trzydziesty czwarty
CLARA
Jak miałam już wchodzić do biura, zorientowałam się, że zostawiłam kawę i na sto procent Alan lub ktoś inny mi ją wypije. Nie no teraz to pojechałam.. Mniejsza. Tom mi zrobi następną.
― Co tam? ― zapytałam, a on wzruszył ramionami. Patrząc podejrzliwie na niego, usiadłam naprzeciwko. Nie odzywałam się, tylko wpatrywałam się w chłopaka. On też nic nie mówił, co mnie zaczynało coraz to bardziej denerwować. Jeśli chciał mnie znów wyprowadzić z równowagi, to się chłopak przeliczył. Stwierdziłam, że nie odezwę się, póki on tego nie zrobi. Siedzieliśmy może tak pięć minut, wpatrując się w siebie. Ja z obojętną miną, a on z perfidnym uśmieszkiem. Nie ukrywałam, że wkurzało mnie to i chciałam go uderzyć, ale bałam się, że mi odda.
Ta Clara, on Ci odda. Jasne.. Nie pozwolił cię dotknąć kiedy cię porwał, a co dopiero sam to zrobi. Oj głupku..
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Chłopak się zaśmiał, po czym wstał i podszedł do mnie. Nie bardzo rozumiałam, o co chodzi, ale nie ruszyłam się, tylko obserwowałam każdy jego ruch. Gestem ręki kazał mi wstać, nie zrobiłam tego, tylko uniosłam brew. James westchnął i jakimś cudem udało mu się mnie podnieść z tego krzesła. Chciałam coś powiedzieć, ale szybko z tego zrezygnowałam. Nie dałam mu tej satysfakcji, że wygrał naszą "wojnę".
James trzymał mnie na rękach w stylu panny młodej i uśmiechał się od ucha do ucha. Usiadł ponownie na swoim fotelu, sadzając mnie na swoje kolanach. Wtuliłam się w jego klatkę i słuchałam bicia jego serca. On za to pocałował czubek mojej głowy. Nie zbyt rozumiałam jego zachowania. Pierw molestuje mnie swoim wzrokiem, a potem jak gdyby nic sadza mnie na swoje kolana i przytula.
― Kocham cię. ― szepnął do mnie. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Też go cholernie kocham, ale bałam mu się to powiedzieć. Myślałam, że jak mu to powiem, to wszystko pójdzie się jebać i nie będzie tak dobrze jak w tamtej chwili i w końcu ode mnie odejdzie. Załamałabym się bardziej, niż po tym co mi brat zrobił i po śmierci rodziców. Może to egoistyczne z mojej strony, ale przy nim czułam się naprawdę kochana i nie chciałam, żeby to się zmieniło.
― Ja ciebie też. ― złączył nasze usta.
JAMES
Zanim Alan wyszedł, poprosiłem go, żeby powiedział Clarze, żeby do mnie przyszła. Czemu nie poszedłem do wszystkich? Może dlatego, że wszystko zaczęło do mnie dochodzić. To, że mój ojciec był w śpiączce, a ja miałem pod jego nie obecność rządzić w całym gangu. Zaczynało mnie to przerastać. Bałem się, że nie podołam temu. Nie chciałem zawieść żadnego członka gangu ani tym bardziej mojego ojca. Zabiłoby mnie to, jakbym go zawiódł. Może i byłem jakimś pieprzonym gangsterem, ale miałem uczucia jak każdy normalny człowiek. Nie wyobrażałem sobie życia bez mojego ojca, który poświęcił się dla mnie od kiedy zmarła moja mama. Tak naprawdę to on mnie wychował, bo moja mama zmarła przy rodzeniu mnie. Zawsze się bałem, że on powie w końcu, że to moja wina, że ona nie żyje, że to mogłem być ja, ale nie ona. Odkąd pamiętałem, robiłem wszystko, żeby go nie zawieść, chciałem, żeby był ze mnie dumny. To chyba największe marzenie każdego syna, usłyszeć od swoich rodziców zwłaszcza ojca, że jest z niego dumny. Chciałem, żeby tak było, ale bałem się, że mnie to wszystko przerośnie i stracę kontrolę nad wszystkim, a to, co zbudował mój ojciec, pójdzie się jebać. Wiem, że Clara mi w tym pomoże i choć nie miała o tym wszystkim zielonego pojęcia, to byłem pewny, że będzie się starać. Nawet jak tylko mnie przytuli i wysłucha moich żalów, to wiedziałem, że nie odejdzie.
Może rozklejałem się jak baba, ale taka kurwa jest prawda. Nienawidzę ukrywać przed bliskimi, a zwłaszcza przed sobą czegokolwiek. Zawsze starałem się stawiać wszystko na jedną kartę i jeśli mi coś nie wychodziło, to próbuję tyle razy, póki nie byłbym pewny, że umiałbym to na sto procent. Tylko tym razem nie miałem dowolnej liczby prób, tylko jedną i musiałem to zrobić tak, jak należało. Kiedy przyszła moja dziewczyna trochę ją zlałem. Nie powinienem, ale udawałem, że jestem naburmuszony. Ona to wyłapała i przez kolejne kilka minut patrzyliśmy się na siebie i żadne z nas nie miało zamiaru się odezwać. Kiedy trochę mi się to znudziło, wstałem i podszedłem do fotela, na którym siedziała i gestem ręki nakazałem, żeby wstała. Ona ani drgnęła. Westchnąłem i podniosłem ją i przez kilka chwil trzymałem ją w stylu panny młodej. Później usiadłem na swoim fotelu, sadzając ją na swoje kolana. Brunetka wtuliła się w moją klatkę piersiową, a ja pocałowałem jej czubek głowy.
― Kocham cię. ― chciałem jej to dawno powiedzieć, ale bałem się, że tym wszystko spieprzę. Nie wyobrażałem sobie, co bym zrobił gdyby mnie rzuciła. Cholernie mi na niej zależało i nie zamierzałem z nią nigdy zrywać.
― Ja ciebie też.― odetchnąłem z ulgą, po czym złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Całowaliśmy się długo i może to nie był jakiś zachłanny pocałunek, ale namiętności w nim nie brakowało. Jej usta były miękkie i aż się prosiły, żeby je pocałować. Nie mogłem się doczekać naszego pierwszego razu. Oczywiście nie chciałem na nią naciskać, bo intuicja mi podpowiadała, że ona tego nie robiła. Nie przeszkadzało mi to, to słodkie, że tego nie robiła i cieszyłem się, że to właśnie ze mną straci dziewictwo. Nie wiedziałem, ile czasu minęło, ale nie miałem zamiaru się od niej odklejać. Gdyby ktoś nie wszedł do mojego biura, to pewnie jeszcze przez długi czas byśmy tak trwali. Kiedy usłyszeliśmy, otwierające się drzwi odsunęliśmy się od siebie, a ja z mordem w oczach spojrzałem na Evana, który wpatrywał się w nas. To był Evan, powiedział, że przyszła do mnie paczka. Zdziwiło mnie to, bo był już wieczór. Zdenerwowany, poszedłem za chłopakiem.
EVAN
Clara poszła do szefa, a ja nie wiedząc czemu, wkurzyłem się. Ona była bardzo ładna i mówiąc szczerze, chętnie bym się koło niej zakręcił, ale chłopaki sami mówili, że ona z Jamesem coś kręcą ze sobą. Zrezygnowany siedziałem nadal na swoim miejscu i przeglądałem coś na telefonie. Chwilę później przyszedł brat brunetki, usiadł na jej poprzednim miejscu i popatrzył na kubek kawy stojący przed nim.
― To Clary kawa? ― kiedy potwierdziliśmy, napił się. Chłopak śmiali się, że dziewczyna była tak zakochana, że zapomniała o niej, a Tom naburmuszył się, mówiąc, że więcej jej kawy nie zrobi. Wszyscy zaczęli o czymś rozmawiać. Kilkanaście minut później zadzwonił dzwonek do drzwi. Oscar poszedł otworzyć, a po chwili przyszedł z paczką. Zdziwiło nas, że ktoś przyniósł paczkę o tak później porze. Kilku chłopaków, chyba speców od bomb czy coś w ten deseń wzięli ją do piwnicy i powiedzieli, żebym poszedł po szefa, a oni w tym czasie ją otworzą. Tak też zrobiłem. Po kilku sekundach stałem pod drzwiami biura. Nie było słuchać żadnych rozmów ani nic w tym stylu. Na wszelki wypadek otworzyłem drzwi, wyjmując pistolet. Szef i Clara całowali się, znaczy, od razu oderwali się od siebie, a James z ponura miną zapytał, o co chodzi. Kiedy powiedziałem mu o paczce, od razu wstali z fotela.
― Chodź. ― wziął za rękę dziewczynę.― Lepiej, żebyś była z nami. ― Wymienili się uśmiechami i poszliśmy w stronę piwnicy. Tak szczerze, to trochę mnie wkurzyło to, że mieli, choć taki kontakt fizyczny. Pewnie nie tylko taki, ale nie chciałem, o tym myśleć. Kurwa, ona mi się chyba spodobała.
CLARA
Zawstydziłam się, jak ten chłopak wszedł do pomieszczenia, ale też byłam zła. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. James cholernie dobrze całował i przez to nigdy nie chciałam się odrywać. Kochałam go i nie widziałam mojej przyszłości bez niego w roli głównej. James musiał iść do piwnicy, bo przyszła jakaś podejrzana paczka, chciałam na niego poczekać w biurze, ale kazał mi iść z nimi. No tak, kto przesyła paczki pod wieczór?
Zeszliśmy do piwnicy. Byli tam wszyscy, zdziwiło mnie to, że wszyscy się zmieścili, do tego każdy widział, co się dzieje za szybą. Za nią były trzy osoby, które miały takie stroje, co ubierają policjanci do rozbrajania bomb. Nie pamiętałam, jak to się nazywa. Mieli jeszcze maski przeciw gazowe w środku. Nie wiem, jak mogli tak oddychać, ale nie miałam zamiaru się zagłębiać w szczegóły. James kazał mi zostać za szybą, a sam wszedł do środka.
JAMES
Poszedłem do chłopaków, którzy otworzyli paczkę. Był tam liścik i rozwalony kask. Nie bardzo wiedziałem, co znaczył, więc wziąłem liścik i przeczytałem.
" Powodzenia na kolejnych wyścigach. Mam nadzieje, że nic Ci się nie stanie :)" ~W.
To skurwysyn. ― pomyślałem. Następne wyścigi były w pierwszy dzień wakacji. Nie będzie tak jak zwykle w samochodach, tylko tym razem na ścigaczach. Z tego co wiedziałem, Will też tam miał być i da swojego najlepszego zawodnika. Kurwa! Mówiąc o tym chłopakom, zaczęli mówić, że nie będzie trzeba wymyślić jakiś plan, a najlepiej byłoby, gdybym się tam nie pokazał. Nie chcieli stracić drugiego szefa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro