Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Piąty

Pov. Clara

  Z drugiego samochodu wysiadł Alan, schowałam się za Aarona, tak żeby mnie nie widział. Chciałam jak najszybciej znaleźć w samochodzie. Moim marzeniem nie była konfrontacja z bratem, gdyż ten dzień był bezproblemowy i naprawdę dobrze się bawiłam.

— Możemy jechać do domu? Nie chce, żeby mnie Alan zauważył. Aaron rozejrzał się wokół. Nigdzie nie było Jasona, jak zwykle zniknął. Poszliśmy go poszukać, Matt i Max poszli koło mety, ale na szczęście, lub nie, go tam nie było. Po upływie dziesięciu minut znaleźliśmy go w towarzystwie kumpli mojego brata. Chciałam się ukryć za chłopakami, ale było już za późno.

— Alan wie, że tu jesteś? — Zapytał Josh, podrapałam się po karku. Byłam bardziej niż pewna, że Alan dowie się prędzej, niż cokolwiek zdołam odpowiedzieć.

— Nie, co mu do tego? To moja sprawa gdzie wychodzę. — Nie chciałam, żeby pomyśleli, że nadal się ich boje, dlatego musiałam grać twardą.

— W końcu to twój brat. — Zaśmiałam się sarkastycznie.

— Nie, moimi brać są oni. — Wskazałam na czwórkę chłopaków. — Będę na was czekać koło samochodu. — Odwróciłam się i szybkim krokiem szłam w odpowiednią stronę. Szczerze to miałam cichą nadzieję, że tego dnia już nikt mi nie zepsuje.

— Cześć. - Przede mną stanął jeden ze zwycięzców wyścigu. Zmierzyłam go wzrokiem i ruszyłam przed siebie, nie miałam ochoty na pogawędki. — Poczekaj... — Złapał mnie za ramię. — Chce pogadać.

— Umów się z moim agentem, umówi Cię na spotkanie. — Chłopak popatrzył na mnie tak, jakbym dopiero wyszła z zakładu zamkniętego.

— Widzę, że i tak czekasz na kogoś, więc co Ci szkodzi. — Westchnęłam zrezygnowana. — To zajebiście, James. — Wyciągnął do mnie rękę, uśmiechając się.

— Clara. - Mruknęłam, po czym uścisnęłam jego dłoń. Ten chwilę na mnie popatrzył, wiedziałam, że chce o coś zapytać, ale nie wiedział jak zacząć. — Jak chcesz coś, to się streszczaj. Nie mam humoru na grę w podchody.

— Chciałbym wiedzieć, kim dla Ciebie jest Alan. — Uniosłam brew. — Ciekawość. — Wyjaśnił.

Oparłam się o maskę samochodu i dokładnie analizowałam jego twarz. W tamtej chwili nie wygląda,ł jakby miał dobre intencje.

Nie ufałam mu.

— To pierwszy stopień do piekła. — Westchnął, ale uśmiech na jego twarzy nie zniknął.

— Już dawno w nim siedzę. - Pokazał na otoczenie. — A ty weszłaś do mojego świata aniołku.

— Młoda! - Popatrzyłam w stronę chłopaków. — Co było mówione? — Matt patrzył na mnie złowrogim spojrzeniem.

— Wybaczcie, ale sam Belzebub do mnie przemówił. — Wszyscy dziwnie na mnie popatrzyli. — Jedziemy? — Wsiadłam do samochodu.

Droga do domu była jak utrapienie, chłopaki robili mi kazanie za coś, czego tak naprawdę nie zrobiłam. Do tego miałam się zmierzyć z moim bratem, rozum mi podpowiadał, że to może się źle dla mnie skończyć. Miałam nadzieję, że będę w domu przed nim.

— Powodzenia! - Krzyknęli, od razu chłopaki jak wysiadłam z pojazdu. Chciałam spać u nich, ale wolałam sobie darować scen w dniu pogrzebu.

W salonie siedzieli wszyscy oprócz Alana, przyglądali mi się. Zmierzyłam ich wzrokiem i ruszyłam na górę. Nie spotkałam bruneta, póki nie weszłam do swojego pokoju. Siedział na moim łóżku i przeglądał album ze zdjęciami.

— Co tu robisz? — Zapytałam, zamykając drzwi.

— Fajne zdjęcia. — Zaśmiał się, odkładając go. — Co robiłaś na wyścigach? — Zapytał dość spokojnie, co nakierowało mnie na złe zakończenie tej rozmowy.

— Co Ci do tego? — Oparłam się o drzwi tak jak on poprzedniego wieczoru.

— Jesteś moją siostrą. — Przypomniał, a ja się sarkastycznie zaśmiałam.

— I? - Wzruszyłam ramionami. — To nic nie znaczy i nigdy nie znaczyło. — Popatrzyłam mu w oczy. — Uderz mnie i wyjdź. To robisz najlepiej.


— Chce znać imiona i adres zamieszkanie tych kolesi, z którymi ciągle wychodzisz. — Zignorował to, co powiedziałam.

— Po co? — Uniosłam brew.

— Nie denerwuj mnie. Mów albo będziesz pilnowana dwadzieścia cztery na dobę i nigdzie nie wyjdziesz. — Zmierzyłam go wzrokiem.

— Aaron, Matt, Jason i Max. Mieszkają ulicę dalej, oliwkowy dom. - Podał mi zdjęcie i kazał wskazać. — Zadowolony? To wyjdź. — Otworzyłam drzwi, a do pomieszczenia wpadła banda kumpli mojego brata, który szybko ich pogonił.

Pov. Alan

Nie mogłem uwierzyć, że zremisowałem z Jamesem. Nie po to zakładałem nitro, żeby dostać marną kasę. Oliwy do ognia dolał Josh, który powiedział, że moja siostra była tam z czwórką chłopaków. Musiałem poznać ich imiona i adres, nie mogłem pozwolić, żeby Clara zadawała się z jakimiś gangsterami. To przeze mnie rodzice zginęli, nie mogłem pozwolić, aby ktoś odebrał mi i ją.

Zrozumiałem swój błąd, nie mogłem jej uchronić, ciągle się z nią kłócąc. Nasze rozmowy zawsze przeradzały się w kłótnie, a napięcie w domu ciągle rosło. Chłopaki też niczego nie ułatwiali. Miałem plan, żeby ją przeprosić przed pogrzebem, rodzice nigdy nie chcieli, żeby nasze relacje tak wyglądał; chociaż jedną rzecz spróbuję naprawić.

Następnego dnia wstałem przed siódmą, cały czas zastanawiałem się jak ją przeprosić. Miałem pustkę w głowie.

Pov. Clara

Obudziłam się przed kilka minut po ósmej. Nie chciało mi się wstawać i gdybym nie musiała, resztę dnia tak bym przeleżała. Po podłączeniu telefonu wzięłam czystą bieliznę i poszłam pod prysznic. Po trzydziestu minutach wyszłam z kabiny i wytarłam ciało puchatym ręcznikiem. Ubrałam bieliznę i wzięłam się za makijaż. Zakryłam drobne niedoskonałości korektorem, pomalowałam rzęsy oraz usta bordową pomadką. Włosy związałam w wysokiego kucyka, po czym wyszłam z łazienki. W pokoju siedział Alan, siedział na biurku.

— Pukać do drzwi nie potrafisz? — Zapytałam, podchodząc do szafy. — Możesz wyjść? Nie chce się kłócić, nie dzisiaj.

— A ja nie chce się z Tobą w ogóle już kłócić.

Kiedy miałam odpowiedzieć, Carlos wpadł do pomieszczenia, patrzył to na mnie, to na Alana. Byłam zażenowana, tak samo, jak brunet.

— Luke dzwonił. - Powiedział, zerkając na mojego brata, ale kątem oka spoglądał na mnie. Alan wstał i siłą wyprowadził swojego przyjaciela, na końcu rzucił, że musi ze mną poważnie porozmawiać.

Ubrałam na siebie czarną sukienkę i czarne baletki, poprawiłam włosy i wzięłam telefon, a chwilę później wychodziłam z pokoju. Wszyscy siedzieli w salonie, popatrzyli na mnie wielkimi oczami, zignorowałam to i udałam się do kuchni. Chwilę później przyszedł chłopak, którego nie zdążyłam poznać.

— Hej, głodna? — Zapytał, uśmiechając się.

— Nie, przyszłam się napić wody. — Powiedziałam zgodnie z prawdą.

Kilkanaście sekund później przyszedł Alan, który wyprosił swojego kolegę.

— Zaraz jedziemy. - Mruknął. — Musimy pogadać.

— Po pogrzebie. — Kiwnął głową.

Godzinę później byliśmy na cmentarzu. Nadal nie docierało do mnie, że nie żyją. Co oni zawinęli?

— Chodźmy już. — Powiedział chłopak. Z moich oczu spłynęło kilka łez. — Są teraz w lepszym miejscu i jestem pewny, że nie chcieliby, żebyś płakała, tylko była szczęśliwa i pełna życia. — Zapłakanym wzrokiem popatrzyłam na brata, on nie mówiąc już nic, przytulił mnie. Niewiele myśląc, oddałam uścisk.  

_____


Cześć 👋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro