Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Ryjek

Muminek

- Mamusiu? - rzuciłem, schodząc ze schodów do salonu, szukając mamy po domu. Ostatnio zauważyłem, że coraz częściej przesiaduje sama przy stole, patrząc się w bliżej nieokreślonym kierunku, z jakąś przykrą miną i dopiero kiedy ktoś do niej podejdzie, na jej twarzy pojawia się uśmiech, wstaje od stołu i zaczyna coś robić.

Tak było też tym razem. Mama siedziała na krześle, opierając łokieć o stół i patrząc przez okno z jakimś nieokreślonym, przykrym wyrazem twarzy. Trochę jakby patrzyła na deszcz trwający od tygodnia, gdzie tak naprawdę pogoda była cudowna. Chciałem wiedzieć co jej chodzi po głowie, co się dzieje.

Chwila, przecież mogłem się dowiedzieć co sprawiłoby jej szczerą radość. Wiem czego może zapragnąć jej dusza, wystarczy, że spojrzę jej w oczy. To przecież nic trudnego.

- Mamo? - spróbowałem jeszcze raz, kładąc dłoń na ręce kobiety, która dopiero teraz spojrzała na mnie przez chwilę wzrokiem znużonym i zmęczonym, a po chwili szybko szczęśliwym i pełnym matczynej miłości. Często jak tak na mnie patrzyła, czułem się naprawdę jak co najmniej słońce, które rozświetlało pochmurny, przykry dzień.

- Muminku, już wstałeś - odparła uradowana, wstając szybko z krzesła i idąc czym prędzej do kuchni. Zaniepokoiło mnie trochę to co przeczytałem w jej oczach, ale też tak szczerze mnie to nie zdziwiło. To robiło sens - Zrobię śniadanie. Jak ci się spało?

- Wyspałem się - odpowiedziałem, idąc do kuchni za mamą - Mamusiu, a może Ci w czymś pomogę? Może chciałabyś usiąść, możesz mi mówić co robić, a ja to zrobię. Tak dawno nie robiłaś sobie dnia wolnego od pracy w domu.

"Lenistwo". To było słowo w oczach mamy. To było to czego jej dusza pragnęła, ale patrząc na całe życie mamy, nie pozwalała sobie na to, aby odpoczywać za długo. Zawsze się zajmowała domem, zawsze gotowała, przyjmowała gości, zajmowała rodziną. Może bała się, że jeśli pozwoli sobie na za dużo lenistwa to nie wróci do aktywnego trybu? Ale jeśli lenistwo sprawia jej największą radość...

- Jesteś kochany, Muminku - uśmiechnęła się mama, głaszcząc mnie czule po policzku - Ale poradzę sobie. Lubię gotować, a praca w domu nie jest taka zła jak się może wydawać. Dzisiaj na przykład mogę się zająć w końcu swoim ogródkiem - zabrała dłoń i zaczęła wyjmować potrzebne jej rzeczy - Ale nie odmówię pomocy przy kuchni. Mógłbyś podać mi tę wielką miskę na naleśniki? Tę co zawsze biorę.

- Już podaję.

Czy to możliwe, że mojej mamie mogło sprawiać radość jednocześnie lenistwo, które jej dusza podpowiadała, ale też bycie matką i gospodynią? Jej radość w oczach jest tak trudno do odegrania, chyba musi być szczera. Za każdym razem jak na mnie patrzy, naprawdę widzę wielką dumę, miłość i radość. Nie wiem czy z powodu, że jestem czy z powodu że może się na coś przydać. Cokolwiek by to nie było, wydawała się szczerze szczęśliwa w tej chwili, robiąc naleśniki z moją naprawdę minimalną pomocą, jaką mogłem zaoferować.

- Mamusiu? - zapytałem, patrząc jak mama wylewa na patelnię ciasto naleśnikowe - Czy ty jesteś szczęśliwa?

- Czemu miałabym nie być? - spytała, rozprowadzając ciasto przez wyuczone ruchy patelni - Mam kochającego męża, mam cudownego syna, naszą Małą Mi i Ryjka.

- Rodzina sprawia Ci radość?

- Największą - spojrzała na mnie tym ciepłym spojrzeniem - Jesteście moją dumą i największą radością, o jakiej mogłabym śnić. To, że mogę się nazywać mamą sprawia mi wielką radość. Oh, nawet nie wiesz jak ja się cieszyłam kiedy przyszedłeś na świat. Teraz też się cieszę, jak na ciebie patrzę i widzę jak bardzo urosłeś i wymężniałeś.

Szczerze? Nawet nie wiedziałem co powiedzieć. Mama mówiła o tym z taką pasją, podrzucała naleśniki i uśmiechała się, jej oczy się śmiały, a serce samo radowało na widok, że można być tak szczęśliwym mając rodzinę.

- Tak samo się cieszyłam jak Mała Mi postanowiła z nami zostać - dodała, odkładając naleśnika na talerz - Wydaje mi się, że od tego czasu nawet urosła parę milimetrów, wiesz?

- Naprawdę? Myślałem, że zaczęła nosić wyższe obcasy.

- Oh, może - mruknęła przez chwilę zamyślona - Ale wracając, to tak kochanie. Jestem szczęśliwa z tego co mam.

- A nie masz czasem ochoty... Położyć się w hamaku, tak jak tatuś? Nie musieć zajmować się domem?

- Czasami - przyznała spokojniejszym tonem - Ale staram się o tym za często nie myśleć. Jest za dużo do zrobienia, abym usiadła na werandzie i piła kawę cały dzień.

Co racja to racja. Ostatni raz jak mama poszła w podróż na parę dni i zostawiła nas samych w domu, cudem było że dom jeszcze stał. W pięć osób nie byliśmy w stanie zrobić wszystkiego co mama robi sama w jeden dzień.

- Dzień dobry - ziewnęła Mała Mimbla, zaglądając do kuchni. Przetarła swoje wielkie oczy i przeciągnęła się, jakby to miało pomóc jej urosnąć - Wcześnie wstaliście, czy mi się wydaje?

- Jest środek dnia.

- Wiecie, że wstawanie wcześnie rano może prowadzić do depresji? - zignorowała moją odpowiedź Mała Mi, patrząc na talerz z coraz większą ilością naleśników - Mamo Muminka, kiedy będzie śniadanie?

- Niedługo. Mogłabyś nakryć do stołu, Mała Mi? Bardzo byś mi pomogła - cierpliwa jak zawsze mama, równie świetnie co ja, zignorowała ciekawostkę rudej, która najwyraźniej nie miała wiele wnieść do naszego życia i tak - Wiecie czy Migotka i Ryjek zjedzą z nami śniadanie?

- Ryjek już tu jest, czeka na Muminka - oznajmiła najmniejsza, zabierając talerze i sztućce, aby polecieć z nimi do jadalni i rozstawić je na drewnianym stole. Po co Ryjek miałby na mnie czekać? Tylko błagam, żeby nie chciał wciągać mnie dzisiaj w jakiś biznes życia, obiecywałem Włóczykijowi że się z nim spotkam.

- Siadaj do stołu Muminku, zaraz podam wszystkim śniadanie - ponagliła mnie mama, odkładając kolejnego naleśnika na talerz i wylewając kolejnego na patelnię.

Wyszedłem z kuchni, aby od razu spotkać się z.. Hm. No właśnie. Czym?

Mała Mi siedziała na swoim podwyższonym krześle, nóż w jej ręce, tata siedział zaczytany w gazecie na samym szczycie stołu, a Ryjek siedział na kanapie i patrzył przez okno. Nazwałbym to w jakiś sposób normą, ale to normą też jednocześnie nie było.

- Migotka chyba dzisiaj nie przyjdzie na śniadanie - mruknął Ryjek, odsuwając się od okna i patrząc na mnie - Muminku! Musimy dzisiaj szybko zjeść, muszę Ci coś pokazać!

- Co takiego chcesz mi pokazać? - zapytałem, starając się być jak najmilszy potrafiłem, mimo tego że naprawdę nie chciało mi się iść nigdzie z Ryjkiem, aby zobaczyć cokolwiek miał mi do pokazania.

- Szczerozłote diamenty - mówił podekscytowany, siadając obok taty i machając dłońmi entuzjastycznie - Widziałem je w jaskini przy morzu.

- Nie istnieje coś takiego jak szczerozłoty diament, Ryjku - skomentowała Mała Mi, biorąc w drugą rękę widelec. Odsunęła ostrza widelca na odległość całej swojej ręki i zamknęła oko, patrząc przez zęby sztućca na naszego mniej błyszczącego inteligencją przyjaciela.

- To były szczerozłote diamenty! - upierał się Ryjek, a ja usiadłem obok niego, aby nie musiał krzyczeć przez cały stół o tych całych diamentach jakie znalazł.

- Ryjek może rzeczywiście widział szczerozłote diamenty. Też je kiedyś widziałem w trakcie jednej ze swoich podróży - powiedział tatuś, zamykając gazetę i odkładając ją gdzieś na bok, kiedy mama przynosiła nam naleśniki i różnego smaku dżemy na stół.

- Naprawdę je widziałeś, tatusiu?

- Ależ oczywiście - odpowiedział mi tata, poprawiając kapelusz - To było w trakcie jednej z wypraw jakie odbyłem przyjaźniąc się z Fredricksonem, zanim jeszcze znałem twoją matkę, Muminku.

Fredrickson. Mężczyzna, który pojawiał się w historiach taty, a jednocześnie nigdy go na oczy nie widziałem, ani nie potrafiłem go sobie wyobrazić. Innych przyjaciół taty zawsze kojarzyłem jako rodziców moich przyjaciół, ale Fredrickson zawsze był dla mnie zagadką.

Tak samo zagadką teraz było czy szczerozłote diamenty naprawdę istnieją i znajdują się w tej jaskini. Teraz będę musiał iść z Ryjkiem, aby to sprawdzić, ale najpierw powiem Włóczykijowi że przyjdę do niego później. Nie powinien się obrazić, prawda? Nie jest przecież jak Migotka...

- Ale o tym wam przeczytam już z pamiętnika jutro - uśmiechnął się tatuś, zatapiając widelec w naleśniku i wkładając jedzenie do ust - Wyszły ci pyszne jak zawsze, kochanie.

- Dziękuję, skarbie - odpowiedziała mama, siadając na drugim szczycie stołu i zaczynając jeść z nami. Razem z Ryjkiem skończyliśmy jeść pierwsi, mimo trzech dokładek samego Ryjka. Byłem pod wrażeniem jak szybko on potrafi jeść.

Po śniadaniu podziękowaliśmy i wybiegliśmy z domu, aby zobaczyć jak najszybciej tę jaskinię z szczerozłotymi diamentami o których opowiadał Ryjek. Znaczy... Wybiegliśmy z domu, ale zatrzymałem Ryjka, aby powiedzieć mu że muszę jeszcze coś załatwić i go dogonię.

- No dobrze - mruknął Ryjek, widocznie bardziej podjarany faktem diamentów niż kontaktowaniem z tym co mu mówię - Ale się pospiesz.

- Postaram się - odpowiedziałem biegnąc w stronę mostu i namiotu Włóczykija z nadzieją, że chłopak gdzieś nieopodal się znajduje. Chciałem powiedzieć mu jak najszybciej, że dotrzymam obietnicy, bo dotrzymam! - Włóczykiju?

Stanąłem przed namiotem, chwilę się zastanawiając czy powinienem zapukać, zrobić jakiś dźwięk imitujący pukanie..?

- Puk puk, dzyń dzyń, Włóczykiju? Jesteś tam? - zapytałem, w głębi duszy mając nadzieję że jednak nie odpowie i że go tam nie będzie, patrząc na to jak mało atrakcyjnie musiało wyglądać moje stanie obok jego namiotu i mówienie "puk puk". Aż żałowałem, że nie miałem  kołatki przy sobie, jak mama, która trzyma wszystko w swojej torebce.

Na moje połowiczne szczęście, nikt nie wyszedł z namiotu, ani się nie odezwał. Musiałem w takim razie polegać na tym, że zobaczę się z Włóczykijem przypadkiem i w taki sposób dotrzymam obietnicy. Chociaż tak naprawdę już jej dotrzymałem, bo obiecałem że przyjdę i przyszedłem.

Nie, to się nie liczy. Muszę zobaczyć się z Włóczykijem. Zresztą nawet jeśli nie dlatego, aby dopełnić obietnicę, to dla samego faktu, że chcę się z nim zobaczyć.

Ale to najwyraźniej będzie później, niż bym tego chciał, bo naprawdę chciałem zobaczyć szczerozłote diamenty. Nie byłem w stanie sobie ich wyobrazić. Jak mogą wyglądać złote diamenty, dalej będące diamentami?

Podróż na plażę była naprawdę mało ciekawa i jak zwykle dość długa, ale gdzie w Dolinie Muminków było cokolwiek blisko?

Znalazłem Ryjka gdzieś w połowie drogi, przechodził między drzewami, idąc w swoim tempie, w stronę plaży, coś podśpiewując pod nosem. Pewnie wspominał jak wyglądają piękne diamenty i jak je wydobyć z jaskini albo myślał nad tym co będzie na obiad. Nie wiem czy coś więcej mogłoby się dziać w jego głowie.

- Już jestem, Ryjku - oznajmiłem przyjacielowi, który podskoczył w pierwszej chwili przerażony, jednak po upewnieniu się, że ja to... No cóż, ja, odprężył się i uśmiechnął.

- Przestraszyłeś mnie Muminku - odetchnął z ulgą, kładąc dłoń na swojej klatce piersiowej - Chodźmy, prędko! To już niedaleko, nie mogę się doczekać, aż je zobaczysz. Musimy je wydobyć pierwsi, będziemy bogaci Muminku!

- Spokojnie, Ryjku! Na pewno nikt przed nami ich nie znajdzie. Są w takim miejscu, gdzie praktycznie nikt nie zagląda - uspokajałem chłopaka, naprawdę nie mając ochoty więcej biec. Ryjek praktycznie podskakiwał przy każdym kroku z ekscytacji.

- Muminku, będziemy bogaci! Nikt oprócz twojego tatusia i nas nie widział przedtem szczerozłotych diamentó-ÓW! - krzyknął Ryjek, łapiąc mnie za ramię z całej siły, kiedy nasze nogi zostały zaciśnięte przez nieprzyjemnie wżynające się w skórę liny, ciągnące nas do góry nogami na drzewo - POMOCY! POMOCY! ZOSTALIŚMY PORWANI!

Musiałem zamrugać parę razy, aby zrozumieć co właściwie się wydarzyło. Świat był do góry nogami, palce Ryjka wbijały się w moje ramię, przyjaciel krzyczał do zdarcia gardła, sznur na naszych kostkach, który utrzymywał nas przywiązanych do gałęzi.

- To dlatego, że za głośno o tym mówiłem, teraz będą chcieli nas zabić, jeśli nie podamy im gdzie są te szczerozłote diamenty, Muminku! Zginiemy! POMOCY! - krzyczał ile sił Ryjek, bujając nas tak mocno, że robiło się niedobrze.

- Ryjku uspokój się, na pewno ktoś się po prostu pomylił - starałem się przemówić do rozsądku chłopaka, ale ten był zbyt bardzo spanikowany, aby mnie słuchać. Krzyczał dalej o pomoc, wymyślając coraz gorsze scenariusze. Na pewno nas chcą wziąć na części, zabrać nasze organy na czarny rynek.

Najmniej możliwy scenariusz to taki, że chcą wyjąć mu mózg i go sprzedać. Nie, żebym był wredny, ale wątpię, aby akurat ta część Ryjka była coś warta.

- Zabiją nas! Muminku, będą nas torturować, wykorzystają! Sprzedają nasze części, zabiorą wszystko co posiadamy, okradną nas, Muminku! - panikował Ryjek, płacząc i krzycząc, jakby w tej chwili miałoby to pomóc. Nikt nas nie zabije, to się nie dzieje w Dolinie Muminków. Po prostu wpadliśmy na pułapkę albo coś.

- Słychać cię z drugiego końca lasu - warknął niezadowolony głos znajomej mi doskonale osoby, która najwyraźniej... Miała ten sam tekst za każdym razem, kiedy ktoś był za głośno. Coś podobnego powiedział przecież Migotce, prawda?

- Włóczykij? - zdziwiłem się, starając podnieść głowę tak, aby zobaczyć rzeczywiście, osobę w dużym kapeluszu, opierającą dłonie o swoje biodra, patrząc na nas niewzruszona.

- Witaj Muminku - odpowiedział spokojnie chłopak, podchodząc do nas bliżej - Widzę, że wpadliście w jedną z moich pułapek.

- Twoich? - zdziwił się Ryjek, w końcu przestając się wiercić. Nie przestał jednak trzymać mojego ramienia. Po prostu nie krzyczał - To ty rozłożyłeś tę pułapkę?

- Oczywiście, a kto inny? - odparł dumnie, robiąc kolejny krok w naszą stronę - Chociaż nie spodziewałem się, że złapie aż dwie ofiary.

- Mógłbyś nas wypuścić, proszę? - poprosiłem, czując jak krew napływa mi do głowy i jest to co najmniej nieprzyjemne. To coś innego z własnej woli skakać po drzewach i zawisnąć na gałęzi jak Tarzan, a coś kompletnie innego zostać złapanym i być trzymanym za nogi do góry nogami z największym tchórzem na świecie.

- Coś wam wypadło? - zapytał Włóczykij, kucając tuż pod nami, aby coś podnieść, a potem podejść do drzewa i rozwiązać linę. Dobra, bardziej przeciąć, abyśmy bez gracji, przygotowania czy czegokolwiek opadli z wysokości na ziemię. Włóczykij podszedł do Ryjka, trzymając w dwóch palcach ślicznie błyszczącą złotą monetę - To chyba twoje?

Upadek nie należał do przyjemnych, leżeliśmy na sobie nawzajem, zastanawiając się jak łatwo wstać, aby się nie połamać.

- Moneta? Złota moneta? - zdziwił się Ryjek, podnosząc się z ziemi obolały, aby przyjrzeć się dokładniej kosztowności, którą znalazł Włóczykij. Wziął ją w swoje ręce i zaczął obrać monetą, aby przyjrzeć się jej z każdej strony, spojrzeć jak błyszczy w słońcu. Nie mógł odwrócić od niej wzroku przez dobrą chwilę - Tak... Jest moja. To moja moneta.

- Coś tak czułem, że to twoja moneta - odparł brunet, podchodząc do mnie i wyciągając w moją stronę dłoń, aby pomóc mi wstać. Oczywiście, przyjąłem pomoc, bo upadek naprawdę nie był delikatny, ani przyjemny.

- Moja moneta - uśmiechał się szeroko Ryjek, przyglądając się dalej monecie - Musi się znaleźć z innymi monetami. Potrzebuję więcej moich monet. Potrzebuję więcej monet - powtarzał się chłopak zafascynowany nową zdobyczą, której jestem pewien że nie posiadał jak wychodziliśmy z domu.

- Ryjku, a co z szczerozłotymi diamentami? - zapytałem, wstając w końcu z ziemi i trzymając za dłoń Włóczykija. Z jakiegoś powodu nie przyszło mi za bardzo na myśl w tej chwili, aby puszczać jego dłoń, to wydawało się po prostu wygodniejsze.

- Później. Muszę znaleźć monety. Muszę MIEĆ monety - Ryjek spojrzał na mnie z niezrozumiałym dla mnie uśmiechem, a w jego oczach błyszczała jak nigdy wcześniej "chciwość" - Muszę mieć wszystkie monety na świecie, Muminku! Rozumiesz? Masz jeszcze jakieś monety? Oddasz mi je, jeśli znajdziesz, prawda? Prawda, Muminku?

- Jak tylko coś znajdziemy, od razu damy Ci znać - zapewnił go Włóczykij, szukając czegoś po kieszeni - Na ten moment nic nie mam, ale Migotka może Ci pomoże znaleźć jakieś kosztowności. Ostatnio chwaliła mi się, że ma tyle biżuterii, że będzie chyba musiała trochę jej oddać.

- Migotko! - krzyknął Ryjek, od razu biegnąc z powrotem w stronę domu - Migotko! Migotko! Musimy pogadać! Migotko!

Ryjek się oddalał, krzyczał co jakiś czas imię Migotki, a złotą monetę trzymał cały czas w swojej prawej ręce. To było... Naprawdę dziwne. Co było w tej monecie takiego?

- Co w niego wstąpiło? - zapytałem swojego najlepszego przyjaciela, w końcu odwracając wzrok od zmniejszającej się postaci Ryjka.

- Odnalazł prawdziwe szczęście swojej duszy - wyjaśnił spokojnie, zaciskając trochę bardziej dłoń na mojej - Tak jak Migotka, w końcu odnalazła swoje szczęście w swoim odbiciu, tak Ryjek najwyraźniej odnalazł szczęście w złotych monetach.

- Hm... Szkoda, naprawdę chciałem zobaczyć te szczerozłote diamenty - przyznałem, patrząc w stronę która zmierzaliśmy wcześniej z Ryjkiem, aby zobaczyć te piękne diamenty i w ogóle. Nawet jeśli miałoby się okazać, że są one nieprawdą, sama jaskini przy morzu może być ciekawa.

- Możemy tam iść razem - zaproponował Włóczykij, przyglądając mi się uważnie z cieplejszym uśmiechem - To nie jest daleko, a sam jestem ciekaw co to właściwie jest. Nie słyszałem nigdy o szczerozłotych diamentach.

- Wiesz... Podobno są... Szczere i złote - zarzuciłem tak suchym żartem, że aż mnie samego skręciło jak usłyszałem co powiedziałem. Mimo to Włóczykij cicho się zaśmiał, starając się widocznie od tego powstrzymać - No nie, naprawdę to ciebie rozbawiło? Żaden mądrzejszy żart tylko szczere i złote diamenty? Poważnie?

- To nie sam żart, a sposób w jaki to powiedziałeś! Tak zrezygnowany, jakbyś od razu wiedział że to beznadziejny suchar! - bronił się Włóczykij, prowadząc mnie za rękę na plażę - No dobra, może też naprawdę sam żart mnie rozbawił, ale tylko trochę, bo był naprawdę beznadziejny.

- Nie doceniasz prawdziwej sztuki komedii - uśmiechnąłem się, ściskając delikatnie bardziej dłoń Włóczykija i wracając przez chwilę myślami do czasów kiedy Migotkę trzymałem za rękę i zawsze ściskałem za mocno. Czy Włóczykija też trzymam za mocno? Powiedziałby mi o tym? - Włóczykiju?

- Muminku?

- Nie ściskam twojej ręki za mocno?

- To ja się zastanawiam czy powinienem cię puścić, bo tak lekko mnie trzymasz, a ty się boisz że to za mocno? - Włóczykij uśmiechnął się, szturchając mnie ramieniem - Wszystko gra. Jeśli coś to ci powiem.

To było... Naprawdę w jakiś sposób pocieszające. Naprawdę się tym zmartwiłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro