05 | Wspólny taniec
— Wytłumacz mi to jeszcze raz.
— Okej, więc Strefa dzieliła się na kilka części: Mordownia, Zielina...
— I ty tam pracowałeś?
— Nie, ja byłem kucharzem — zirytował się Patelniak. — Wiesz, gotowałem warzywa, a nie wygrzebywałem je z ziemi.
Niby pokiwałam w zrozumieniu głową, choć tak naprawdę nic nie rozumiałam. Ja odpuściłam jedzenie jego kaszy po trzech kęsach i jakoś nie mogłam uwierzyć, że tamci wszyscy chłopcy jedli jego dania codziennie. Choć co ja tam wiedziałam? To on był kucharzem.
Z tym pytaniem w myślach upiłam kolejnego łyka wina.
To nie było tak, że aby uspokoić rozszalałe emocje, ja zapijałam je alkoholem. Ale dzięki niemu łatwiej było mi się ogarnąć. Tak jak na pożar wylewało się litry wody, aby doprowadzić go do porządku, mnie wystarczyło postawić przed nosem butelkę. I nie trzeba było niczego lać na mnie, a bardziej wlać we mnie.
Patelniak i Winston świetnie się spisywali w roli moich towarzyszy do kieliszka. Chętnie się ze mną śmiali, śpiewali piosenki, które często zamiast słów składały się tylko z pijackiego bulgotu, oraz opowiadali coraz to dziwniejsze historie. Winstonowi nawet kolorek wrócił na twarz, przez co nie wyglądał już jak nieboszczyk. Aris też dużo się śmiał, ale stronił od alkoholu. Wolał być tylko naszym słuchaczem. Za to Teresa jawnie nie popierała naszej zabawy, bo jej prychnięcia słyszałam nawet z drugiego końca pokoju, gdzie czytała jedną z książek Danny'ego.
Czasem aż zapominałam o tym, że godzinę wcześniej wykopano mnie z pokoju obok. Ale potem dostrzegałam brak Thomasa, Minho i Newta, złość uderzała mi do głowy, a ja musiałam wciskać w siebie więcej wina. I tak bez końca.
Wtedy nagle drzwi otworzyły się. Chłopcy po kolei weszli do pomieszczenia, a wzrok całej trójki skupił się na nas. Pomachałam im radośnie. Potem jednak przypomniałam sobie, że byłam na nich zła, więc zdjęłam z twarzy uśmiech i uniosłam hardo głowę.
— Patrzcie, patrzcie — burknęłam. — Obrady skończone? Może wyjdę, abyście mogli się nimi podzielić z kolegami?
— To nie my kazaliśmy ci wyjść — przypomniał Newt, krzyżując ręce przy torsie.
Zacisnęłam wąsko wargi. Uciekłam wzrokiem do swojego kieliszka, po czym upiłam z niego kolejny łyk. Miał rację, cholera.
— Patelniak, polewaj — nakazałam i postawiłam kieliszek na kolanie, by się nie trząsł.
— Robi się.
— Ej, ja też chcę — jęknął Minho, siadając obok mnie na podłodze. Uważnie obserwował, jak czarnoskóry napełnia mój kieliszek, oblizując lekko wargę.
— Trzymaj — czknęłam i wcisnęłam mu swój alkohol. Zaraz potem stanęłam na giętkich nogach, tylko na chwilę tracąc równowagę, a następnie oparłam dłonie o biodra. — Ja zrobię nam klimacik.
Ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę komody, na której znajdowały się mój gramofon oraz stare płyty winylowe. Ku mojemu zdziwieniu szybko tam dotarłam, po drodze zaliczając tylko dwa potknięcia, co nie było takim złym wynikiem. W zamyśleniu pogrzebałam chwilę w płytach. Zmrużyłam lekko oczy.
— Jaką muzykę lubicie? — spytałam, co powinnam była zrobić na początku.
— Nie wiemy — odpowiedział Minho. Na mój zaskoczony wzrok jedynie wzruszył ramionami i dodał: — W Strefie nie było muzyki.
Wypuściłam trzymaną w palcach płytę, przez co ta upadła z plaskiem na ziemię. Pewnie szczęka walnęłaby mi o podłogę, gdyby tylko mogła. Musiałam też pociągnąć się lekko za uszy, bo nie sądziłam, by dobrze działały.
— Co proszę? — oburzyłam się. — Wcale a wcale? Nic?
— Mike miał ukulele — mruknął w zamyśleniu Patelniak. — Czasem na nim grał.
— Dopóki Winston mu nim nie przywalił — zaśmiał się Minho. Poklepał rannego bruneta po kolanie. — Mike długo płakał nad roztrzaskaną mandoliną.
— Nie słuchał moich poleceń — bronił się. — Musiałem go jakoś ogarnąć.
— Ma się rozumieć, panie Rozpruwaczu.
Gdy oni rozmawiali i popijali, ja już majstrowałam przy gramofonie. Ciężko było umieścić płytę na krążku, gdy widziałam wszystko potrójnie, ale ostatecznie muzyka popłynęła żywym rytmem po pokoju, a nogi same rwały mi się na parkiet.
Obróciłam się do nich piruetem i uśmiechnęłam wyzywająco. W podskokach znalazłam się na środku pokoju, a moje ręce i nogi nie znały już wtedy umiaru. Tańczyłam, skakałam i śmiałam się głośno, czując się tak lekko jak nigdy wcześniej. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. To była jedna z tych beztroskich chwil mojego życia, kiedy za oknem nie istniał świat, wirus ani DRESZCZ. Byłam tylko ja i wypełniająca mnie po palce radość.
Cała reszta po prostu się śmiała. Chłopcy klaskali do rytmu, Minho pogwizdywał, a Winston polewał następną kolejkę. W końcu jednak zaczęło mi przeszkadzać, że ja jako jedyna umiem się dobrze bawić.
— Ej, no co jest? — oburzyłam się. — Niech ktoś ze mną zatańczy!
Rozejrzałam się po twarzach wszystkich, uśmiechając się na widok tej jednej jedynej. Wtedy jego włosy ponownie lśniły jakby złotem, choć słońce dawno już ustąpiło z miejsca na niebie na rzecz księżyca. Nie pamiętałam drogi, którą pokonałam, aby znaleźć się przy blondynie. Wiem, że złapałam go za rękę. Ciągnęłam na parkiet. Pamiętałam te czekoladowe oczy utkwione we mnie.
— Newt, no chodź — jęknęłam i znów go szarpnęłam. Bez skutku. — Przykleiłeś się do tego fotela czy co?
— Ja nie tańczę — przywarł mocniej do siedzenia. Fuknęłam zirytowana. Te jego chude ramiona nie wyglądały na silne, więc czemu nie mogłam go ruszyć?
— Ale z ciebie nudziarz — bąknęłam. Już chciałam podjąć kolejną próbę dźwignięcia go z fotela, ale poczułam silne ramiona na talii, a potem straciłam orientację. Gdy się odwróciłam zobaczyłam uśmiechniętego Minho, który zaczął mną rzucać i kręcić po parkiecie, co od razu wyrzuciło z mojej głowy wspomnienie Newta.
Wykonałam kolejny piruet. Śmiech już wymęczał moje płuca, lecz nie zamierzałam przestawać. Szybki wymach w lewo. Jeszcze szybszy ruch w prawo. Podskok, piruet, wymach. Świat wirował mi przed oczami. Widziałam roześmianą twarz Minho. Gdzieś po lewo mignęły mi brązowe włosy Teresy. To chyba Thomas zaprosił ją do tańca. Ja też tańczyłam. Same szybkie kroki.
Piosenka się skończyła, ale na jej miejsce zaraz przyszła następna. Uściskałam radośnie Azjatę, dziękując mu za tamte wspaniałe wspólne chwile. Wtedy oboje nie przejmowaliśmy się tym, że znamy się zaledwie kilka godzin, a jutrzejszego dnia czekała nas rozłąka. W tamtym momencie byliśmy po prostu pijanymi partnerami w tańcu.
Chłopak odszedł zwilżyć gardło, jak to sam powiedział, zostawiając mnie samą na środku pokoju. Słyszałam głośne bicie serca w uszach. Oddychałam ciężko, wykorzystując chwilę przerwy na większe oddechy. Przy Minho moje płuca nie wyrabiały. Mimo tego chciałam powtarzać tamten moment jeszcze, i jeszcze i jeszcze raz.
A jeden raz musiał należeć do niego.
Z nową dawką determinacji stanęłam przy obdrapanym fotelu, z którego Newt obserwował wszystko, co działo się w pokoju. Przewrócił oczami, choć nawet na mnie nie spojrzał. Puknęłam go kilka razy w ramię.
— Chodź ze mną zatańczyć — zażądałam.
— Czego nie rozumiesz w...
— No weź! — kucnęłam i oparłam brodę o podłokietnik. — Przecież jutro już was tu nie będzie. Chyba nie zostawisz mnie bez ostatniego tańca?
Newt nagle się zmieszał. Zacisnął wargi, jakby bał się czegoś mi powiedzieć. Jego spojrzenie było dziwne. Czułam, że kryło się w nim coś więcej niż tylko ładny czekoladowy kolor, ale nie myślałam wtedy o tym. Zależało mi jedynie na tym, aby dał mi się poprowadzić na parkiet.
Przechyliłam lekko głowę i uśmiechnęłam się lekko.
— Nie odmówisz mi — dźgnęłam go w pierś. — Już jesteś mój.
Wiedziałam, że na drugi dzień nie spojrzę mu w oczy. To, co w tamtej chwili wygadywałam i robiłam, było zbyt żenujące. Czułam, że mój mózg nie da mi o tym zapomnieć. Ale wtedy alkohol mieszał się z moją krwią. Mogłam brnąć w to dalej, zwalając winę na Patelniaka, który ostatnią godzinę ciągle zapełniał mój kieliszek, a wyrzucać to sobie dopiero za kilka następnych godzin.
W końcu chłopak ustąpił. Prychnął rozbawiony i pokręcił głową, być może samemu nie dowierzając, że się poddał. Sama temu nie wierzyłam! Ale nie zamierzałam narzekać. Zamiast tego uśmiechnęłam się szeroko i pociągnęłam go za sobą.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie; moje nogi podrygiwały do rytmu, za to on był cały sztywny i lekko zgarbiony. Uniosłam brew na widok jego niemrawej miny.
— Nie umiesz tańczyć, prawda? — szepnęłam cicho, aby nikt inny nie poznał jego sekretu.
— W Labiryncie nie musiałem tańczyć — odparł oczywistym tonem. — A wcześniej wymazano mi pamięć, więc nie wiem czy byłem dobrym tancerzem.
— To nic — machnęłam ręką. — Poradzimy sobie. Ja poprowadzę.
Złapałam i ścisnęłam w dłoniach jego palce. Obróciliśmy się kilka razy wokół siebie, zrobiliśmy parę pokracznych kroków. Zignorowałam nawet fakt, że dwa razy nadepnął mi na stopę. Cieszyłam się, że reszta zajęła się sobą i nie zwracała na nas większej uwagi, dzięki czemu Newt nie musiał stresować się bardziej.
— Rozluźnij się — uszczypnęłam go w ramię. — Jesteś tak spięty jak ciasny jest kok na głowie Paige.
Newt zaśmiał się cicho. Miło się wtedy na niego patrzyło. Jego śmiech to nie był jedynie dźwięk, bo gdy Newt się śmiał, to robił to całą twarzą. Usta się mu śmiały, policzki, a nawet i oczy. Szkoda, że odkąd go poznałam, widziałam go takim pierwszy i ostatni raz.
Z czasem szło nam coraz lepiej. Z chłopaka zeszło całe spięcie, a ja nieco opanowałam swoją rozbrykaną duszę, która dostała kopa energii po alkoholu. Dopełnialiśmy się. Nie był to szybki taniec. Oboje pamiętaliśmy o chorej nodze blondyna, ale nie stała nam ona na przeszkodzie do dobrej zabawy. Wystarczyło się tylko trzymać za ręce i kręcić dookoła.
W pewnej chwili stwierdziłam, że taniec z Newtem podobał mi się najbardziej, ale nie zamierzałam tego mówić głośno. Szczególnie przy Minho.
Nagle chłopak zmusił mnie do obrotu. Spojrzałam na niego z niemałym szokiem, uśmiechając się lekko.
— No, no — mruknęłam dumna. — Całkiem nieźle.
— Staram się — wzruszył skromnie ramionami.
Niedługo później muzyka się skończyła. Nie mogłam nic poradzić na ukłucie zawodu w sercu, gdy Newt puścił moje dłonie. Koniec zdecydowanie nadszedł zbyt szybko.
Kiedy zrozumiałam, że zbyt długo się już mu przyglądam, spuściłam szybko głowę.
— Więc, ten...
— Było miło— uśmiechnęłam się na jego słowa.
— Było miło — powtórzyłam za nim ślepo. I znów się zapatrzyłam! — Znaczy się... Jak na osobę, która trzy lata przesiedziała w Labiryncie, to jest okej. Ale ćwicz dalej.
— Ale że tak bez ciebie jako mojej partnerki? — zmarszczył brwi i pokręcił głową. — Nie, to bezsensu.
— Wiadomo, że lepszej nie znajdziesz — rzekłam oczywistym tonem, odrzucając pasmo włosów do tyłu. — I ty może odejdziesz, ale ja wciąż tu będę. Nie zamierzam się stąd ruszać... — zagryzłam niepewna wargę. Długo się zastanawiałam, czy na pewno mam powiedzieć to, co chciałam powiedzieć. — ...więc możesz kiedyś wpaść. Na lekcję, oczywiście.
Nieco zawstydzona uniosłam na niego wzrok. Znów dziwnie się zmieszał. Uciekł spojrzeniem na swoje buty, jakby specjalnie ukrywając przede mną swoje oczy, które tak wiele mówiły.
— Newt? — nie zareagował. — Wszystko do...
— Minho, nie! Oddawaj to!
Oboje równocześnie spojrzeliśmy w stronę źródła całego zamieszania. Thomas stał przy oparciu kanapy, na które wspiął się Minho, i próbował wyrwać mu butelkę z rąk. W pewnym momencie Azjata spadł i gruchnął o podłogę, ale szybko się pozbierał.
— Moje! — krzyknął i uniósł zwycięsko butelkę. — Nie wasze! Moje!
Po chwili zorientowałam się, że Newta nie było już przy mnie. Razem z Thomasem próbował złapać pijanego Minho, który za żadną cenę nie chciał oddać butelki, więc biegał z nią po całym pokoju jak wariat.
A ja znów zostałam bez partnera.
···
Otworzyłam lekko oczy, ale natychmiast zamknęłam je z powrotem, gdy dostały się do nich złośliwe promienie słoneczne. Warknęłam i odwróciłam się do nich plecami. Sen jednak nie przyszedł z powrotem. Wróciłam wzrokiem do okna. Słońce uśmiechało się fałszywie. Pieprz się, pomyślałam.
Dźwignęłam się na łokciach i usiadłam, czego od razu pożałowałam. Spanie na podłodze nie było zbyt przyjemnym doświadczeniem, o czym uświadomiły mnie moje plecy i trzaskanie karku, który zmusił mnie do głośnego jęku.
— Dzień dobry.
Krzyknęłam i schowałam się pod kocem aż po brodę. Odetchnęłam z ulgą, gdy zamiast gościa w czarnym kasku, zobaczyłam tylko rozbawionego Newta. Był już ubrany i na nogach, choć rozczochrane włosy wyglądały tak, jakby dopiero co oderwały się od poduszki. Posłałam mu chłodne spojrzenie.
— Przez noc zapomniałam, że jesteś taki irytujący — fuknęłam.
— Ale jak to? —zdziwił się, choć wciąż wyginał usta w zadziornym uśmiechu. — Wczoraj mówiłaś co innego. A może chcesz zatańczyć jeszcze raz?
— Nie — wykopałam się z koca. — Ah, i odwołuję nasze lekcje. Nie zasługujesz na moje usługi.
Chłopak już chciał się odgryźć, ale w tej samej chwili drzwi wejściowe otworzyły się na całą szerokość, a w framudze stanął pogwizdujący Patelniak. Na nasz widok przestał gwizdać i uśmiechnął się szeroko.
— Czołem śpiochy! — krzyknął głośno, przez co kilka kolejnych zaspanych jęków rozniosło się po pokoju. — Wstawać, wstawać! Zaraz śniadanie!
— Zamknij gębę!
— Zlituj się, człowieku.
— Chyba będę rzygał.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy na skulonego w kącie Minho, który wciskał twarz w poduszkę. W końcu przewrócił się na plecy i złapał się za głowę, a jego skrzywiona mina mówiła więcej niż tysiąc słów. Dopadł go kac morderca.
— No coś ty — rzucił Patelniak, który przeszedł już do kuchni. — Wczoraj byłeś taki chojrak, a dzisiaj to co?
— Łeb mi zaraz rozsadzi — jęknął Azjata. Nie usłyszał zaczepki przyjaciela lub też nie chciał jej słyszeć. — Nigdy więcej alkoholu. Zostaje abstynentem do końca życia.
— Czyli do czasu, aż nie zobaczysz butelki — stwierdził Newt, wracając do zbierania swojego łóżka z podłogi.
— Może wody?
Thomas wystawił w jego stronę pustą butelkę po winie. Zagłuszyłam parsknięcie dłonią i przyglądałam się, jak Minho podnosi się gwałtownie z poduszki, skuszony wzmianką o wodzie.
— Tommy, dzięki ci... — urwał i wytrącił z rąk bruneta butelkę, która przeturlała się po całej szerokości pokoju. — ...ty fuju, zabierz to ode mnie!
Zaśmiałam się i stanęłam na nogach, ponownie czując ból w kręgosłupie. Przeciągnęłam się do góry, grymasząc się na twarzy jeszcze bardziej. Podłoga nie otrzymała ode mnie pięciu gwiazdek.
— W życiu mi się tak dobrze nie spało — westchnął Winston. Odstąpiłam mu kanapę, mając na uwadze jego rany szarpane na brzuchu, ale w tamtej chwili naprawdę tego pożałowałam.
— Co ty nie powiesz? — sarknęłam. — To była moja najgorsza noc odkąd pamiętam.
Posprzątałam swoje łóżko, składające się z jednej poduszki i kocyka, po czym skierowałam się do kuchni, skuszona zapachem świeżych jajek. Usiadłam przy stole obok Arisa i uśmiechnęłam się do niego na dzień dobry.
— Co dziś w karcie, szefie? — spytałam Patelniaka, gdy ten stanął przy moim boku z dwoma talerzami w dłoniach.
— Jajecznica — odparł dumnie. — Zajadajcie! Jeszcze będzie dokładka.
— Zaraz — zmarszczyła brwi. — Skąd miałeś jajka?
— Ah, odwiedziłem twoje kurki — wzruszył beztrosko ramionami. — Swoją drogą to urocze, że odstąpiłaś im całe sąsiednie mieszkanie.
— Nie mówiłaś, że masz kury — stwierdził Minho siadający na krześle obok.
— Oh, wybaczcie, że zataiłam to przed wami — skruszona przyłożyłam dłoń do serca. — Gatki też chcecie wiedzieć gdzie trzymam?
Prychnęłam i wbiłam widelec w talerz. Azjata po przeanalizowaniu moich słów strzelił mi bezczelny uśmiech, za co pstryknęłam go w ucho.
— Tylko żartowałam!
Wreszcie wszyscy ścisnęli się przy niedużym stoliku. Każdy został obsłużony przez Patelniaka, który z dziecięcą radością opowiadał, że czuje się jak za starych czasów, gdy jeszcze byli w Strefie. Słuchałam tego z uśmiechem i jednocześnie grzebałam w swoim talerzu. To dziwne, że bałam się tego spróbować?
— Nie można chyba zepsuć jajek... — pocieszyłam samą siebie i wzięłam kęs. Prawie natychmiast wszystko wyplułam. — Eureka. Jednak można.
Siedzący z mojej lewej Minho zaśmiał się z mojej reakcji. On sam stopniowo opróżniał swój talerz, a na mój niedowierzający wzrok jedynie wzruszył ramionami i wymamrotał z pełną buzią:
— Po trzech latach idzie przywyknąć.
— Widzieliście gdzieś Teresę? — spytał Thomas.
Zmarszczyłam brwi. Rozejrzałam się po twarzach wszystkich i faktycznie, nigdzie nie było wiecznie naburmuszonej brunetki. Być może wyszła się przewietrzyć? Albo ponarzekać na śpiew ptaków?
Już chciałam uspokoić Thomasa, że na pewno wszystko z nią w porządku, gdy nagle otworzyły się drzwi od sąsiedniego pokoju. To była Teresa. Stanęła we framudze ze swoją miną nic-mi-się-nie-podoba i plecakiem w rękach. Moim plecakiem.
Dziewczyna rzuciła go na podłogę obok mojego krzesła. Wyłapała moje zdezorientowane spojrzenie, a potem uśmiechnęła się kpiąco.
— Już spakowałam cię do drogi.
···
mam sporo w zapasie, więc wrzucam, bo już wiem, że ktoś tutaj czeka
szczerze to nie potrafię się rozstać z Ellie ani na moment, więc zamiast na lekcjach, ja skupiam się na niej... obiecuję, że wszystko się rozkręci
miłego dnia wszystkim!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro