Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Muminkowe uczucie

Nie wiem jak długo siedzieliśmy i śmialiśmy się z najmniejszych głupot. To było tak proste jak oddychanie. Spędzanie z nim czasu było przyjemne, nie było wymagające.

Nawet jeśli siedzieliśmy w ciszy, patrząc gdzieś przed siebie, było to komfortowe. Było to miłe. Nie wymagało wyczerpywania moich baterii społecznych.

Patrzyliśmy razem na zachód słońca, nasze palce nieśmiało splecione ze sobą na kocu, żadne z nas nie chciało się ruszyć, w niemej obawie, że chwila może się skończyć. To tak żałosne. To tak głupie, dlaczego ja tak na to zwracam uwagę? To tylko nasze palce, nawet nie całe dłonie. To może równie dobrze nic nie znaczyć.

Nie mogę przywiązywać temu tak wielkiej wagi, zanim się nie dowiem czy powinienem w to iść.

Dopiero późną nocą uznaliśmy, że przydałoby się wracać do domu. Znaczy, Muminek uznał, że jego mama będzie się martwić, że tak długo nie wraca, a ja po prostu uznałem że nie będę się kłócić z taką logiką.

- Przyjdę jutro - obiecał mi Muminek, stojąc ze mną na środku mostku nad rzeką. Trzymał w rękach pusty koszyk i koc z plaży, gdzieś nawet schował te wszystkie muszelki.

- Mówisz to już dziesiąty raz dzisiaj - uśmiechnąłem się do Muminka, mając ochotę zrobić coś głupiego, coś czego mógłbym strasznie bardzo żałować.

- I powiem jedenasty, abyś nie musiał tęsknić - chłopak sprawiał, że czułem ciepło w klatce piersiowej. Rozczulał mnie tym swoim stylem byciem.

A chuj, raz kozie śmierć.

Zbliżyłem się do Muminka bliżej, o wiele bliżej. Czułem jego ciepło, czułem jak blisko się mnie znajduje. Położyłem dłonie na jego ramionach, patrzyliśmy sobie w oczy, słyszałem jak głośno bije mi serce. Matko jak blisko siebie jesteśmy, jak ja się tym stresuję, przecież to niewinna rzecz, nic wielkiego. Jeden, malutki wygłup na cały dzień bycia poważnym, chyba można czasem zaszaleć, prawda?

Przełknąłem z trudnością ślinę, to będzie ciężkie, czy ja na pewno chcę to zrobić? Będą tego konsekwencje, zawsze są, ale od kiedy ja się przejmuję konsekwencjami?

Zacisnąłem dłonie mocniej na ramionach Muminka, wziąłem głęboki wdech, policzyłem do trzech i...

Zrzuciłem Muminka z mostu do wody.

- WŁÓCZYKIJU! - usłyszałem krzyk zmieszany z głośnym pluskiem i samym ochlapaniem mnie wodą.

- Tak? - spytałem, idąc wraz z prądem rzeki, patrząc jak Muminek stara się dopłynąć do brzegu - Coś się stało? Przewróciłeś się?

Muminek opadł na brzeg, rzucając wszystkimi rzeczami jakie posiadał przed siebie. Dyszał cicho, wstając powoli na równe nogi i patrząc na mnie przez przymrużone powieki. Woda skapywała z jego przemoczonego futra.

- Ty mały... - powiedział prawie ledwo słyszalnie, patrząc na swoje mokre ręce, a potem znowu na mnie. Wyciągnął ramiona w moją stronę - Doigrasz się, Włóczykiju!

Obróciłem się na pięcie i zacząłem uciekać przed rozwścieczonym Muminkiem, który uznał że będzie mnie gonić za karę. Bawiło mnie to. Widok przemoczonego do suchej nitki Muminka, jego złości w oczach, a jednocześnie tak wielka determinacja, aby mnie dogonić.

Nie, żeby mu się to w normalnych warunkach miało udać. Ale śmianie się w trakcie biegu jest naprawdę niekorzystne, jeśli się przed kimś ucieka i spogląda przez ramię czy na pewno dalej biegnie za tobą. A co lepsze to nawet nie dlatego, że chcesz go zmęczyć i wykorzystać to zmęczenie, chcesz po prostu aby cię gonił, chcesz widzieć jak zamiast złości pojawia się na jego twarzy skrywana radość z samego ganiania się.

W takiej chwili chcesz, aby cię złapał. Wiesz, że nie zrobi ci prawdziwej krzywdy, chcesz zostać złapany, chcesz żeby cię nie puszczał już nigdy. Naprawdę życzysz sobie w duchu, aby cię złapał i zwalniasz, dajesz się złapać, ty! Włóczykij! Dajesz się złapać, bo chcesz zostać złapany, ale tylko przez tego jednego goniącego. Przecież nigdy nikomu nie chcesz się dać złapać, nie chcesz pokazać nikomu, że mógłby wygrać.

A sekundę potem leżysz na ziemi, przygwożdżony ciężarem białej, puchatej istoty, z którą śmiejesz się tak, jakby jutra miało nie być. Czujesz jak zgniata ci wszystko w twoim brzuchu, ale nie obchodzi cię to, bo dałeś się złapać. Dałeś się rzucić na ziemię, dałeś sobie samemu śmiać się, patrzeć w roześmiane oczy Muminka.

W duszy naprawdę manifestowałem, aby karty były przychylne moim uczuciom. Robiłem to nieświadomie, powtarzałem to sobie w głowie, a jednocześnie byłem tak strasznie skupiony na śmiechu, na tym jak oboje ciężko oddychaliśmy.

Opadłem głową na ziemię, biorąc ciężko oddech i otaczając rękami Muminka. Nie mogłem powstrzymać tego szczęśliwego uśmiechu na mojej twarzy, to było po prostu nierealne, aby się nie uśmiechać w tej chwili.

- Dobrze cię widzieć tak zrelaksowanego - powiedział spokojnie chłopak, zakładając kosmyk moich włosów za ucho. Moje serce stanęło na krótką chwilę.

Złapałem za nadgarstek Muminka i rzuciłem go na ziemię, stając nad nim. Instynkt kazał mi działać. Kazał mi się odsunąć, miałem przeczucie że chciał mnie skrzywdzić, trzymałem go za rękę, stałem nad nim, nie mogłem dać mu możliwości skrzywdzenia mnie fizycznie, nie ze mną te numery.

- Co ty miałeś zamiar zrobić? - syknąłem do niego, zaciskając palce na nadgarstku chłopaka - Co to miało być?

- Okazanie... Czułości? - zapytał zdezorientowany, przyglądając mi się bez nawet małej części paniki czy strachu. Nie bał się mnie. Ta jego naiwna ufność. Skąd mógł wiedzieć, że to go może nie zgubić?

- Czułości?

- Czułości - powtórzył, poruszając ostrożnie palcami trzymanej przeze mnie dłoni. Popuściłem uścisk, ale nie spuszczałem z niego wzroku, ani nie puściłem go całkowicie - Przyjacielska przysługa czy jakkolwiek chcesz to nazwać. Włosy wchodziły ci na czoło, więc je poprawiłem.

Przyjacielska przysługa.

- Hm - mruknąłem, puszczając całkowicie dłoń Muminka, oceniając go jeszcze raz wzrokiem od góry do dołu. Leżał bezradnie, mogłem go tak łatwo zaatakować, to przecież nie mogłoby być tak trudne.

Dlaczego, więc tego nie robię? Czy to też przyjacielska przysługa?

- Następnym razem zapytam, jeśli czujesz się z tym niekomfortowo - zaproponował ostrożnie, nie ruszając się ze swojego miejsca. Moje serce nieubłaganie szybko biło, czułem się przez jego słowa zatroszczony i otoczony miłością, a przecież mogły to być tylko puste słowa.

- Jest już późno - skomentowałem, starając się zignorować jego reakcję na moje słowa. Pomogłem mu wstać z ziemi, patrząc na te chwile temu rozbawione oczy, a teraz tak smutne.

Muminek wstał z ziemi, trzymając moją dłoń, nie puszczając jej, nie patrząc na mnie. Wpatrywał się w ziemię ze wstydu.

- Wybacz - powiedział dość cicho - Naprawdę nie chciałem, abyś poczuł się źle.

Nie wiedziałem co na to powiedzieć. Co mówi się w sytuacji, kiedy ktoś rzeczywiście przeprasza cię za twoją nieodpowiednią do sytuacji reakcję? Czy to nie ja powinienem go przepraszać?

Otworzyłem usta, chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Próbowałem  parę razy coś z siebie wykrztusić, ale co miałem powiedzieć? Nigdy przedtem nikt mnie nie przepraszał za coś niby tak normalnego, za coś za co czuł się rzeczywiście winny.

Może słowa nic by tu nie dały?

Puściłem dłoń Muminka, zastanawiałem się chwilę nad tym co zrobić. Chłopak zbierał się w sobie, pewnie chciał już odejść, chciał coś jeszcze powiedzieć i staliśmy jak dwaj ostatni kretyni na środku niczego, zbierając się do zrobienia czegokolwiek.

- To niesprawiedliwe - powiedziałem bardziej do siebie niż do niego, otaczając jego szyję ramionami, tym razem mając absolutną pewność że nie chcę go skrzywdzić, nie chcę go udusić, nie chcę go zabić. Chcę tylko go przytulić. Chcę go objąć właśnie w tej chwili, chcę czuć jego ciepło, nie chcę czuć jak życie z niego upływa, a wręcz na odwrót. Chcę czuć, że on żyje przy mnie - To tak strasznie niesprawiedliwe.

- Niesprawiedliwe? - powtórzył Muminek, otaczając mnie w talii ramionami. Robił to tak zdezorientowany, a jednocześnie w jego uścisku chowała się radość, której nie sposób było mi opisać.

- To niesprawiedliwe, że sprawiasz we mnie wszystkie te uczucia, a ja nie wiem co w związku z tym zrobić.

- Uczucia?

- Uczucia! Dlaczego miałbym czuć, że to ja ciebie powinienem przepraszać, a nie ty mnie? Dlaczego czuję, że chcę być przy tobie? Dlaczego miałbym czuć potrzebę widzenia się z tobą jak najczęściej? Dlaczego nie czuję, jakby twoja obecność mi przeszkadzała? - zaciskałem palce na plecach Muminka, czując jak słowa same opuszczają moje usta - Dlaczego czuję, że muszę Ci o tym mówić? To niesprawiedliwe, że ja czuję to wszystko, a ty nie czujesz z tego praktycznie nic, bo jesteś po prostu miły.

- Oh, Włóczykiju... - wyszeptał chłopak, przejeżdżając dłonią z czułością po moich plecach w kojący sposób - Czy naprawdę, aż tak ci przeszkadzają te uczucia?

- Oczywiście, że tak - rzuciłem, a jednak nie puszczałem go. Trzymałem go w swoich objęciach, jakby życie miało od tego zależeć. Czułem, że mogę się rozpaść, jeśli tylko go teraz puszczę - Nie powinienem się tak czuć. Powinienem cię nienawidzić, powinienem wybudzać twoją duszę, może cię zniszczyć, a jestem na to zbyt słaby. Mam do ciebie SŁABOŚĆ. Głupią słabość - wyklinałem, a nie miałem odwagi spojrzeć na jego twarz. Chowałem nos w jego futrze, bo nie miałem odwagi na niego spojrzeć, ostatnia ofiara, ostatni tchórz.

- Słabość... - powtórzył Muminek, nie puszczając mnie. To było trochę pocieszające, że jednak mnie nie puszczał. Jednak trzymał mnie blisko - To, aż tak źle coś odczuwać?

- Nie mam pojęcia - przyznałem szczerze - Nie mam pojęcia czy to aż tak złe. Chciałem się spytać dzisiaj kart czy to zgodne z planem wszechświata.

Muminek mruknął tylko coś w odpowiedzi, coś co może było jakimś potwierdzeniem. Naprawdę nie wiedziałem czy to złe. Czy ten natłok wszystkiego jest, aż tak zły dla mnie? Czy to źle? Czy powinienem to zatrzymać?

Oczywiście, że powinienem przestać, powiedzieć sobie jakieś stop czy coś, może odejść i zapomnieć, ale czuję że wtedy bym tęsknił, a Muminkowi byłoby przykro. Na pewno byłoby mu przykro.

- Powinieneś już iść - powiedziałem, a jednak ani mi się śniło ruszyć z ciepłych, miękkich, a jednak dalej mokrych od wody objęć - Jest już naprawdę późno.

- Przyjdę jutro - obiecał setny tysięczny raz dzisiaj, powoli opuszczając ramiona z mojej talii. Odsuwałem się od niego z tak nieznajomą mi dotychczas niechęcią - Obiecuję.

- Mówiłeś - uśmiechnąłem się do Muminka - Będę na ciebie czekać.

Staliśmy jak ci dwaj ostatni kretyni, oświetleni przez gwiazdy. Patrząc na siebie, uśmiechając się i czekając aż ktoś pierwszy odejdzie.

Błagałem w sercu, aby karty były mi przychylne. Zastanawiałem się nawet czy nie stanąłbym na przeciwko wynikowi, jeśli powiedziałyby mi, że powinienem stąd odejść. Może i tak zrobiłbym po swojemu?

- Dobranoc Włóczykiju.

- Dobranoc Muminku.

Nie, żeby to jakoś nas popchnęło do działania, dalej staliśmy jak ostatnie ofiary na środku niczego. Wziąłem w końcu głęboki wdech, mając nadzieję że samego siebie przekonam do tego, aby odejść pierwszy. Co mnie powstrzymywało? Przecież jutro znowu go zobaczę, a nawet jeśli nie dotrzyma obietnicy, to co z tego?

- Dobranoc - powtórzyłem się, zaciskając dłonie na swoim ubraniu i odwracając tyłem do Muminka. Krok za krokiem, nie myślmy nad tym za dużo.

- Dobranoc Włóczykiju! - usłyszałem za plecami i ostatkami sił godności powstrzymywałem się od odwrócenia się i odkrzyknięcia trzeci raz "dobranoc". Po prostu mu pomachałem.

Odwróciłem się w jego stronę dopiero kiedy znalazłem się przy namiocie, mając nadzieję że nie zrobiłem tego zbyt entuzjastycznie. Wiedziałem, że jeśli obróciłbym się wcześniej  stalibyśmy tam jeszcze jakiś czas, a nie mogłem na to pozwolić. Musiałem coś jeszcze dzisiaj zrobić, prawda?

Muminka jednak już nie widziałem, pewnie wszedł do domu. Może to i lepiej?

Wszedłem do swojego namiotu, związując go na tyle szczelnie, aby nikt mnie nie podglądał. Nie wiem kto mógłby potencjalnie wpaść na pomysł podglądania mnie w środku nocy, ale wolałem być pewny, że do tego nie może dojść.

Wyjąłem z plecaka karty tarota i zacząłem je przetasowywać w dłoniach z tylko jednym pytaniem, które chodziło mi po głowie przez ostatni czas. Zamknąłem oczy.

Czy mogę sobie pozwolić na zakochanie się w Muminku?

Pierwsza karta wypadła mi z dłoni, jako odpowiedź na moje nurtujące pytanie. Nie zdążyłem jej podnieść, a z rąk wypadła mi jeszcze jedna. Wszechświat dobrze się bawi.

Położyłem karty przed sobą i dla pewności, wyjąłem z talii jeszcze jedną, kładąc ją tuż obok tych co wypadły.

Głupiec, wisielec i gwiazdy. Ciekawe połączenie.

Głupiec oznaczał optymistyczny start, pozytywna odpowiedź na pytanie. Wisielec nakazywał poddanie się sytuacji i jest to również odpowiedź twierdząca. Ku zdziwieniu wszystkich, gwiazdy również krzyczały "tak", w znaczeniu marzeń i życzeń.

Wszechświat brzmi w tej chwili jak podekscytowana małolata, która chce znaleźć swojemu bratu dziewczynę wśród swoich koleżanek. "O tak! Koniecznie musisz się z nią umówić, nie pożałujesz, spełnia się twoje marzenia, to dobry start!"

Mimo wszystko uśmiechnąłem się, przyglądając rysunkom na kartach. Może Wszechświat jednak wysłuchiwał tych wszystkich manifestacji?

Albo naprawdę widzi coś, czego ja jeszcze nie zdążyłem zauważyć zaślepiony zauroczeniem.

Chciałem w tej chwili ucałować karty, moje serce autentycznie się radowało. Mogłem sobie pozwolić na uczucia do Muminka. W tej chwili nie liczyło się nic więcej niż sam fakt, że karty były mi przychylne. Mogłem sobie pozwolić na tę chwilę słabości, mogłem pozwolić na to, aby to rzeczywiście była moja słabość, a nie coś od czego powinienem uciekać.

Mogłem pozwolić sobie na to, aby w moim życiu pojawił się Muminek i to nie jako nic nie znaczącą istota, pomocnik, wróg czy ktoś kto ma się mnie bać. Mogłem go widzieć tak jak czułem, że chcę go widzieć, jak chciałbym aby on mnie widział.

Zebrałem karty i złożyłem na nich delikatny pocałunek, czując nieokiełznaną wdzięczność wobec wszechświata. Schowałem wszystkie karty do pudełka i schowałem je w plecaku, opadając na śpiwór z trudnym do powstrzymania uśmiechem.

Pierwszy raz mogłem sobie pozwolić na myśli o Muminku, które mogły błądzić w którą stronę tylko chciały, pomagając mi dryfować prosto w sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro