Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*Obóz*

-Co się stało?- Zapytałem zdezorientowany nic nie pamiętając, uchylam na chwile zielone oczy jednak szybko je ponownie zamykam przez ostre, białe i drażniące moje spojówki światło.

-Zemdlałeś.- Odpowiada mi głos Tadeusza przez co automatycznie zaczynam się robić spokojniejszy, powoli zaczynam sobie przypominać co stało się w nocy, to jak mama przyszła ale szybko się zdenerwowała i wyszła pod eskortą Słonia i płacz Zośki po którym straciłem przytomność.

-Co ci strzeliło do głowy żeby wtedy wstać?- Zapytał zdenerwowany Zawadzki, spuszczam głowę w dół i otwieram oczy które powoli przyzwyczajają się do jasności. w dół uświadamiając sobie że faktycznie postąpiłem głupio.

-Płakałeś...- Odpowiadam nie pewnie a Zośka siada obok mnie i przytula mocno.

-Przepraszam że cię wystraszyłem, po prostu... musze ci coś powiedzieć Janek...- Mówi łamiącym się głosem a moje serce zaczyna bić jak szalone, tak jak wtedy kiedy przyłożyli pistolet do głowy Heńka i zaczęli odliczać. Zosia łapie moje dłonie które dalej są obwiązane szarawym bandażem który w kilku miejscach ma krwiste plamy i ściska je mocno tak jakby chciał mi przekazać wyrok śmierci który za chwilę wykonają.

-No mów.- Pośpieszam go czując się jakby moje serce miało zaraz eksplodować, biorę głęboki wdech i wydech aby się uspokoić i sam ściskam jego dłonie aby wyładować nerwy.

-Janek... Januś... Tej nocy Ewce udało się przechwycić wiadomość od szkopa który zajmuje się transportem do obozów i... i na ostatniej liście znalazło się nazwisko Alicji...- Mój oddech się zatrzymuje a ja nie jestem w stanie się ruszyć.- Dzisiaj wywiozą Alicje do Auschwitz...-

-Nie, nie... Kłamiesz! Miała być bezpieczna! Musicie ją odbić tak samo jak mnie! Ona ma tylko 17 lat Tadeusz! To jeszcze dziecko!- Wykrzykuje wściekły i w amoku, wyrywam dłonie z jego uścisku i zaczynam uderzać go na oślep po klatce piersiowej mimo tego że pewnie bardziej przypomina to głaskanie biorąc pod uwagę fakt że dalej niezbyt odzyskałem siły po tych cholernych torturach.

-Rudy już nic nie możemy zrobić, próba odbicia wiąże się z zbyt dużym ryzykiem, znasz ją z nas najlepiej i wiesz jak bardzo jest silna.- Próbuje mnie uspokoić ale ja głośno szlocham zalewając się wodospadem łez.

-Widziałem jak Niemcy ją zniszczyli a teraz to wy wysyłacie ją na śmierć! Ona na was liczy Tadeusz! Alek, musze porozmawiać z Alkiem!- Chwytam się swojej ostatniej deski ratunku czyli osoby która jest zakochana w Szmaragd już kilka dobrych lat.

-Janek uspokój się. Alek się jeszcze nie obudził po operacji.- Tłumaczy mi spokojnie i przytrzymuje moje ręce abym więcej go nie bił, dopiero teraz przypominam sobie o postrzale Alka. Boże najświętszy jak mogłem o tym zapomnieć. Tym samym moja ostatnia szansa na uratowanie jej z transportu tonie tak samo jak moje serce zalane przez moje łzy.

-Wyjdź stąd.- Mówię przez zaciśnięte zęby. Mężczyzna otwiera szeroko oczy zdziwiony a ja jedynie spoglądam na niego zawiedzionym wzrokiem. Po chwili wzdycha cicho i kiwa głową, podnosi się z łóżka a ja już do reszty mogę się oddać 

Rozpaczy  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro