trzydziesty siódmy
CLARA
Przez cały tydzień nie widziałam Jamesa w szkole jak i poza nią. Rozmawiałam z nim może raz, ale późniejsze próby kontaktu z nim nic nie zdziałały. W ten dzień miały się odbyć te cholerne wyścigi, a mnie krew zalewała, bo nie mogłam go przytulić. Nie wiedziałam, co bym zrobiła, gdyby coś mu się stanęło.
― Mogę? ― zapytał znajomy mi głos. Popatrzyłam w stronę drzwi, stał w nich Morgan. Na pierwszy rzut oka widać było, że mało sypiał i jadł. Cała ta sytuacja go przerosła, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Mogłam chodzić do niego i tłuc mu do tego durnego łba, że ma nie jechać na te wyścigi. Tego dnia wszystko miało się zakończyć.
― Wejdź. ― powiedziałam cicho. ― Czarnowłosy usiadł koło mnie, a ja od razu go przytuliłam. Nie chciałam go stracić i zrobiłabym wszystko, żeby temu zapobiec. Alan i reszta idiotów miała coś z tym zrobić, ale nic nie zdziałali i albo byli słabi w przekonywaniu ludzi, albo James jest gorszy od osła. ― Nie jedź. ― powiedziałam przez płacz. Chłopak popatrzył na mnie z żalem w oczach. Wiedziałam, że pojedzie, że mogłam już go więcej nie zobaczyć, że to mógł być ostatni raz kiedy go widziałam i mogłam powiedzieć, że go kochałam.
― Muszę kochanie, przepraszam. ― pocałował mnie w czubek głowy. ― Obiecuję, że wrócę. ― podniosłam głowę i popatrzyłam na niego. Nie rozumiałam, o co chodziło. Alan powiedział, że nic nie da się zrobić, bo James i tak by pojechał. Patrzyłam niezrozumiale na chłopaka, a ten tylko mnie pocałował mnie. ― Kocham Cię myszko. ― powiedział i wyszedł.
― James! ― zerwałam się z łóżka i pobiegłam za nim. Odwrócił się w moją stronę, był smutny. Drugi raz nie wiedziałam, jak miałam odebrać jego zachowanie. Dopiero powiedział, że wróci, a w tamtej chwili jego mina świadczyła o całkowitym zaprzeczeniu jego słów. ― Też Cię kocham. ― ponownie się do niego przytuliłam. ― Nie zostawiaj mnie. ― kolejny raz obiecał, że wróci. ― Jadę z tobą na te wyścigi. ― powiedziałam bez żadnego zastanowienia. ― nie zgodził się, powiedział, że bałby się milion razy bardziej i nie wybaczyłby sobie, gdyby mi się coś stało.
― Pojedziesz do szpitala? Mój ojciec może się wybudzić w każdej chwili, nie chciałbym, aby był sam. ― zgodziłam się, ale ostrzegłam go, że nie będę przed Georgiem ukrywać, co jego syn wyprawia.
JAMES
Stałem tak i patrzyłem na drzwi, za którymi zniknęła Clara. Nie chciała, żebym jechał na wyścigi i ja też tego nie chciałem. Oddałbym wszystko, żeby być z nią tego wieczoru i żeby było tak, jak dwa tygodnie wcześniej. Chwilę później zawołał mnie jej brat, zszedłem na dół. Alan zapewniał mnie, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, ale ja miałem co do tego wątpliwości. Powtarzał mi, że każdy wtajemniczony wiedział, co miał robić, po czym dodał, że ma asa w rękawie. Zdziwiłem się i zapytałem o to. Powiedział, że jeden ze znajomych chłopaków z Vegas miał prowadzić te wyścigi i obiecał, że nam pomoże. Dodał, że już z nim gadał i ma do niego zaufanie.
CLARA
Mój brat pojechał na wyścigi, na które kategorycznie mi zabronił jechać. Kazał jednemu ze swoich przyjaciół zawieść mnie do szpitala. W samochodzie nie odzywałam się, myśli miałam daleko od tamtego miejsca. James, mimo że powiedział, że będzie dobrze i wróci, to nie mogłam pozbyć się przeczucia, że jednak tak nie będzie. Gdy samochód zatrzymał się przed samym wejściem do budynku, pożegnałam się z chłopakiem i wbiegłem do szpitala. Podeszłam do recepcji gdzie stała jakaś kobieta i dziewczyna w mniej więcej moim wieku.
― Przepraszam, gdzie leży Georg Morgan? ― zapytałam. Nikt z tych geniuszy nie powiedział mi, gdzie miałam się udać. Kobieta zapytała, czy byłam kimś z rodziny, na szczęście Alan przekazał mi kartkę, którą jej podałam. Od razu powiedziała, gdzie miałam iść. Po trzech minutach byłam na piątym piętrze i szukałam odpowiedniej sali. Kiedy w końcu znalazłam odpowiednią salę, to zanim weszłam, popatrzyłam przez szybę na ojca mojego chłopaka. Wyobraziłam sobie, że tam leży James, co było największym błędem, bo łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Wytarłam je i weszłam na sale. Usiadłam na krzesełku i wpatrywałam się w białą ścianę. Wyciągnęłam telefon i przez chwilę zastanawiałam się, czy nie napisać do tego głupka. Jak już miałam wystukać jakąś wiadomość, zobaczyłam, że ręka Georga się ruszyła. Schowałam telefon i popatrzyłam na twarz mężczyzny. Powoli otworzył oczy i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Popatrzył na mnie i się uśmiechnął, ja też zdałam się na lekki uśmiech. ― Miło pana znów widzieć. ― mężczyzna jeszcze raz się uśmiechnął. ― Zawołam lekarza. ― wstałam, Georg zapytał, gdzie jego syn. W moich oczach znów pojawiły się łzy. ― Wrócę za chwilę.
GEORG
Obudziłem się w szpitalu. Nie pamiętałem, co się stało, koło mnie siedziała Clara, której zapytałem, gdzie był James. Dziewczynie łzy naszły do oczu. Przeraziło mnie to, znałem swojego syna i wiedziałem, że robił coś głupiego. Dziewczyna mojego syna poszła po lekarza, a ja przez te kilka minut zastanawiałem się, co on narobił, że doprowadził ją do takiego stanu. Oczy miała podkrążone i spuchnięte od płaczu. Gdy przyszedł lekarz, opowiedział mi o wszystkim. Mówił, że James przychodził do mnie niemalże codziennie, po czym zapytał, kim była dla mnie Clara. Odpowiedziałem, że moją przyszłą synową, poprosiłem, aby ją zawołał. Zanim wyszedł, powiedział jeszcze, że następnego dnia mnie jeszcze zbada.
CLARA
Wróciłam na sale, usiadłam na swoim wcześniejszym miejscu. Nic nie mówiłam, bałam się reakcji mężczyzny, kiedy dowiedziałby się, że jego syn może żywy do nas nie wrócić. Po kilku minutach ciszy zapytałam, jak się czuł. Odpowiedział, że z tego wyjdzie, po czym zapytał co u mnie. Przyznałam, że bywało lepiej, od razu domyślił się, że chodziło o jego syna i kazał mi wszystko opowiedzieć. Nie owijałam w bawełnę, powiedziałam mu o groźbach i o tym, że z jego syna jest skończony dupek, z tym ostatnim, przyznał mi rację. Poprosił, abym użyczyła mu swojego telefonu, po czym zadzwonił do kogoś i zaczął opieprzać i kazał komuś natychmiastowo przyjechać do szpitala. Po tym się rozłączył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro