#38
Harry's POV
Byłem przerażony po usłyszeniu jak telefon Kendall wypadł jej z dłoni.
-Dostaniemy za nią sporo kasy.-Po tych słowach nie miałem wątpliwości,że Kendall została porwana.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy,a świadomość tego,że mogę stracić i ją i dziecko coraz bardziej mnie dobijała. Musiałem coś zrobić. Polecieć do Sydney. Zabije tych,którzy to zrobili. Przez moją głowę przeszła myśl,że Kendall może stracić dziecko.
-Co się dzieje skarbie?-Usłyszałem zmartwiony głos Taylor. Spojrzałem w kierunku drzwi, przy których stała blondynka.
-Kendall została porwana.-Szepnąłem a po moim policzku spłynęła łza.
-Żartujesz?-Przyłożyła dłoń do ust.
-A czy wyglądam jakbym żartował?-Syknąłem.
-Co zamierzasz zrobić?-Usiadła obok mnie przytulając się do mojego ramienia.
-Zamierzam polecieć do Sydney.-Przetarłem twarz dłońmi.
-Wiesz,że możesz zostać tutaj ze mną.-Przejechała dłonią po moim brzuchu.-Pomogę ci chociaż na chwilę zapomnieć.-Zjechała ręką na moje podbrzusze.
-Zostaw mnie nie mam nastroju.-Strzepnąłem jej rękę z mojego ciała.
-Zaniedbujesz mnie.-Warknęła wstając z miejsca.-Zadzwoń kiedy zmienisz zdanie.-Wyszła z pokoju. Mój telefon zaczął dzwonić.
-Halo?
-Witaj Styles.Mamy twoją sukę. Narazie jeszcze żyje. Masz zebrać piętnaście milionów dolarów do soboty, inaczej ona zginie.
-Daj mi z nią porozmawiać.-Mój głos sam z siebie zaczął się łamać.
-Jak sobie życzysz.-Zaśmiał się.Usłyszałem płacz dziewczyny.
-Kendall.-Szepnąłem.
-Harry,Harry błagam cię zabierz mnie stąd.-Dziewczyna cały czas łkała.
-Zrobię wszytko,żebyście byli bezpieczni.-Wyszeptałem.
-Czas się skończył.-Warknął porywacz.-Masz pięć dni Styles.-Ostatnim co usłyszałem był śmiech oprawcy Kendall.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro