Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. First diaper

Sam jeszcze nie wrócił, a ja odkryłam, że Dean nie był spokojnym bobasem. Teoretycznie jego ciało miało ponad rok, ponieważ potrafił samodzielnie, powoli chodzić. Na moje nieszczęście ciągle siedział w kuchni, co znaczyło, że jest niewyobrażalnie głodny. A co ja mogłam wymyślić, nie mając ani grama mleka, ani butelki. Po chwili przestał prosić o jedzenie, ale za to zaczął wyciągać malutkie dłonie do góry, przez co musiałam wziąć go na ręce. Wtedy również usłyszałam donośny trzask drewnianych drzwi prowadzących do naszego pokoju, a następnie Sama, który wszedł do minimalistycznych rozmiarów kuchni, trzymając dwie ogromne  siatki oraz wielką paczkę pieluch pod pachą.

- Kusiło mnie żeby kupić mu różowe ubranko, ale niech zna moją litość. - mały Dean pomachał do brata piąstką.

- Jest strasznie uroczy jak się złości. Chociaż mogłeś kupić różowe. Wtedy moglibyśmy zrobić zdjęcie i móc szantażować go do końca życia. - wtedy Winchester rączką uderzył mnie w prosto w pierś. - Jeśli jeszcze raz tak zrobisz to już nigdy w życiu z tak bliska nie zobaczysz cycków. Mogę ci to obiecać, mały szarlatanie.

- To zadziałało. Wow, masz rękę do dzieci.

- Nie do dzieci, tylko do Deana.

Od ponad dwóch godzin, mały Winchester spokojnie spał w swoim łóżku. Wraz z Samem spożytkowaliśmy ten czas, szukając sposobu na zdjęcie klątwy.

- Czujesz to? - zapytał Sammy. - Czy Dean się... fuuuj.

- Dobra, rozumiem aluzje. Mam przewinąć.

- Dzięki. - szeroko się uśmiechnął, po czym ponownie wrócił do przeszukiwania ksiąg.

- Się tak nie ciesz. Wraz z bratem jesteście mi za to dłużni. Wyrzucisz tę pieluszkę. - ostrożnie przemyłam Deana chusteczką nawilżającą. - Za to naprawdę należy mi się nagroda. Trzymaj. - podałam Samowi zużyty i brudny materiał.

- Ale ja... - wskazał palcem na księgę.

- Teraz! - Dean zaczął ponownie wyciągać rączki w moją stronę, na co ja wpadłam na ciekawy pomysł, ponieważ ciche gaworzenie zmieniało się w krzyk.

- Czemu on płacze?

- Jak Deanowi coś nie pasuje zawsze musi dać o tym znać. Najwyraźniej niezależnie od wieku.

- Racja. - potaknął i wyszedł wyrzucić śmieć.

Niemrawo oraz niezręcznie postanowiłam ubrać swojego przyjaciela, który był kilkunastomiesięcznym dzieckiem, aby wyjść z nim na chwilę, ponieważ to była część mojego planu. O dziwo Sam kupił mu idealnie pasujące spodenki, koszulkę i buciki.

- Gdzie idziesz? - zapytał Sam, wracając z dworu, ponownie zasiadając przy stercie książek.

- Tam, gdzie się uspokoi.

- Do baru? - w tonacji głosu dało się wyczuć jak walczy ze sobą, aby się nie zaśmiać.

- Tam akurat to ja mam ochotę iść. Nie, do lepszego miejsca.

Miałam małe trudności z zamknięciem drzwi, ale chwilę później zza nich usłyszałam głos Sama, który stwierdził, że wyręczy mnie w tej sprawie.

- Jakiego Pani ma słodkiego synka. - spojrzałam z niedowierzaniem na starszą kobietę, będąca widocznie zaciekawiona brzdącem.

- Syn... - Dean zaczął się cicho podśmiewywać. - Tak, tak wyszliśmy, ponieważ mały był strasznie niespokojny.

- Kiedyś byłam na Pani miejscu. - Winchester ponownie zaczął krzyczeć.

- Przepraszam, chyba chce już iść. Do widzenia. - uśmiechnęłam się do kobiety, po czym szybko zaczęłam schodzić po krętych schodach. - Jeśli zrobiłeś to celowo, to naprawdę ci dziękuję. - nieświadomie cmoknęłam Deana w czubek głowy. Dopiero kilka sekund później zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. - Nie przyzwyczajaj się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro