Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Siedział przy stole, obserwując młodą kobietę, która starała się zrobić cokolwiek do picia. Myśl, że ten chłopak mógłby posunąć się do rzeczy, które widziała jedynie w koszmarach, przerażała ją jeszcze bardziej niż fakt, że jest ciągle obserwowana.

Zastygła w bezruchu, czując oddech na swoim karku. Był tuż za nią, kilka centymetrów, a ich ciała stykałyby się ze sobą. Przełknęła nerwowo ślinę, upuszczając filiżankę, która z hukiem rozbiła się w zlewie. Usłyszała tylko ciche parsknięcie przepełnione kpiną i dłonie, które znalazły się na jej ramionach, niebezpiecznie zbliżając się do jej szyi.

— Twój mąż nie będzie zadowolony — wyszeptał Park, przejeżdżają opuszkami palców po gładkiej skórze kobiety.

Uwielbiał bawić się uczuciami. Niepokoić, dając zaraz odczuć ulgę. Zwłaszcza, gdy kobieta nie była jego ofiarą, a jedynie zabawką, którą zamierzał wykorzystać.

— Cz...Czego chcesz od mojego męża? — wyszeptała w końcu nieznajoma, wstrzymując na chwilę oddech.

— Czego chcę? — powtórzył pytanie, chcąc wpędzić żonę żandarma w jeszcze większe zakłopotanie. — A jak myślisz? Dlaczego tak cię traktuję? — zaczął się cicho śmiać, gdy jego rozmówczyni nie mogła wydusić z siebie słowa.

A kobieta mogła przysiąc, że w całym swoim życiu nie słyszała bardziej niewinnego dźwięku.

— Chcę, aby cierpiał. Do ostatniej sekundy swojego życia ma błagać mnie o litość — warknął wprost do ucha kobiety, zaciskając palce na jej szyi.

Przycisnął jej ciało na blatu, uprzednio odwracając ją tak, by patrzyła w jego oczy. By traciła dech, podziwiając niewinny blask osoby, która popełniła tyle grzechów. Grzechów, które nie zostawiły po sobie śladu, choć notorycznie były popełniane.

Dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach i kroki w przedpokoju sprawiły, że na ustach Parka zawitał złośliwy uśmiech. Zakrył mężatce usta i przycisnął do najbliższej ściany, zmieniając próbę zabójstwa w ohydną zdradę. Złączył ich usta w momencie, gdy mężczyzna wchodził do pomieszczenia, w którym się znajdowali.

Jego mina była wręcz bezcenna. Gdyby ktokolwiek zrobił mu zdjęcie, Jimin bez wątpienia zawiesiłby je na swojej ścianie, by podziwiać to cudo każdego ranka.

Odsunął się szybko od kobiety, udając zakłopotanego, choć w rzeczywistości silił się, by nie wybuchnąć śmiechem. Zagryzł dolną wargę, czekając na jakiekolwiek słowa ze strony żandarma. Jednak ku jego zaskoczeniu, kobieta zrobiła to pierwsza.

— K...Kochanie. On na ciebie czekał. Siedzi tu od godziny, grozi mi!

— Masz mnie za idiotę? — zapytał oschle, obdarowując swoją małżonkę pełnym nienawiści spojrzeniem. — Grozi? Przecież to dziecko! Czym miałby ci grozić, że przejedzie cię zabawkowym samochodzikiem?!

I choć Jimin bardzo chciał, by sytuacja była poważna, to nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia.

—Chciał mnie udusić!

— Zaraz dokończę jego dzieło — warknął. — W tej chwili wynoś się stąd! Razem z tym czymś — wskazał na młodszego, który czekał na odpowiedni moment, by zacząć pokazywać swoją prawdziwą twarz.

— Przypominam ci, że to moje mieszkanie!

— Mam to gdzieś. Do cholery, wynoś się!

— Jeszcze wczoraj chciałeś, bym siedziała w salonie i czekała, aż nasze dziecko wróci.

— Nie wróci — odezwał się Park, powoli podnosząc wzrok na kłócące się małżeństwo. Wzrok, którym spowodował zimne dreszcze u pary.

— Niby skąd to wiesz, gówniarzu? Zresztą, co ty tu jeszcze w ogóle robisz?

— Ja? Czekałem na ciebie — po tych słowach Park zaczął powoli podchodzić do starszego mężczyzny, wciąż patrząc mu w oczy. Wzrok, którym żandarm był obdarowywany, był nie do wytrzymania. Chciał skupić się na czymś innym, lecz był jakby zahipnotyzowany. Sam siebie zmuszał do tortur. — Chciałem powspominać i opowiedzieć twojej żonie o naszym pierwszym spotkaniu — popchnął mężczyznę na jedno z kilku krzeseł i pochylił się nad nim. — A może ty chcesz zabrać głos?

— Pierwszy raz cię widzę — odezwał się w końcu żandarm, patrząc zmieszany na Parka. Próbował sobie przypomnieć tego chłopaka, jednak ilekroć próbował, zawsze kończyło się niepowodzeniem.

— To ciekawe — stwierdził z uśmiechem niższy. — A więc ci przypomnę. Dwa lata temu, las, który aktualnie nazywany jest domem niewinnego zabójcy. Młoda kobieta, która błagała o wolność. Kojarzysz?

— Mam dość tych bredni — powiedział stanowczo, podnosząc się, jednak zaraz znów został popchnięty, lądując na podłodze.

— Jak myślisz, jak czuje się zgwałcona osoba? — zapytał wprost, nie zwracając uwagi na kobietę za nim, która za swoimi plecami trzymała jeden z większych kuchennych noży.

— Skąd mam to wiedzieć?

— Racja, gdybyś wiedział, nie zrobiłbyś tego.

— Słucham? — odezwała się partnerka mężczyzny, upuszczając przedmiot, który upadł na podłogę z charakterystycznym dla siebie dźwiękiem.

— Tak, twój kochany mąż zrobił to. W środku lasu, bez litości. Po prostu zaspokajał siebie, mówiąc przy tym obrzydliwe rzeczy i wydając dźwięki, które przyprawiały o mdłości. Domyślasz się pewnie, kto był ofiarą.

— Skąd wiesz, że to ja? — parsknął żandarm, chwaląc się swoją pewnością siebie. Jednak szybko zniknęła, gdy na usta Jimina wprosił się złośliwy uśmiech.

— Myślisz, że tylko ty masz ludzi od zdobywania informacji? Wiem, dlaczego sprawa została umorzona. To byłoby smutne, gdyby ludzie dowiedzieli się, że stróż prawa sam je złamał, popełniając tak niewybaczalne i ohydne przestępstwo, prawda?

Mężczyzna otworzył szerzej oczy, wiedząc, że jest na przegranej pozycji. Ten chłopak dowiedział się wszystkiego, co skrywała policja. Jednak nie to było dla niego najgorsze. Zdecydowanie straszniejszy był fakt, że w jego spojrzeniu nie potrafił dostrzec żadnego przebłysku zawahania. Jedynie niewinna nienawiść i pogarda, która sprawiała, że jego serce biło szybciej ze strachu.

— Nie macie co czekać na swoje dziecko. Odpowiednio się nim zająłem — dopowiedział Park, z szerokim uśmiechem obserwując reakcję gospodarzy.

Kobiety, która skuliła się z rozpaczy, wydając przeraźliwe odgłosy. Żandarma, w którym budziła się nienawiść i chęć zemsty, którą obecność przestępcy idealnie zagłuszała. Tak wyjątkowe widoki znikające w sekundę.

Jimin westchnął i podszedł do mężczyzny, patrząc na niego z wyższością. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy usłyszał głośny krzyk kobiety. I gdyby nie jego dobry refleks, najpewniej skończyłby z nożem między łopatkami.

Złapał się za zranione ramię i spojrzał na winną z zaciśniętymi zębami. Miała odwagę, by zapolować na jego życie, więc będzie chciała zrobić to ponownie, był tego pewien. I nie mylił się ani trochę, ponieważ nieznajoma kolejny raz ruszyła w jego kierunku, wydając z siebie głośny okrzyk bojowy. Choć może był to krzyk przerażenia.

Odsunął się, łapiąc za nadgarstek mężatki i przycisnął ją do ściany, kierując dłoń z białą bronią w kierunku stróża prawa. Miał zamiar wykorzystać jej waleczność w najbardziej brutalny sposób, jaki tylko przyszedł mu do głowy.

— Twój syn żyje — wyszeptał Park, zbliżając swoje usta do jej ucha. — Oddam ci go, ale jest warunek. Pozbędziesz się swojego męża.

Przerażona kobieta, słysząc słowa "włamywacza", zaczęła się wyrywać, krzycząc przy tym i płacząc. Najwidoczniej jego propozycja trafiła ją prosto w serce. Wybór pomiędzy osobami, które kocha się nad życie był najtrudniejszy i Jimin doskonale o tym wiedział.

Widząc, że nie byłaby zdolna do czegoś takiego, wyrwał jej ostre narzędzie z ręki i popchnął na jej partnera, który w szoku przyglądał się całej sytuacji. On chyba również nie wierzył, że kobieta, z którą żył tyle lat, byłaby zdolna do zaatakowania kogoś nożem, narażając przy tym własne życie.

— Z kim wtedy byłeś? — zapytał Park, patrząc zdenerwowany na przytulające się małżeństwo.

— Nie wiem.

— Nie ściemniaj, z kim byłeś?!

— Nie wiem, słyszysz? Nie mam pojęcia.

Te słowa wystarczyły, by w najmłodszym coś pękło. Sam nie wiedział, dlaczego tego wieczoru był tak zirytowany, jednak nie przejmował się tym w obecnej chwili.

Ponieważ doskonale wiedział, jak zmusić go do mówienia.

***

Zadowolony wszedł do swojego mieszkania, przeciągając się. Nawet nie zdziwił go fakt, że drzwi były otwarte, choć je zamykał. Widok przerażonego gwałciciela, który konał w męczarniach pod jego stopami był cudowny. Do tego ból psychiczny, jaki mu zadał, wydawał się idealną grą wstępną.

Wyjawienie prawdy o ich dziecku, torturowanie jego żony, podczas gdy on bezsilnie siedział przywiązany do krzesła i słuchał wszystkich krzyków, które z siebie wydawała. Dziwił go fakt, że nikt nie wezwał policji, jednak dla niego lepiej. Będzie miał czas rozprawić się z kolejnym potworem, ukazując, kogo stworzył swoją "zabawą".

Przeniósł się do salonu, wyczuwając woń papierosów. Tak znajoma, jednak jednocześnie tajemnicza. Dużo jego znajomych paliło, więc jedynie mógł się domyślać, kto postanowił go odwiedzić.

— Mogłem się domyślić, że to ty, Rhee. Tylko ty potrafisz włamać się do kogoś, nie pozostawiając żadnych śladów.

— Też się cieszę, że cię widzę, Park — odpowiedział starszy, podchodząc do Jimina i kładąc mu dłoń na ramieniu. — Mam coś dla ciebie, dzieciaku.

— Co takiego?

— Znalazłem taksówkarza, który przewoził twoich oprawców.

***

Jeon siedział przy biurku, nie mogąc przestać rozmyślać o wiadomości, którą Jimin mu przysłał.

Znał tożsamość tego mordercy i nic nie powiedział? Nie wiedział, że to również jest karalne?

Westchnął i oparł czoło na ręce, zamykając na chwilę oczy. Przyjemna cisza, która wypełniała pomieszczenie, działała kojąco, jednak w pewnym stopniu go niepokoiła. Nie znał przyczyny tego przeczucia, jednak gdzieś w środku czuł, jak coś ściska jego żołądek.

Spojrzał na zegarek, zagryzając dolną wargę. Do końca jego służby pozostało niecałe trzydzieści minut, musiał wytrzymać. Postanowił po pracy udać się do Parka i dopytać o dziwną informację, którą mu przekazał.

— Jeon Jungkook — powiedział przełożony mężczyzny, rzucając mu papiery na biurko. — Powinieneś być ostrożny, ten szaleniec cię zna.

— Co? — zapytał, nie rozumiejąc i spojrzał na tekst, który przed chwilą znalazł się przed nim.

— Twój kolega, który pracował w żandarmerii, nie żyje. Niewinny go dopadł. Wspomniał o tobie w liście, który zostawił na miejscu. Lepiej to przeczytaj — mówiąc to, mężczyzna usiadł na krześle, patrząc na komisarza.

Jungkook chwycił kartkę i zaczął czytać tekst, z każdym słowem szerzej otwierając oczy. Zacisnął palce na liście i przełknął nienaturalnie gęstą ślinę, czując, jak jego gardło zaczyna się zaciskać.

— Wie — stwierdził Jeon. — Wszystkiego się dowiedział...

— Niestety. Wiem, że chciałeś go kryć, ale jak widać, przed nim nic się nie ukryje.

— Ale dlaczego tu jest moje imię? Co oznacza "i wtedy pokażę Jeonowi, że jestem ponad nim"?

— Pewnie zna powód umorzenia sprawy.

— Ale skąd... — szepnął, patrząc na drewnianą powierzchnię i zastanawiając się, jakim sposobem te informacje wyciekły.

Zagryzł dolną wargę i chwycił telefon, chcąc zadzwonić do Jimina, jakby był jego ostatnią deską ratunku. Jednak zanim zdążył kliknąć na ikonkę aplikacji, dostał wiadomość multimedialną od nieznanego numeru. Zmarszczył brwi i kliknął na powiadomienie, zaraz zamierając.

Wysłana została mu fotografia, na której znajdował się Jimin. Szedł skulony po chodniku, patrząc pod swoje nogi. Zaraz dotarły kolejne dwa zdjęcia, z których widocznie wynikało, że Park się rozglądał. Jakby poczuł, że ktoś go obserwuje, chodzi za nim jak cień. Jednak w całym tym dziwnym zdarzeniu najbardziej niepokojąca była wiadomość, która dołączona była do ostatniego zdjęcia. 

"Cudownie bezbronny, prawda?" 

I wtedy Jungkook poczuł, jakby ktoś miał w dłoni jego serce i bezlitośnie się nim bawił. 

###

Wesołych Świąt! Bądźcie zdrowi i dbajcie o siebie ♥

Mam dziwne wrażenie, że ten rozdział mi jakoś nie wyszedł, co mnie nieco niepokoi :") 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro