5. Name & Bobby's call
Malutki Winchester zaczął energicznie machać buteleczką, więc byłam zmuszona odłożyć ją na stolik, a szatynka postawiłam na podłodze.
- Dean, biegnij! Nie daj się złapać bratu. - mały tylko spojrzał na mnie z dołu, później na Sama, po czym śmiejąc się zaczął biec.
- Jesteś zła. - niestety Deanowi nie udało się daleko pobiec, ponieważ został szybko złapany.
- Cami. - usłyszałam cichutki głosik. Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam, ale powtórzyło się. - Cami!
- Czy to... - zaczął Sam.
- Dean próbuje powiedzieć moje imię! - wyrwałam małego z ramion Sama, od razu całując miniaturową wersję Winchestera w policzek. - Czuję satysfakcję, że szybciej stara się powiedzieć moje imię niż twoje. - pokazałam Samowi język, na co on tylko prychnął i wyszedł z pomieszczenia. - Jest zazdrosny.
Nadeszła pora kąpieli, do której wraz z Samem przygotowywaliśmy się mentalnie. Wyszliśmy z niej zwycięsko, ale byłam cała przemoczona, ponieważ Dean musiał zacząć chlapać.
Na przedramieniu siedział mały Winchester ubrany w śpioszki, który był widocznie zabawiony całą sytuacją.
- Za to należy mi się minimalnie zgrzewka piwa. - odstawiłam bobasa na podłogę; pobiegł od razu w stronę brata. - O spójrz, chce żebyś go podniósł. - schylił się, a Deano uderzył go piąstką w nos. - Szkoda, że tego nie nagrałam, bo to było zajebiste.
- Ma Pani bardzo niewychowanego synka. - przez te słowa spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale uśmiech wciąż nie schodził z mojej twarzy. - No co?
- Za takie teksty wisisz mi kolejną zgrzewkę piwa... tym razem truskawkowego. - powoli kucnęłam przed dzieckiem, wystawiając do niego dłoń naszykowaną do gestu piątki. Po dłuższym namyśle i przyglądaniu się raz to swoim paluszkom a następnie moim, dokonał gestu, przez który nawet jego brat się rozchmurzył. - Widzisz? Dean jest mądrym niemowlakiem.
- Bo wciąż posiada myśli naszego Deana, z którym wczoraj byliśmy na polowaniu.
- Po prostu nie byłeś takim genialnym dzieckiem i tyle. - położyłam Winchestera w wersji mini na jego łóżku tak, aby w przeciągu najbliższych kilkunastu sekund nie zdążył spaść.
- Czekaj... co. - z niedowierzania Sammy pomrugał kilka razy, a jego brat zaczął mnie ciągnąć za kraniec długiej koszuli w kratę, którą kilka miesięcy temu pożyczyłam sobie od niego... Może nie pożyczyłam tylko wzięłam za karę, gdy spalił moją pod żelazkiem. - Pochwaliłaś go, nie wierzę.
- Bo po pierwsze jest słodkim dzidziusiem... nie wierzę, że to powiedziałam. A po drugie On jest mi bardziej dłużny niż ty. A po trzecie jestem zmęczona a Dean skacze jak mały kangur. - po pokoju rozbrzmiał się dzwonek telefonu, który zaginął pod stertą ubrań, a po kilku sekundach został odnaleziony przez Sama.
- Hej, Bobby. - zaczął Winchester. - Chwila, dam cię na głośnik.
- Uwinęliście się już z tą wiedźmą w Atwood? - zapytał Singer, stukający szklankami. Zapewne po whisky.
- Można tak powiedzieć. - mimicznie okazywałam wysoki poziom niezręczności, a w moim głosie dało się wyczuć zachwianie.
- Cameron. - powiedział niskim głosem. Zawsze to robił, gdy podejrzewał, że nabroiłam.
- Ja nic nie zrobiłam. - zapadła głucha cisza, która została przerwana śmiechem dziecka. Wraz z Samem spojrzeliśmy po sobie, mówiąc nieme "ups".
- Samuelu Winchesterze. - dodał stanowczo.
- Wszyscy żyjemy, ale... - Sammy zaczął się tłumaczyć; Bobby nie dał mu dokończyć.
- Chwila, chyba muszę dolać więcej whisky. - usłyszeliśmy strumień cieczy, odbijającej się od ścianek szklanki. - Czekam na wyjaśnienia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro