SZAROŚĆ WCZORAJSZEGO DNIA
Mam skrępowane ręce
I choć nic ich nie oplata – ruszyć się nie mogę
W umyśle tysiące scenariuszy,
Ale żaden się nie ziści bez świadomej woli
Senny potok mnie zatapia
Poddaję mu się bezwiednie, bez wahania
Bo rzeczywistość jest zbyt straszna
Dławię się i duszę, ciało me opada
A na dnie głucha cisza samotności
Pozwala mi usłyszeć desperackie wołanie
Rozpacz w moim własnym głosie
Szukam więc w sobie chęci do działania
Iskry, która rozświetli szarość dnia
I choć boję się kolorów:
Miłości, szczęścia, zaangażowania
To zrzucam z siebie więzy
I wyciągam dłoń do światła
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro