trzydziesty pierwszy
JAMES
Clara zmusiła mnie do śniadania, dlatego dopiero po godzinie wziąłem swoje rzeczy i pojechałem do szpitala. Zastanawiało mnie jedno, mianowicie to, dlaczego Andy złowrogo na mnie spogląda. Nigdy nie zamieniłem z nim ani słowa, ale wątpiłem w to, że pomimo tego, że nie jesteśmy w czasie wojny, może go aż ta wkurzać. Oczywiście nigdy nie pomyślałem, żeby się z nimi za kumplować. Ten sojusz był idealną opcją. Po co prowadzić wojnę z dwoma gangami, jak można uciszyć tego, co najbardziej przeszkadza? Po za tym, była jeszcze Clara.
Ocknąłem się pod szpitalem, zanim wysiadłem, zebrałem wszystkie myśli. Nie mogłem pozwolić, żeby szargały mną emocję; wciąż byłem podenerwowany i miałem ochotę zrobić coś bardzo głupiego. Po kolei, pierw musiałem zadzwonić do jednego z najbardziej zaufanych ludzi ojca, który pod moją nieobecność wszystkim się zajmował. Kazać mu zebrać wszystkich szefów klik z miasta. Potem pójść się dowiedzieć co z ojcem i później jechać na zebranie.
Zadzwoniłem do Jeffa, jego specjalność? Był snajperem, mówiąc szczerze, to nie znałem lepszego gościa od tego "fachu". Nie licząc tego, zawsze robił to, co mówił. Nie musiałem się martwić o to, że zawiedzie. Kazałem mu wszystkich zebrać za cztery godziny.
Wysiadłem z samochodu i po zamknięciu auta pobiegłem do budynku. Wszedłem do recepcji, jak zawsze zastałem Rose, bardzo miła i uprzejma kobieta. Uśmiechnęła się do mnie i od razu powiedziała, gdzie leżał mój ociec. Biegiem ruszyłem, nie chciało mi się czekać na windę, a więc gnałem schodami.
― James! ― odwróciłem się, za mną stała Taylor. To była moja była dziewczyna. Miała długie rude włosy, kolczyk w wardze i nosie, mocny makijaż. Na jej odkrytych ramionach i dekolcie widniały tatuaże. ― Co u Ciebie? ― zagadała.
― Nie mam czasu na pogaduszki. ― mruknąłem, po czym poszedłem w swoją stronę.
― Czekaj. ― podbiegła do mnie. ― Dawno się nie widzieliśmy, może umówimy się na kawę? ― uśmiechnęła się.
― Nie mam czasu. ― nie czekałem na to, aż coś odpowie. Nie chciałem się z nią spotykać, byłem z Clarą i nie potrzebowałem innych panienek wokół.
Miałem nadzieję, że spotkam doktora Joela. Pracował dla mojego ojca od samego początku i miał tyle samo za uszami, jak i my. Mimo to, nie wątpiłem w jego umiejętności. Był najbardziej kompetentnym lekarzem w tym szpitalu. Każdy o tym wiedział.
―Przyszedłeś do ojca? ― zapytała pielęgniarka, kiwnąłem głową. ― Właśnie do jego sali wszedł doktor Joel.― podziękowałem kobiecie i udałem się w poszukiwaniu odpowiedniej sali. Była ona na końcu korytarza.
― Dzień dobry. ― przywitałem się, zwracając jego uwagę. ― Co z ojcem? ― nie owijałem w bawełnę.
― Witam. ― podał mi rękę, którą uścisnąłem. ― Wyjdźmy na korytarz.― powiedział i wyszliśmy sali. ― Sytuacja jest dosyć poważna. ― przerwał na chwilę. ― Twój ojciec przyjechał do nas ze strasznymi obrażeniami. Kula, którą dostał utknęła na szczęście w środku, co nie spowodowało wykrwawienia. Nie mogliśmy jej wyciągnąć, grozi to uszkodzeniem organów.
―Będzie żył? ― w tamtej chwili tylko to było ważne. Nawet jakby był sparaliżowany, to byśmy sobie poradzili.
― Owszem, będzie, ale.. ― urwał, a ja uniosłem brew. ― Nie jestem pewny, czy się wybudzi. Niestety w tej chwili nie mogę nic zrobić, twój ojciec jest skazany na łaskę bożą. Teraz przepraszam, ale muszę iść do innych pacjentów. ― podziękowałem mężczyźnie i wróciłem do sali. Usiadłem na krześle koło łóżka szpitalnego i patrzyłem na ojca. Był strasznie siny. Gdyby ktoś wszedłby do sali, pomyślałby, że nie żyje. Kurwa jak ja mogłem do tego doprowadzić. No, ale jakbym nie pojechał do Clary, to jej by się coś stało. Nieważne co bym wybrał, tak czy siak skończyłoby się źle.
CLARA
Jak James pojechał zadzwoniłam do Kate. Głupio mi było, że nie odezwałam się ani razu, odkąd wyjechałam do Las Vegas. Umówiłam się z nią parku.Nie czekając na ostatnią chwilę, wzięłam upatrzone wcześniej rzeczy i poszłam się ubrać. Włosy związałam w byle jakiego kucyka i zrobiłam tradycyjny makijaż. Kiedy byłam gotowa, ostatni raz przejrzałam się w lustrze i stwierdzając, że wyglądam dobrze, wyszłam z pokoju.
―Gdzie idziesz? ― zapytał mój brat.
― Umówiłam się z Kate. ― powiedziałam zgodnie z prawdą. On uniósł brew, nie wiedząc o kim mówię. ― Chodzimy razem do klasy. ― dodałam.
―Nie wróć późno i nie mów jej z jakich powodów na prawdę musiałaś wyjechać.
―Nie musisz się bać. ― chłopak uśmiechnął się.
―Jutro masz jakieś plany? ― zatrzymał mnie w półkroku. Nie miałam żadnych planów, co mu powiedziałam. ― Dawno nie spędzaliśmy razem czasu i pomyślałem, że przydałoby się spędzić razem dzień tak jak za dzieciaka.
― Kim jesteś i co zrobiłeś z moim braciszkiem? ― zapytałam poważnie, a on się roześmiał.
― Mówię serio. ― zgodziłam się spędzić z nim dzień, jak się pożegnałam i miałam już wychodzić, powiedział, żebym dała mu znać, kiedy będę miała zamiar wrócić do domu, to po mnie przyjedzie.
Wyciągnęłam telefon i słuchawki. Włączyłam swoją ulubioną listę i powolnym krokiem szłam do parku. Nie miałam daleko i miałam ponad dziesięć minut do umówionej godziny.
Od: Mój gangster 💞
Dzisiaj nie dam rady przyjechać. Spotkamy się jutro.
Do: Mój gangster 💞
Alan chce spędzić ze mną jutrzejszy dzień..
Od: Mój gangster 💞
To przyjadę na noc :3
Do: Mój gangster 💞
Możesz się nawet wprowadzić :D :*
Od: Mój gangster 💞
Kusząca propozycja :3
Do: Mój gangster 💞
Muszę już kończyć :( Przepraszam. Napiszę później :*
Od: Mój gangster 💞
Okej :(( <3
Usiadłam na ławce i rozglądałam się szukając blondynki. Po chwili zauważyłam ją, szła chyba ze swoim bratem.
To będzie ciekawe popołudnie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro