Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Niespiesznie uniósł powieki, ciężko wzdychając. Ponownie obudził się w środku nocy bez konkretnego powodu. O dziwo, tym razem nie miał koszmaru ani snu. Czuł się, jakby jedynie mrugnął, a w tak krótkim czasie całe miasto zostało ukryte w mroku. Podniósł się na łokciach, przyzwyczajając się do półmroku, który panował w pomieszczeniu. Jego ciało zostało sparaliżowane przez strach, kiedy przy swoim łóżku zobaczył czarną postać. I choć nie wykonywała żadnych ruchów, Jimin miał wrażenie, jakby z każdą chwilą była coraz bliżej. Z nadzieją, że to sen, z którego jeszcze się nie wybudził, przetarł oczy.

Nie mylił się, po ponownym spojrzeniu w tamtym kierunku, nie zobaczył nikogo. Odetchnął z ulgą, kręcąc głową na boki z niedowierzaniem. Nigdy nie miał tego typu przewidzeń, które mogłyby sprawić, że zachowywałby się jak ofiara.

— Jiminnie...

Usłyszał głos swojej matki. Słowa wypowiedziane tym samym tonem, którym oznajmiała mu, że popełnił błąd.

— Nie jestem z ciebie dumna... Dlaczego jesteś niegrzeczny? Powiem tacie.

— Nie! Tylko nie tacie! Mamo, proszę... — tym razem słyszał swój głos.

Wspomnienia... Tak nagle w niego uderzyły. Niespodziewanie ogarnęły cały jego umysł, sprawiając, że zaprzestał jakichkolwiek czynności.

— To co zrobiłeś nie jest dobre.

— To był ostatni raz, mamo. Obiecuję. Nie mów mu nic, dobrze? Dobrze?

— Nie mogę spełnić tej prośby, kochanie — pogłaskała chłopca czule po policzku, uśmiechając się przepraszająco.

Albo ona, albo on. Ktoś musiał ucierpieć.

Nagle do pomieszczenia wszedł mężczyzna, którego Jimin musiał nazywać ojcem. Spojrzał oschle na nastolatka, po czym podszedł do swojej partnerki, czule całując jej skroń.

— Co się stało, kochanie?

— Jimin jest niegrzeczny.

— Nie wątpię... Co znów zrobił?

— On...

— Shh, niech sam się przyzna.

Uśmiech, który mroził krew w żyłach był dla niego prezentem. Wręcz nagrodą, zachętą. Nie mógł liczyć na nic więcej ze strony tego człowieka, który nie ukrywał swojej niechęci. Zupełnie, jakby rywalizowali o tą jedną kobietę, która pomimo tak samo wielkiej miłości do swojego męża i syna, zawsze stawała po stronie tego pierwszego.

Ale Jimin jej wybaczał. Wystarczyło jedno słowo, by wszystko odtrącił na bok i wtulił się w pierś swojej matki.

Przepraszam.

— J...Ja — wyszeptał, spuszczając głowę. Bał się i nie miał siły już tego ukrywać.

— Myślałem, że jesteś bardziej rozgadany.

— W...Wyszedłem bez waszej wiedzy — wyszeptał, zaciskając oczy.

Chwilę później poczuł, jak duża dłoń ojczyma uderzyła w jego policzek z taką siłą, że nastolatek upadł na podłogę. Jego ciało drżało, a on resztkami sił chciał się wycofać. Bezskutecznie.

Złapany z włosy, został zaprowadzony do swojego pokoju, w którym zawsze działo się piekło. Ściany przesiąkły piskami i błaganiami chłopca, które słyszeć można było w nocy. A on siedział sam, wsłuchując się w swój żałosny głos, który przyprawiał go o dreszcze.

Zakrył dłońmi uszy, podkulając nogi. Zaczął kręcić głową, nie chcąc już nic więcej słyszeć. Chciał zapomnieć, więc dlaczego tak nagle wszystko wróciło? Dlaczego nagle tyle rzeczy nie idzie po jego myśli? Tyle niewiadomych, tyle wspomnień i jeszcze więcej łez, które zaczęły wypływać spod jego zaciśniętych powiek. Czuł się, jakby ponownie miał piętnaście lat, a te krzyki były kolejnym koszmarem, który w tamtych czasach nawiedzał go bez przerwy. Co noc, gdy tylko księżyc się ujawniał, przywoływane zostawały łzy, które jako jedyne chciały mu towarzyszyć.

Jednak mimo tego wszystkiego starał się żyć normalnie. Uśmiechać się, cieszyć z najmniej znaczących gestów. Z obojętnego spojrzenia ojczyma, pogładzenia po plecach przez matkę. Ale nie mógł patrzeć w oczy swojej rodzicielki, gdy wzrokiem starała się go przeprosić za wszystko. On rozumiał, przecież ktoś musiał zostać skrzywdzony, a on miałby dobrą wymówkę dla sąsiadów. Był w wieku, w którym chłopcy zaczynali wdawać się w bójki i jego ojczym doskonale o tym wiedział.

I perfidnie to wykorzystywał.

Gdy w końcu się uspokoił, na drżących nogach poszedł do kuchni. Chciał zrobić sobie coś ciepłego do picia, by przyjemnie rozchodzące się ciepło na chwilę przyćmiło wszystkie negatywne emocje. Jednak przeszkodził mu w tym telefon, którego mała dioda migała, informując właściciela o nowej wiadomości. Odblokował urządzenie za pomocą czytnika linii papilarnych i odczytał wiadomość od komisarza.

"Jiminnie, dziś również do ciebie przyjdę, jednak słóżbowo. Przepraszam, że piszę to w taki sposób, jednak musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań. Do zobaczenia, całuję"

Parsknął pod nosem, odkładając telefon z powrotem na blat. Kilka pytań? Zapewne będzie ciekawie. Zanim zdążył wykonać jeden ruch ręką, urządzenie mobilne piosenką dało mu znać, że ktoś chciał z nim porozmawiać. Niechętnie odebrał, nie patrząc na wyświetlacz. Nie obchodziło go, z kim rozmawia. Przecież dla każdego był taki sam.

— Halo? — powiedział pierwszy, opierając się pośladkami o szafkę.

— Park? Musisz coś wiedzieć.

— Kocham twoją bezpośredniość, Byun — skrzywił się, wymawiając ostatnie słowo. Ale co mógł poradzić, że ta z pozoru uczciwa osoba została pokarana takim nazwiskiem?

— Policja zaczęła cię podejrzewać.

— Słucham? — otworzył nieco szerzej oczy ze zdziwienia.

— Jakaś sąsiadka widziała cię, jak wchodziłeś do swojego domu przed śmiercią twojej matki i tego gnoja.

— Wiesz coś jeszcze?

— Nie, wszystkie dokumenty ma Jeon. On się zajmuje tą sprawą.

— Cholera... — warknął pod nosem. — Czyli dlatego chce mi zadać pytania.

— Ta... Wybacz, że tak mało wiem, ale nic więcej nie udało mi się wyciągnąć.

— Nie przejmuj się — westchnął, przeczesując włosy. — To nie jest twoja wina. Jednak mam prośbę.

— Jaką?

— Znajdź dokumenty dotyczące mojej sprawy sprzed dwóch lat. Tam prawdopodobnie będzie informacja, kto lub chociaż czym przyjechał na to miejsce. Nie uwierzę, że nic nie ma, przecież umorzyli śledztwo, by nie wykopać sobie grobu.

— Oni już są tam jedną nogą — westchnął jego rozmówca. — Przyspieszyłeś swoje małe śledztwo?

— Można tak powiedzieć. Wszystko idzie gładko, więc korzystam. I jeszcze jedno.

— Co to za ton głosu?

— Gdy już wszystko odkryję, dam ci znać. Wyślę wiadomość i w tym momencie wydasz mnie policji.

— Jimin czy ty osza...

— Po prostu to zrób, proszę. To będzie moja ostatnia prośba.

— Przecież ty nie wyjdziesz z więzienia!

— O to możesz być spokojny — powiedział z uśmiechem Park, przejeżdżając dłonią po drewnianej powierzchni blatu.

— Dlaczego? Dlaczego mnie o to prosisz?

— Bo nie daję rady. Po prostu się łamię.

***

Jeon siedział przy swoim biurku, co chwilę wypuszczając ze swoich płuc dużą ilość dwutlenku węgla. Tak skomplikowana sprawa przez chwilę wydawała się zmienić w najprostszą zagadkę. Jednak on musiał wszystko zepsuć, wmówić sobie niektóre rzeczy, wyobrazić różne sytuację. Spekulacje nie opuszczały go cały poranek, męcząc bez przerwy. Zaczął zastanawiać się, czy aby na pewno to wszystko jest ze sobą powiązane. A może Park ma brata, o którym nikt nie wiedział? Nie, to najgorszy pomysł, na jaki mógł wpaść.

Zirytowany wstał, chcąc zaraz opuścić pomieszczenie, jednak jego przełożony zagrodził mu drogę, oschle oznajmiając, że muszą porozmawiać. Starał się ukryć, że najchętniej rozwaliłby cały ten gabinet, jednak nie wychodziło mu to zbyt dobrze.

Mężczyzna oznajmij Jungkookowi, że nie może dalej zajmować się tą sprawą. Kilka ważniejszych od niego osób stwierdziło, że wdał się w relację, która skutecznie mydli mu oczy. I ani trochę się nie mylił, jednak skąd komisarz mógł to wiedzieć? Dla niego jego przełożony miał problem z tym, że Park jest młodszy i padł ofiarą w śledztwie, którego nie doprowadził do końca.

— Jeon, do cholery, zrozumiesz w końcu, co do ciebie mówię?!

— Nie, nie zrozumiem! — również podniósł głos, tracąc cierpliwość. — Na litość boską, ten dzieciak nie ma z tym nic wspólnego!

— Jest jednym z podejrzanych! Widziano go na miejscu zbrodni kilka minut, zanim do wszystkiego doszło, więc o czym my w ogóle rozmawiamy?!

— Ale wczoraj siedział w domu, osobiście go pilnowałem!

— Pilnowałeś? Służbowo? A może poszedłeś z nim romansować, co?!

— To nie twoja sprawa, co robię w wolnym czasie! Miałem podejrzenia, ale zniknęły! Daj mi dalej prowadzić to śledztwo, a mogę ci obiecać, że niedługo dowiesz się, kto za tym wszystkim stoi.

— Zgoda. Ale jedno potknięcie, a wylatujesz z pracy, rozumiemy się? — warknął starszy i nie czekając na odpowiedź, po prostu wyszedł, trzaskając drzwiami.

Jeon westchnął zirytowany i rzucił przypadkowym przedmiotem o ścianę. Nienawidził, gdy ktoś mu nie wierzył, zwłaszcza, gdy był pewny swoich słów i przekonań. Skąd ten mężczyzna mógł niby wiedzieć, że to akurat Park jest winny, skoro to nie on siedział z nim cały wieczór, wpatrując się w ciemne tęczówki, które tak idealnie odbijały światło księżyca.

Warknął pod nosem, używając kilku wulgaryzmów i ostatecznie wyszedł z pomieszczenia, szybko opuszczając budynek. Nigdy nie sądził, że zostanie doprowadzony do takiego stanu właśnie przez szefa, który zawsze mu ufał i pozwalał działać, ponieważ wiedział, że ostatecznie sprawa zostanie rozwiązana w zaskakująco szybkim tempie. Komisarz nie wiedział, dlaczego jego podejście tak drastycznie się zmieniło. Nie mógł zaprzeczyć, zabolał go ten brak zaufania i nienawiść, którą można było usłyszeć w jego niskim i zachrypniętym głosie.

Niespełna trzydzieści minut później znalazł się pod drzwiami Jimina, grzecznie pukając, choć wiedział, że mógłby wejść nawet bez tego, a i tak zostałby ciepło przywitany. Z uśmiechem na ustach spojrzał na klamkę, która została naciśnięta po przeciwnej stronie, a drewno ich dzielące po chwili przestało być przeszkodą.

— Witaj, Jiminnie.

— Dzień dobry — odpowiedział młodszy, wpuszczając do swojego mieszkania policjanta.

Zaprosił swojego gościa do salonu, proponując coś ciepłego do picia, jednak Jeon odmówił. Nie mógł być długo, a gdyby zasiedzieli się przy herbacie, zapewne wyszedłby po około trzech godzinach. I sam nie wiedział do końca, co byłoby tego przyczyną. Interesujący temat czy raczej przepiękny głos młodszego, który był jak antybiotyk na zszargane nerwy.

Usiedli w salonie, zawieszając na sobie wzrok. Jednak gdy komisarz w końcu się odezwał, Jimin został wręcz zasypany pytaniami, na które na nadążał odpowiadać. Był zaskoczony szybkością wypowiadanych słów i pytań, które zdawały się nie mieć końca.

— Dlaczego zadajesz te pytania tak szybko... — powiedział niepewnie Park, nieco kuląc się. Miał ochotę uderzyć się w twarz lub schować gdzieś z zażenowania, jednak musiał wytrzymać. Nie mógł pozwolić, by cały ten cyrk poszedł na marne.

— Przepraszam, Jiminnie... Po prostu chcę to szybko skończyć i porozmawiać o czymś przyjemniejszym. Naprawdę nie wiem dlaczego zadaję ci te pytania. Przecież bałeś się panicznie swojego ojczyma, jak ktoś mógłby cię podejrzewać.

— Oh, więc... Jestem podejrzany? — posmutniał, jednak w środku był nadal zdziwiony. Naprawdę był aż tak nieostrożny?

— Niestety... Ale nie martw się. Wiem, ze jesteś niewinny. Przecież wczoraj byłem u ciebie, gdy doszło do kolejnego... okrutnego morderstwa.

— Dziękuję, że we mnie wierzysz. To naprawdę miłe.

Więc dobrze się spisał — pomyślał Park, uśmiechając się sztucznie do starszego.

— Pójdę na chwilkę do łazienki, zaraz wracam — dopowiedział młodszy, znikając za drzwiami, które oddzielały mały korytarz od salonu, w którym przebywali.

Zaciekawiony policjant wstał i najciszej, jak tylko potrafił, skierował się do sypialni młodszego. Jeżeli miałby coś do ukrycia, to najpewniej właśnie to miejsce sprawowałoby rolę skarbca, prawda? W końcu który kulturalny gość zagląda do tego pomieszczenia bez zaproszenia lub chociażby pozwolenia gospodarza?

W tym samym czasie Jimin patrzył w lustro, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej dość dziwnej sytuacji. Jest podejrzany, więc zapewne będą mieć go na oku, a on jeszcze tego samego wieczoru miał w planach udać się do żandarma, który przyczynił się do jego zbyt wczesnej śmierci.

Był zirytowany, choć nie pokazywał tego. Idealnie przylegająca maska skutecznie zasłaniała wszystkie uczucia, które mogłyby go wydać lub dać dodatkowy powód do podejrzanych spojrzeń. Prześwietlałyby jego ciało na wylot, próbując trafić na którąś z plam krwi, którymi był ozdobiony.

Wyszedł z łazienki, wracając do salonu. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy nikogo w nim nie zastał. Momentalnie jego wszystkie mięśnie się spięły na myśl, że Jungkook znalazł coś, co potwierdziłoby jego winę. Chciał zawołać imię komisarza, jednak słowa ugrzęzły mu w gardle, powodując niemiły ścisk. Zacisnął pięści i zaczął chodzić po domu tak cicho, jakby był złodziejem, choć przebywał w swoim własnym mieszkaniu.

W końcu odnalazł starszego w swoim pokoju. Momentalnie jego ciało ogarnęła złość, gdy dostrzegł w dłoniach policjanta jedyną pamiątkę, jaką miał po swoim biologicznym ojcu. Zadziwiająco szybko podszedł do mężczyzny, wyrywając mu przedmiot z dłoni i odstawiając na miejsce.

Przestał nad sobą panować, co sam zauważył. Jednak, cholera, jak mógłby być spokojny, gdy zupełnie obcy facet, którym gardził równie mocno, co żandarmem, dotyka jego rzeczy bez ani jednego słowa? Nawet po przyłapaniu jego wzrok pozostał beztroski. Żadnej nuty skruchy, nawet sekundy zawahania. Niewzruszony uśmiechał się, ciepło patrząc w oczy Parka.

I najpewniej wtedy coś w Jungkooku pękło. Pewna blokada runęła jak ze szkła, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Ten niewinny blask, który nijak komponował się ze złością, tworzącą charakterystyczne dla siebie zmarszczki. Tak podobny...

Jednak kolejny raz odrzucił od siebie tak absurdalną myśl. Nie znając powodu, jego umysł ponownie budował barierę, która nie pozwalała się tej myśli przedostać do pozostałych. Zupełnie, jakby ktoś nie chciał zobaczyć tej układanki w całości.

— Nie wolno tu wchodzić — warknął w końcu niższy, czując drżenie swoich dłoni, które wręcz domagały się małej zemsty za naruszenie jego prywatności.

— Zapomniałem ci powiedzieć, że mam nakaz przeszukania twojego mieszkania.

— W dupie mam jakiś papier! — podniósł ton, ostatkami sił powstrzymując się od zwyzywania policjanta.

— Ah, tak? — uśmiech wdarł się na usta Jeona, który powoli zaczął zbliżać się do Parka.

Początkowo Jimin stał niewzruszony, jednak cichy głos w jego głowie kazał mu dalej brnąć w tą chorą grę. Więc cofał się, zmieniając swój wyraz twarzy na o wiele bardziej niewinny i przestraszony.

Wyjątkowo chora gra.

W końcu jego plecy zetknęły się ze ścianą, a gorący oddech Jungkooka otulał odkrytą szyję Parka, który wstrzymał na chwilę oddech. Nienawidził tego uczucia, był zbyt dobrze znany, jednak musiał wytrzymać.

Dłoń komisarza znalazła się po prawej stronie głowy Jimina, a usta zaczęły się niebezpiecznie zbliżać do jego ucha, powodując dreszcze, rozchodzące się po całym jego ciele. Nie wiedział, czy spowodowane były wyczuwalnym oddechem starszego, czy raczej obrzydzeniem.

— Jakoś ty bez pozwolenia wprosiłeś się do mojego serca — powiedział oschle Jeon, zaraz opuszczając pomieszczenie. Musiał opanować swoje pożądanie, które najpewniej było większe od pragnienia.

Gdy po całym mieszkaniu rozległo się trzaśnięcie drzwiami wejściowymi, Jimin wybuchnął śmiechem, łapiąc się za brzuch, który z każdą chwilą bolał go coraz bardziej. Krwawy kryminał zmieniał się w głowie Jeona w gorący romans.

Romans między mordercą i policjantem. Jednak tożsamość sprawcy nadal dla wszystkich pozostawała zagadką. A Jimin tylko stał i uśmiechał się, ukrywając w cieniu. Tak sympatyczny, a jednak tajemniczy. Przerażający, lecz uroczy jednocześnie.

Nie myśląc długo wziął telefon i wybrał numer swojego wcześniejszego gościa. Nie mógł przepuścić okazji, by zaniepokoić go, jednocześnie wywołując jeszcze większy zamęt w jego głowie. Idealna zabawka, doskonała kukiełka. Niepowtarzalna okazja. Z ogromnym uśmiechem wysłał wiadomość, zaraz po tym szykując się do wyjścia.

Wiem, kim jest Niewinny Zabójca.

###
Chciałam napisać, że już żyję, ale to chyba zbyt odważne stwierdzenie xd

Ogólnie miałam w planach skończyć to opowiadanie jeszcze w tym roku, bo zostały może 4 rozdziały, ale chyba jednak pomęczycie się z nim jeszcze w styczniu xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro