Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*Pomoc*

Im dłużej tkwię w uścisku Zośki ten cholerny głos coraz bardziej cichnie a ja czuję się bezpieczniej - Janek, Janeczku kochany chodź musimy cię opatrzeć- Poczułem kolejny całus ale tym razem w czoło, wtuliłem się w niego jeszcze mocniej bojąc się że mnie puści- Nie zostawaj mnie proszę...- Mężczyzna wzdycha cicho i zaczyna ponownie przeczesywać moje włosy delikatnie masując skórę głowy- Nigdzie się nie wybieram Janek. Pójdziemy tylko do łazienki żeby ci to opatrzeć dobrze? Nie wygląda to zbyt dobrze...- Ton jego głosu brzmi jakby mówił do malutkiego dziecka ale nawet mi to nie przeszkadza ponieważ teraz właśnie czuję się jak dziecko. Dokładnie tak samo jak wtedy kiedy miałem 7 lat i wywaliłem się na rowerze zdzierając sobie całe łokcie i kolana, mama wtedy trzymała mnie dokładnie tak samo jak teraz trzyma mnie Tadeusz. Pokiwałem delikatnie głową na znak zgody i powoli odsunąłem się od ciepłego ciała chłopaka. Mój towarzysz uśmiechnął się w moją stronę smutno i rękawami swojej koszulki wytarł moje mokre policzki dając mi jeszcze jednego całusa w czoło. Łapie mnie delikatnie za dłoń i ciągnie do łazienki.

Chłopak otworzył drzwi od pomieszczenia i stanął jak wryty kiedy zobaczył w jakim stanie jest. A ja stoję jedynie kilka kroków za nim wlepiając swoje zielone ślepia w panele bojąc się podnieść wzrok na przyjaciela. Ze wstydu w moich oczach ponownie zaczęły zbierać się słonie krople wody. Po chwili poczułem dłoń na swoim podbródku zmuszającą mnie abym uniósł głowę i spojrzał na jej właściciela co bardzo niechętnie zrobiłem, prawie ponownie wybuchając płaczem przez smutek który bez problemu mogę zobaczyć w jego pięknych błękitnych jak niebo albo woda nad rzeką którą tak kochaliśmy oczach. Chcę żeby był szczęśliwy.... Chyba ja chciałbym być jego szczęściem a jak na razie tylko go krzywdzę- Hej spokojnie Janek nic się nie dzieje, ja cię nie będę oceniał. Zrobimy tak ty pójdziesz do swojego pokoju a ja za chwile do ciebie przyjdę i zrobimy porządek z twoimi ranami okej ?- Po raz nie wiem który dzisiaj kiwam głową na tak i wolnym krokiem kieruję się do swojego pokoju.

Po kilku minutach do pomieszczenia wchodzi zośka z miską wody, czystą ściereczką, gazą i o dziwo nowym bandażem. Uśmiecha się do mnie delikatnie i klęka przed łóżkiem kadząc wszystkie rzeczy na ziemi i opierając ręce na moich kolanach, podniosłem wzrok na mężczyznę i sam wysiliłem uśmiech jednak na pewno nie jest on nawet w połowie tak piękny jak ten Zośki.

-Tadeusz ja tak bardzo cię przepraszam...ja po prostu jestem na to wszystko za słaby- Powiedziałem skruszony kiedy chłopak bardzo delikatnie złapał moją lewą rękę i namaczając szmatkę w letniej wodzie a później ją mocno wyciskając zaczyna przykładać ją do mojej poranionej jednak już w większości zasklepionej skóry. - Nie przepraszaj mnie Rudy i nawet tak nie mów jesteś cholernie silny tylko.... troszkę zagubiony. I to ja zachowałem się jak największy dupek na świecie- Syknąłem cicho z bólu kiedy szmatka zetknęła się z jeszcze otwartą raną i powstrzymałem słone kropelki cisnące się do moich oczu po raz setny dzisiaj jednak tym razem z bólu- Powiedziałeś to co myślisz. Nie będę zły za prawdę... po prostu mi przykro bo dziewczyna którą znasz może trzy miesiące jest dla ciebie ważna a ja nie...- Zośka odłożył materiał do miski z wodą i wziął w swoje delikatne dziewczęce dłonie gazę bardzo ostrożnie umieszczając ją na mojej ręce zaraz owijając ją białym jak kartka papieru bandażem i dokładnie go zawiązując aby się nie zsunął jednak upewniając się również czy nie jest za ciasny i zajął się oczyszczanie ran z drugiego ramienia- Janek boże broń ci tak myśleć. Oczywiście że jesteś ważny i chyba nikt nie będzie moim aż tak dobrym przyjacielem. To po prostu ja jestem debilem i to wszystko to tylko i wyłącznie moja wina rudzielcu- Nim się obejrzałem a i moja prawa ręka została owinięta w bandaż a Zosia położył się obok mnie na łóżku przyciągając mnie do siebie. - Wybaczysz mi? - Wtuliłem się w jego bok potrzebując jak najwięcej bliskości i pokiwałem głową wciskając ją w zagłębienie miedzy ramieniem a szyją chłopka na co zaczął mnie głaskać po plecach- Śpij już, to był bardzo ciężki dzień zasługujesz na odpoczynek i nic się już nie bój pomogę ci niezależnie jak trudne to będzie Janeczku-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro