Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*Obawy Anioła*

W grobowej ciszy weszliśmy do mojego mieszkania gdzie przywitał nas śpiew mojej siostry i śmiechy moich rodziców. Alicja uśmiechnęła się delikatnie słysząc to, zdjęła swoje trzewiki i ustawiła je obok stojaka na okrycie wierzchnie którego na sobie nie miała mimo tego iż na dworze dalej nie było jakoś wybitnie ciepło. Kobieta przejrzała się dokładnie swojemu odbiciu w lusterku wiszącym na jednej z ścian i wygładziła swoją zgniło zieloną sukienkę i zakładając na swój serdeczny palec pierścionek z drutu. Nie odzywam się bojąc przerwać jej myśli, korzystając z czasu przyglądam się jej twarzy dokładnie. Zmieniła się od ostatniego czasu kiedy miałem czas jej się przyjrzeć, twarz kobiety stała się bardziej poważna ale i bardziej przygaszona wydaje się być starsza niż przeciętna 16-letnia dziewczyna ciesząca się życiem nawet w czasie wojny jej skóra stała się jeszcze jaśniejsza o ile to możliwe przez co towarzyszące jej zawsze rumieńce są jeszcze bardziej widoczne jej. Mleczna skóra straciła swój dawny błysk i stała się matowa, cudowne zielone oczy straciły iskrzące w nich szczęście i stały się puste jak u lalki za to jej zawsze pulchne i różowe usta są teraz popękane i suche. Jej piękność chodź wręcz tragiczną dopełniają brązowe, rozpuszczone, długie włosy delikatnie opadające na jej plecy. Chce położyć dłoń na ramieniu kobiety jednak w czynności przerywa mi podekscytowany krzyk mojej siostry.

- Szmaragd! Tak dawno cię nie widziałam! Chodź zaśpiewasz ze mną!- W mgnieniu oka znajduje się koło mojej przyjaciółki, ze śmiechem łapie ją za ręce a Alicja uśmiecha się do dziewczyny smutno.

- Wybacz Dusiu ale nie dzisiaj nie mam siły na tańce i śpiewy i... muszę porozmawiać z twoim bratem. Jednak obiecuje że jak tylko trochę się uspokoi to ponownie zorganizujemy coś podobnego do naszego ostatniego ogniska!- Obiecuje blondwłosej a ta jedynie kiwa głową na tak tym samym zgadzając się na warunki, przytula szybko zielonooką i wraca biegiem do salonu o mało się nie wywracając w progu na co śmieje się krótko pod nosem. Spoglądam na Dąbrowską a ta spogląda na mnie i razem również kierujemy się do salonu.



-Mamo, tato Ala może dzisiaj zostać u nas na noc?- Pytam zwracając uwagę moich rodziców na naszą dwójkę.

- Dzień dobry- Mówi z grzecznością zabawnie dygając jak królowa którą w oczu wielu osób takich jak Alek na przykład jest.

- Oczywiście że może. Chcesz coś zjeść kochanie? Jesteś bardzo blada. Może jesteś chora?- Mówi zmartwionym tonem Moja mama patrząc z troską na niższą kobietę.

- Nic mi nie jest ciociu i głodna też nie jestem po prostu jestem troszkę zmęczona. Dziękuje że mogę zostać.- Odpowiada Szmaragd siląc się na uśmiech, moja matka wstaje z fotela i podchodzi do nas aby uścisnąć dziewczynę.

- Nie musisz dziękować pamiętaj że jak tylko potrzebujesz możesz się tu schronić- Wtrąca się mój tata a w oczach Alki zabłyszczały łzy wzruszenia jednak szybko je ociera i uśmiecha się pogodnie tym razem szczerze.

- Dziękuje wujku.-

- Dbaj o nią Janek i się nie pozabijajcie.- Dopowiada Ojciec ze śmiechem a ja wywracam oczami i ciągnę za rękę młodszą dziewczynę do mojego pokoju.



Alicja siada na moim łóżku i przytula się do poduszki na której zawsze śpię, uśmiecham się smutno i siadam obok dziewczyny opierając się o ścianę i obejmuje mniejsze ciało ramieniem. Kobieta kładzie głowę na moim ramieniu i wzdycha głośno.

- Gdzie byłaś przez ten cały czas? Od- Od momentu kiedy to się stało minął prawie tydzień- Zadaje nurtujące mnie pytanie.

- Wracałam do domu na noc sporo po godzinie policyjnej dlatego nikt mnie nie widział. Pierwszego dnia pojechałam na cały dzień w nasze miejsce... wiesz te do którego wysłałam ciebie i Tadka na jego urodziny, a resztę dni spędziłam na tym samym drzewie na którym mnie znaleźliście. Chciałam być sama a tam czułam się najbezpieczniej, nikt nie mógł mnie tam znaleść, żaden przyjaciel, żaden szwab to wydawało mi się najlepszą opcją. Przepraszam że tak bardzo was zmartwiłam- Tłumaczy mi spokojnie a jej ton głosu jest usypiający jak głos najprawdziwszego Anioła.

- Masz dopiero 16 lat to normalne że chcesz uciec od tego wszystkiego. Po prostu baliśmy się że cię złapali- Mruczę delikatnie głaszcząc jej włosy tak samo jak byliśmy maluchami.

- 17, mam 17 lat- Mówi bardzo cicho jednak ja jestem w stanie to dosłyszeć. Marszczę brwi delikatnie zaszokowany a po chwili uświadamiam sobie że dziewczyna urodziła się 14 stycznia więc faktycznie już jakiś czas temu obchodziła swoje 17 urodziny.

- O mój boże przepraszam na śmierć o tym- Mówię szybko bardzo skruszony, dziewczyna spogląda na mnie krótko i wzrusza ramionami jakby nic się nie stało. A stało, jej przyjaciel zapomniał o jej urodzinach.

- Jest okej, nie jestem zła... Ty też to czujesz?- Pyta wyraźnie spięta jednak ja nie rozumiem o co chodzi.

- Co masz dokładnie na myśli?- Dociekam rozczesując palcami jej długie, falowane włosy.

- Czy ty też czujesz że niedługo stanie się coś strasznego? Coś o wiele gorszego niż to co do tej pory nas spotkało..- Rozwija mi swoją myśl a ja kręcę głową z politowaniem.

- A cóż gorszego może się nam przytrafić Szmaragd?- Pytam lekko kpiąco a zielonooka prycha urażona moją zniewagą.

- Jeszcze tego nie wiem, jednakże jestem pewna że nareszcie coś się stanie. Jeśli nie chcesz to mi nie wierz... Po prostu uważaj na siebie i swoich bliskich. Już zbyt dużo straciłam wciągu tych miesięcy.- Podkreśla swoje ostatnie zdanie bardzo wyraźnie a mnie od jej głosu przechodzą ciarki.

- Chciałabym się wykąpać. możesz dać mi coś na zmianę?- Wstaje z łózka i staje przy drzwiach. Wzdycham cicho i samemu również wstaje, pochodzę do szafy a z niej wyciągam byle jakie ubrania aby następnie podać je Alce która nie mówiąc nic do mnie wychodzi z pomieszczenia i kieruje się do łazienki zostawiając mnie samego sobie. Opieram się o jedną z szafek myśląc o słowach Szmaragd.


Ale przecież to tylko obawy naszego Anioła.


Prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro