Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dwudziesty szósty


CLARA

Kiedy wyszliśmy z budynku, James przypomniał, że miałam mu pokazać miasto. Nie wiedziałam co dokładni mam mu pokazać. Kasyna? Nie widziało mi się to, dlatego '' zabrałam go" do parku. Jechaliśmy w przyjemnej ciszy. Lubiłam z nim przebywać, nawet jeśli milczeliśmy, to sama obecność tego chłopaka dawała mi coś, czego ni potrafiłam wyjaśnić. 

W pewnym momencie zadzwonił do mnie Alan. 

C: Co tam? 

― zapytałam uśmiechnięta.

A: Możecie wrócić do miasta. Wszystko jest załatwione.

C: W końcu! 

― zaśmiałam się. 

A:  Aż tak Ci źle z chłopakami? 

C: Czasami myślę, że bardziej jestem zagrożona przy nich, niż przy najgroźniejszych gangsterach świata. 

― poczułam wzrok Jamesa na sobie. 

A: Jest koło Ciebie Morgan?

― podałam telefon chłopakowi. 

Chłopcy chwilę pogadali, patrzyłam na Jamesa. Chciałam mieć pewność, że było wszystko w porządku. Na szczęście, było. Kiedy skończyli rozmawiać, akurat byliśmy na miejscu. 

― Chcesz mi tylko pokazać park? ― zapytał, gdy zaparkował.

― Nie chce mi się szlajać po kasynach. 

― Nic innego w tym mieście nie ma?

― W sumie możemy pojechać nad Kanion. 

― Chodźmy do tego parku,a potem pojedziemy do restauracji. 

Bez słowa wysiedliśmy z samochodu. James złapał mnie za rękę, poszliśmy w głąb parku. Po jakimś czasie usiedliśmy na ławce. Przytuliłam się do chłopaka i patrzyłam w niebo. 

― Dzisiaj są wyścigi. ― mruknął. 

― Masz zamia wystartować? ― zapytałam. 

― Tak, chłopaki mnie zapisali. ― nie byłam zadowolona z tego powodu. Bałam się, że mogło mu się coś stać. ― Wiem, że Ci się to nie podoba, ale nie ma nawet takiej opcji, żeby poszło coś nie tak. Jestem zawodowcem, dobrze wesz.

― No niby tak, ale tu jest całkowicie inaczej. Tu za wszystko możesz dostać kulkę w łeb' nie obowiązują żadne zasady moralne. 

― A ty skąd możesz o tym wiedzieć, co? ― złapał mnie lekko za policzek. 

― Nick  mi kiedyś opowiadał. Często tam bywał. 

― Nic mi nie będzie, nie martw się. ― uśmiechnął się. ― Pojedziesz z nami i o wszystkim się przekonasz. ― kiwnęłam głową. ― Chodźmy stąd. Głodny jestem. 

Wróciliśmy na parking, byłam ciekawa gdzie chłopak zamierza jechać. Nie pytał na co mam ochotę ani o jakąkolwiek propozycję lokalu. 

― Gdzie jedziemy? ― zapytałam, gdy wsiedliśmy do auta. 

― Zobaczysz. ― lubiłam jego uśmiech. Zawsze, gdy się uśmiechał, czułam, że jest to szczere.

Jechaliśmy dobre kilka minut, nudziło mi się, więc postanowiłam zmienić przełączać stacje. W radiu nie leciało nic fajnego, dlatego robiłam to bez przerwy. Kątem oka zerknęłam na swojego chłopaka, widać było, że zaczął się irytować. Czy zaprzestałam? Oczywiście, że nie. Lubiłam go wkurzać, zawsze śmiesznie marszczyło mu się czoło; wyglądał jak wkurzony pięciolatek. 

― Przestań już. ― całkiem wyłączył radio. ― Jak wrócimy do domu, pobierzesz sobie muzykę okej? ― przytaknęłam, śmiejąc się. 

Podczas dalszej drogi rozmawialiśmy o wyjeździe do Los Angeles. James był zdania, że fajnie byłoby pozwiedzać to miasto i poopalać się na Venice Beach. Nie ukrywał, że chciałby też poznać moją rodzinę i zobaczyć, czy tylko mój brat jest taki pojebany. Ja jednak nie byłam co do tego przekonana, bo, już wiedziałam, że moja rodzina jest pojebana, zwłaszcza moja kuzynka. Nigdy z nią nie miałam dobrych kontaktów, bo zawsze miała się za lepszą. Byłam bardziej niż pewna, że będzie się przystawić do Jamesa. 

Tak, byłam zazdrosna. 

― A może potem pojedziemy do kogoś od Ciebie? ― zaproponowałam. 

― Lepiej nie. ― westchnął. ― Nie mam zbyt dobrych relacji z moją rodziną. ― kiwnęłam głową. ― Wysiadka. ― uśmiechnął się. ― Jesteśmy. 

JAMES

Następnego wieczora mieliśmy wyjeżdżać do domu. Chciałem jeszcze pójść na randkę z Clarą. Korzystając z okazji, zabrałem ją do restauracji, którą mijałem, jak tu przyjechałem. Początkowo, chciałem ją tam zabrać i tam powiedzieć co do niej czuje, ale szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Bo co by było, gdyby nie odwzajemniałaby tego uczucia? 

Krótko mówiąc, miałem szczęście. Zapomniałem złożyć rezerwację, ale na szczęście zwolnił się jeden stolik, dwuosobowy. Jednak głupi to ma zawsze szczęście. 

Usiedliśmy obok wielkiego okna, które z pewnością z daleka wyglądało jak ogromne lustro. 

― Proszę coś wybrać, za chwilkę do Państwa przyjdę. 

― Miałeś szczęście. ― zaśmiała się. 

― Nawet nie wiesz jakie. ― pokręciłem głową. ― Na co masz ochotę? 

― Nie wiem, chyba wezmę łososia na parze. A ty co bierzesz? 

― Risotto.

Kilka minut później, kelner przyjął nasze zamówienie. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, jednak przypomniałem sobie o tym co mówiła przez sen.

― Co Ci się śniło? ― zdziwiło ją to pytanie. 

― To co zwykle, a co? 

― Rano mówiłaś przez sen. ― urwałem. ― Prosiłaś, aby Alan przestał, zaczęłaś się trząść. ― westchnęła.

― Ahh, prawie codziennie śni mi się to, jak Alan się nade mną znęca i co sen jest coraz gorzej. ― spuściła wzrok.

― Tak właściwie, to dlaczego Ci to robił? ― podrapała się w kark.

― Dlatego, że jego zdaniem byłam gorsza. ― wzięła głęboki wdech. ― No wiesz, nosiłam okulary, miałam lekko krzywe zęby, co chwilę wyskakiwały mi na twarzy wytryski, miałam lekką nadwagę no i byłam totalną ciamajdą. 

― I to miał być powód? 

W tamtej chwili nabrała mnie ochota, aby wyjebać Alanowi. Nie interesowało mnie to, że się pogodzili i to, że się starał. Powinien ją błagać o wybaczenie, co i ta by było za mało. 

― Chyba tak. ― westchnęła. ― Nie zawsze tak było. Jak byliśmy mali, to żyć bez siebie nie mogliśmy, wszędzie chodziliśmy razem. Ale wiesz, potem poszliśmy do innej szkoły, pojawili się nowi koledzy, dziewczyny i trzeba było im zaimponować.

― Zajebie go. ― dotknęła mojej ręki. ― Dopilnuję, aby już nikt Cię nie zranił. ― kelner przyniósł nasze zamówienie. Zmieniliśmy temat na bardziej pozytywny. 

ANDY

Niedługo miała wrócić Clara. Cieszyłem się, bo bardzo ją polubiłem. Miałem nadzieję, że będę miał okazję z nią porozmawiać i umówić się z nią. Podobała mi się, różniła się o prawie sto procent od lasek, z którymi byłem. Była słodka, miła, atrakcyjna. Co można innego chcieć?

Nie mówiłem o tym nikomu. Tym bardziej Alanowi, gdyby dowiedział się, że podoba mi się jego siostra, obawiałbym się, że mnie zabije. 

Wkurzała mnie tylko jedna rzecz. Mianowicie to, że Morgan pojechał do Las Vegas. Alan mówił, że ona tego chciała. Nie mieściło mi się to w głowie, niby po co chciałaby? Żeby znów jej się coś stało? Tak jak u niego? On nie dałby rady jej obronić ani dopilnować, żeby była szczęśliwa. Nigdy nie byłem złym chłopcem, szanowałem każdego człowieka, a tym bardziej kobiety. Mimo tego, że jestem w gangu, nauki rodziców nie poszły w niepamięć. Zawsze chciałem poznać kogoś, kogo nie będą interesowały pieniądze i przy tej osobie czułbym, że żyje. A co najważniejsze, miał pewność, że nie puści się jak zwyczajny szlauch.

― Jedziesz ze mną do Luka? ― kiwnąłem głową. ― Kiedy Clara wraca? 

― Za jakieś dwa dni. ― powiedziałem.

― Wiesz coś o tym, że James u niej jest? 

― Tsa. ― zacisnąłem pięści. 

― A Tobie co? 

― Nic. ― mruknąłem. 

― Podoba Ci się? Mam rację? 

― Cholernie. ― westchnąłem. 

####

nie chcę mi się sprawdzać błędów

ten rozdział i tak mi się koszmarnie poprawiało ;c 

jeśli ktoś z Was będzie tak miły, to może mi napisać, gdzie popełniłam jakieś błędy ortograficzne, interpunkcyjne itp. 

DZIĘKUJE <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro