Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12 | Strzały w kanionie

— Kocham cię, Berta!

Zaśmiałam się głośno, przyglądając się jak Minho wychyla głowę przez okno i wydziera się na cały głos. Wyglądał wtedy tak beztrosko.

Stara Berta może nie była pierwszej klasy samochodem wyścigowym, ale miała koła i dużo siedzeń, więc była w sam raz dla nas. Nikt nie skarżył się nawet na zatęchłe kurzem siedzenia, bo i tak było to miłą odmianą po kilkudniowej wędrówce przez pustynię.

Za kółkiem siedział Jorge. Miejsce obok niego zajmował Newt z mapą, gdyż był najbardziej ogarnięty z nas wszystkich, aby móc nawigować. Tak stwierdził Jorge i nikt nie mógł się z nim kłócić, choć ja przez chwilę chciałam. Odpuściłam jednak po zobaczeniu tych wszystkich szlaczków i punkcików, bo cholera, dostawałam od nich oczopląsu. Tuż za sobą mieli mnie, Minho oraz Thomasa, czyli swoją osobistą kapelę do śpiewania piosenek z kaset, które udało nam się znaleźć w schowku. Szary koniec zajmowała cała reszta, ale oni bawili się na całkiem innej imprezie, na którą już się nie pakowałam.

Minho wreszcie wrócił na swoje miejsce, uśmiechając się tak szeroko, że jego na co dzień małe oczka wtedy były całkiem niewidoczne. Odpowiedziałam mu podobnym uśmiechem, zerkając równocześnie na Thomasa, który opierał się o szybę i spał w najlepsze.

— Zasłużył na odpoczynek — stwierdziłam szeptem, aby nie obudzić chłopaka.

— Kimał wystarczająco długo w klubie.

— Wtedy telepał się jak ryba na piasku — zauważyłam, na co Azjata wzruszył ramionami. — Ty też mógłbyś uderzyć w kimono. Byłby spokój.

Chłopak posłał mi oburzone spojrzenie. Chciał się wykłócać, już otwierając szeroko usta, ale stara Berta wjechała w dziurę i podskoczyła, przez co ten walnął głową o sufit. Wybuchłam głośnym śmiechem na widok jego zbolałej miny. Wtedy już nie przejmowałam się śpiącym obok Thomasem ani nikim innym, któremu mogłabym przeszkadzać.

— Skończ już — bąknął Minho, masując się po głowie. — Kiedy to było w ogóle śmieszne?

Zamiast się go posłuchać, ja roześmiałam się jeszcze bardziej. Łzy zakręciły mi się w kącikach oczu, a płuca powoli już siadały z wyczerpania, lecz śmiech wciąż szargał mną jak szalony.

— Brawka chłopie — pochwalił rozbawiony Jorge. — Wyłącz ją teraz.

— A bo to takie łatwe? — westchnął Minho. Zaczął dźgać palcem różne miejsca na moim ciele, wcale mi nie pomagając. — Ellie, gdzie masz guzik? Pstryczek? Może jakąś dźwignię?

— Przestań! Łaskoczesz mnie!

Chwilę później beztroska atmosfera udzieliła się wszystkim. Minho śmiał się razem ze mną, Brenda oraz chłopcy z tyłu dopingowali doprowadzającego mnie na skraj wytrzymania chłopaka, a Thomas, choć z początku mało co ogarniał po nagłej pobudce, potem dołączył do łaskotek. Na swój sposób rechotała nawet Berta, co jakiś czas głośniej prychając spalinami z wydechu.

Wszystkim nam brakowało tych beztroskich chwil. Takich, w których świat wcale nie umierał, ludzie nie porywali niewinnych dzieciaków, a szaleństwo nie próbowało opętać kogo popadnie. Dlatego nikt nie mógł nam się wtedy dziwić, że kiedy taka chwila nadeszła, my zachowywaliśmy się jak głupi smarkacze. Bo właśnie nimi byśmy byli, gdyby wszystko wyglądało inaczej.

Gdyby rzeczywistość nie kazała nam dorosnąć zbyt szybko.

— Nienawidzę was — wysapałam, kiedy po kilku minutach zakończyły się moje tortury. Zmęczenie dosłownie rozdzierało moje płuca. — Składam wniosek o zmianę miejsca.

— Wniosek oddalony.

Dumni z siebie Minho i Thomas, którym udało się powiedzieć to jednocześnie, zbili głośną piątkę tuż przed moją twarzą. Prychnęłam w akcie oburzenia.

— Choć Newt chętnie weźmie cię do przodu — uśmiechnął się zadziornie Minho, klepiąc blondyna w ramię. — No nie, Newtie?

— Bierz te łapy i usiądź na tym cholernym zadku.

— On się tak tylko zgrywa — Azjata szepnął do mnie konspiracyjnie. — Tak naprawdę mnie kocha.

Mimo tego, że miałam wielką ochotę wtopić się w tapicerkę, a moja twarz zapewne cała była oblepiona czerwonymi plamami, to nie mogłam powstrzymać się przed spojrzeniem na Newta. Nasz wzrok skrzyżował się jednak dopiero w lusterku, gdzie intensywność jego spojrzenia na chwilę zaparła mi dech w piersiach. Małe lusterko przesłało mi jego uśmiech, tak mały na jego twarzy, a jakże ważny dla mojego serca, które obiło się o żebra, jakby wyrywając się wprost do niego. Odesłałam mu swój uśmiech, który na pewno nie był tak ładny, jak ten jego.

W pewnym momencie Jorge powiedział coś do Newta, czego nie mogłam zrozumieć w stanie dziwnego amoku, w jaki popadłam. Blondyn natychmiast zerwał nasz kontakt wzrokowy, co na sekundę dziwnie mnie zamroczyło. Nie byłam na to gotowa! Czułam się jak po wynurzeniu z głębokiej wody. Serce łomotało mi w piersi, a myśli obijały się jedna o drugą pod czachą. Poklepałam się po gorących policzkach. Musiałam wrócić na ziemię po wysokim locie w chmurach.

— Widziałem to.

Spojrzałam zdezorientowana na Minho, który wpatrywał się we mnie z szelmowskim uśmieszkiem. Chrząknęłam i uniosłam jedną brew w górę.

— Niby co? — odparłam obojętnie, starając się zakryć włosami wypieki na twarzy.

— Te serduszka w twoich oczach.

— Co?

Minho pokręcił z westchnięciem głową, posyłając długie spojrzenie Thomasowi. Spojrzałam więc na bruneta, który tak jak ja zdawał się nie ogarniać o co biega. Czyli nie byłam w tym sama.

— Myślisz, że jestem aż tak głupi? — mruknął pobłażliwie.

— Ty na serio chcesz wiedzieć?

— Słuchaj no — chłopak owinął ramię wokół mojej szyi, przyciągając tak blisko siebie, że aż stykaliśmy się policzkami, a ja nie mogłam powiedzieć, że czułam się komfortowo. Bo, cholera, wcale tak nie było! — To widać, że na siebie lecicie.

— Co ty pie...

— Tommy, poprzyj mnie.

— Thomas, nie pró...

— Popieram.

— No ludzie! — zirytowałam się. Nie dawali mi nawet zebrać myśli w kupę, a co dopiero dojść do jakiegokolwiek słowa.

— Wiesz co właśnie w tym momencie wyczynia Newt? — mruknął, a ja przewróciłam oczami i uniosłam wyżej brew. Minho rozejrzał się bacznie, po czym wyszeptał mi do ucha: — Wypala mi dziurę na środku czoła.

Chwilę analizowałam jego słowa w głowie. Jedynym wnioskiem, na jaki udało mi się wtedy wpaść, było to, że zwyczajnie robili sobie ze mnie żarty. Być może był to rewanż Minho za mój wcześniejszy napad śmiechu. Nie wiedziałam i wiedzieć nie chciałam, dlatego nie spojrzałam w stronę Newta, aby się o tym przekonać. Pomimo tego, że moje serce krzyczało i wręcz wyciągało ręce do blondyna, ja wlepiłam wrogie spojrzenie w chłopaku po mojej prawej.

— Jeszcze słowo, a otworzę te drzwi za tobą, wykopię cię, a ty będziesz wdychał spaliny starej Berty. Nie ściemniam.

Wtedy samochód zwolnił, aby po kilku sekundach całkowicie się zatrzymać. Wymieniłam się z chłopcami niezrozumiałymi spojrzeniami, bo teraz całą trójką nie ogarnialiśmy tego, co właśnie działo się wokół nas.

— Ja tylko żartowałam — podrapałam się po głowie.

Dopiero po jakichś dwóch minutach dostrzegłam, jaki jest prawdziwy powód zatrzymania się starej Berty. Pozostała część ulicy była zatarasowana wrakami samochodów. Droga wiodła przez kanion; jedna strona była wysoką na kilkanaście metrów ścianą skalną, a druga mglistą przepaścią. Nie mogliśmy liczyć na alternatywne wyjście.

— Co dalej?

— Dalej... dalej idziemy pieszo.

Pokiwałam lekko głową. Właśnie tego tak bardzo nie chciałam usłyszeć.

Chwilę później wszyscy staliśmy już na zewnątrz samochodu. Cisza odbiła się od kamiennej ściany, uderzając prosto w moje nadstawione uszy. Powietrze wręcz wibrowało od wszechogarniającego gorąca. Gdzieś w oddali zaśpiewał sokół.

— Jest za spokojnie.

Nikt nie zareagował na moje stwierdzenie. Każdy rozglądał się po swoim terenie, aż stojący na przodzie Jorge nie dał nam znaku palcami.

— Idziemy.

I poszliśmy. Krok wszystkich był niepewny, ostrożny. Rozglądaliśmy się bacznie wokół siebie, co jakiś czas zawiązując ze sobą kontakt wzrokowy, aby przekazać sobie nasze obawy. Serce dudniło w piersi niespokojnie. Pistolet ciążył mi na biodrze, być może przewidując, że lada chwila będzie potrzebny.

Nie tylko ja zachowywałam czujność. Jorge i Newt co rusz zaglądali do mijanych przez nas samochodów, zbliżając się do nich z taką ostrożnością, jakby spodziewali się dźwięku tykania, a potem wybuchu. Kolana Patelniaka drżały i obijały się o siebie. Minho stąpał wiernie przy moim boku. Niby nie miał nic więcej prócz małego scyzoryka, ale i tak czułam się z nim bezpiecznie.

Moją uwagę jednak zwróciło coś innego. A raczej ktoś. Brenda. Jako jedyna nie ujawniała ani strachu, ani niepewności. Ona po prostu... była wyczerpana. Powłóczyła powoli nogami i garbiła się mocno, rękoma prawie rysując szlaczki na piachu. Twarz miała popielatą, do tego lśniącą od potu, choć mogło to być winą narkotyku we krwi, jaki zabrała ze sobą z klubu Marcusa. Nie wyjaśniało jednak to stanu jej oczu; czarne i matowe węgielki spoglądały na wszystko sennie i z... czymś jeszcze. Co to było?

Dałabym sobie rękę uciąć za to, że wcześniej tak nie było.

— Brenda? Wszystko...

Przerwał mi strzał. Pocisk uderzył tuż przy dłoni Thomasa, którą badał wyżłobienie w szybie jednego z aut. Zaraz potem nastąpił kolejny. Metal obił się o metal. Później piach podskoczył w górę tuż obok mojej nogi.

— Padnij!

Jorge nie musiał się powtarzać. Każdy zaczął wskakiwać za najbliższe samochody, a ja nie zdążyłam się nawet rozejrzeć, gdy silne ramię już oplatało mnie w talii i szarpnęło w bok. Nie musiałam się odwracać, aby poznać, że był to Newt. Serce mi o tym samo powiedziało.

— Wszystko okej?

Chłopak nadal mocno przyciskał mnie do swojego torsu, jakby bał się, że może mi odbić i wpaść do głowy podstawienie się pod celownik. Czułam jak ciepło napływa mi do policzków.

Skup się, podpowiadał rozum, choć serce wzdychało rozmarzone.

— Tylko nie licz na buziaka za kolejny ratunek — sarknęłam. Odwróciłam głowę i rzuciłam mu zaczepne spojrzenie przez ramię, zadzierając lekko kącik ust. — Podziękuję ci na starość, kiedy już wyczerpiesz swój limit zgrywania bohatera.

— Ale buziakiem?

Cholera, dlaczego zabrał mi pałeczkę w mojej własnej grze?

— Czy wy możecie nie flirtować w takiej chwili?

Zirytowany głos chłopaka obok przerwał nasz kontakt wzrokowy. Moja twarz oblała się jeszcze większym rumieńcem, a Newt zabrał swoją dłoń z mojego ciała, pozostawiając po sobie jedynie chłód. Wielkie dzięki, Minho.

Po kilku sekundach strzały ustały. Cisza ponownie zadzwoniła nam w uszach, tym razem nie ukrywając, że jest wrogo nastawiona. Kryła w sobie zło. A przynajmniej wymierzoną w nas broń, załadowaną i niezachwianą, gotową powystrzeliwać jak kaczki.

Thomas strzepnął z ramienia pozostałości po wybitej szybie. Na moment podniósł się z ziemi, aby móc wyjrzeć ponad maskę samochodu i sprawdzić teren. Zaraz jednak schował się z prędkością światła, kiedy kula przemknęła milimetry od jego głowy.

— Życie ci nie miłe? — zirytowałam się.

— Musiałem sprawdzić.

— Purwa. Skończymy podziurawieni jak mysi ser — jęknął żałośnie Minho. — Zawsze wiedziałem, że zginę nietypowo. Ale na to, twoja mać, się nie pisałem.

— Nie przeklinaj. Przynajmniej przed śmiercią miej czyste sumienie.

— Purwa, czy ty siebie słyszysz?

Zagryzłam nerwowo wargę. Minho mógł mieć rację – nie było żadnej drogi ucieczki. Śmierć wyciągała ku nam swoje ramiona, a nam los związał nogi i ręce, nie pozwalając od nich uciec. Rzeczywistość uciekała mi sprzed oczu. Równocześnie w moim wnętrzu Lęk wychylał się zza rogu. Uśmiechał się. Pożądliwie zerkał na moje serce, które dygotało ze strachu, rozglądając się za ucieczką. Nigdzie jednak wyjścia nie było. Głosy szeptały. Śmiech. Płomień zapłonął, dusząc dymem moje płuca. Powoli wypalał mnie od środka.

Lęk. Ciemność przed oczami. Szumy w głowie. Strzały.

Nagle poczułam dotyk. Przyjemne ciepło z ramienia dotarło do serca, zakorzeniając się w każdym chłodnym zakątku. Lęk syknął niezadowolony.

Spojrzałam w bok. Czekoladowe tęczówki patrzyły na mnie spokojnie, szepcząc kojące słowa. Czy oczy mogły szeptać? Nie wiem, ale oczy Newta szeptały do mnie. Były takie ciepłe, opanowane i... piękne. Newt miał piękne oczy. Idealne dla mojej nieidealnej duszy.

Newt cały był piękny.

— Hej, wszystko będzie dobrze.

Uśmiechnęłam się lekko. Mógłby mi wtedy powiedzieć, że przed chwilą pił z Poparzeńcem herbatę, a ja bym mu uwierzyła. Uwierzyłabym mu we wszystko.

Głosy ucichły, obraz się wyostrzył. Lęk schował się w cieniu.

— Co robimy teraz?

— Przymknij się i trzymaj to — Jorge wcisnął Thomasowi w ręce dziwną paczuszkę. — Na mój znak, rzucasz — czerwony przedmiot zapiszczał w jego dłoni. — Tylko, cholera, celnie.

Minho przełknął głośno ślinę tuż obok mojego ucha. Zrozumiał to tak samo jak ja. To była bomba. Cholerna bomba.

— Dobra. Teraz wy — zmierzył nas twardym spojrzeniem. — Na trzy biegniecie wszyscy do wozu. Każda fajtłapa niech nie myśli teraz się popisywać ani przewracać. Nikt nie będzie zeskrobywał was ze ściany — wrócił uwagą do Thomasa. — A ty... Ty nas nie zabij.

Pocieszające, nie ma co.

— Raz.

Zacisnęłam mocniej dłonie w pięści i zebrałam w sobie siły. Nogi już drżały na myśl o szaleńczym biegu, jakiego miałam się dopuścić, ale byłam obojętna na ich stękania.

— Dwa.

Gdzieś obok usłyszałam przeładowywanie magazynka. Skołowana spojrzałam na Newta, zaraz potem na Minho, i znów na Newta – żaden z nich nie trzymał jednak broni w rękach. Obaj za to próbowali wgnieść się plecami w blachę samochodu, schować się, obserwując coś przerażonym wzrokiem. To coś było za mną.

Po krótkim zawahaniu odwróciłam się. Lufa karabinu celowała prosto między moje oczy, a wrogie spojrzenie jasnowłosej dziewczyny, której pół twarzy zasłaniała chusta, od razu wgniotło mnie w ziemię.

To był chyba dobry moment na zmówienie paciorku.

— Rzuć to.

To nie był głos blondynki, która zmieniała swój cel co sekundę – Newt, ja, Minho. Minho, ja, Newt. Tamten dochodził skądś z tyłu. Musiało być ich więcej, ale to jasnowłosa przed nami zwracała moją uwagę. A bardziej jej palec, który bawił się niebezpiecznie spustem karabinu.

— Rzuć powiedziałam! — krzyknęła. Aż się wzdrygnęłam. — Teraz!

— Wstawać — warknęła blondynka. Wtedy nawet ja nie zamierzałam się wykłócać. Nie, kiedy przyciskano mi spluwę do czoła.

Dziewczyny z chustami przy ustach docisnęły nas do ściany, oczywiście grożąc co chwilę strzałem między oczy. Bomba wraz z detonatorem leżała pod starym jeepem, będąc z dala od szalonego Hiszpana. Mimo to wciąż zasiewała niepewność w moim sercu.

Nie mogłam wtedy złapać ręki Newta, czego tak głęboko pragnęłam. Zamaskowane snajperki kazały nam trzymać ręce wysoko w górze, abyśmy nie kombinowali, jak to ładnie określiły. Ale co ja mogłam? Rzucić im w oko miętówką z kieszeni? Zabrały mi broń, do cholery! A mięta przecież odświeża i dodaje kopa, czego one więcej nie potrzebowały.

Ręki złapać nie mogłam, ale ukryć się za jego ramieniem jak najbardziej. Newt chyba sam twierdził, że to był dobry pomysł.

Przez moment wyłącznie mierzono nas nieufnym spojrzeniem oraz niezdecydowanym karabinem. Przyglądano nam się bacznie, jakbyśmy na twarzach mieli wymalowane informacje o naszych rocznikach, miejscach zamieszkania czy rodowitych nazwiskach matek. Jednak w końcu wysoka mulatka się zachwiała. Broń jej opadła, aby znów się unieść i ponownie opaść. Jakby bawiła się z moim sercem – najpierw podrzucała je do przełyku, a potem pozwalała spaść mu do okolic żołądka.

— Aris? — mruknęła niepewnie. Ściągnęła z ust chustę i zrobiła mały krok. — To ty?

— Mój Boże, Harriet?

Chłopak nie zdążył wyjść dobrze z szeregu, a już był przyciągnięty do silnego uścisku. Byłam pod wrażeniem, że Aris nie zgniótł się pod siłą nacisku mulatki. Ona wyglądała na silną babkę, a on... no cóż, był chucherkiem.

— Mogliśmy rozwalić ci łeb — zaśmiała się blondynka, również go przytulając.

Po tych słowach wymieniłam się z Minho oburzonymi spojrzeniami. Racja, bo tylko Aris wdychał smród prochu po wystrzale i mu jedynemu dociskano lufę do czoła. Z tego Arisa to odważny chłopak był, skoro to wytrzymał.

— Skąd...

— Co jest do fuja?

Parsknęłam śmiechem, a Newt westchnął głośno. Minho, który oczywiście musiał się wtrącić, patrzył na trójkę zagubionym wzrokiem. Tak jak cała reszta.

— Byliśmy razem w labiryncie — wyjaśnił z uśmiechem Aris.

Pierwszy raz widziałam tego cichego chłopaka z tak krzykliwą radością w oczach. Rany, Aris na serio się uśmiechał!

O ile dobrze zapamiętałam to Harriet, muskularna mulatka z warkoczykami, wreszcie odsunęła się od blondyna i podeszła bliżej urwiska. Dziewczyna zagwizdała na palcach, a zaraz potem krzyknęła:

— Ej! Możecie wyjść!

Wtem wysoko, wysoko w górze, gdzie ściany kanionu graniczyły z niebem, pojawili się ludzie. Głowy wyskakiwały zza kamieni i krzaków niczym królik z czarodziejskiego kapelusza. Im dłużej się przyglądałam, tym więcej szczegółów widziałam. Wyglądali na naszych rówieśników. Dzieci z bronią przewieszoną przez pierś.

Niebezpieczne zabawki sobie wybrali.

— Hej! — jedna z postaci pomachała do nas z góry. — Wyglądacie jak mrówki!

Harriet pacnęła się otwartą dłonią w czoło. Druga dziewczyna tylko zaśmiała się krótko, bo już chwilę później uwagę znów skupiła na blondynie. Oboje uśmiechali się szeroko.

— Tak się cieszę, że żyjesz — wyznała, otulając dłońmi jego policzki. Aris zaczerwienił się po same uszy, a moje serce westchnęło rozczulone ich widokiem.

— Jakbym widział ciebie i Newta.

— Co tam gderasz?

— Chyba zginęła mi skarpeta.

Minho wyszczerzył się głupio, kiedy spojrzałam na niego spod przymrużonych oczu. Ostatecznie skomentowałam to jedynie prychnięciem.

Nagle powietrze przeciął świst, a zaraz potem kamyczek odbił się od maski samochodu, dosłownie kilka milimetrów od Teresy. Brunetka natychmiast odskoczyła, źle stawiając stopę, przez co wylądowała tyłkiem na piachu. Ja za to wpakowałam do ust i zagryzłam zębami palec, aby nie parsknąć śmiechem.

Tylko się nie śmiej. Nie śmiej się. Ona i tak cię już nie lubi.

W końcu jednak się zaśmiałam. Nic nie straciłam, bo przecież ja też nie lubiłam Teresy.

— Szlag — burknęła pod nosem Harriet. Posłała przepraszające spojrzenie brunetce, której Thomas właśnie pomagał wstać. — Wybacz. Cody to kretyn.

— Kretyn? — zainteresował się Minho. — Tommy, będziesz miał kolegę!

— Pikol się.

— W każdym razie — blondynka klasnęła w dłonie, tym samym przerywając rozkwitowi kłótni, za co chciałam ją mocno uściskać. — Chodźcie z nami. Zabierzemy was w bezpieczne miejsce.

Powiedziawszy to, złapała Arisa pod ramię i pociągnęła za sobą, a zaraz za nią ruszyła Harriet. Przez krótką chwilę każdy z nas się wahał, ale w końcu Thomas wyrwał się z szeregu, by stać się przykładem dla całej reszty.

Oczywiście, że to musiał być Thomas.

Stałam z nogami wbitymi w ziemię, dopóki większość nie podążyła za oddalającymi się dziewczynami. Wreszcie na szarym końcu zostałam już jedynie ja oraz Newt. Chłopak stanął tuż obok mnie, ramię stykając o ramię, a wzrok zawieszając na moim profilu.

— Powinniśmy im wierzyć?

Powoli obróciłam głowę w jego stronę. Czekoladowe tęczówki spoglądały na mnie z zaciekawieniem, tak intensywnie, jakby chciał się dokopać do mojej duszy. Newt uśmiechnął się lekko.

— Nie mamy wyjścia — wzruszył ramionami. — Bo...

— Tak wiem. Thomas zadecydował.

Blondyn zaśmiał się na mój markotny ton. Niespodziewanie uszczypnął mnie w policzek, ale zanim zdążyłam ogarnąć akcję, on był już parę kroków przede mną. Serce zabiło mi radośnie, a ja gładziłam się po policzku, jakby co najmniej mnie tam pocałował.

Rany, a gdyby on mnie tak...

— Ellie! Nie guzdraj się!

— Już idę, tato!

···

strasznie lubię ten rozdział,
a my zbliżamy się do końca prób ognia


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro