Natasha 2.0.
Minęło pół roku, od kiedy przenieśli się z Natashą na Xylion 10, a mimo to nie potrafił zadomowić się na nowej planecie. Może to była wina czystszego powietrza? Dziwnie mu było poruszać się po ulicach bez maski z filtrem i gogli, a przyzwyczajona do lepiącego się smogu skóra swędziała za każdym razem, gdy wychodził na zewnątrz. Z początku okrywał się od stóp po czubek głowy wieloma warstwami materiału, jak zwykł to robić na Ziemi, jednak mijający go na ulicy ludzie, posyłali mu dziwnie litościwe spojrzenia, a inni pukali się w głowy za jego plecami, więc tego zaprzestał. Jednak mimo upływu czasu poczucie dyskomfortu nie chciało go opuścić.
A może to wina odmiennego od ziemskiego cyklu słonecznego? Doba trwała tu pełne trzydzieści godzin i uwarunkowała była od dwóch słońc okrążających planetę na zmianę z trzema księżycami. Tak po prawdzie dopiero, gdy jego stopa dotknęła pierwszy raz Xylion 10, ujrzał słońce. Poczuł na skórze jego ciepło, a przez specjalne okulary nie mógł się napatrzeć na życiodajne światło. Przez pierwsze dni nawet ten widok sprawiał mu radość, ale później stał się powodem wielu niedogodności. Jego nieprzyzwyczajone oczy bolały od nadmiaru światła, skóra doznawała poparzeń, a umysł oswojony z wiecznie spowitą w ciemnościach Ziemią nie potrafił się rozluźnić, trwając w ciągłym napięciu.
W głębi ducha zdawał sobie jednak sprawę, że napięcie to i dręczący go niepokój wcale nie są spowodowane nowym miejscem, brakiem smogu, czy słonecznymi dniami. Wszak Xylion 10 był istnym rajem we Wszechświecie. W końcu przylecieli tu z Natashą mając nadzieję, na nowe, lepsze życie. Liczyli, że uwolnią się od koszmaru, jaki spotkał ich na Ziemi.
Świadomość jednak podpowiadała mu, że powinien mieć się na baczności. Niby nic specjalnego się nie stało. Ludzie byli tu uśmiechnięci i życzliwi, nawet jeśli uważali go za dziwaka z innej planety. Nie wiedział, czy to za sprawą jego paranoi, czy może intuicji, ale ostatnio zaczął wyłapywać drobne sygnały. Niby niewinne pytania o rodzinę Natashy. Przypadkowe spotkania, tam, gdzie nie spodziewałby się roli przypadku. Aż po nachalne odwiedziny.
Dzisiaj jego paranoja osiągnęła szczyt. Miał nieodparte wrażenie, że są obserwowani. Chciał nawet wziąć urlop w pracy, ale Natasha wyśmiała jego lęki i posłała go do biura. Chcąc nie chcąc udał się do firmy, ale nie mógł się na niczym skupić cały dzień, a gdy wybił fajrant pognał do domu niczym oparzony.
W progu domu ze zgrozą stwierdził, że miał rację. Alarm i roboty ochronne zostały dezaktywowane. Leżały na trawniku niczym zabawki porzucone przez znudzone dziecko. Drzwi wejściowe stały otworem, a na elewacji budynku widniało wymalowane fluorescencyjnym sprayem słowo, którego nie chciał ani oglądać, ani słyszeć już nigdy więcej.
- Natasha! Nat!? - wołał drżącym głosem, czując, jak serce podchodzi mu do gardła.
Znalazł ją ledwie żywą w ich sypialni. Ze wściekłości chciał wyć jak pies, ale powstrzymał się tylko ze względu na nią.
- Nat, kochanie, co oni ci zrobili? - wyszeptał przez łzy, biorąc ją delikatnie w ramiona.
Jego ręce i ubrania pokryła ciepła, organiczna posoka. W jej oczach ujrzał słaby blask.
- Konradzie... - posłała mu słaby uśmiech. - Cieszę się, że mogłam cię jeszcze zobaczyć.
- Nie mów tak! - zdenerwował się. - Nie mów, tak jakbyś miała tutaj umrzeć. Wszystko będzie dobrze.
- Czuję, jak moja pamięć zanika, ukochany - wyszeptała. - Ocalały tylko wspomnienia o tobie.
- Nat...
- Ja odchodzę. - Uniosła dłoń do jego policzka. Już nie mógł powstrzymywać łez. - Musisz mi obiecać, że zaczniesz żyć. Tak na prawdę.
- Ale Nat, ile razy mam ci powtarzać, że to dopiero przy tobie zacząłem żyć? - łkał, a głos mu się łamał.
- Dziękuję za twoją miłość, Konradzie. To dzięki niej, ja mogłam naprawdę żyć.
Jej dłoń opadła, a w powietrzu zaczął unosić się swąd spalenizny.
***
Tego dnia do serwisu wszedł zdesperowany mężczyzna. W ramionach trzymał kobiecego androida. Bardzo stary model, produkowany jeszcze na Ziemi, stwierdził na pierwszy rzut oka inżynier. Android był w fatalnym stanie. Tak zmasakrowane roboty widział tylko w powojennych transportach. Będzie musiał to zgłosić na policję, westchnął w duchu, czując narastającą niechęć do klienta. Mimo to przyodział na twarz firmowy uśmiech i zapytał pogodnie:
- W czym mogę pomóc?
- Napraw ją - mężczyzna zaczął bez ogródek, kładąc androida na blacie. - Cena nie gra roli.
Inżynier spojrzał sceptycznie. Już na pierwszy rzut oka, widział, że nie było czego ratować, ale w końcu klient-nasz-pan. Podłączył więc kabel w gniazdo główne, znajdujące się za uchem i zaczął diagnostykę.
- Model Natasha 2.0...Cóż za rozwinięta AI - zdziwił się na głos. - Niestety pamięć jest trwale uszkodzona, jeśli ją przywrócę, będzie na poziomie tostera. Albo i gorzej. Poza tym miała cały czas podkręcone na maksa receptory bólu. Jeśli przywrócę wspomnienia z jej ostatnich dni może oszaleć. A wtedy czeka ją kasacja. Chyba nie chcesz jej uśmiercać drugi raz?
Mężczyzna zagryzł tylko zęby. Inżynier widział, że jest bliski wybuchu.
- Mamy nowsze modele. Mogę ci zaproponować zniżkę - dodał, zanim tamten się odezwał.
- Nie chcę innej! - warknął. - Chcę Natashę!
Inżynier od początku podejrzewał, że ma do czynienia z lalkarzem. Niby w zeszłym roku ustanowiono prawo, które pozwala zawierać związki małżeńskie z androidami, ale jakoś nie potrafił patrzeć na takich ludzi, jak na normalne osoby.
- Proszę mnie posłuchać, mamy w ofercie konsultacje psychologiczne. Ci lekarze naprawdę pomagają podnieść się po utracie androida. Pomagają poznać prawdziwych ludzi...
- Ludzie to najgorsze potwory! - przerwał agresywnie. - Roboty nie mogą cię skrzywdzić. One nie nienawidzą.
Mężczyzna szarpnięciem odłączył kabel diagnostyczny, wziął androida w ramiona i wyszedł próbować szczęścia w kolejnym serwisie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro