swoimi bardzo niewiele cieplejszymi. Splatając sine palce z swoimi nieco mniej purpurowymi miał ochotę płakać jeszcze mocniej.

Czemu? Przecież to było tym czego od początku chciał. Osiągnął postawiony sobie cel. Więc dlaczego czuje się taki pusty? Taki smutny, taki martwy, jakoby pocałował demona, który zdecydował się w obliczu śmierci wraz z swoją duszą zabrać tą jego.

Nie reagował nawet, kiedy się odsuwał od niego powoli, jakby oczekiwał, że zaraz dostanie w twarz, mimo że Yoongi nie miał nawet siły podnieść palca u dłoni. W jego gasnących źrenicach zaczęło błyszczeć swego rodzaju zrozumienie. W końcu rozumiał postępowanie Parka i pogodził się z tym, może w innych okolicznościach zachowałby się inaczej.

Może ich przyjaźń od zawsze była spisana na straty, bo jedyne co przyniosła to wieczną zimę, która na dobre zagościła w sercu Parka i głęboko osadzoną urazę oraz nieufność, mieszkającą u Mina.

— Nie! Kurwa, Yoongi! Nie zamykaj tych jebanych oczu, kurwa — oddychał ciężko, a jego oczy zlepiały łzy. Nie chciał czuć tego stygnącego ciała na swoich dłoniach. Nie chciał patrzeć, a wręcz czuć, jak dusza ulatuje z jego przyjaciela. Nie tak to miało się skończyć, przecież mu się udało, przecież w końcu to powiedział, dlaczego ze wszystkich możliwych zakończeń tak to właśnie się kończy?

Dlaczego ukrywał przed sobą ten ból, dlaczego nie mógł mu powiedzieć tylko przemęczał się spadając piętra niżej w obronie honoru swojej teraz już niedoszłej małżonki.

Odpychał się przerażony każdą możliwą kończyną, aż dotarł do przeciwległej ściany. Nie mógł tego znieść. Nie mógł znieść tego widoku, więc skulił się, opierając głowę o drżące kolana.

To nie mogła być prawda. 

Zapach. Zapach zgnilizny i płynów z martwego rozkładającego się ciała. To jedyne, co od kilku dni czuł Jimin. Odwracał głowę, ale inne jego zmysły wciąż czuły, co znajduje się kilka metrów od niego. 

Było mu zimno, był przeraźliwie głodny, a jego serce kruszyło się z myślą, że...

Yoongi nie żyje.

Przecież obiecał wydostać ich oboje.

Nie był w stanie nawet podjąć próby wydostania się, mimo że to była wola Mina. Nie potrafiłby spojrzeć w niczyje oczy. Szczególnie te Jiyeon. Nie wiedział czy to z obrzydzenia, bo był prawie pewny, że owe spojrzenie wypełnione było by goryczą i łzami, a przecież jeszcze kilka miesięcy nieświadomie zgodziła się na jego podstęp.

Zgodziła się zdradzić Min Yoongiego. Kwestia zaciągnięcia jej do łóżka była jedną z zaskakująco prostych rzeczy, wcale nie zajęło to dużo czasu. Dlaczego więc tak bardzo kochał ją, a jemu nie był w stanie wybaczyć? On chciał jedynie zdobyć białowłosego, a ona najwyraźniej nie miała nic przeciwko szybkiemu skoku w bok.

Nie potrafiła współwinić. Nie zasłużyła na jego hyunga, a Jimin nie mógł znieść, że może nawet w obliczu śmierci nienawidził go tak bardzo, a chciał przekazywać swoje uczucia, na łożu śmierci niczym w taniej komedii romantycznej, swojej narzeczonej.

Bolało go serce, bo skosztował zakazanych warg, a mimo to czuł się jakby na jego usta przelała się trucizna. Wykorzystał słabość, aby w bardzo kiepski sposób uszczęśliwić siebie i zakleić swoje serce klejem szkolnym. Był desperatem, a przede wszystkim okropnym przyjacielem.

Los naciskał na najczulsze punkty prowadząc go do stopniowej zagłady, zmieniając go w zakałę ludzkości. Urodził się  z beznadziei i umrze w ten sam beznadziejny sposób. Od początku do końca będzie patowy.

Może dlatego przez jego głowę przechodziły coraz gorsze myśli, a może przez te góry, które łamały silną wolę bez najmniejszego wysiłku. Z dnia na dzień głód bywał coraz bardziej nieznośny. Żebra zaczęły zapadać się w jego słabym ciele, a myśl zjedzenia ludzkiego mięsa wydawała się niezwykle apetyczna. To była jego ostatnia opcja.

Dopadnie cię wilczy głód, którego nie będziesz w stanie kontrolować.

Jedz lub zostań zjedzony.

Nim brunet zdążył się zorientować dnia dziesiątego z zimną krwią chwycił jedno z ostrzejszych metalowych elementów zepsutej elewacji windy, zahaczając o śmiertelną ranę swojego przyjaciela i otwierając jego ciało, aby na jego widoku pojawiły się wszystkie wnętrzności. Posiłkował się jeszcze niedawno działającymi narządami, mięśniami i ścięgnami tak naprawdę nie rozróżniając poszczególnych elementów ciała w amoku swojego napadu głodu. Nie zważał na krew na swoich dłoniach, w transie zjadał wszystko co trafiło w jego dłonie i wszystko co mógł fizycznie rozgryźć. 

Zachowywał się jak zwierzę, a jego oczy stawały się coraz czulsze na bodźce zewnętrzne. Euforia z zdobytej niedawno siły. Aż skończył obrzydliwą ucztę, a jego umysł nagle uderzyło srogie poczucie winny za zbezczeszczenie zwłok tego, którego podawał za osobę bliską jego sercu. Odsuwał się ponownie spanikowany, próbował wytrzeć swoje dłonie z krwi, nawet uderzał w ściany kopalni rozwalając sobie kostki i mieszając swoją świeżą krew z tą zaschniętą Yoongiego.

Czuł obrzydzenie do samego siebie. Drapał swoje ciało swoimi nieco za długimi paznokciami uderzając się raz po raz w swój duży z przejedzenia brzuch, przez co z jego gardła w towarzystwie żółci zaczęła wypływać krew i resztki źle przegryzionego ludzkiego mięsa.

Palił go przełyk, a łzy same pojawiały się w jego oczach. Czuł się jak wielki bałagan nie wiedział co z sobą zrobić, a patrzenie na zmasakrowane ciało nie mógł uwierzyć w to jakim jest potworem. Nie wiedział nawet czy chce umrzeć, chciał na pewno, aby jego imię zniknęło z kart historii, jakby nigdy nie istniał. Nienawidził siebie, był żałosny. Och, tak bardzo żałosny.

Prawdziwym potworem jednak dopiero miał się stać.

Wystarczyło kilka dni, aby przełamać wszelkie zasady. Jego ciało trzęsło się, kiedy kończyny boleśnie rosły w oczach, a jego paznokcie rosły jeszcze szybciej, były ostre niczym brzytwa. Jego umysł zaczął zanikać, a myśli zostały zamienione na dwie przewodnie: "zabijaj" i "jedz". Jak szaleniec biegał po grocie odbijając się od ścian i desperacko próbując wspiąć się bliżej. 

Może tak łatwo było go złamać, ponieważ jego serce już dawno zostało otoczone zimnym mrozem zrodzonym z głęboko osadzonej zazdrości, teraz blisko było mu do stworzeń, których tak się bał. Z dnia na dzień coraz bliżej było mu do potwora.

Prawda była taka, że ta miłość była zapowiedzią jego upadku. 

Udało mu się wypełnić wolę Yoongiego, wydostał się z tego piekła zamieniając się w demona. Wszystkie włosy zniknęły z jego głowy, ciało stało się jeszcze bardziej powściągłe i wychudzone, oczy straciły kolor, a anielski, delikatny głos został zastąpiony wysokim piskiem.

W szponach trzymał głowę Yoongiego, odbijając się od ścian i dostając upragnioną wolność w o wiele inny sposób niż by tego białowłosy oczekiwał.

Świat taki jest. A Jimin nigdy nie mógł dostać tego czego chciał, więc zabrał to w inny sposób. Instynkt okazał się ważniejszy od człowieczeństwa.

_______________________________

Mam nadzieję, że spodobał wam się ten oneshotcik. Zajął on mi miesiąc, bo jestem okropną perfekcjonistką i starałam się dopracować wszystkie wątki, aby nie były zbyt schematyczne i przewidywalne. 

Tbh, mimo że od początku wiedziałam, jak zakończę tego shota, to życzyłam yoonminkom happy endu. That's weird, ale tak jest, więc wiedzcie, że to zakończenie boli mnie tak samo jak was XD.

Przepraszam za wszelakie błędy, ale przysięgam sprawdzałam to 10 razy, a po 11 chyba bym okurwiała, bo znam już dosłownie tego shota na pamięć

Zachęcam do wyrażania opinii, bo w sumie do pracy napędzały mnie często komentarze pod STYLM, za które serdecznie dziękuję.

Kocham was, gwiazdeczki. Dziękuję za 400 follow, postaram się być lepsza i bardziej systematyczna. 💜💜💜

Borahae 💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro