Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Trzeci


Pov. Alan

  Odebranie towaru poszło po naszej myśli. Żaden wrogi gang nie wtrącił się. Jeszcze tylko tego by brakowało, nie dość, że miałem siostrę na głowie to jeszcze potrzebna była mi strzelanina. Luke był najlepszym dostawcą broni w Stanach. Bardziej zaufanego człowieka nie miałem.

Po powrocie do domu kazałem chłopakom zanieść wszystko do magazynu, a później pochować wszystkie rzeczy związane z gangiem. Nie mogłem pozwolić, aby Clara dowiedziała się, czym się zajmuje. Mimo że pragnąłem, aby zniknęła, to nie chciałem żeby ktoś ją zamordował. Wbrew wszystkiemu tylko ona mi została. Z pozostałą rodziną nie utrzymywałem kontaktu.

Poszedłem do swojego pokoju i poszukałem numeru do swojej siostry.

Do: CLARA:
O której będziesz?

Od: CLARA: Za jakąś godzinę.

Podłączyłem swój telefon i poszedłem na dół, musiałem sprawdzić, czy te głąby zrobili to, co im kazałem.  

Pov. Clara

  Obudził mnie sygnał przychodzącej wiadomości. Napisał do mnie Alan z zapytaniem, o której godzinie będę na miejscu. Zdziwiło mnie to, przecież nigdy nie wysyłałam mu swojego numeru.

— Skąd Alan ma mój numer? — Zapytałam Aarona i Matta.

— Może twój wychowawca mu dał. W końcu musi się jakoś z Tobą komunikować.

—  Nigdy jakoś za nim nie przepadałam. — Mruknęłam, poprawiając się na siedzeniu. — Zawsze wtrącał nosa w nie swoje sprawy.

— Prześpij się jeszcze. — Powiedział jeden z nich.

— Dobry pomysł. — Ziewnęłam. — Dobranoc.

Śniło mi się, że byłam na kolorowej polanie, a wokół mnie były zielone latające świnki. Ich świat różnił się od realnego. Jedynym ich koszmarem była srebrzysta noc, mieszkały one w domkach ukrytych w czekoladowych drzewach. Poprosiły mnie, abym się przedstawiła, kiedy miałam to zrobić, ktoś zaczął mnie szturchać, a one uciekły.

— Wstawaj, jesteśmy już na miejscu.

— Świnki! Nie uciekajcie! — Otworzyłam oczy. Chłopaki zwijali się ze śmiechu. — Czas się zmierzyć z rzeczywistością. — Westchnęłam.

Wysiadłam powolnie z samochodu i zaczęłam się rozciągać. Wszystkie kości mi zesztywniały.

— Pójdę z Tobą. — Powiedział Matt, wyciągając moje walizki. — W razie, gdybyś chciała zwiać. — Zaśmiałam się.

— Kocham Was. — Powiedziałam i przytuliłam każdego z osobna.

Matt wziął moje dwie walizki, po czym udaliśmy się w stronę drzwi wejściowych. Ściskało mnie w żołądku, a nogi miałam jak z waty. Popatrzyłam błagalnym wzrokiem na swojego przyjaciela, ale jego wzrok dał mi jasno do zrozumienia, że mam nie robić żadnych scen. W środku toczyła się żywa rozmowa, Matt zadzwonił dzwonkiem, a głosy od razu ucichły. Kilka sekund później drzwi otworzyły się, w nich stanął wysoki brunet, mimo wielu zmian rozpoznałam go.

— Cześć? — Oparł się o framugę. Popatrzyłam na swojego towarzysza.

— Nawet o tym nie myśl. — Mruknął. —  Do zobaczenia kwiatuszku. — Na pożegnanie dał mi buziaka w policzek i wrócił do reszty chłopaków.

— Cześć. — Powiedziałam obojętnym głosem.

— Clara? — Uniósł brew.

— Niestety. — Mruknęłam. — Wpuścisz mnie? Czy mam spać na wycieraczce?

— Wejdź. — Przepuścił mnie. — Zostaw, wezmę je. — Wzruszyłam ramionami, po czym weszłam do środka. W salonie siedziało kilku chłopków, których rozpoznałam. Patrzyli na mnie jak w obrazek, przewróciłam na to oczami.

— Mój pokój jeszcze istnieje? — Zapytałam Alana, kiedy potwierdził, od razu udałam się w tamtą stronę.

— Zrobiłem tam remont. — Otworzyłam drzwi. Rzeczywiście mój pokój całkowicie się zmienił Miałam szare ściany, łóżko, meble i inne dodatki były wymienione. A kolory niebieskiego i zielonego zmieniły się na szary, fioletowy i biały. — Łazienka jest taka jak była. — Kiwnęłam głową. — Jakbyś czegoś potrzebowała, to wiesz gdzie mój pokój. — Podrapał się po karku. — Jeszcze jedno. Chłopaki też tu mieszkają. — Zrobiło mi się gorąco. — Pogadamy?

— Nie mamy o czym. — Powiedziałam. — Wyjdź, chce się ogarnąć. — Zrobił to, co powiedziałam.  

Pov. Alan

  Długo docierało do mnie, że aż tak się zmieniła. Byłem pewny, że będzie taka sama, jak ze sprzed dwóch lat. Chłopaki byli także tego samego zdania. Kiedy wróciłem do salonu, nadal byli w szoku.

— To na pewno ona? — Zapytał Carlos. — To niemożliwe, żeby aż tak się zmieniła!

— Daruj sobie. — Mruknąłem.  

Pov. Clara

  Minęły dwie godziny, zanim się rozpakowałam i wszystko poukładałam. Poszłam do łazienki, która rzeczywiście ani trochę się nie zmieniła. Wzięłam szybki prysznic, po upływie kolejnej godziny, wychodziłam z pokoju ubrana w szare legginsy i zwyczajną białą koszulkę. Miałam zamiar iść do chłopaków, bo nie uśmiechało mi się siedzieć samej w pokoju, a tym bardziej spędzać czasu z bratem i jego ferajną. W salonie byli wszyscy, to znaczy: Alan, Mike, Carlos i Jack. Dodatkowo była jeszcze jedna osoba, którą widziałam pierwszy raz na oczy.

— Gdzie wychodzisz? — Zapytał członek mojej rodziny.

— Do chłopaków. — Powiedziałam, zawiązując buty.

— To znaczy?

— Przyjechałam tu z nimi. — Oparłam się o ścianę. — Coś jeszcze? — Zapytałam.

— Za maksymalnie trzy godziny widzę Cię z powrotem w domu. — Zaśmiałam się.

— Ta i co jeszcze? Frytki do tego? — Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi.

Wyszłam z domu, wolnym krokiem szłam w stronę domu chłopaków. Była przeraźliwie głodna, więc zadzwoniłam do jednej z pizzerii, w której zamówiłam dwie XXL z podwójnym serem.

Ich domek był bardzo ładny, żałowałam, że nie mogłam z nimi mieszkać. Mieszkanie z Alanem i resztą to będzie codzienna walka o przetrwanie.

— Brat Cię puścił? — Powiedział na wstępie Max, który palił papierosa przed wejściem.

— Też się stęskniłam. — Zaśmiałam się. — Sama wyszłam, w tej kwestii na pewno nie będę się go słuchać. Jesteście mi o wiele bliżsi niż ten debil.

Weszliśmy do domu. W salonie siedziała reszta, oglądali jakiś film. Przywitałam się z nimi i poinformowałam o zamówionym jedzeniu. Po upływie kilkunastu minut dostawca już był. Zjedliśmy w akompaniamencie śmiechu i wygłupów. Jak nie rzucaliśmy się resztkami pizzy, to ganialiśmy się po cały domu. Mijały tak kolejne godziny, było miło, dopóki nie zadzwonił Alan i kazał mi wracać.

— Muszę iść. Nadęty dupek dzwonił. — Powiedziałam. — Jutro Wam pokaże miasto. — Pożegnałam się z nimi i wyszłam z domu.  

Pov. Alan

  Chyba zacząłem zmieniać się w ojca. Clara spóźniała się już drugą godzinę, a mnie krew zalewała. Chciałem, czy nie, musiałem jej pilnować.

— Co? Martwisz się o siostrę? — Zaśmiał się Jack.

— Morda. — Drzwi wejściowe otworzyły się, Clara uśmiechała się do momentu, kiedy nie popatrzyła na mnie.

— Co się gapisz? — Warknęła.

— Spóźniłaś się. — Powiedziałem i uderzyłem w głowę jednego z moich kolegów.

— No i co z tego? — Wzruszyła ramionami. — Nie jesteś moim ojcem, żeby mi kazania robić.

— Ale jestem twoim prawnym opiekunem, czy Ci się to podoba, czy nie.

— Masz rację, nie podoba mi się to. Wolałabym w trafić do bidula.

— To nie zmienia faktu, że masz się mnie słuchać.

— Daruj sobie. — Mruknęła. — Udawanie kochającego braciszka Ci nie wychodzi i tak nikt Ci w to nie uwierzy. — Odwróciła się i poszła na górę.  

Pov. Clara

  Alan był ostatnią osobą, która mogła mi robić jakieś wyrzuty. Bratem był tylko z nazwy, a tak to tylko bezwartościowym śmieciem.

Kilka minut później moje drzwi otworzyły się, a w nich stanął Alan, który oparł się o nie, uprzednio je zamykając.

— Wyjdź. — Powiedziałam nawet na niego, nie patrząc.

— Porozmawiajmy. — Mruknął.

— O czym? — Zapytałam. — Może o tym, co mi robiłeś przez prawie dwa lata? Albo o tym, że przez półtora roku chodziłam do psychologa, bo miałam napady lękowe? — Zaczęłam coraz bardziej podnosić głos. Nie interesowało mnie to, czy ktoś mógł to usłyszeć, w końcu każdy z nich robił to samo co Alan. — Wyjdź! - Chłopak popatrzył na mnie obojętnym wzrokiem, po czym wyszedł z pomieszczenia. Zamknęłam drzwi na klucz i położyłam się na łóżku, pozwalając swobodnie, spływając łzom.

Miałam nadzieję, że to tylko durny sen, a jak się obudzę, będę nadal w Las Vegas.  

________  

Cześć. 👋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro