Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*Order*

Od ponad pół godziny wpatruje się złowrogim wzrokiem w Orszę który siedzi na krześle obok łóżka na którym leże ściskając w dłoniach koc którym jestem okryty.

-Zamierzasz w końcu współpracować Rudy?- Pyta mnie zniecierpliwiony a ja praskam śmiechem zły jak nigdy wcześniej, pierwszy raz mam gdzieś że jest moim przełożonym i równie dobrze mogę wylecieć z konspiracji za niesubordynację. To on zakazał odbicia mojej malutkiej siostrzyczki przez co trafiła do jeszcze gorszego piekła na ziemi niż to które panuje na co dzień na ulicach polskich miast.

-Posłuchaj wiem że jesteś na mnie wściekły, nie tak dawno temu zabili Carvera a teraz Szmaragd trafiła do obozu. Razem z Witkiem podjęliśmy taką decyzje i uwierz nie była ona łatwa, bo Alka jest świetnym żołnierzem a jeszcze lepszym człowiekiem. Znasz ją najlepiej i najdłużej i dobrze wiesz że woli się poświęcić jeśli to uratuje chociaż jedno życie, za wszystkie akcje w których brała udział zostanie nagrodzona Orderem Virtuti Militari. Tak samo jej brat, oboje na to zasłużyli.- Informuje mnie a ja kiwam głową na jego słowa, ma racje oboje zasługują na ten order.

-Nic im nie powiedziałem.- Mówię nareszcie odpowiadając na najbardziej nurtujące go pytanie, pytanie które całym szarym szeregom musiało spędzać sen z powiek od momentu naszego aresztowania. Czy udało im się mnie złamać, czy udało im się złamać szmaragd.

-Udawałem głupiego i podałem nazwiska zmarłych kiedy byłem do tego zmuszony. I tak wiedzieli że działam w podziemiu przez Heńka. Alicja też nic nie powiedziała po pierwsze znasz ją a po drugie była tam tylko i wyłącznie dlatego bo uznali że jesteśmy razem.- Opowiadam przypominając sobie każdą sekundę z tego piekła a Orsza wzdycha cicho.

-Myślą że to ja jestem dowódcą.- Dopowiadam a mężczyzną otwiera szeroko oczy zaklinając pod nosem.

-Będziesz musiał wyjechać na jakiś czas gdzieś Rudy, oni cię szukają.- Oznajmia a ja kręcę głową niezadowolony z tych słów.

-Nie mogę, przecież nie jest ze mną aż tak źle, za jakiś czas dojdę do siebie i będę mógł wrócić do małego sabotażu, potrzebujecie ludzi... szczególnie teraz kiedy zabili Carvera, Tomka, Alicja jest w obozie a Alek dalej jest nieprzytomny.- Protestuje próbując go przekonać.

-Nie, to wiąże się z zbyt dużym ryzykiem, przykro mi Janek.- Pozostaje nieugięty a ja nie mając siły na kłótnie wywracam oczami jednak skinam głową zgadzając się na to.

-Jak tylko uda się załatwić transport i miejsce w którym będziesz mógł przeczekać ten najgorszy okres to przyjdę ponownie.- Mówi i podnosi się z krzesełka, zakłada swój płaszcz i klepie mnie delikatnie po ramieniu na co ja krzywie się z bólu przez to iż dokładnie w tym miejscu znajduje się ogromny siniak który powstał przez ciężkie, wioskowe buty jednego z moich oprawców. Dowódca uśmiecha się przepraszająco i kieruje się do wyjścia, uchyla dębowe drzwi jednak przed wyjściem staje na moment i spogląda w moją stronę.

-Obiecuje że postaram się dowiedzieć co się z nią dzieje i jakoś się z nią skontaktować. Wyjdzie z tego cała i zdrowa, musimy tylko w to wierzyć.- Mówi na odchodne z delikatnym uśmiechem który odwzajemniam.

Orsza ma racje. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro