Rozdział 2
[04.06.1988]
》Angel《
Ani ja, ani Erms nie wychodziliśmy ze szpitala od kiedy Michael tam trafił...
To był chyba najpiękniejszy dzień od momentu, gdy na świat przyszła Maya...
Michael się obudził... byłam z nim wtedy sama, bo Erms poszedł po kawę
Gdy tylko lekarz wyjął Michaelowi z gardła rurkę pomagającą w oddychaniu, on spojrzał na mnie i zapytał...
- Ja umarłem, tak?
- Nie idioto... Żyjesz. Tak samo jak ja i Maya... z naszej czwórki nie przeżyła tylko moja mama...
- Jakim cudem żyję, jeśli pamiętam, jak podawali mi coś na tej sali od egzekucji i straciłem przytomność?
- Bo podali ci najpierw anestetyki I mikro dawkę trucizny... wpadłam tam w ostatniej chwili...
- Przepraszam, że cię nie uchroniłem...
- Nie miałeś jak... Oni to zaplanowali...
- Co znaczy oni? Kto nam to zrobił?
- Christian I Joseph...
- Patrząc na to, że oboje cudem przeżyliśmy, to powinniśmy sobie zmienić datę urodzenia...
- Pomyślimy nad tym później... Jak się czujesz?
- Jest ok... trochę słabiej widzę, ale generalnie jest ok...
- To ci raczej przejdzie... widziałam nagranie... Czemu przepraszałeś? Za co? Nic lepszego nie spotakało mnie w życiu niż bycie twoją żoną i wychwywnie z tobą Mayi.
- Gdzie jest Maya?
- U Janet... Nie chciałam, żeby tyle siedziała w szpitalu...
- Który dzisiaj?
- 4 czerwca... prawie dwa dni walczyłeś o życie...
- Nie walczyłem o życie. Walczyłem o bycie z tobą. Nikt mi nie powiedział, że się obudziłaś... mówili, że nie żyjesz...
- Obudziłam się krótko przed tym, jak próbowali cię zabić... wyszłam ze szpitala dzień wcześniej...
- Zadzwoń do Janet I mojej matki... muszę je zobaczyć... I Mayę...
- Koło południa przyjadą...Pojechały odespać... Ja tu siedzę od kiedy tu trafiłeś... Erms też...
- Gdzie on jest?
- Poszedł po kawę...
Drzwi się otworzyły
- Wiesz jaka kolejka była? - zapytał Erms otwierając drzwi łokciem
- Wierzę - odparł Michael
Mina Ermsa była bezcenna
- Co ty? Ducha zobaczyłeś? - Zapytał Michael
- Nie wiem...- podał mi moją kawę - jak się czujesz?
- Jest ok... dopiero odzyskuję ostrość wzroku, ale generalnie jest ok...
Gdy przyjechały matka Michaela z Janet I Mayą, Michael już widział normalnie, a przynajmniej tak twierdził...
Podniosłam mu trochę oparcie od łóżka, żeby było mu wygodniej
- Janet, daj mi Mayę... - stwierdził
Gdy dostał małą na ręce, przytulił ją do siebie i z uśmiechem na ustach powiedział:
- Tatuś tu jest maleństwo... moja kochana córeczka...
Nie wytrzymałam i popłakałam się... momentalnie Janet przytuliła mnie
- Angel nie płacz... proszę cię... Ja mu powiem, ale się uspokój...
Wzięłam kilka głębszych oddechów, żeby się opanować
Poczułam jak ktoś trzyma moją dłoń... Michael
- Kotku, nie ważne co się stało, ja zawsze będę cię wspierać... - uśmiechnął się
-Już ok... Janet, powiedz mu, bo ja nie dam rady...
- Michael, Mamo, Erms, kiedy Angel się ocknęła i z nią rozmawiałam, powiedziała mi coś ważnego... I wszyscy powinniście to wiedzieć... Chodzi o Mayę... Michael... ty nie jesteś jej ojcem... Maya jest... naszą siostrą...
- Czekaj, jak? - zapytał Michael
- Joseph mnie... - rozpłakałam się i przytuliłam do niego
- Czemu nie powiedziałaś? Nie mam do ciebie pretensji o nic poza tym. Czemu mi nie powiedziałaś?
- Bo wiedziałam, że mu to wygarniesz, a on mi zagroził, że jeśli się wygadam zniszczy nam życie...
- Zrobił to, mimo, że nie powiedziałaś...
- Akurat to bardziej twoja wina, Michael - stwierdziła Janet - to ty go opieprzyłesz słowami "wiem co jej zrobiłeś"...
- Cholera... Angel ty mi tylko powiedziałaś, że się do ciebie dobierał...
- Mamo, Erms, pamiętacie jak powiedziałam, że ją rozumiem? - zapytała Janet siadając na łóżku Michaela
- Tak... - odparła mama
- Bo nie tylko do Angel się dobierał... Do mnie i LaToyi też... - Przytuliła się do Michaela
- Czy ja wyglądam jak centrum wsparcia? - zapytał Michael
- Tak. - odparłyśmy prawie jednocześnie
- Ok... Mamo, weźmiesz na moment Mayę? Uspokoję je trochę...
- Jasne... Chodź malutka... - wzięła Mayę - jeśli to Joseph jest jej ojcem... To znaczy, że ja... jestem...
- Biologicznie, macochą. - odparł Erms - a według dokumentów babcią.
- I przy tym pozostańmy... - stwierdził Michael - Nie martwi nie czy to moje dziecko. Wychowam ją jako moją córkę.
Erms wyjrzał przez okno
- Michael, nie chcę cię straszyć, ale całkiem sporo młodych ludzi koczuje pod szpitalem... I to są chyba ci sami, którzy koczowali pod sądem...
- Gdybym był w stanie, pokazałbym im się... czekaj... skąd Oni wiedzą, że tu jestem?
- Stali pod sądem, gdy sędzia wydał wyrok i koczowali tam do dnia, gdy tu trafiłeś... zwyczajnie pojechali za karetką...
- Dobrze wiedzieć, że ktoś poza wami mi wierzył cały ten czas... wiecie w ogóle ile czasu ja mam tu leżeć?
- Z dwa dni na pewno...
- Emrs pomóż mi podejść do okna... niech zobaczą, że żyję... niech już wrócą do domów i wyśpią w normalnym łóżku...
- Jesteś pewien?
- Jeśli oni dwa tygodnie poświęcali się dla mnie, to mnie kilka minut poświęcenia dla nich nie zabije...
- Jak uważasz...
Wziął jedną z poduszek, a że będąc jego żoną I znając jego pomysły, nosiłam w torebce marker ZAWSZE, nabazgrał na poduce:
Rzeczywiście było z nim na tyle dobrze, że szedł praktycznie sam... otworzył okno i wyrzucił tą poduszkę... ich wrzask zapamiętam do końca życia...
- Angel - zawołał mnie
Stanęłam obok niego...
Dopiero teraz zrozumiałam co znaczyło "całkiem sporo młodych ludzi" tam był praktycznie namiot na namiocie... rozstawili się na każdej możliwej trawie pod oknami sali Michaela...
Kilka minut staliśmy przy tym oknie po czym Michael wrócił do łóżka
- Jak wrócę do domu, to ja ich chyba zaproszę... należy im się...
- Nawet nie będę próbowała ci tego wybić z głowy, bo masz rację...
- Chyba w życiu już nie spuszczę was z oczu...
- Jak uważasz... - przytuliłam się do niego - Czuję się bezpieczniej przy tobie...
- Po tym co przeszliśmy, to mam największą ochotę drugi raz się z tobą ożenić...
- Skoro mamy tylko cywilny ślub, to nic nam nie szkodzi brać kościelnego w każdej religii jaka istnieje.
- Z wielką chęcią...
》Michael《
Wziąłem jej twarz w dłonie i wpiłem się w jej usta
Nie umiałem inaczej w tej sytuacji jej przeprosić za to co się stało...
- Bałam się, że już nigdy cię nie usłyszę... że nie przeżyjesz... - zaczęła płakać
- Gdybyśmy byli sami już dawno bym ci to wynagrodził inaczej... bardziej bezpośrednio... Ale teraz musisz poczekać... - szepnąłem
- Michael, ty sobie zdajesz sprawę, że siedzimy na tyle blisko ciebie, że to słyszeliśmy? - zapytał Erms
- Coś cię dziwi?
- Nie. Jesteś dorosły... chociaż czasem mam wątpliwości...
[06.06.1988]
Wyszedłem ze szpitala... a wzasadzie ledwie zdołałem wyjść z budynku, a otoczyły mnie Media...Ale pierwszy raz zostały odepchnięte nie przez ochronę, a przez... fanów. Była ich najmniej 100, więc byliśmy dość dobrze ogrodzeni od mediów...
Z racji, że wiedziałem, że moi fani mnie nie posłuchają i nadal będą koczowali pod szpitalem, kierowcę, który miał po nas przyjechać, poprosiłem, żeby przyjechał autokarem...
- Na co czekacie? - zapytałem widząc jak zatrzymali się przed drzwiami autokaru - Wsiadajcie. - wciągnąłem do środka dziewczynę stojącą przed samymi drzwiami...
Gdy wsiedli, spojrzałem na paparazzi
- Spierdalajcie. - powiedziałem I pokazałem im jednocześnie środkowy palec poczym zamknąłem drzwi.
Gdy kierowca ruszył, postanowiłem wykorzystać mikrofon z autokaru, z którego zwykle korzystają przewodnicy...
- Chciałem wam coś powiedzieć, tylko proszę nie wrzeszczcie... Gdy mnie aresztowali... bałem się jednego... że wyrzekną się mnie wszyscy... bałem się tego, że każdy będzie się bał zaryzykować wizerunek żeby mnie chronić... kiedy się dowiedziałem, że cały czas byliście tak blisko jak się dało... poczułem się bezpiecznie... bezpiecznie, dlatego, że nie tylko przyjaciele i rodzina byli po mojej stronie ale i wy... moja druga rodzina... I z racji, że chcę wam za to podziękować, to chciałem was zaprosić do Neverland... tak więc... staniemy teraz od strony waszego obozowiska... zbierzcie swoje rzeczy i jedziemy.
Kierowca się zatrzymał... Gdy tylko wrócili do autokaru ruszyliśmy do Neverland
***
Gdy dojechaliśmy do Neverland byłem szczęśliwy, że znów tam jestem... że jestem w domu z żoną...
Świetnie się bawiliśmy i w trasie i w Neverland... potem kierowca rozwiózł ich do domów... więc kiedy tylko zostałem z Angel sam, a Maya grzecznie spała w swoim pokoju, my zajęliśmy się sobą... Nie było ważne nic... oboje o mało co nie pożegnaliśmy się z życiem, przez co dopiero zauważyliśmy jak bardzo ostatnio się od siebie oddaliliśmy...
Wyciągnąłem album ze zdjęciami między innymi z naszego ślubu
Usiedliśmy na brzegu łóżka
- Byliśmy tacy szczęśliwi... - stwierdziła Angel patrząc na zdjęcia ze ślubu
- A teraz nie jesteśmy?
- Wierz mi, ale widzenie ciebie leżącego bez życia, jednocześnie nie wiedząc czy przeżyjesz chyba pozbawiło mnie szczęścia
- Wiem o czym mówisz... Ja widziałem was trzy... Myślałem, że zostałem sam... że Straciłem was wszystkie... postaram się załatwić pogrzeb dla twojej mamy...
- Narazie odpocznijmy po szpitalu, co? - wzięła album i odłożyła go na stolik
- Chętnie... - Wstałem i pociągnąłem ją za sobą - Zatańczymy? - pocałowałem jej dłoń
Samo pytanie i gest miały o tyle dwuznaczności, że była to też pierwsza rzecz jaką do niej powiedziałem, poza "miło cię poznać", I pierwsza rzecz jaką w stosunku do niej zrobiłem, gdy się poznaliśmy
- Nie przypominaj mi, proszę cię...
- Czego?
- Christiana... doskonale wiesz, że poznaliśmy się przez niego... I jak zareagował na tamten pocałunek...
- Jesteśmy małżeństwem od 3 lat... I od 3 lat nie pojawił się w naszym życiu... aż do momentu, gdy Joseph potrzebował wspólnika... Ale mógł wziąść przecież każdego...
- Wiem... Ale... - z jej oczu popłynęły łzy - Ja już się nie czuję bezpiecznie... Nie tutaj...
- Powiedz tylko co ci pomoże. Ja to załatwię.
- Zmieńmy wystrój w salonie... meble...kolor ścian... Nie wiem...co się da... Nie chcę już w nim widzieć miejsca, w którym umierałam ja i Maya... miejsca, gdzie umarła mama...
- Nie ma problemu kochanie... Ale teraz pozwól, że... - wpiłem się w jej usta...
》Angel《
Podniósł mnie...
- Powiedz mi tylko czego pragniesz... - szepnął
- Zaskocz mnie...
Położył mnie na łóżku
- Wyjaśnij mi jedną rzecz... na jaką cholerę ty się z nim związałaś?
- Wolisz prawdę czy ładne kłamstwo?
- Prawdę
- Bo byłam głupia... chciałam się jakoś wybić... a on już był dość dobrze znany... a uwodzenie ciebie... wydawało mi się złym pomysłem... Po raz bo twierdziłam, że nie zasługujesz na coś takiego, a po drugie... tylko się nie złość... wtedy myślałam, że jesteś gejem.
Lekko przechylił głowę i spojrzał mną mnie jak piesek nierozumiejący co się do niego mówi.... patrzył tak jakiś czas... w zasadzie nie wiem ile... mi wydawało się to wiecznością...
Nagle wstał i podszedł do okna...
Powoli do niego podeszłam
- Ty się obraziłeś? - zapytałam
Nagle się obrócił, wpił mi się w usta... I nim zdążyłam coś zrobić, on znów położył mnie na łóżku i Usiadł tak, że nie miałam jak uciec, bo siedział na moich nogach
- Więc co sprawiło, że zmieniłaś zdanie? - zapytał trzymając mnie za nadgarstki
- Poznałam cię...
- Joseph mnie zna prawie 30 lat i nadal sądzi, że jestem gejem i przy tym jest moim ojcem. - wyciągnął pasek ze spodni i związałmi nim ręce
- Ale cię poznałam bliżej... - próbowałam się wytłumaczyć
- Zmieniłaś zdanie i co? Mam 30 lat i nie mam dzieci... To nie jest podejrzane?
- Co chcesz przez to powiedź? Że ja jestem tylko przykrywką? Że... ty mnie nie kochasz?
- Nie wiem... - przywiązał mi ręce do zagłówka łóżka - zastanów się... - wstał i poszedł do łazienki
- Wróć tu, albo zacznę krzyczeć! - zawołałam za nim
- Przypominam ci że wygłuszyliśmy sypialnię. - odparł
Nie wiedziałam co myśleć...
Czy on mi właśnie powiedział, że byłam mu po to, żeby nie wydało się że jest gejem?
Czy on cały czas udawał, że mnie kocha?
Czy on... poświęcił się, żebym czuła jakąś przyjemność z tego związku, a on... Nie czuł nic? Udawał?
- Wróć tu, proszę cię...
- I co wymyśliłaś? - Usiadł na brzegu łóżka w samych bokserkach
- Boję się pomyśleć... Boję się, że cię stracę... Nie chcę rozwodu...
- A czy ja coś o nim mówiłem?
- Nie...
- Więc nie masz czego ryzykować... Po za tym, ktoś musi ci pomóc przy Mayi... Słucham co wymyśliłaś? Jestem czy nie?
- Nie wiem... poprostu mi powiedz... boję się, że jeśli stwierdzę źle to albo się wkurzysz albo obrazisz...
- Głutasku... Nie masz się czego bać... Ale niech ci będzie... kocham cię... taka odpowiedź czy starczy?
- Czyli nie jesteś?
- A skąd mam wiedzieć, jeśli w życiu z facetem nie spałem?
- Czyli co? Czyli jesteś ze mną dla wizerunku?
- Nie. Kocham cię, a twój uśmiech rozpromienia każdy mój dzień... Gdy rano budzę się przy tobie jestem szczęśliwy... jesteś najpiękniejsza na świecie
- Możesz mówić wprost?
- Wprost się tego nie da powiedzieć grzecznie....
- To mów niegrzecznie
- Zwyczajnie cię pragnę... - rozpiął mi spodnie i mi je zdjął - Teraz posłuchaj... - położył dłonie na moich policzkach - kocham cię nad życie. Wierz mi lub nie, ale nie szarpałem się nawet gdy mnie zabrali na śmierć... wolałem umrzeć niż patrzeć na Twoje cierpienie
- Nadal mi nie powiedziałeś, po co ci jestem. Jestem zabawką czy przykrywką?
- Sensem. Sensem mojego życia...
[07.06.1988]
》Michael《
Spędziliśmy upojną noc... Ale... Koło 3⁰⁰ zerwałem się przerażony... przyśnił mi się moment, gdy je znalazłem...
- Mm...Mike, śpij... - powiedziała Angel
- Śniło mi się, jak was znalazłem...
- Idź spać. Jestem obok. Nic mi nie grozi...
- Ja się z tego nie wyleczę... ty się wykrwawiałaś na moich oczach... ty i Maya... teraz gdy o tym myślę... Nie dziwię się, że mnie aresztowali... byłem cały w waszej krwi...
- Michael, ja żyję, tak?
- Tak
- Oswój się z tym, że przeżyliśmy...
Maya zaczęła płakać
- Pójdę po nią...- Wstałem
Wróciłem z córeczką na rękach do sypialni
- Wiesz co? Weźmy ją na noc... może wtedy dam radę spać bez koszmarów...
- Jak uważasz...
Tym razem udało mi się zasnąć bez zrywanua się przez sny
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro